Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Anna Radłowska: Niebezpieczne związki

Anna Radłowska: Niebezpieczne związki


21 luty 2009
A A A

Na współczesne relacje chińsko- afrykańskie spogląda się przede wszystkim z perspektywy ekonomicznej. Rzadziej poruszaną kwestią są konsekwencje obecności i działań Chińskiej Republiki Ludowej na kontynencie dla postępów krajów afrykańskich w demokratyzacji.

Po zakończeniu „zimnej wojny” zwycięstwo demokracji i kapitalizmu wydawało się niekwestionowane. Blok socjalistyczny rozpadł się. Większość niedemokratycznych krajów, zarówno „drugiego” jak i „trzeciego” świata rozpoczęło transformację polityczną i ekonomiczną.  Jednak w państwach kontynentu afrykańskiego próba przyjęcia wzorców demokratycznych, podejmowana od początku lat '90 ubiegłego wieku, jedynie w nielicznych przypadkach zakończyła się sukcesem. Na afrykańskiej drodze do demokracji pojawiały i wciąż pojawiają się rozmaite przeszkody. Jedną z najnowszych wydaje się być chińska aktywność na kontynencie.

Początek nowego millenium przyniósł ze sobą intensyfikację działań Chińskiej Republiki Ludowej w Afryce, przede wszystkim w płaszczyźnie ekonomicznej. Chińczycy są bardzo atrakcyjnym partnerem dla przywódców państw afrykańskich. Oczekują bowiem praktycznie dokładnie tego samego, co inni- dostępu do surowców i zasobów naturalnych, preferencji w eksploatacji dóbr, otwarcia rynków, umożliwienia wymiany handlowej. Jednak koszty tej współpracy z perspektywy afrykańskich elit rządzących, przynajmniej formalnie, wydają się niższe niż w przypadku innych. Bezpośrednie korzyści, mierzone inwestycjami, znaczącym wzrostem wymiany handlowej, ale także napływem broni i ochroną na forum międzynarodowym [1] czynią Chińczyków jednymi z najistotniejszych partnerów Afrykanów.

Kapitalizm - tak, demokracja - niekoniecznie


Pomimo głębokiego kryzysu w jakim znalazła się światowa gospodarka, ChRL zachowała znaczący poziom wzrostu gospodarczego - jest nie tylko największym rynkiem, ale też jednym z największych producentów i inwestorów. Jednocześnie, formalnie rzecz biorąc, pozostaje państwem komunistycznym (z tym, że aktywnie wykorzystującym zdobycze kapitalizmu).

Specyfika chińskiego systemu polityczno - gospodarczego budzi poważne obawy co do potencjalnie negatywnego wpływu na postępy procesów demokratyzacji na kontynencie afrykańskim. „Chińska droga rozwoju” stanowi bowiem dla wielu namacalny dowód na udane (przynajmniej na razie) - choć z zachodniego punktu widzenia nienaturalne - połączenie gospodarki kapitalistycznej z niedemokratycznym systemem sprawowania władzy. Może on w konsekwencji zostać więc wykorzystany dla odrzucenia dogmatu o konieczności reform politycznych.

Chiny proponują państwom postkolonialnym drogę rozwoju, która nie musi zostać okupiona przystaniem na zachodnie reguły gry politycznej. „Chińska droga rozwoju” może zostać uznana za atrakcyjną alternatywę dla obcej, europejskiej, czy ogólnie rzecz ujmując zachodniej wizji świata. Państwo Środka pokazuje, że można połączyć potęgę gospodarczą w liberalnym stylu z niedemokratycznym systemem rządów. Idąc dalej tym tropem, przykład chiński, pozwala na wysnucie hipotezy o nieadekwatności demokracji - jako systemu obcego; niezrozumiałego; niezgodnego z kulturą, historią, tradycją państw niezachodnich - dla krajów kontynentu afrykańskiego.

Konsekwencje charakterystycznej dla chińskiej polityki zagranicznej, wyniesionej na sztandary doktryny nieingerencji, są kolejnym czynnikiem torpedującym rozwój demokracji w Afryce. Chińskie deklaratywne nieingerowanie w ustrój państw - parterów politycznych, stoi w rażącej sprzeczności z ofertami współpracy proponowanymi Afrykańczykom przez zachodnie demokracje. Chiny nie wymagają bowiem wykazywania postępów w demokratyzacji jako warunku wstępnego kooperacji albo udzielania pomocy. Warto w tym miejscu przypomnieć, że idea demokratyzacji od samego początku była i ciągle jest aktywnie wspierana przez państwa i instytucje zachodnie, które od realizacji wzorca transformacji demokratycznej uzależniają charakter relacji i udzielanego wsparcia. Kierując się szlachetnymi [2] intencjami, faktycznie wymuszają one przemiany, które nie zawsze są akceptowane czy zrozumiałe dla rządzących i rządzonych.

Tymczasem Chiny współpracują zarówno z państwami demokratycznymi, jak i niedemokratycznymi, niezależnie od ich sytuacji wewnętrznej, charakteru reżimu politycznego czy stopnia przestrzegania praw człowieka i praw obywatelskich [3] co czyni je atrakcyjniejszym partnerem. Samo wykorzystywanie chińskiej pomocy rozwojowej, czy humanitarnej, jest również obłożone znacznie mniejszymi restrykcjami niż w przypadku innych państw, czy instytucji międzynarodowych. Chiny nie kontrolują co dzieje się z przekazywanymi przez nie środkami, faktycznie nie interesują się tym, jak są one w rzeczywistości wykorzystywane i czy trafiają do rzeczywiście potrzebujących.

