Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Damian Żuchowski: "Życie w słońcu jest jak życie w ogniu"

Damian Żuchowski: "Życie w słońcu jest jak życie w ogniu"


12 grudzień 2008
A A A

Mija już 20 lat odkąd zamieszkujący Borneo lud Penanów walczy o zachowanie swojego środowiska do życia. Opór przeciwko najazdowi spółek drzewnych i rządu nie przybierał jednak on szczególnie gwałtownych form, cechując się rozwagą oraz szczególną dozą mądrości.

Prolog

23 października 2007 roku jeden z przywódców ludu Penan – Kelesau Naan zapuścił się w głąb lasu w celach łowieckich. Przyszłe wydarzenia miały wkrótce uczynić wędrówkę  tego starca ostatnią w jego życiu. U końca grudnia 2007 roku znaleziono jego ciało dwie godziny drogi od domu.

Wydarzenia, które przedstawia ta praca nie mają służyć unienawistnieniu ani instytucji ani ludzi, którzy dopuszczają się czynów aroganckich, niesprawiedliwych i krótkowzrocznych. Wielu urzędników i ludzi powiązanych z machiną wycinki i transformacji miejscowych ludów mogła mieć szczere przekonanie o słuszności i dobru obranego kierunku.

Jeśli zaiste i tak było to przewinieniem ludzi tych pozostaje jednak ignorancja wynikająca z ślepego przeświadczenia o słuszności własnego „ja” powiązana z bez empatycznym zbyciem głosu drugiego człowieka. Obok tej ludzkiej nieświadomości nie sposób jednak nie zauważyć beznamiętnej obojętności dla życia ludzkiego i środowiska, które wyznaczało jego rytm.

Obok smutnego obrazu rzeczywistości przebija jednak się nadzieja i wezwanie do stawiennictwa za tymi, których świat nie został jeszcze w pełni utracony, zarówno w Sarawak jak i wszędzie tam gdzie paternalistyczne rządy roszczą sobie prawo do arbitralnego decydowania o losie tych, którzy nigdy lub w pełni nie oddali swojego życia w ręce państw narodowych.

Niechaj las stanie się pieniadzem

Borneo to trzecia co do wielkości wyspa ziemskiego globu. Przez wieki ziemie te pozostawały niedostępne i nieznane dla wszelkiego autoramentu handlarzy i eksploratorów. Działo to się z dwóch głównych względów. Z jednej strony była to nieprzebyta puszcza z drugiej zaś aura strachu roztaczana przez rdzennych mieszkańców tych ziem – Dajaków – jak niosła wieść nieprzejednanych wojowników i łowców głów. I choć do czasów nam współczesnych wiele spośród tutejszych ludów w stopniu większym lub mniejszym kontynuuje rodzime tradycje to i Borneo nie oparło się zmianom jakim przyniosła wpierw kolonizacja, a potem upaństwowienie miejscowych ziem. Obecnie Borneo znajduje się pod jurysdykcją trzech kolejnych państw. Największa część wyspy, Kalimantan wchodzi w skład Indonezji. Najmniejsza, zaledwie 5,8 tys km2 stanowi całość terytorium sułtanatu Brunei. Pozostała część, dzieląca się na dwa stany Sabah i Sarawak, przypada na Malezję. I ku właśnie temu ostatniemu zwróćmy swoją uwagę…

Jeszcze w roku 1984 lasy stanowiły 75 procent całości terytorium stanu Sarawak. Czy gdziekolwiek na świecie tak duży, naturalny rezerwuar przyrody mógł pozostawać nietkniętym w ostatnich dekadach XX wieku?

Już od dawna było wiadomym, że państwo malezyjskie, które w roku 1957 uzyskało niepodległość będzie potrzebować odpowiedniej materii aby wyłuskać sobie faktyczną niezależność i dotrzymać kroku innym państwom regionu. Gdy w roku 1963 do Malezji przyłączono również Sarawak pod kloszem malezyjskich notabli znalazły się na w poły dziewicze ziemie północnego Borneo. Jako, że najprostszą, uznaną metodą szybkiego bogacenia się była szybka i masowa eksploatacja surowców naturalnych to wielkie pasy nietkniętej roślinności nie mogły pozostawać oazą na mapie ekspansjonizmu gospodarczego południowo-wschodniej Azji.

Rozwijający się kwiat malezyjskiej gospodarki wkrótce zrosiły wpływy z borneańskiej ropy naftowej i gazu ziemnego. Ropa naftowa i gaz ziemny, pozyskiwane również tu w Sarawak, przynosiły dochód i zapewniały tzw. bezpieczeństwo energetyczne. Prawdziwym gospodarczym symbolem Malezji było jednakże drzewo. W latach osiemdziesiątych ten młody jeszcze kraj przewodzil w gospodarczych statystykach w trzech dziedzinach. Jedną z nich było co prawda wydobycie rud cyny ale dwie pozostałe miały już o wiele bardziej drzewny charakter. Mowa tu o uprawie olejowca i kauczukowca. O odpowiednią inicjacje i rozwój uprawy tego ostatniego na terenie późniejszej Malezji zabiegali wcześniej angielscy kolonizatorzy, którzy oczyszczając ziemie pod przyszłe sadzonki wypalali duże połacie puszczy. Po zrzuceniu okowów kolonializmu schedę po nieproszonych protektorach przejęła Malezja. Zależna od kaprysów pogody uprawa kauczukowca i olejowca, drzew o nieazjatyckim rodowodzie, pozostawała i pozostaje jednym z głównych filarów malezyjskiej gospodarki. Gdy jednak stan Sarawak dołączył do federacyjnej monarchii wkrótce stało się jasnym, że eksploatacja lasów stanie się kolejnym drzewnym fundamentem dźwigającym coraz lepiej prosperującą gospodarkę.

Rozległe dziewicze lasy Borneo często położone na trudno dostępnych terytoriach stanowiły łakomy kąsek dla tych, którzy w tym tak nie miejskim środowisku skłonni byli widzieć przyczółek do szybkiego i masowego zarobku. Interes rozwoju upraw olejowca doskonale korespondował z zamiarem masowej wycinki lasów Sarawak. Jak pokaże późniejsza praktyka ogołocone terytoria często przeznaczano na rozległe plantacje tego drogocennego drzewa.

Wielki państwowy plan eksploatacji zdawał się być gotowy i niezachwiany. Głównym beneficjentem  kolejnych dekad piły i buldożerów nie miał być cały naród malezyjski od Pinang do Sandakan ale - jak często to bywa – przedsiębiorstwa i osoby prywatne powiązane z establishmentem malezyjskim. Decyzja zapadła. Wydano rozliczne koncesje, które trafiły na biurka m.in. firm amerykańskich i japońskich. W przeciągu następnych lat stan Sarawak zmienił się w wielki tartak południowo-wschodniej Azji. Działalność notabli indonezyjskich w sąsiednim Kalimantanie nie wiele mniej bezmyślna niż ta jaką obrano w malezyjskiej części wyspy sprawił, iż to właśnie na Borneo przypadał największy współczynnik wycinki drzew w skali światowej.

Żałobny festiwal buldożerów i pił motorowych zmieniał obraz Sarawaku, zmieniał obraz dziewiczych połaci lasu. Beznamiętnie wycinano jeden z największych kompleksów leśnych gdzie rosły jedne z najstarszych drzew globu ziemskiego. Niszczono siedziby zwierząt, a podczas procesu wycinania drzew zgładzono nie jedno z nich. Na spustoszenie wystawiono ni poznane zaułki oraz siedziby endemii. Pomimo, iż do niedawna niezakłócona wiara w erę kominów i nieograniczonego przemysłu należała już do przeszłości to w skali globalnej wciąż masowo wydobywano wszelkiego rodzaju surowce naturalne, nie znając umiaru zarówno w karczunku jak i destabilizacji  środowiska naturalnego w imię przerysowanej idei postępu.

Filipiny straciły 55 proc. swoich lasów pierwotnych w latach 1960-1985, Tajlandia 45 proc. w latach 1961-1985. Na tle tak śmiałych poczynań gospodarczych maleńkich sąsiadów malezyjski plan eksploatacji lasów nie mógł wzbudzać szczególnie większych kontrowersji zwłaszcza gdy tak oto pozyskane produkty obróbki drewna zmierzały ku portom krajów ościennych i tzw. świata zachodniego.{mospagebreak}

Las – dom Penanów

Gdy w roku 1963 Sarawak został przyłączony do Malezji przedmiotem aneksji nie stały się ziemie z tradycji i natury malajskie. Co prawda, wiele ziem wchodzących w skład współczesnego Sarawaku podlegało kolonizacji i różnym formom państwowości ale wspaniała część terytorium pozostawała zamieszkana przez rdzennych mieszkańców Borneo tworzących mozaikę ludów i plemion.

