Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Dominika Jędrzejczyk: Kogo poprze Zuckerberg?

Dominika Jędrzejczyk: Kogo poprze Zuckerberg?


23 luty 2012
A A A

Wielki biznes był od zawsze związany z polityką – czasem kładąc się na niej cieniem afer i skandali, czasem wspierając korzystne dla gospodarki rozwiązania legislacyjne. Prawybory w Partii Republikańskiej nie są w tej kwestii wyjątkiem – sygnał do podziałów wewnętrznych w świecie wielkiego biznesu dał Donald Trump, oficjalnie popierając Mitta Romneya. Pytanie tylko, czy aby na pewno poparcie finansowych krezusów to powód do radości dla polityków w czasie, w którym statystyczny John Smith boryka się ze wzrostem cen i bezrobocia?

Duży biznes, mały zysk

Analitycy Demokratów zwracają uwagę na fakt, że wielki biznes, zwłaszcza w okresach nasilonych kryzysów gospodarczych, popiera kandydatów Partii Republikańskiej nawet, jeśli nie oznacza to wzrostu dochodów ich działalności. Wręcz przeciwnie, z badań R. Corwina i L. Gray wynika, że w przypadku większości rządów republikańskich, duże firmy notowały raczej spadek zysków – aż 4 z 5 powojennych recesji gospodarczych przypadło na czasy urzędowania republikańskiego prezydenta. Szefowie wielkich korporacji mimo to nadal bardziej skłonni są publicznie przyznawać się do wspierania Republikanów niż Demokratów. Nie znaczy to, oczywiście, że biznesmeni nastawieni są wyłącznie aksjologicznie do podejmowanych przez siebie decyzji publicznych – duża ich część pragmatycznie kalkuluje, jak opłaca się głosować – faktem jest jednak, że republikańska retoryka „bilansu budżetowego i twardego dolara” odpowiada temu, w co skłonni są „wierzyć” ludzie biznesu. Socjolodzy zwracają także uwagę na fakt, że to Republikanie przywiązują większą wagę do prestiżu i znaczenia biznesu – tak wewnątrz kraju, jak i na zewnątrz. Republikańskie prezydentury to promocja gospodarki amerykańskiej, a także subiektywne poczucie wolności i deregulacji wśród przedstawicieli sektora usług i finansowych krezusów. Ale to poczucie może być złudne w dobie światowego kryzysu gospodarczego. Postaci wiązane z szeroko pojmowanym światem banków i wielkich korporacji są w tej chwili negatywnie odbierane przez amerykańskie społeczeństwo. Zjawisko to dotyczy także prawicowych wyborców, którzy, choć daleko im do ruchu Occupy Wall Street, są również niezadowoleni z beztroski finansowej swoich elit.

Boleśnie przekonał się o tym Mitt Romney, którego oficjalnie poparł Donald Trump, założyciel i obecny prezes Trump Organization, potentat rynku nieruchomości i hotelarskiego. Wolta, Trumpa, który początkowo miał wesprzeć Newta Gingricha w wyścigu o republikańską nominację (potwierdził to wyciek informacji ze sztabu Gingricha), kosztował Romneya kilka punktów poparcia w Nevadzie. Pomimo dawnych niesnasek pomiędzy oboma panami (Trump miał początkowo rozważać kandydowanie w wyborach, wycofał się jednak po potwierdzeniu podobnej chęci startu przez Romneya), kandydat na kandydata wydawał się być zadowolonym z obrotu sprawy. Problem w tym, że słowa Trumpa raczej wiele Romneyowi nie pomogą, a, paradoksalnie, mogą mu wręcz zaszkodzić. Zachowanie biznesmena dodatkowo zaostrzyło także sytuację pomiędzy sztabem wyborczym Mitta Romneya a sztabem Newta Gingricha nie tylko w kwestiach prestiżu i wiarygodności obu kandydatów, ale także w sferze finansowej – na dodatkowe fundusze może teraz liczyć tylko jeden z nich.

 

Biznes lokalny

Zwolennicy Ricka Santoruma wydają się być zaledwie klasą średnią przy Donaldzie Trumpie. A jednak sam kandydat wydaje się być zadowolonym z hołdowania zasadzie „ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka” – w ostatnim okresie jego kampanijny budżet doświadczył kilku zastrzyków finansowych od lokalnych biznesmenów w poszczególnych stanach, w których toczyły się prawybory. Milion dolarów od anonimowego biznesmena z miasta Lake Charles, wsparcie polityków i przedsiębiorców z Pennsylvanii (między innymi Toma Smitha, właściciela firmy wydobywczej z hrabstwa Armstrong), czy oficjalne poparcie Marka Nelsona, lobbysty i doradcy biznesowego, który początkowo skłaniał się raczej do wsparcia Romneya – to tylko niektóre z „drobnych” sukcesów biznesowych senatora Santoruma. Popularność wśród biznesmenów przyniosły mu wypowiedzi o „nadmiernym panoszeniu się związków zawodowych” i obietnice większej kontroli ich działalności. Ograniczenie swobody nacisku pracowników na pracodawców w dobie wzrastającego bezrobocia i niezadowolenia tych pierwszych z warunków pracy to rzeczywiście interesujące propozycje dla właścicieli małych i średnich firm, stąd nie szczędzą oni pieniędzy na wspieranie kampanii Santoruma.

 

Ryzykowna zagrywka

 

W podobnej do Romneya sytuacji znalazł się Newt Gingrich. Wsparcie finansowe, które otrzymał od potentata kasynowego – Sheldona Adelsona – uratowało jego kampanijny budżet w początkowej fazie kampanii (Adelson wpłacił na konto kampanii 11 milionów dolarów), w tej chwili jednak może obrócić się przeciwko niemu. Sondaże wskazują wyraźnie, że wyborcom nie podoba się rozrzutność sztabu Gingricha. Różnica pomiędzy nim a prowadzącym wciąż Mittem Romney’em zwiększa się z każdym tygodniem. Zresztą sam Romney także miał kłopoty z profilem „moralnym” swoich darczyńców. Otrzymał on bowiem 150 tys. dolarów od pensylwańskiego producenta węgla kamiennego – Consol Energy Inc., która zapłaciła w ubiegłym roku ponad pięciomilionową karę za naruszanie Clean Water Act (ustawa Kongresu o ochronie stanu czystości wód) w sześciu swoich kopalniach. Przypomnijmy w tym miejscu, że Mitt Romney jeszcze w ubiegłym roku przyznawał otwarcie, iż uznaje ludzki wkład w globalne ocieplenie. Z tego stwierdzenia musiał się jednak ostrożnie wycofać, po tym, jak okazało się, że Consol Energy lobbuje za nieregulowaniem przez Kongres wielkości emisji gazów cieplarnianych.

 

Wsparcie świata biznesu dla polityków to nie tylko kwestia przepływu finansów – kandydaci muszą pamiętać także o zgodności swoich programów politycznych z profilem i działalnością przedsiębiorstw, od których pieniądze przyjmują tak, by nie doświadczyć wpadki w stylu Romney’a. Dotacje na kampanie to dla biznesmenów nie tylko wyraz własnych poglądów, ale także (a może przede wszystkim) inwestycja na przyszłość. Warto zatem wiedzieć, od kogo przyjmuje się fundusze.