Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Polityka Bartłomiej Osuch: USA - drugi Rzym?

Bartłomiej Osuch: USA - drugi Rzym?


30 listopad 2007
A A A

Przedmiotem niniejszej pracy jest analiza porównawcza głównych geopolitycznych czynników, warunkujących powstanie imperiów na przykładzie analogii występujących pomiędzy Cesarstwem Rzymskim a Stanami Zjednoczonymi.

 Warunkiem sprawowania roli światowego hegemona jest uzyskanie wystarczającej przewagi ekonomicznej i wojskowej w połączeniu z atrakcyjną intelektualnie i moralnie ideologią oraz dysponowanie sprawnym ośrodkiem podejmowania decyzji politycznych.[1]

A. A. Boron

 

Wprowadzenie

U zarania państwowości Stanów Zjednoczonych Ojcowie Założyciele poszukując wzorca dla rodzącego się, przyszłego supermocarstwa, spoglądali z podziwem i sentymentem na starożytny Rzym, innego wielkiego gracza z zamierzchłej przeszłości. Należałoby uznać podobne pomysły za mrzonki. Wszak na jakiej płaszczyźnie można było pod koniec XVIII wieku porównywać potężne cesarstwo ze związkiem byłych kolonii brytyjskich? Tymczasem jak pokazała historia, Thomas Jefferson, John Adams, Benjamin Franklin czy George Washington wykazali się niezwykłą przenikliwością i wizjonerstwem, stawiając w jednym rzędzie Imperium Romanum oraz United States of America.   

W swojej najnowszej książce Are We Rome? The Fall of an Empire and the Fate of America [2], Cullen Murphy wskazuje na  analogie pomiędzy tymi dwoma podmiotami. Obserwując zjawisko budowania więzi między USA a Cesarstwem Rzymskim, odnajdujemy je coraz częściej, co można uznać za kolejne wcielenie nieśmiertelnego historycznego paradygmatu, jakim jest właśnie „imperium”. W swojej pracy, autor zdaje się jednak marginalizować szerszy kontekst, skupiając się na okresie prezydentury George’a W. Busha.

Czy porównanie 43. prezydenta do cesarza Dioklecjana, najemników barbarzyńskich do firm PMC [3] typu Haliburton, bądź nielegalnych imigrantów do wędrówek ludów, jest słuszne czy nie? Pytanie to pozostawiam bez odpowiedzi. Natomiast interesujący wydaje się szerszy kontekst historyczny oraz tło geopolityczne, na którym przyszło funkcjonować obu imperiom.

Zrzucenie jarzma i budowa potęgi

Najstarsze dzieje Rzymu to w dużej mierze legendy i mity zapożyczone głównie z tradycji greckiej. Niemniej, jak można dziś ustalić, początkowo niezależna osada została podbita przez sąsiednich Etrusków w połowie VI wieku p.n.e. Rozwijające się pod obcym panowaniem osiedle latyńskie z czasem zdołało zrzucić obcą zwierzchność, wypędzając ostatniego etruskiego króla (rex), pod koniec V wieku p.n.e.

Stany Zjednoczone, wpierw będące kolonią, także wyrwały się spod kurateli potężnego suzerena w osobie króla Anglii, w wyniku rewolucji i wojny o niepodległość w latach 1775-1782. Interesującym wydaje się fakt, iż ustrój polityczny obu nowych państw, był przeciwieństwem monarchii. I Rzym, i Stany Zjednoczone powstały jako republiki. Dobrze pamiętano absolutystyczne rządy.

Miasto Rzym położone na uboczu wielkich procesów historycznych nie liczyło się przez stulecia jako realny gracz. Wielkie imperia istniały dotąd tylko we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego i regionie Bliskiego Wschodu (żyznego półksiężyca). Babilon, Asyria, Egipt, państwa greckie, Persja, Imperium Macedońskie czy państwa diadochów jedno po drugim zdobywały panowanie i upadały, prowadziły wielkie podboje i same były niszczone. W tym czasie małe latyńskie polis systematycznie podporządkowywało sąsiadów i rosło w siłę, stając się poważnym podmiotem w zachodniej części Morza Śródziemnego.