Tutejsze społeczności wiodły osiadły lub półosiadły tryb życia, niektóre jednak prowadziły żywot otwarcie koczowniczy polegając na obfitości nieprzebytej puszczy. Jedynym plemieniem malezyjskiego Sarawaku, które wiodło nomadyczny tryb życia był lud Penan. Kolonizacja w najtęższej ze swych form skupiała się na pasach wybrzeża toteż Penanowie zamieszkujący terytoria  północno-wschodnie, trudno dostępne z racji górzystej rzeźby terenu długie lata unikali penetracji swych ziem, grożącej całkowitą utratą niezależności. W czasach kolonialnych Anglicy 3-4 razy do roku umieszczali misje handlowe blisko lasów Penan. W misjach handlowych w zamian za produkty lasu koczownicy otrzymywali m.in. noże, naczynia do gotowania oraz dubeltówki. Niektórzy Penanowie do dziś posiadają dubeltówki z czasów kolonialnych.

Populacja Penanów nigdy nie była liczna. Koczowniczy tryb życia nie sprzyjał tworzeniu większych społeczności toteż żyli w małych społecznościach od kilku do kilkudziesięciu osób łączących się okresowo. Obóz Penanów składał się z małych domów salep. Każda rodzina posiadała dwa salep: jedno większe służące jako obejście dnia codziennego oraz mniejsze przeznaczone do spania.

Po około miesiącu biwakowania w jednym miejscu Penanowie opuszczali obozowisko i przechodzili do innej łaty lasu, gdzie zakładali kolejne. Taki tryb obozowania sprzyjał samoregulacji i regeneracji nadwątlonych części lasu. Las stanowił dla Penanów odzwierciedlenie świata. W nim sadowił się ich dom, spiżarnia, relacje oraz życie. Penanowie mówili, iż las jest światem duchów i jest ich własnością. Korzystanie z jego dobrodziejstw musiało zatem podlegać pewnym regułom. Tubylcy w życiu codziennym odwoływali się i korzystali zarówno ze świata roślinnego jak i zwierzęcego.

Spośród zwierząt głównym celem myśliwskich zakusów plemienia były świnie (zwłaszcza brodate) oraz jelenie. Mięso małych ptaków oraz wiewiórek ceniono ze względu na  delikatność. Do polowania na większe zwierzęta Penanowie używali trucizny pobieranej z drzewa tajem sporządzanej na bazie mlecznego lateksu. Trucizna tajem wprowadza zaburzenia w działaniu serca wywołując śmiertelne arytmie.

Mięso stanowiło główne źródło białka dla tubylców oraz nieodzowną część diety. Kapitalne znaczenie pod względem odżywczym ale i społecznym odgrywała jednak palma sagowa będąca źródłem węglowodanów. Gdy drzewo osiągało odpowiednią wysokość było ścinane i dzielone na kilka kadłubów z których następnie otrzymywano miąższ poprzez regularne uderzenia min. drewnianymi narzędziami. W procesie pozyskiwania mączki sagowej brała udział cała społeczność począwszy od mężczyzn a skończywszy na kobietach i dzieciach.

Buldożery wytyczą wam drogę


Współczesna antropologia końca XX i początku XXI wieku skora jest do upłynniania pojęcia kultury. Dzieje się to w świecie gdzie fakt i prawda coraz częściej stają się kreacją finansowo zależnych mediów, za pośrednictwem których łatwo jest przedstawić z pozoru racjonalny pogląd mówiący, iż pewne działania zmierzające do zachowania środowiska naturalnego są owocem niezdrowej konspiracji zaś obrazy rdzennych społeczności na tym środowisku polegających, przerysowane i naciągnięte.

Prezydent Peru Allan Garcia publicznie sugerował chociażby, iż nie ma dowodów na to, że w peruwiańskiej Amazonii, niedaleko granicy z Brazylią mieszkają izolowani Indianie nie utrzymujący kontaktu ze światem zewnętrznym, natomiast ich obecność jest wymysłem ekologów, którzy tym sposobem chcą zapobiec ugospodarowaniu Amazonii.

Odpór temu twierdzeniu dały zdjęcia z lotu ptaka z połowy 2008 roku obrazujące grupę Indian mieszkających na pograniczu obu krajów. Pomimo tak wyraźnych dowodów i kilkukrotnym stwierdzeniu, iż izolowane społeczności Indian przemieszczają się w stronę granicy brazylijskiej w ucieczce przed przedsiębiorstwami poszukującymi m.in. ropy pojawiły się zarzuty, iż przedstawione fotografie są sfałszowane.

Głos tego rodzaju opublikowano na łamach gazety Observer a autentyczność przedstawionych zdjęć – na podstawie swoich doświadczeń z florą Amazonii - poddawała w wątpliwość na antenie TV także znana polska podróżniczka Beata Pawlikowska.(1)

Ignorancja otwierająca drogę interesom gospodarczym święciła swoje sukcesy również w Sarawak od lat siedemdziesiątych. W rzeczy samej nikt nie przeczył, iż Penanowie zamieszkiwali określone terytorium. Szczegół ten nie przeszkadzał jednak ośrodkom decyzyjnym do zbywania naturalnych praw przynależnych tubylcom z tego tytułu. Rząd stanu Sarawak oraz wtórujący mu rząd Malezji dokonały parcelacji lasów wydając koncesje poszczególnym przedsiębiorstwom.

Jak wąskiego grona była to decyzja przekonamy się analizując ustrój polityczny Malezji, gdzie pomimo zachowania pewnych procedur demokratycznych większość notabli – w sposób pośredni lub bezpośredni –  powoływana jest nominalnie. Sarawak jako stan posiada pewną autonomię wewnętrzną z własną konstytucją i organami władzy ale dobór tych ostatnich ma także charakter odgórny.

Jaki był stosunek tak oto dobranej kliki do ludu Penan? Czy tolerowano sposób życia oraz odmienną kulturę kilkutysięcznej społeczności?

Odpowiedzi udzieli nam malezyjski premier  Mahathir bin Mohamad, który rzekł: „Głównym zadaniem naszej polityki jest ostateczne ucywilizowanie mieszkańców dżungli. Nie widzę nic romantycznego w egzystencji tych bezbronnych, na wpół zagłodzonych, nękanych chorobami ludzi”. Wypowiedź ta miała miejsce podczas szczytu państw europejskich i azjatyckich w roku 1990, kiedy  proces eksploracji lasów był już bardzo zintensyfikowany a sprawa walki Penanów o zachowanie macierzy głośniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Deklaracja Mohamada ukazywała nie tylko credo decydentów aktualne na rok 1990 ale obrazowała również to co działo się wcześniej…

Początkowo dla rządu malezyjskiego problem ludu Penan pozostawał prosty. Obszar wędrówek i polowań tubylców obejmował rozległe terytorium w subiektywnej ocenie człowieka prowadzącego osiadły tryb życia, nieproporcjonalnie wielki jak na kilka tysięcy dusz. Aspekt komplikujący stanowiła swego rodzaju symbioza i uzależnienie autochtonów od środowiska w którym żyli, a którego radykalne przekształcenie miało przynieść zysk materialny interesantom. Recepta na ten stan rzeczy wydawała się prosta i odzwierciedlała stosunek państw narodowych do tubylców na całym świecie, zwłaszcza tam gdzie ci ostatni pozostawali poza głównym nurtem społeczno – narodowym.

Przepis na osiągnięcie celu, a według niektórych również na uszczęśliwienie Penanów przebiegał wzdłuż postulatów wybawienia krajowców z lasu, osiedlenia w rządowych osadach i stopniowego dostosowania do obowiązującej idei człowieka współczesnego.

A co z prawami Penanów do zamieszkiwanych ziem i wpływu na ich oblicze?

Kwestia ta uchodziła za drugorzędną w świetle triumfu myśli o bezdyskusyjnym władztwie państwa. Koncesje zostały wydane zaś wytyczne rządu stanowego w Sarawak o maksymalizacji zysków nie mogły ścierpieć dalszej zwłoki. Wkrótce powstały rezerwaty-osiedla do, których mieli zmierzać tubylcy z terenów poddanych wycince. Osiedla te były stawiane zgodnie ze standardową, rządową architekturą oraz koszarową dyscypliną. Dachy domów przypominające puszki, nagrzewały się do temperatur tak wysokich, iż przebywanie w nich w ciągu dnia stanowiło przedsięwzięcie niezwykle uciążliwe. Za szczególny walor rządowych osad miały uchodzić podstawowe środki opieki zdrowotnej oraz szkoły nie znane lub niedostępne mieszkańcom puszczy.

Jak reagowali Penanowie na próby zmiany rodzimego trybu życia?