Za sprawą oficjalnej doktryny nieingerencji, Chiny znacząco poszerzają grono swoich sojuszników  także o kraje, które przez żadne inne liczące się potęgi światowe nie mogły być brane pod uwagę jako potencjalny partner. W zamian mogą liczyć nie tylko na bezpośrednie korzyści ekonomiczne płynące z kooperacji, ale również wzajemne wsparcie na arenie międzynarodowej. Takie podejście, poparte antyeuropejską propagandą i przywoływaniem antykolonialnych sentymentów zapewnia Chińczykom rosnącą popularność w regionie. Jednocześnie, uprawomocnia obecność na arenie międzynarodowej marginalizowanych przez Zachód państw autorytarnych, takich jak Sudan czy Zimbabwe. Dostarcza także kolejnych dowodów zaprzeczających tezie, że niedemokratyczny system rządów uniemożliwia państwu efektywne funkcjonowanie i przynosi negatywne konsekwencje. Jednakowoż z perspektywy liderów państw afrykańskich zaskakujący jest fakt, że zdają się oni nie zauważać długofalowych rezultatów politycznego uzależnienia od jednego partnera. Brak politycznej wyobraźni wpycha kraje afrykańskie w objęcia realizujących neokolonialną politykę Chin. Brak demokracji w Afryce, który w tym kontekście leży w interesie Chińczyków, pogłębia alienację krajów afrykańskich na międzynarodowej arenie politycznej.

Wodzone na pokuszenie elity afrykańskie, dbając jedynie o własny interes, nie widzą żadnego interesu we wdrażaniu demokracji, bo dzięki kontaktom z Państwem Środka nie muszą zmieniać gwarantujących im władzę rozwiązań na niepewne co do swych skutków mechanizmy demokratyczne. Na pewno nie będą skłonne wdrażać, czy kontynuować prodemokratycznych reform, gdyż perspektywa oddania władzy odbiera im monopol na dysponowanie surowcami i bogactwami naturalnymi swoich krajów. W rezultacie działań Chińczyków, afrykańskie elity rządzące są nieprzychylne zagrażającym ich pozycji zmianom, i jednocześnie oddalają konieczność dostosowywania się do wymogów partnerów europejskich czy amerykańskich.

Druga strona medalu

Mimo negatywnego wpływu na rozwój demokracji w Afryce, działania chińskie mogą być katalizatorem zmian politycznych. Nadzieją dla demokracji może stać się fakt, że zarówno elity rządzące jak i chińscy inwestorzy zdają się nie zauważać narastającej frustracji i niezadowolenia społeczeństw afrykańskich z niedostępności podstawowych, niezbędnych dóbr. Korzyści z chińskiej aktywności w regionie nie są bezpośrednio odczuwane przez „zwykłych” ludzi, nie stanowią zmiany jakościowej warunków życia mieszkańców kontynentu. Społeczeństwa afrykańskie nie są beneficjentami tej współpracy, nawet środków pomocowych, które często zamiast trafić w ręce potrzebujących, zasilają zagraniczne konta liderów politycznych.

Niezadowolenie pogłębia nie tylko brak korzyści, ale także świadomość ponoszenia wszystkich kosztów kooperacji - że wymienię tutaj tylko rosnące bezrobocie, czy upadek rodzimego przemysłu w efekcie zalewu rynków tanimi produktami azjatyckimi. Społeczeństwa, wobec zubożenia, uzależnienia i braku bezpośrednich zysków, mogą stać się zarzewiem buntu wobec przywódców. Już teraz w niektórych krajach mamy do czynienia z protestami wymierzonymi w Chińczyków i chińskie inwestycje. Jeżeli sytuacja „zwykłych ludzi” się nie poprawi - a na podstawie dotychczasowych doświadczeń trudno oczekiwać od przywódców afrykańskich działań w tym kierunku - wyjdą oni na ulice i podobnie jak na początku minionej dekady wystąpią z żądaniami reformy wewnętrznej i odsunięcia rządzących od władzy.

Dodatkowo, ruchy te zapewne będą mogły liczyć na wsparcie Zachodu a zwłaszcza nowej administracji amerykańskiej z Barackiem Obamą na czele. Antydemokratyczna w swych konsekwencjach obecność Chin na kontynencie afrykańskim może spotkać się z kontrofensywą w postaci pomocy dla tych organizacji czy inicjatyw, które jednoznacznie wyrażą poparcie dla drogi przemian politycznych.

Nie bez znaczenia dla przyszłości politycznej Afryki pozostaje także kryzys gospodarczy trawiący wszystkie kraje zaangażowane w regionie. Kluczowym staje się pytanie o to, który z modeli gospodarczo – politycznych, zachodni czy chiński, wyjdzie z kryzysu silniejszy. A w konsekwencji, który z modeli będzie miał możliwość wpływania na kształtowanie się systemów politycznych w innych regionach świata, w tym w Afryce.

Co więcej, należy wyraźnie podkreślić, że chińska obecność i aktywność w państwach afrykańskich jest jednym spośród wielu różnorodnych czynników wpływających na demokratyzację w tych krajach. W poszczególnych przypadkach może ona odgrywać mniejszą lub większą rolę, wpływając na intensyfikację lub spowolnienie procesu transformacji ustrojowej. Mimo to, z pewnością warto bacznie śledzić kolejne działania Chin w Afryce, a ich rezultaty dla ewentualnych zmian politycznych są jedynie kwestią czasu.

Przypisy:

[1] Między innymi na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ.
[2] Oczywiście- w swoim rozumieniu „szlachetnymi”.
[3] Nawet w okresie zimnej wojny Chińczycy współpracowali zarówno z państwami, które deklarowały orientację socjalistyczną, jak i z amerykańskimi sojusznikami.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.