W tym miejscu pojawia się kolejna analogia. Rozwój Stanów Zjednoczonych również odbywał się na uboczu głównych wydarzeń, których ówczesnym centrum była Europa. To tam swoje metropolie miały największe potęgi kolonialne, tam zachodziły najważniejsze procesy historyczne, toczyły wojny i tworzyły koalicje. USA podobnie jak Rzym, stojąc na uboczu mogły zachować pozycję neutralnego obserwatora, angażując się w główne wydarzenia na własnych warunkach i w sprzyjających okolicznościach. Jak powiada A. Toynbee: Wojna hegemoniczna faworyzuje mocarstwa z peryferii systemu międzynarodowego. Sprzyja temu wzajemna eliminacja walczących mocarstw [4]. Tak było chociażby podczas I i II wojen światowych, do których Stany Zjednoczone weszły w końcowej fazie, walnie przyczyniając się do ich rozstrzygnięcia.

Wojna hegemoniczna

Na drodze do panowania Rzymu w regionie stanęła jednak Kartagina, północno-afrykański konkurent. Decydujące starcie musiało nadejść nie tylko ze względów geopolitycznych. Oba państwa różniły się także religią, system politycznym i modelem społecznym. Konfrontacja była nieunikniona. Okres ten był dla Rzymu decydujący. Po ciężkiej walce, w trzech wojnach punickich [5], rywal został ostatecznie pokonany. Od tego czasu rozpoczyna się gwałtowny wzrost potęgi, w wyniku którego kolejni sąsiedzi Imperium zostają podporządkowani, wyzyskując ich słabość i brak jedności, po wyniszczających wojnach. Rzym stał się hegemonem, a świat śródziemnomorski, orbis terrarum, znalazł się w obrębie jednego organizmu państwowego [6].

W przypadku Stanów Zjednoczonych, jako sytuację analogiczną wskazać należy zmagania ze Związkiem Radzieckim i poprzedzające je wielkie konflikty XX wieku. Po pierwszej wojnie światowej USA nie angażując się w sprawy światowe na większą skalę, prowadziły politykę izolacjonizmu. W orbicie ich zainteresowań znajdowały się wówczas jedynie regiony półkuli zachodniej. Druga wojna światowa zaowocowała porzuceniem tej doktryny. Jednakże po upadku nowych pretendentów (Niemcy, Japonia) i osłabieniu starych (Wielka Brytania i Francja), na drodze do globalnej dominacji stanął Związek Radziecki. Okres lat 1945-89, mimo odmiennego charakteru (wymuszonego pojawieniem się broni jądrowej), w porównaniu z poprzednimi konfliktami tego typu, także możemy określić mianem wojny hegemonicznej. Ścierały się w niej nie tylko państwa czy bloki, ale też systemy polityczne, ekonomiczne i ideologie. Zaniechanie z obawy samounicestwienia bezpośredniej konfrontacji o charakterze zbrojnym przełożyło się na agresywną rywalizację w dziedzinie zbrojeń i ograniczonych interwencji na obszarach peryferyjnych. W jej wyniku upadło jedno z mocarstw, otwierając konkurentowi drogę do światowego przywództwa.

{mospagebreak} 

Pax Romana – Pax Americana

Rzym u szczytu swojej potęgi w pierwszej połowie III w. n.e. dominował nad najzasobniejszą częścią świata. Wprawdzie według dzisiejszych standardów nie był mocarstwem ogólnoświatowym, tylko regionalnym, jednakże ówczesna izolacja od pozostałych kontynentów, tworzyła de facto zamkniętą całość. Kluczowe obszary tego regionu znajdowały się pod kontrolą bezpośrednią lub pośrednią Imperium. Sąsiedzi byli albo stojącymi niżej cywilizacyjnie barbarzyńcami, formującymi co najwyżej plemienne związki, bądź były to państwa nie stanowiące realnego zagrożenia dla hegemona. 