Na przestrzeni lat niektóre społeczności Penan ulegały namowom i przenosiły się do rządowych osad. Wiele innych musiało wkrótce pójść w ich ślady metodą faktów dokonanych. Wszędobylska działalność spółek drzewnych, kolumny buldożerów oraz niszczenie środowiska życia nie pozostawały wyboru. Niegdyś duża liczba owocujących drzew dostarczała obfitości pożywienia dzikim świniom co utrzymywało jej liczebność na wysokim poziomie. Utrata wielu drzewostanów oraz pojawienie się myśliwych z zewnątrz bardzo nadwątliło populacje świń w całym regionie. Wycinka drzew utrudniała już nie tylko myślistwo i zbieractwo ale wkrótce także rybołówstwo i inne aspekty życia. Ogołocone połacie ziemi oraz źle wytyczone drogi zaczęły prowadzić do erozji i lawin błotnych. Zamulone poprzez deforestację brzegów cieki wodne, zostały przepełnione także rumowiskiem pochodnym od operacji spółek drzewnych.

Do lat dziewięćdziesiątych XX wieku przeważająca liczba Penanów była już zakwaterowana w osadach stałych. Poza głównym nurtem planu dla Penanów rozpościeranego przez establishment malezyjski pozostawała grupa około 300 ludzi, którzy koczując głównie w regionie Górnego Baramu wiedli nadal tradycyjny tryb życia.

Pewne społeczności Penan z perspektywy lat patrzą pozytywnie na rządowy projekt osiedleńczy. Jedna z nich korzystając z bardziej komfortowych warunków życia podwoiła swoją liczebność. Dla przeważającej większości jednak zmiana warunków oraz reguł życia okazała się gorzkim doświadczeniem. Około roku 1970 grupa Penanów ze społeczności Long Imam uległa namowom agencji rządowej i przeniosła się do miasta. Rzeczywistość okazała się wkrótce zupełnie inna niż ta jaką mamiono ich wcześniej. 30 lat po feralnych przenosinach grupa z Long Imam borykała się nie tylko z brakiem pracy ale i z kłopotami żywieniowymi. Wade Devis, który opublikował relacje ze swojej podróży na łamach National Geographic w 1999 roku cytując za mieszkańcami społeczności pisał, iż „w mieście żyje się ciężej, to nie to samo co las, gdzie jedzenia jest w bród”.

Jeszcze bardziej pejoratywny ton względem rządu w Sarawak przybierają wypowiedzi przedstawicieli koczujących Penanów, którzy zamieszkują ostatnie pasy nietkniętej zieleni: „Gdyby było nas tyle co mrówek, Malezyjczycy zostawiliby nas w spokoju, ale ich jest więcej niż mrówek i dlatego zamieniają nasze życie w koszmar.”

Opór Penanów przeciwko najazdowi spółek drzewnych i rządu sięga lat osiemdziesiątych. Nigdy nie przybierał on szczególnie gwałtownych form, na tle bezpardonowej i beznamiętnej polityki rządu, cechując się rozwagą oraz szczególną dozą mądrości.

W walce o zachowanie tradycyjnych ziem los obdarzy Penanów szczególnego rodzaju sojusznikiem w osobie szwajcara Bruno Mansera, który mieszkając z nimi przez kolejne 6 lat stanie się nie tylko przyjacielem ale i pomostem, który umożliwił zaprezentowanie problemu tego ludu opinii światowej.{mospagebreak}

Przypadek Bruno Mansera
 
Szwajcaria kojarzy się nam głównie z serami, zegarami oraz centrum europejskiej bankowości. Kraj ten od dziesiątek lat prowadzi politykę neutralności daleką od czasów, kiedy potomkowie Helwetów dostarczali renesansowej Europie najemnych halabardników, tworzących jedną z najbardziej efektywnych formacji wojskowych tego okresu. Ta właśnie Szwajcaria wyda syna, który odegra niezwykłą rolę w walce o zachowanie tradycyjnych ziem ludu Penan.

Bruno Manser urodził się w 1954 roku w mieście Bazylea. Tamże, w ramach edukacji długi okres studiował medycynę. Przechodząc uprzednio profesjonalne szkolenia Bruno przez kilka lat pracował jako pasterz i owczarz. Pomimo sielankowych, alpejskich łąk jakie zwizualizować może nam nasza wyobraźnia oraz idąca za nimi ułuda spokojnego życia, Bruno Manser już jako młody mężczyzna dokona wyboru między komfortem ułożonego życia a wiarą w słuszność własnych poglądów. Odmawiając udziału w przeszkoleniu wojskowym, które sam określał mianem „nauki strzelania do innych ludzi” dobrowolnie stał się obiektem odmawiającym realizacji wymogu prawnego nakładanego przez ustawodawców rodzimego państwa. Za odstępstwo trafi na 3 miesiące do więzienia w Lucernie. Okres ten nie pozostał bez wpływu na formowanie się poglądów dojrzałego Mansera. Z niego wyniósł przekonanie, iż każdy równocześnie jest niczym jak i najważniejszym stworzeniem w danej przestrzeni i miejscu. Analizując dalsze życie Szwajcara zobaczymy, iż myśl ta przebija się w kolejnych jego działaniach pozwalając mu funkcjonować ponad strukturami państw oraz prawideł geopolitycznych, które godząc się na zachowanie pewnego porządku oraz prerogatyw gospodarczych i politycznych niszczą równocześnie prawa faktyczne poprzez ciche zezwolenie na szachowanie prawdą i sprawiedliwością.

Bruno Manser przybył na Sarawak w latach osiemdziesiątych w celach wybitnie naukowych. Podczas pobytu na Borneo studiował i szkicował różnorodną i barwną florę wyspy. Jako uważny obserwator i humanista wykraczał jednak poza czysto naukowy odbiór przyrody stając się jej kontemplatorem. Umiłowanie przyrody połączone z wrażliwością i żywym zainteresowaniem tematyką społeczną szybko zwróciły uwagę Szwajcara ku ludowi Penan. Działo się to w czasie, kiedy zintensyfikowany wyrąb lasu już postępował a gros Penanów była już objęta programem osiedleńczym. Bruno jakkolwiek świadomy łupieżczej polityki rządu na ogół nie słyszał jednak warkotu pił motorowych i tumultu nadjeżdżających buldożerów. Większość czasu spędzał zaszyty głęboko w niedostępnych rejonach Górnego Baramu w otoczeniu przyjaciół z ostatnich grup koczujących Penanów.

Porzuciwszy udogodnienia świata zachodniego, kolejne 6 lat (1984-1990) żył z tubylcami stając się pełnoprawnym członkiem społeczności. Nosił przepaskę biodrową, uczestniczył w przygotowaniu mączki sagowej, skakał z kamienia na kamień, brał udział w polowaniu, opanował tajniki samodzielnego przeżycia w puszczy. Pomimo natury prowadzonego życia Bruno nie potrafił rozstać się ani z pisaniem ani ze szkicem uwieczniając na rysunkach szatę rośliną jak i scenki z życia tubylców. Swoje doświadczenia z tego okresu uwiecznił w swoistym pamiętniku „dem aus Tagebucher Regenwald” opublikowanym przez szwajcarskie wydawnictwo Merian Christoph.

Obszar zamieszkiwany przez ostatnich koczujących Penanów pozostawał odległy i trudno położony. Nie był to już jednak czas w, którym ci dumni ludzie mogli zaszyć się w gąszczu i całkowicie odseparować od problemów świata zewnętrznego. Wielu krewnych żyło już w stałych osadach na terenach dotkniętych wycinką zaś buldożery wdzierały się coraz głębiej w wiecznie zielone lasy Baramu. Penanowie pokonując olbrzymie odległości czerpali na bieżąco informacje o sytuacji w rejonie. Wkrótce stało się jasnym, że buldożery wcale nie zamierzają się zatrzymać co w ostateczności równało się z rozćwiartowaniem ostatnich wielkich połaci lasu i rozkładem kultury tubylców. Bruno Manser zdawał sobie sprawę, iż opinia światowa  zaobserwowana ostatnimi zimnowojennymi  podrygami nie skupi się nagle na problemach odległego, anonimowego plemienia, Penanowie zaś od zarania dziejów byli zdani na własne siły i możliwości. Ta obopólna świadomość zapoczątkuje opór i walkę Penanów w obronie środowiska życia, która trwać będzie przez następne 20 lat aż po dziś dzień.

Stosunkowo nieliczni Penanowie nigdy nie byli w stanie wymóc na organach władzy państwa malezyjskiego respektowania granic rodzimego terytorium. Istniejący dyskurs uznawał Penanów za lud całkowicie podległy i nie posiadający prawa równorzędnego dialogu. Z drugiej strony zdolności nawet najbardziej zręcznych myśliwych pozostają niewystarczającymi w zetknięciu ze zmechanizowanym i zorganizowanym systemem militarnym współczesnych państw narodowych. Należy tutaj wtrącić, iż rozpatrywanie możliwości sięgnięcia po przemoc ze strony Penanów pozostaje próbą o tyle asymetryczną do rzeczywistości, iż lud ten w przeciwieństwie do wielu wojowniczych plemion Borneo z zasady unikał przemocy.