Pax Romana opierał się na dominacji, skonstruowanej w oparciu o zasadę divide et imperia, która była kwintesencją świadomie tworzonego, skomplikowanego ustroju gospodarczego i politycznego. Dopóki system ten funkcjonował, żadne zewnętrzne zagrożenie nie było w stanie naruszyć jedności imperium, nawet, kiedy u jego wschodnich granic pojawiło się potężne Państwo Partów.

Bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych opiera się na własnej sile militarnej i systemie sojuszy. Zamiast bezpośrednich podbojów USA rozszerzają sfery wpływów politycznych, wciągając w swoją orbitę ważne ze strategicznego punktu widzenia państwa. Tworząc bloki wojskowe oraz dwustronne sojusze czy wręcz protektoraty szachują potencjalnych pretendentów do hegemonii, a jednocześnie budują regionalne systemy równowagi sił, w których mogą odgrywać rolę arbitra.

Dominacja kulturowa 

Wspólną cechą obu imperiów wydaje się być także trudna do zdefiniowania atrakcyjność kulturowa. Styl życia i system wartości były czynnikami przyciągającymi i jednoczącymi odmienne kulturowo i etnicznie ludy podbite i klienckie. Kultura Rzymu początkowo traktowana przez stare cywilizacje jako niższa i wtórna czy wręcz barbarzyńska, paradoksalnie pociągała nowo podbite ludy swoją przystępnością i dostępnością, nawet najniższe warstwy społeczne. Greckie teatry zastąpiły cyrki rzymskie a dramat – wyścigi rydwanów i walki gladiatorów. Można ją zatem śmiało porównać z popularno-rozrywkową kulturą amerykańską, która również mimo dyskusyjnych wartości estetycznych ma wręcz hipnotyczny wpływ, zwłaszcza na młodzież świata [7]. Muzyka popularna, przemysł filmowy i telewizyjny, a nawet moda, kuchnia czy styl bycia są chętnie naśladowane w różnych kręgach kulturowych, a język angielski w obecnym świecie jest tym, czym była łacina w starożytności – językiem międzynarodowym.

W obu przypadkach ranga obywatela imperium, kojarzona jest z wysokim statusem ekonomicznym i awansem społecznym, stając się celem ambicji i powodem do dumy, a z czasem symbolem wyższości kulturowej. Sprzyja to dobrowolnej asymilacji poddanych, co dodatkowo wzmacnia jedność, a zatem potęgę państw.
 

Legiony i limesy – polityka bezpieczeństwa 

Na straży rzymskiego bezpieczeństwa stały legiony, świetnie wyekwipowane i wyszkolone zdyscyplinowane formacje zbrojne. W razie zagrożenia, dzięki doskonałemu systemowi komunikacji oraz centralnemu położeniu zaplecza, mogły być szybko przerzucone w dowolny zakątek imperium. Dodatkowym zabezpieczeniem był system twierdz i granicznych limes, rozlokowanych w strategicznych regionach.

Stany Zjednoczone, wydają rocznie na siły zbrojne ponad 500 miliardów dolarów tj. dwa razy więcej niż wszyscy pozostali członkowie NATO razem wzięci [8]. Samo to zestawienie obrazuje jak wielką rolę i pozycję niekwestionowanego lidera posiadają USA. W zestawieniu z potencjalnymi konkurentami spoza układów sojuszniczych ta dysproporcja jest jeszcze większa. Należy przy tym pamiętać, iż w razie potrzeby ogromny potencjał gospodarczy i technologiczny może być bardzo szybko zmobilizowany na potrzeby wojskowe. Jako jedyne państwo, Stany Zjednoczone, są zdolne do prowadzenia wojen w dowolnym zakątku świata. Tym, czym dla Rzymu były słynne drogi, tym dla Waszyngtonu są szlaki morskie, a odpowiednikiem fortec jest system baz w strategicznych punktach globu. Obecność legionów w zapalnych punktach imperium porównać z kolei można do zespołów lotniskowców kierowanych w razie potrzeby na wybrane akweny, bądź to w celu wykonania pierwszego uderzenia, czy tylko zamanifestowania potęgi samą obecnością.