Jak zatem miała wyglądać walka tej nielicznej ostatecznie społeczności z olbrzymim konglomeratem świata zewnętrznego?

Umiłowanie pokojowej konfrontacji właściwe zarówno Manserowi jak i Penanom zaowocuje taktyką bliższą metodą znaną nam z europejskich miast roztlonych w rewolucji aniżeli oporowi plemienia odseparowanego od prawideł społeczeństwa globalnego.

Penanowie zostali najechani i wciągnięci siłą w meandry skomplikowanego świata zewnętrznego. Aby więc móc podjąć równorzędny dialog i opór musieli częściowo zaadoptować metody specyficzne dla nowej rzeczywistości w, którą zostali o niemal wrzuceni. Wiedział o tym Bruno Manser, niebawem zrozumieli to również Penanowie.

Do tej pory jedyną trudnością jaka stawała na drodze buldożerów połykających las była nieregularna rzeźba terenu i ograniczone możliwości pracy ludzkiej. Teraz na drodze tyraliery maszyn staną rdzenni mieszkańcy chcąc zapobiec dewastacji rodzimych ziem, unicestwieniu lasu duchów.

Od drugiej połowy lat osiemdziesiątych Penanowie zaczną tworzyć prowizoryczne barykady w środku lasu na drodze planowanych prac. Misternie plecione, drewniane barykady nie stanowiły wystarczającej zapory dla potężnego sprzętu. Zyskiwały jednak zupełnie nowe oblicze gdy u ich podstaw zjawiali się sami Penanowie tworząc żywą tarczę. Tego rodzaju protest ostatecznie zawsze kończył się tym samym rezultatem. Ściągnięte z oddali jednostki wojska i policji aresztowały oponentów, rozbierały blokadę i udrożniały teren dla dalszych prac.

Areszt nie łamał oporu Penanów. Wypuszczeni po kilku dniach, czasem tygodniach, powracali na newralgiczne terytoria wznosząc kolejne blokady spędzające sen z oczu przedstawicielom spółek w regionie. Taktyka barykad nie przynosiła oczywiście ostatecznego zahamowania prac. Stopowała jednak proces deforestacji wydłużając go w czasie, pozwalając na zaczerpniecie oddechu i podjęcie kolejnych działań. Ponadto już wkrótce stała się platformą, która unaoczniła społeczeństwu malezyjskiemu i światowemu problem deforestacji lasu oraz jego skalę.

Malezyjscy urzędnicy musieli teraz liczyć się z głosem Penanów. Ich barykady hamowały prace i wzbudzały niezadowolenie inwestorów. Pomimo utrudnień jakie przynosiły działania autochtonów wielu spośród notabli wciąż deprecjonowała zdolność Penanów do podejmowania własnych decyzji.

James Wong Dato, minister turystyki stanu Sarawak oraz jeden z największych magnatów drewna mówił o Penanach jako o ludziach mądrych na leśnych drogach lecz beznadziejnie naiwnych w zetknięciu z nowoczesną malezyjską polityką. Ten sam Dato w rozmowach z obcokrajowcami dawał wyraz swojej sympatii do autochtonów czytając wiersz poświęcony im właśnie, który napisał na początku lat osiemdziesiątych – jak twierdził – zatroskany o losy Penanów. W wierszu tym pisze, że Penan może wydać nam się zubożały i biedny, ale pyta też przezornie czy cywilizacja może zaoferować mu coś lepszego. Cień rozwagi jaki przebija się w wynurzeniach Wonga Dato nigdy jednak nie przełożyła się na jego działania w rzeczywistości. Ten minister turystyki był blisko powiązany z machiną parcelacji lasów, odpowiadał ponadto osobiście za nieumiejętne wytyczanie dróg w głębi lasu, które skutkowało ostatecznie erozją i większymi zniszczeniami w środowisku.{mospagebreak}

Bruno Manser– Laki Penan

Rząd malezyjski widział problem Penanów jako sprawę wewnętrzną i nie zamierzał z nikim rozliczać się z kroków podejmowanych w tej sprawie. Te harmonijne założenie samą swoją osobą zaburzał Bruno Manser. Jako człowiek, który niemal całkowicie wyzbył się zachodniej cywilizacji, zamieszkał pośród Penanów i stał się jednym z nich był personą na tyle głośną, iż łatwo mógł zaprószyć pytania ze strony państw i instytucji, których głos i decyzje miały niebagatelne znaczenie dla rządu malezyjskiego. A Bruno nie zamierzał milczeć, aktywnie wspierając przyjaciół. Penanowie z grupy nomadów widzieli w nim swego najbliższego ziomka nazywając go wymownie Laki Penan, czyli po prostu „Człowiek Penan”. Zażyłość ta połączona ze wsparciem jakie świadczył Szwajcar irytowała malezyjskich urzędników. Bruno Manser postrzegany teraz jako natrętny prowokator i główny katalizator oporu ludu Penan musiał uważać na własne bezpieczeństwo. Najdalej posunął się premier stanu Sarawak Sri Abdul Taib Mahmud określając Mansera wymownym tytułem „wroga publicznego nr 1” a następnie posyłając w głąb interioru siły specjalne, które miały pochwycić kłopotliwego odszczepieńca. W roku 1989 z Manserem skontaktowała się szwedzka ekipa telewizyjna. Spuścizną tego spotkania stał się blisko dwugodzinny zapis dokumentalny obrazujący osobę Szwajcara, kulturę Penanów oraz walkę z dokonującym się wylesieniem. Na jedno z pytań Manser świadomy zagrożenia jakie na niego czyha odpowiada, że dziś jest tutaj, jutro może być gdzieś indziej…

Jak miała pokazać niedaleka przyszłość Bruno niebawem opuścił ciałem swoich przyjaciół z grupy koczujących Penanów. Po 6 latach mieszkania w najdalszych leśnych ostępach Manser unikając deportacji, uwięzienia a może i śmierci opuszcza Sarawak przekraczając granicę z sułtanatem Brunei.

Rok 1990 i rejterada Bruna otwierają nowy etap walki ludu Penan. Uparty Helwet powraca do Szwajcarii gdzie zakłada niekomercyjną organizację Bruno Manser Fonds. BMF działająca do dnia dzisiejszego szybko staje się głównym mentorem rdzennych ludów Sarawak w Europie i na świecie. Wkrótce okazuje się, że działając na ulicach europejskich i amerykańskich państw można zdobyć głębszy pogłos dla sprawy aniżeli ten jaki pobrzmiewał w latach osiemdziesiątych podczas romantycznej epopei Bruna. Tragedia ludu Penan zostaje poruszona w roku 1992 w Rio de Janeiro na Szczycie Ziemi oraz podczas Ogólnego Zgromadzenia ONZ. Z przedstawicielami plemienia spotykają się osoby działające na rzecz zachowania środowiska naturalnego oraz praw człowieka. Listę znanych nazwisk, które przyjmują Penanów otwiera min. Al Gore oraz brytyjski książę Karol.

Walka o sumienie świata toczy się równocześnie w odległej Szwajcarii jak i samym Sarawak. Bruno zauważa, iż problem deforestacji leży nie tylko w żądzy drzewnych baronów ale i w niepohamowanym popycie na drewno i jego przetwory. W roku 1993 urządza głośny, 60-dniowy strajk głodowy przed szwajcarskim parlamentem w Bernie domagając się embarga na import drewna z lasów tropikalnych.

Równolegle rośnie świadomość działania na łonie społeczności Penan. Do udziału w blokadach włączają się już nie tylko koczujący Penanowie oraz pojedynczy ochotnicy ale całe wspólnoty, zarówno te prowadzące żywot półosiadły jak i te nawykłe już do uprawy drobnego rolnictwa.

Penanowie ze wspólnoty Long Ajeng utrzymują swoją blokadę przez blisko 9 miesięcy (czerwiec 1991 – luty 1992). Kolejna wielka blokada staje w roku 1993 na głównej drodze prowadzonych prac. Podczas gdy Manser prowadzi głodówkę pod Bundeshaus w Bernie, pod koniec lutego 1993 roku na barykadzie staje około 1000 Penanów z 20 społeczności, a wśród nich mężczyźni, kobiety i dzieci. To najprawdopodobniej największy protest plemienia w całej historii oporu. Zdecydowanie wystąpienie Penanów wstrzymuje prace na koleje miesiące. Zgromadzenie tak wielkiej grupy osób w jednym miejscu rodzi jednak problemy aprowizacyjne. Krajowcy kulturowo przyzwyczajeni do określonych niedostatków żywności teraz zaczynają głodować regularnie. Według niepotwierdzonych informacji między lutym a wrześniem 1993 roku w okolicach blokady umiera szóstka dzieci i trójka dorosłych. Finał protestu przypada na 28 wrzesień 1993 roku. Na miejsce blokady przybywa około 300 policjantów, wojskowych i urzędników działu leśnictwa wspieranych przez ciężarówki i buldożery. Ironią byłoby twierdzenie, iż przybyli funkcjonariusze pojawili się w roli sił porządkowych. Jako środek przymusu całkowicie podległy rządowi realizującego politykę ekspansji, formacje wojskowo-policyjne wkraczają do kraju Penanów jako żądło mające razić oponentów… I jak się okazuje rażące bardzo wyjątkowo. Na skutek nadmiernego użycia siły w szturmie na blokadę rannych zostaje 203 Penanów zaś trzech kolejnych traci życie - jak mówi komunikat -  pośrednio lub bezpośrednio w wyniku prowadzonej akcji. Blokada zostaje rozebrana przy akompaniamencie pił motorowych i warkotu buldożerów. Wrześniowe wydarzenia zostają niemal pominięte w malezyjskich środkach przekazu.

W proces deforestacji na przestrzeni lat zaangażowanych było wiele przedsiębiorstw krajowych i zagranicznych tj. Rimbunan Hijau, KTS czy Interhill. Spółką, która szczególnie negatywnie zasłużyła się w przekroju całego okresu jest jednak Samling. Gdy operatorzy Samlingu próbują wkroczyć w okolice rzeki Selung Penanowie z pięciu kolejnych społeczności na przełomie lat 1996/1997 stawiają kolejną blokadę, która pada 13 marca 1997 r. po następnej akcji rozbiórkowej. Podczas usuwania z blokady oponentów 14 krajowców zostaje rannych a 4 innych zostaje zatrzymanych.

Pomimo bezpośredniej konfrontacji, medialnej kampanii i rozlicznych spotkań nie wiele kwestii ulega zmianie zaś niepowetowane straty w środowisku naturalnym stają się faktem dokonanym. Bruno Manser obarcza osobistą odpowiedzialnością za ten stan rzeczy premiera stanu Sarawak Sri Abdula Taib Mahmuda. W 1998 roku w biuletynie BMF pisze: „Tak długo jak postępuje wycinka w Sarawak i buldożery kontynuują proces niszczenia tak długo nasze działania nie osiągną wytyczonego celu. Jestem zmęczony ale nie mogę się zatrzymać aż wszystkie obietnice malezyjskie nie zostaną wprowadzone w życie. Ochronę Penan w rezerwacie biosfery obiecano w 1987 r.”

Po wieloletnim okresie walki i konfrontacji Bruno postanawia zmienić taktykę i sięgnąć po bardziej dyplomatyczne sposoby negocjacji. W 1998 roku kontaktuje się z Sri Abdulem Mahmudem proponując rozejm oraz pomoc przy zakładaniu rezerwatu biosfery. Spotyka jednak się z odmową. Kłopotliwy Szwajcar nie jest postrzegany jako partner do rozmowy zaś jego radykalne poglądy i działania kontrastowały z bussinesplanem malezyjskich notabli i ich klienteli. Narażony na ostracyzm Bruno, postanawia sięgnąć po niezwykle spektakularne środki. Jeśli nie mogę przemówić słowem niechaj mówią gesty... Niemal wierny tej zasadzie Bruno postanawia wykorzystać jedną ze swoich szczególnych umiejętności.

W geście pojednania planuje skok ze spadochronu z jagnięciem w ręce na koniec Ramadanu w samym Kuching, stolicy stanu Sarawak. Na drodze staje jednak malezyjski konsulat w Genewie, który wywiera nacisk na przedsiębiorstwo lotnicze. Manser nie zrażony niepowodzeniem skoczył ze zwierzęciem 6 kwietnia 1998 r. przed budynkiem ONZ w Genewie.

Napotykając na trudności proceduralne ten były pasterz postanawia wziąć ster we własne ręce. W 1999 roku Bruno Manser wykonuje kilka okrążeń nad domem Taib Mahmuda w zmotoryzowanym szybowcu na cześć powrotu pielgrzyma z Mekki. Po wirażu Laki Penan świadomie ląduje obok domu premiera i pozwala na zatrzymanie połączone z natychmiastową deportacją do Szwajcarii. Wieloletnia awersja połączona z zupełnie innymi planami wobec ziem Penanów nakazują Taib Mahmudowi na odrzucenie wyciągniętej ręki helweckiego renegata.

Nieosiągnięte porozumienie niejako zamyka dekadę starań Mansera, otwierając równocześnie ostatni epizod walki jaką przyjdzie mu stoczyć.

Od kiedy Bruno opuścił tropikalne lasy na Borneo w roku 1990, dręczy go szczególnego rodzaju niepokój. Niemożność przebywania wśród przyjaciół oraz środowiska do, którego nawykł rekompensuje sobie wielotygodniowymi eskapadami po puszczach Afryki i Azji. Teraz jednak po 10 latach nieobecności postanawia wrócić w serce konfliktu, w okolice Górnego Baramu gdzie znajduje się ostatni tak potężny odcinek puszczy. 46-letni Bruno podejmuje olbrzymie ryzyko porywając się na długą podróż, której finałem ma być nielegalne wkroczenie na terytorium Sarawak od strony indonezyjskiego Kalimantanu. Jako człowiek stanowiący niewątpliwie „personę non grata” dla malezyjskiego establishmentu musi uważać na punkty kontroli oraz rutynowe zatrzymania. Mimo to chcąc udokumentować dokonane zniszczenia porusza się wzdłuż drogi określającej główne punkty deforestacji.

W jednym z zaanonsowanych telegramów uskarża się na kontuzje i ogólny stan zdrowia. 23 maja 2000 roku Bruno zjawia się w odizolowanej wsi Bareo, niedaleko granicy z Kalimantanem skąd nadaje list do przyjaciółki. Jak pokaże przyszłość ostatni…  Odtąd ślad Bruna Mansera tajemniczo się urywa. W ciągu następnych kilku lat zawiązuje się przynajmniej sześć eskapad poszukiwawczych na czele, których kroczą przewodnicy Penan. Ich niezwykła umiejętność poruszania się po lesie pozostaje bezcenna. Na podstawie ułamanej gałązki potrafią określić, kiedy przechodził tędy człowiek a ponoć nawet w jakim był nastroju. Pomimo determinacji i wysiłków nie udaje się natrafić na ślad Bruna.

Ruedi Suter, autor szerokiej biografii Mansera bierze pod uwagę trzy warianty. Ten bardziej tragiczny zakłada, iż malezyjskie siły bezpieczeństwa w końcu z chwytują Mansera i zostawiają martwego w dżungli dzięki czemu unikają kłopotliwej deportacji. Nie można wykluczyć, że Szwajcar ulega wypadkowi lub doznaje śmierci ze strony szeroko rozumianych sił przyrody. Suter przytacza również optymistyczny wariant, który zakłada, iż Manser zaszył się w najgłębszych ostojach puszczy gdzie żyje wśród koczujących przyjaciół Penan a może planuje zakrojone na szeroką skalę działania. Sekretarz BMF, John Kuenzli stwierdza jednak ostatecznie, że gdyby Bruno Manser nadal żył to zostałby już znaleziony.

W roku 2001 Laki Penan trafia oficjalnie na listę osób zaginionych zaś 10 marca 2005 roku szwajcarski sąd w Bazylei oficjalnie uznaje go za osobę zmarłą. Postępowanie zostaje zainicjowanie na wiosek rodziny, która po miesiącach życia w oczekiwaniu i niepewności nie chce egzystować w dalszej ułudzie. Sprawa zniknięcia i prawdopodobnej śmierci pozostaje nie rozwikłana; jednak już 11 grudnia 2003 roku sędzia główny Stephan Wullschleger stwierdza, iż zarówno malezyjski rząd jak i przedsiębiorstwa drzewne wykazywały nadzwyczajne zainteresowanie kwestią uciszenia Mansera – co jak podkreśla -  jest wyraźnie udokumentowane i poza wszelką wątpliwością.

Tajemnicze zniknięcie Mansera tragicznie przerywa trwającą od bez mała półtora dekady walkę tego niezwykłego humanisty. Nie bacząc na skostniałe formy transnarodowej polityki gdzie osobowość prawną posiadają tylko zamknięte w pewnych ramach państwa i instytucje, Bruno wychodzi poza krąg wzajemnej adoracji podejmując dialog i konfrontacje z całą machiną państwa malezyjskiego. Krocząc drogą otwartej demokracji staje się symbolem walki o zwycięską zmianę w polityce, której kwintesencją ma być triumf sumienia i współodczuwania ponad sztucznie nadmuchanymi teoriami interesu narodowego i racji stanu.