Jeszcze za wcześnie by o tym mówić, ale pojawia się pokusa by porównać naddunajskie i nadreńskie limes – stałe linie fortyfikacyjne, do koncepcji tarczy antyrakietowej. U podstawowych założeń obu konstrukcji leżała potrzeba ochrony „świata cywilizowanego” przed atakiem nieprzewidywalnych „barbarzyńców”/państw „osi zła”.

Barbarium – międzynarodowy terroryzm

„Rzym został zniszczony przez najazdy barbarzyńców” – takie zdanie padnie niemal zawsze, gdy zadamy pytanie o przyczyny upadku imperium. Abstrahując od pozostałych nie mniej ważnych przyczyn, zastanówmy się czy i tutaj możemy pokusić się o analogię. Po wstrzymaniu ekspansji (terytorialnej i politycznej) i okrzepnięciu na ostatecznych granicach zarówno Imperium Rzymskie jak i Stany Zjednoczone nie mają żadnego równorzędnego przeciwnika. Dysproporcje potencjałów zarówno militarnych jak i gospodarczych czy technologicznych są tak duże, że konwencjonalnymi środkami nikt nie jest w stanie zagrozić bezpieczeństwu imperium. Realnym zagrożeniem w tej sytuacji stają się przeciwnicy stosujący niekonwencjonalne metody, jak byśmy to dziś nazwali – asymetryczne. Czyżby odpowiednikiem antycznych Hunów była dziś Al-Kaida?

W teorii stosunków międzynarodowych funkcjonuje pojęcie hegemonii, definiowane jako dominacja jednego państwa nad innymi w systemie [9]. Po zakończeniu zimnej wojny, będącym rezultatem upadku jednego z dwóch rywali w walce o globalną dominację, mianem hegemona, globalnego przywódcy czy też światowego policjanta, okrzyknięto zwycięskie mocarstwo północnoamerykańskie. Stany Zjednoczone, znalazły się w unikalnym położeniu, nie mając na arenie międzynarodowej praktycznie żadnego liczącego się konkurenta. Sytuacja ta może być porównywana z innymi potęgami w historii, pamiętając jednak, iż żadnej z nich nie udało się osiągnąć wymiaru globalnego. System misternie zbudowanej sieci sojuszy, państw wasalnych, protektoratów czy kolonii, realizowany przez poprzednich pretendentów do tytułu hegemona był niezmiennym warunkiem potęgi. Jednak podstawowymi wyznacznikami mocarstwowości są: siła militarna, przewaga gospodarcza oraz wyższość cywilizacyjna. W wyniku ich połączenia, Stany Zjednoczone uzyskują także niewymierne wpływy polityczne, co czyni z nich jedyne supermocarstwo światowe, które rangą śmiało może konkurować z antycznym odpowiednikiem, a zasięgiem i potęgą stanowczo je przewyższa.

Przypisy

[1] A. A. Boron, Towards a Post-Hegemonic Age? The End of Pax Americana, Security Dialogue 1944, vol.25, no. 2, s 216, cyt. za: D.Kondrakiewicz, Systemy równowagi sił w stosunkach międzynarodowych, Lublin 1999, s 115.
[2] C.Murphy, Are We Rome? The Fall of an Empire and the Fate of America, Boston 2007.
[3] PMC – Private Military Companies, prywatne spółki oferujące szeroki wachlarz ofert od prostych usług ochroniarskich, przez handel bronią po operacje czysto wojskowe. Najbardziej znane to Black Water i Haliburton.
[4] Cyt.za: A.Gałganek, Zmiana w globalnym systemie międzynarodowym. Supercykle i wojna hegemoniczna, Poznań 1992 s. 99.
[5]I wojna punicka (263-241 r. p.n.e.), II (218-201 r. p.n.e.), III (149-146 r. p.n.e.).
[6] J.Wolski, Starożytność, Warszawa 200, s.422.
[7] Z.Brzeziński, Wielka szachownica, Warszawa 1999, s.25.
[8] http://www.nato.int/docu/pr/2006/p06-159.pdf
[9] A.Gałganek, op. cit., s. 16.