Można jeszcze zadać pytanie, czy konfrontacyjny model działania Bruna nie działał przypadkiem wstecznie? Czy gdyby od samego początku przywdziałby szatę działacza stawiającego na negocjacje i współpracę nie osiągnąłby przypadkiem więcej? Przytoczmy tu choćby przykład znanej organizacji WWF, która działając wspólnie z państwem malezyjskim doprowadziła do ustanowienia kilku obszarów chronionych. W odpowiedzi usłyszymy, iż o ile należy z satysfakcją przyjąć powstanie tego rodzaju enklaw to należy równocześnie pamiętać, iż terytorialnie pozostawały one zbyt małe aby zachować tradycyjną szatę całego obszaru wraz z funkcjonującą na nim myśliwską gospodarką Penan. Dość specyficzny przykład stanowi rezerwat Adang, którego rozmiary zaopiniowano na 5000 hektarów pod koniec 1993 roku podczas gdy malezyjska ambasada w Bonn określała rozmiary tego rezerwatu na 52,900 ha.{mospagebreak}

20 lat walki Penanów o zachowanie środowiska życia

Na drugą część pierwszej dekady XXI wieku przypada smutny jubileusz 20 lat oporu i walki ludu Penan w obronie zamieszkiwanej przezeń krainy. Smutek i walka wchodzą tu w szczególny mariaż gdyż pomimo licznych apeli, protestów i próśb do dziś nie udało powstrzymać się ekspansji spółek drzewnych wspieranych przez rząd malezyjski. Zniszczenia poczynione w tym czasie wymykają się wszelkiej próbie materializacji. Zdając się na wyobraźnie, odzwierciedlenie dokonanych spustoszeń odnajdziemy co najwyżej w olbrzymich wieżowcach Kuala Lumpur, dzieciach doskonałych notowań gospodarki malezyjskiej w latach dziewięćdziesiątych.

W latach 1994-2004 na Borneo znaleziono 361 gatunków roślin i zwierząt, nieznanych do tej pory w kręgu kultury zachodniej. W samym tylko roku 2006 podobnych odkryć było aż 52. Badania nad wieloma roślinami Borneo potwierdziły znalezienie substancji mogących posłużyć w leczeniu wielu ciężkich chorób tj. malarii a nawet HIV. Pomimo tego na całym Borneo wycinano 2 miliony hektary lasów rocznie co spowodowało, iż stopień zalesienia wyspy tylko w latach 1980-2000 spadł z 71 do 56 procent.

Zobowiązania prawne i naciski wewnętrzne i zewnętrzne oraz najwyraźniej istniejące jeszcze resztki zdrowego rozsądku sprawiły, iż na początku 2007 roku trzy państwa administrujące Borneo: Brunei, Indonezja i Malezja podpisały program „Heart of Borneo” utworzony przez WWF. Program „Heart of Borneo” zakłada objęcie ochroną obszaru na, którym rośnie ostatnia naprawdę wielka puszcza.

Zgodnie z przyjętymi ustaleniami na terytorium o rozmiarze 220 tys km2 mają powstać liczne punkty ochrony szczególnej zaś pozostała część ma być użytkowana z umiarem, zgodnie z przyjętymi zasadami racjonalnego gospodarowania. Malezja selektywny model eksploatacji lasów wprowadziła już wcześniej co pod tym względem czyni ją jednym z pionierów w Azji Południowo-Wschodniej. Daleko w dziedzinie tej znajduje się choćby Wietnam.

Dlaczego po wielu latach łupieżczej i intensywnej deforestacji teraz nadeszła odwilż a wraz z nią bardziej sprzyjająca środowisku polityka leśna? Można oczywiście pokusić się o twierdzenie, iż w końcu uznano sprawdzone metody i wdrożono je zgodnie z zasadą rachunków zysków i strat. Niemniej, widzimy tu również wyraźny sygnał alarmujący o stopniu wylesienia. Dalszy, bezwiedny wyrąb całych połaci lasów, tak jak czyniono to wcześniej skurczyłby zasoby do tego stopnia, iż rentowność dziedziny tak przecież ważnej dla gospodarki uległaby stopniowej degradacji. Tak oto troska o finanse przewrotnie pozwoliła na mały oddech lasom nie przepuszczonym jeszcze przez sito tartaków i ludzkiej pazerności.

Doszukiwanie się w nowym selektywnym modelu eksploatacji kompromisu czy nawet spełnienia próśb ludu Penan jest przedsięwzięciem nie tylko spóźnionym ale i z założenia nietrafnym. Selektywna wycinka pomimo pewnej zachowawczości również wprowadza duże zmiany w środowisku z wolna zmieniając las w plantacje wraz z naruszeniem jego bioróżnorodności.

W samym Sarawak w miejsce wycinanych drzew róznego gatunku sadzi się powszechnie akacje, drzewo nie posiadające właściwości przydatnych dla kultury zbieraczy i myśliwych. O wyborze akacji jako drzewa dominującego znów decydują względy ekonomiczne. Akacja w ciągu zaledwie 7 lat może urosnąć nawet do 15 metrów. Taki przyrost „żywego drewna” wzbudza entuzjazm eksploratorów wyczekujących na regenerację nadwątlonych kompleksów leśnych i szybki powrót do prac drwalskich.

Idąc dalszym tropem pamiętajmy, iż selektywny model eksploatacji to nie tylko usuwanie pewnych grup drzew z wyznaczonych obszarów. Dotarcie do izolowanych zakątków takich jak ziemie Penan wiąże się z wytyczeniem nie istniejących tu dróg dla transportu maszyn i drewna oraz powstaniem infrastruktury wspomagającej. Oznacza to nie tylko degeneracje wielu zakątków leśnych ale i otwarcie ziem Penan dla głębszej penetracji zewnętrznej, czyli reasumując: całkowite przeobrażenia krainy pod względem środowiskowym i społecznym. Obrazek znany doskonale z ziem objętych na przestrzeni ostatnich dekad taką formą niechcianej transformacji.

Dziś, gdy zbliża się rok 2009, tak jak nie możemy mówić o zbawiennym charakterze selektywnego modelu wycinki tak i nie możemy mówić o przemianie serc w kręgu notabli, urzędników i firm odpowiadających za rabunkowy najazd na krainę Penan. Malezyjskie struktury władzy w dalszym ciągu realizują plan, który zakłada zwiększenie plantacji olejnych do miliona hektarów do roku 2010. Czynnie wspomagają je w tym pewne ośrodki decyzyjne, tylko z założenia mające charakter decentralny. Ostatnia i główna odsłona konfliktu na linii Penan – rząd malezyjski rozegra się w rejonie Górnego Baramu.

Region Górnego Baramu zamieszkuje ostatnia 200-osobowa grupa koczujących Penan. Wspomniany zakątek został zaopiniowany przez MTCC (Malezyjską Radę Certyfikacji Drewna) pod eksploatację co stanowi kwintesencję obojętności jaka znamionowała stosunek do Penanów na przestrzeni całego okresu od kiedy ludzie zamieszkujący złożone kompleksy budynków dużych miast mianowali się samozwańczymi panami lasów i życia. Według organizacji Greenpeace „certyfikat MTCC nie jest gwarancją ani legalnej oraz przyjaznej środowisku polityki leśnej, co gorsza zdarza się, że drzewa są wykradane z terenów należących do miejscowej ludności”.

Jaki więc brzask przywita Penanów dziś i w dniu jutrzejszym?

Spadek po kilku dekadach odgórnej transformacji trybu życia oraz permanentnej ekspansji spółek drzewnych i rządu malezyjskiego jest i pozostanie olbrzymi. Niemal wszyscy tubylcy mieszkają już w osadach stałych lub półosiadłych. Ostatnie nomadyczne grupy Penanów liczą sobie około 200 osób. Głównym i najważniejszym podłożem utrzymania pozostaje myślistwo lecz równolegle przybierają na znaczeniu eksperymenty z rolnictwem a nawet hodowla bydła. Brak doświadczenia oraz tradycji w uprawie ziemi zwiększają obawy zaistnienia niedoborów żywności, a w ich rezultacie głodu.

Coraz powszechniejsza staje się „zachodnia odzież”. Tradycyjne stroje chiawats oraz wydłużone uszy noszą już głównie tylko osoby starsze wiekowo. Rzadkimi są także tradycyjne, proste tatuaże. Bose wcześniej stopy tubylców często zakrywają tanie buty z zaokrąglonymi ćwiekami nieprzepuszczające pijawek. Stosunkowo niezależnymi pod względem kulturowym pozostają Penanowie mieszkający w większej izolacji, zwłaszcza ci z Górnego Baramu.

Lata ekspansji i kolonializmu gospodarczego wprowadziły liczne zmiany w życie Penanów. Nie zdołały jednak zmienić jednego a mianowicie więzi kulturowej, duchowej i gospodarczej z ziemią oraz lasem, których krajowcy w dalszym ciągu z poświęceniem bronią.

Jedną z głośniejszych blokad ostatniego czasu była ta, która zawiązała się w niedaleko społeczności Long Benali. Już w czerwcu 2006 roku malezyjskie władze ogłosiły, iż blokada zostanie rozebrana lecz liczne protesty sprawiły, iż notable zawiesili decyzje. Niedokonano również planowanego zatrzymania czterech liderów Penan. Wstrzemięźliwość ta nie pociągnęła za sobą długiej tradycji. 7 lutego 2007 roku oddziały policji wkroczyły i rozebrały blokadę. Na przełomie lutego i marca Penanowie z Long Benali i nie tylko wznieśli blokadę w tym samym miejscu lecz i tym razem tj. 11 kwietnia oddziały działające z namaszczenia rządowym zjawiły się u jej granic. Policja i pracownicy przedsiębiorstwa nie negocjowali z protestującymi. Policyjne wystrzały rozpędziły stojących na blokadzie, która została ponownie rozebrana. Pomimo bezceremonialności stosowanych metod jeszcze w tym samym miesiącu dotarła wieść o kolejnych pięciu blokadach w innych miejscach. Wznieśli je Penanowie z grupy koczującej oraz czterech osiadłych wspólnot w proteście przeciwko firmom KTS, Rimbunan Hijau oraz Samling bezdusznie trawiących kolejne połacie lasu.

Międzynarodowe jak i malezyjskie prawo gwarantuje Penanom prawo do własnych ziem ale w praktyce prawa te tkwią w strefie wiecznego gwałtu. Malezyjskie władze ingerują wciąż nie tylko w środowisko życia ale i rdzeń samych społeczności roszcząc sobie prawo do mianowania i odwoływania przywódców poszczególnych społeczności. Stało się to metodą ostatnich miesięcy kiedy we wrześniu 2008 roku władze odwołały lub odmówiły uznania przywódców kolejnych społeczności. W gronie tym znaleźli się Saund Bujang z Long Benali oraz Bilong Oyi z Sait, obydwoje znani ze swojego oporu wobec eksploatacji i najazdów. Grupom, które pomimo rządowych ustaleń dalej obstają przy swoich dotychczasowych przywódcach ukrócono dostęp do rządowych datków, ważnych dla egzystencji w dobie, kiedy naruszono już naturalne proporcje środowiska oraz normy społeczne.

Malezyjski rząd za którym zawsze stoją indywidualni ludzie, nie zaś całe narody wyniósł na swoje sztandary bezprawie tak aby te w swej nieokrzesanej strukturze doprowadziło do erupcji gospodarczej ukwieconej lawiną zysku i pieniędzy. Tam zaś, gdzie bezprawie choćby zamknięte w pewnym porządku prawnym, spotyka się z przyzwoleniem tam nie trudno o zawiązanie się niszy, w której gwałt i przemoc uderzą w najbardziej bezbronnych.

Tak stało się na łonie społeczności Penan w wymiarze nie tylko społecznym ale i osobistym. Rok 2008 przyniósł rozliczne relacje o gwałtach i nadużyciach popełnianych wobec kobiet Penan ze strony pracowników przedsiębiorstw drzewnych. Pracownicy firm Samling i Interhill nachalnie odwiedzają wsie Penan w poszukiwaniu kobiet. Nieproszone odwiedziny ulegają natężeniu zwłaszcza w przerwach międzyszkolnych, kiedy we wsiach obecna jest większa liczba młodych dziewcząt. Oficjalne skargi w tej sprawie obiecał zbadać malezyjski rząd.

Wzmożony kontakt ze światem zewnętrznym zwiększył zachorowalność na łonie ludu Penan, zwłaszcza na infekcje zewnętrzne. O szczególnej wrażliwości Penanów na choroby z zewnątrz mówią już relacje z lat sześćdziesiątych. Śmiertelność wśród tych piechurów puszczy w wyniku schorzeń tego typu bywała większa aniżeli u innych plemion regionu. I dziś kwestie zdrowotne pozostają istotnym powodem troski i zmartwień. Szczególnie podatne na dolegliwości są społeczności Penan zamieszkujące stałe osiedla. W sierpniu organizacja Survival International poinformowała o epidemiach malarii wśród mieszkańców Dalan Arur i Semirian. Penanowie wykształcili medycynę naturalną, której apteką i naturalnym rezerwuarem medykamentów jest puszcza. Jest ona jednak bezradna wobec chorób pierwotnie nieznanych. Należy zatem mieć nadzieje, że środki opieki zdrowotnej będą dostarczane regularnie i nie staną się w przyszłości przedmiotem politycznych targów.

Słońce miało wielkie znaczenie w życiu, kulturze i kosmogonii licznych ludów i cywilizacji. Wiele z nich tak jak wymarli Indianie Natchez w słońcu widziało pierwiastek boski czyniąc je ostatecznym przedmiotem wiary i odwołań.

Tu w Sarawak jest zupełnie inaczej. Słońce wyłaniające się w całej krasie w rezultacie padających połaci lasów staje się symbolem zagłady i utraconego domu… jak rzekł pewien starzec Penan udający się na blokadę pod koniec lat 80-tych „Życie w słońcu jest jak życie w ogniu”.{mospagebreak}

Odstępstwo które rodzi nadzieję…

Jean Marie Muller w swej pracy przytacza słowa z książki J. Benetta o Martinie Lutherze Kingu, które mówią nam, iż problem nie leży w logice argumentów lecz w sile. (2) Te kilka słów, stanowi lustrzane odbicie postępowania establishmentu malezyjskiego. Od kilkudziesięciu lat aż po dziś dzień rządowi notable stosują aparat przymusu ignorując tradycyjne prawa własności tak aby te nie torowały założeń prowadzonej polityki ekspansji i eksploatacji. W karnawale zysku za wszelką cenę pomijają również malezyjskie prawo – prawo, którego winni być przecież naturalnymi strażnikami. Wielu z nich tak jak wspomniany minister James Wong Dato działało w świętym przekonaniu o słuszności obranego kierunku. Wong Dato nazywa malezyjskie państwo modelowym zaś stosunki panujące w nim wynosi do miana pewnej formy nirwany, utopii. Optymizm malezyjskiego urzędnika pozostaje nadal bez pokrycia lecz poprzez gęsty puch chmur przebija się promień niosący nadzieje, którą z dbałością tłumiono dotąd w zarodku.

Długo oczekiwany promień pada ze strony 350-osobowego plemienia Orang Asli mającego za sobą podobne doświadczenia do tych jakie spotkały Penanów. Orang Asli pozbawieni prawa do własnej ziemi i poddani przymusowej eksmisji bez poszanowania godności odwołali się do sądownictwa. Sędziowie stosujący się do litery prawa i sumienia, nie podatni na naciski zewnętrzne podważyli działania rządu przyznając prawo Orang Asli do tradycyjnych ziem. Rząd Federalny odwołał się do Sądu Apelacyjnego twierdząc, iż tradycyjne prawo własności nie jest równoznaczne z prawem własności rozumianym w świetle obowiązujących przepisów. Sąd Apelacyjny odrzucił rządową sugestię podtrzymując wcześniejsze ustalenia oraz zarządzając wypłatę odszkodowań. W uzasadnieniu wyroku czytamy: „Jest to przykład sprawy – gdzie władze federalne – reprezentujące nasze państwo – zgodnie z prawem wyznaczone do obrony Aborygenów, zezwoliły na potraktowanie ich w najbardziej okrutny i niegodny sposób. Mam nadzieję, że taki epizod nigdy więcej się już nie powtórzy”.

Humanistyczne i szlachetne przesłanie wyroku budzi nadzieję, że pomimo dziejących się niesprawiedliwości istnieją w Malezji ośrodki i instytucje mogące skutecznie hamować dokonujące się naruszenia i gwałty. Sprawa Orang Asli pozostaje jednak precedensem w morzu potrzeb i wciąż kipiącej fali zaboru. W roku 2005 podobnych, nierozwiązanych spraw  w samym tylko Sarawak pozostawało około setki.

Rząd malezyjski czynnie walczy z piractwem morskim na własnych wodach ale za to bierze udział w piractwie lądowym, które uderza w lasy, przyrodę i autochtonów. Różnica polega na tym, iż piractwo morskie przynosi straty gospodarcze zaś piractwo spod znaku buldożera i piły motorowej – przeciwnie – dostarcza szczególnego rodzaju intraty. W imię tej idei podejmuje więc działania bezpośrednie i pośrednie, usuwając opornych i wydając koncesje wpływowym firmom.

Wielkie przedsiębiorstwa kierujące się zasadą maksymalizacji zysków odpowiedzialne są za liczne naruszenia, cierpienia i gwałty w różnych zakątkach globu. Tam gdzie sumienie ustępuje zyskowi lub tyranii a dobroczynność sprowadza się do parteru strategii marketingowej tam szybko obumierają zasady i prawa oraz naturalne spoiwa bezpieczeństwa.
Firma Stell jest odpowiedzialna za cierpienia Indian Cofan i Nahua w Peru i Ekwadorze; Freeport/McMoran żeruje na plemieniu Amungme w Papui Zachodniej zaś angielska spółka Vedanta uderza dziś w indyjskich Dongria Kondh.

Przedsiębiorstwem, które wyjątkowo negatywnie zasłużyło się w pochodzie na ziemie Penan jest malezyjski gigant Samling. Drewniany olbrzym posuwając się do naruszenia prawa, odpowiedzialny jest za nielegalny wyrąb lasów w różnych zakątkach planety. Prezydent Gujany publicznie potępił Samling w roku 2004 oskarżając go o nielegalną penetracje gujańskich lasów. Działając wespół z pewnymi koncesjonariuszami oraz miejscowymi urzędnikami leśnictwa, gujańska komórka Samlingu miała targnąć się na obszar 408 000 hektarów lasu tropikalnego. Wcześniej spółka musiała zawiesić swoje ambicje w Kambodży oraz Papui Nowej Gwinei, gdzie stwierdzono niezgodności z miejscowymi regulacjami prawnymi.

 W marcu 2007 roku 37 pozarządowych organizacji z 18 krajów zwróciło się z apelem wzywającym do unikania Samlingu, którego oplata wciąż gęsta sieć banków, inwestorów i detalistów drewna. Pomimo rozlicznych naruszeń i gwałtów, Samling za przyzwoleniem krajowego rządu nadal ma się dobrze w Sarawak.{mospagebreak}

Epilog. Refleksja nad śmiercią Kelesau Naana

23 października 2007 roku jeden z przywódców ludu Penan – Kelesau Naan zapuścił się w głąb lasu w celach łowieckich. Wychodząc poinformował żonę, iż do wieczora zjawi się z powrotem. Nazajutrz małżonka i członkowie rodziny byli już bardzo zaniepokojeni przeczuwając najgorsze. Kelesau Naan jako doświadczony piechur i myśliwy znał doskonale każdy leśny ostęp i nikt nie sądził aby ten ponad 70-letni lider małej społeczności Long Kerong mógł zgubić drogę. Tymczasem Kelesau Nann nie dawał znaku życia. Nie tracąc czasu zainicjowano poszukiwania przeczesując kolejne partie lasu.

Po niemal dwóch miesiącach nieobecności odnaleziono poszukiwanego, niestety martwego. Ciało denata znajdywało się w na tyle zaawansowanym stopniu rozkładu, iż na miejscu znaleziono już tylko kości. Identyfikacja osobowa nie pozostawała jednak wątpliwości gdyż w bezpośrednim sąsiedztwie znaleziono dowody tożsamości w postaci przedmiotów osobistych. Penanowie, którzy znaleźli poszukiwanego od początku podejrzewają, iż śmierć przywódcy z Long Kerong ma bezpośredni związek z jego oporem przeciwko wycince lasów. Saund Bujang powiedział, że „jego ręka została rozbita i wygląda tak jak gdyby została uderzona przez ostry przedmiot”.

Kelesau Naan od 1998 roku aktywnie sprzeciwiał się próbom deforestacji regionu. Brał czynny udział w blokadach mających zatrzymać pochód Samlingu. Naan był również jednym z sygnatariuszy apelu pod, których podpisali się przedstawiciele 17 społeczności Penan w 2006 roku. Apel adresowany do angielskich odbiorców drewna zrzeszonych w spółce Jewson zwracał się z prośbą o zawieszenie współpracy z Samling. Po opublikowaniu listu w poczytnym magazynie Times, Jewson zerwał kontakty z drzewnym potentatem. Kelesau Naan wykazał ponadto zaangażowanie w głośnych blokadach z 2006/2007 roku w okolicach pobliskiego Long Benali podczas, których prace Samlingu stanęły w miejscu na kolejne długie miesiące.

Tuż przed zniknięciem Kelesau Naan powiedział: „Wyzwanie udowodniło swoją wartość. Cieszymy się, że nie daliśmy się przekupić przedsiębiorstwom drzewnym”. Wcześniej Penanowie z Long Benali odmówili przyjęcia „prezentu” w postaci wodociągów od spółki odpowiedzialnej za zanieczyszczenie wody pitnej.

Przyczyna śmierci Kelesau Naana po dziś dzień pozostaje nie rozwiązana. Policja nie wyklucza morderstwa lecz równocześnie zaznacza, iż na podstawie oględzin kości trudno stwierdzić co stanowiło faktyczną przyczynę śmierci. Nie można wykluczyć, iż Naan stał się ofiarą feralnego wypadku ale pewne wydarzenia zarówno z przed jak i po zniknięciu wzbudzają szczególne podejrzenia.

Kilka miesięcy przed zarysowanymi wydarzeniami pracownicy Samlingu zostali zauważeni podczas penetracji i obserwacji spornego terytorium. Gdy Penanowie nakazali im aby odeszli ci zrewanżowali się groźbami użycia przemocy fizycznej. Kelesau Naan wraz z innymi przywódcami napisał list do Samlingu protestując przeciwko incydentowi. Rodzina Naana utrzymuje też, iż dwaj pracownicy firmy odwiedzili zmarłego tuż przed zniknięciem szczegółowo wypytując o kroki na przyszłość.

Jeszcze więcej wątpliwości wzbudzają zajścia po stwierdzeniu śmierci. Osoba – jak niesie wieść – powiązana z Samlingiem próbowała nakłonić syna zmarłego, Nicka Kelesau aby ten podpisał stwierdzenie mówiące, iż nie podejrzewa żadnych pogwałceń w kwestii zgonu ojca. Wbrew odmowie poręczenia wkrótce w obiegu znalazł się list ze sfałszowanym podpisem.  Nie bez zastrzeżeń pozostaje również praca struktur policyjnych, które dwukrotnie informowały, iż Kelesau nie został zamordowany zanim jeszcze odpowiednie jednostki śledcze zjawiły się we wsi aby należycie zbadać problem.

Kelesau Naan to już czwarta osoba po Bruno Manserze oraz dwóch innych liderach Penan, która znika i traci życie w niewyjaśnionych okolicznościach, być może płacąc najwyższą cenę za opór przeciwko najazdowi na ziemie Penan.

Tak oto materializm wybrukowany rządzą zysku, z milczącym przyzwoleniem rozbił świat tych nielicznych, którzy egzystując z dala od fanfarów rozbrzmiewających w miastach współczesnych państw prowadzili prosty, egalitarny żywot. Historia Penanów to nie kolejna kreacja „szlachetnego dzikusa” Jeana Jacquesa Rousseau otulona literacką fantazją. Codzienność tubylców, choć osadzona w innych realiach nie różniła się od problemów jakie rozdzierają istotę ludzką w innych zakątkach globu. Każdy bowiem jest niczym jak i najważniejszym stworzeniem w danej przestrzeni i miejscu. Ignorując równowagę wypływającą z tej zależności rząd malezyjski zechciał być wszystkim i w mię tej idei mianował się właścicielem wszystkiego.

Rząd Polski w dwustronnych stosunkach z rządem malezyjskim do dziś nie zajął stanowiska wobec tragedii ludu Penan. Zaniechanie o, którym mowa, najpewniej nigdy nie brane pod uwagę nie przeszkadza w prowadzeniu kwitnących interesów gospodarczych. Strona malezyjska jest jednym z ważniejszych odbiorców polskiego sprzętu wojskowego. W 2007 roku zatwierdzono kontrakt na sprzedaż 48 czołgów, które zasilą armię z Półwyspu Malajskiego.

***
Na początku października Penanowie z czterech społeczności: Ba Abang, Long Item, Long Kawi i Long Pakan wznieśli blokadę przeciwko przedsiębiorstwu Interhill trawiącemu połacie lasu na terenie Średniego Baramu…

Odnośniki z tekstu:

1.    Więcej wiadomości na temat sytuacji izolowanych Indian Peru umieszczam w rysie „Strażnik sumienia, czyli o konieczności ochrony izolowanych ludów Ameryki Południowej
2.    Jean Marie Muller Strategia politycznego działania bez stosowania przemocy, Wydawnictwo Krąg, Warszawa 1984

Bibliografia:

Paul Spencer Sochaczewski Bruno and the Blowpipes. Who will determine the future of Sarawak's Penan?  Earth Times, 2001.
Ruedi Suter Das unerklärliche Verschwinden von Bruno Manser.
Survival International News 2006-2008.
Bruno Manser Fonds Newsletter. April 1994.
Dzikie Życie Wieści ze Świata 12,1/138,139 2005/06.
Zielone Brygady nr 11(29)/91, listopad '91.
National Geographic (nr.1 październik 1999 rok).
 
Wideografia:

Wyprawa do serca Borneo – 87. Prod. Szwecja, reż. Jan Roed, Fredrik von Krusenstjerna, Björn Cedeberg, Kristian Petri.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.