Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Joachim Chochołowski: Piłka nożna - trzecia religia Afryki


26 styczeń 2010
A A A

Piłka nożna jest jedyną dziedziną, w której Afryka może rywalizować z resztą świata. Rywalizować i wygrać. Można także śmiało powiedzieć, że po chrześcijaństwie i islamie, jest to trzecia największa, panująca na tym kontynencie religia.

Każdy niemal młody chłopak, nie tylko z tych ze slumsów wielkich miast, marzy o karierze na miarę Drogby, Eto’o, Essiena, czy grającego kilka lat wcześniej George’a Weah - postrzeganych jak bohaterowie nie tylko w swoich krajach, ale w całej Afryce. Na Czarnym Lądzie futbol zawsze jednak był i nadal jest nieodłącznie związany z polityką. Dla Afryki rok 2010 jest szczególny, to rok rozgrywanych co dwa lata mistrzostw kontynentu, a także pierwszych w historii na tej ziemi - Mistrzostw Świata. Przepowiednia Brazylijczyka Pele sprzed 20 lat, iż do końca XX wieku kontynent będzie miał swojego mistrza świata nie spełniła się. Niewiele też wskazuje, by miało się tak stać w najbliższym czasie. Jednak roli tego sportu dla rozwoju kontynentu nie da się przecenić.

Puchar Narodów Afryki – w tym roku rozgrywany na boiskach Angoli – jest przez wielu uznawany za najbardziej emocjonującą, zaraz  po Mistrzostwach Świata, piłkarską imprezę. Może to wynikać z olbrzymiej pasji i wagi jaką poszczególne kraje przywiązują do tej wewnątrzkontynentalnej rywalizacji. Z pozoru wolniejsze tempo zawodów na tej imprezie w porównaniu do europejskich stadionów, może być mylące. Ma ono związek bardziej z afrykańską mentalnością, aniżeli brakiem zaangażowania, czy umiejętności. A pasji i chęci zespołom na pewno nie można odmówić.

Mistrzostwa w Afryce rozgrywane są od 1957 roku (od 1968 regularnie co 2 lata), czyli wcześniej niż zorganizowano pierwsze piłkarskie Mistrzostwa Europy (1960). Afrykańskie zmagania organizowane są olbrzymim wysiłkiem, mobilizującym kraje do wyrywania się z marazmu, w jakim często są pogrążone. Na chwilę odżywa w państwach - uczestnikach społeczeństwo obywatelskie, kraje zyskują platformę do budowania poczucia narodowej dumy. Dla Afrykanów to na pewno najważniejsza impreza sportowa, często istotniejsza nawet od Igrzysk Olimpijskich. Może dlatego w pewnej mierze, afrykańska federacja pozostaje tak nieprzejednana względem europejskich klubów, które w pełni sezonu zobligowane są zwalniać swoich często kluczowych piłkarzy, na rozgrywane częściej przecież niż w Europie mistrzostwa kontynentu (dodatkowo turniej ze względu na lepszą pogodę rozgrywany jest zwykle na przełomie stycznia i lutego – kiedy to większość lig europejskich jest w środku sezonu ligowego).

Państwo – gospodarz takiej imprezy wygrywa od afrykańskiej federacji los na loterii, zyskując okazję do poprawy infrastruktury i – często bardzo nadwątlonego – wizerunku kraju. Prezydent Angoli - José Eduardo dos Santos określił decyzję o przyznaniu organizacji jako „kolejne zwycięstwo narodu angolskiego". Puchar Narodów Afryki reklamowany jest jako największe wydarzenie w historii kraju, a zważywszy na to, iż niepodległy jest on od 1975 roku to, biorąc pod uwagę tylko te pozytywne, może za takie uchodzić. I pozostanie nim, mimo cienia jaki na organizatorach i samej imprezie położył zamach na autokar z piłkarską reprezentacją Togo (przeprowadzony przez odłam FLEC – Frontu Wyzwolenia Enklawy Kabindy, w którym zginęło dwóch członków ekipy, a po którym reprezentacja Togo nie wzięła już udziału w turnieju).

Historię futbolu w Afryce należy postrzegać przede wszystkim jako fenomen socjologiczny i polityczny. Tradycja sportowej rywalizacji jest tu bardzo bogata. Członkowie plemienia Ibo (zamieszkujący obecnie głównie Nigerię) od setek lat organizowali zawody zapaśnicze, ludzie mieszkający w rejonie Wielkich Jezior organizowali konkursy rzutu włócznią oraz wyścigi łódek, Egipcjanie grali w softball, natomiast Etiopczycy w górach rywalizowali w tradycyjnej grze przypominającej dzisiejszego hokeja. Wtedy nikt jeszcze nie kopał piłki. Gra została wprowadzona na kontynent przez brytyjskich, francuskich i portugalskich kolonialistów, misjonarzy i handlarzy. Pierwszy udokumentowany mecz miał prawdopodobnie miejsce w 1862 roku na Cape Town, skąd popularność gry rozszerzała się. Obok „białych”, szybko zaczęły również powstawać „czarne” kluby. 1892 powstała SFA (Południowoafrykańskie Stowarzyszenie Piłkarskie) – oczywiście tylko dla białych, ale już w 1903 zawiązano odpowiednik stowarzyszenia dla czarnych. Później powstała Konfederacja Piłkarska Afryki (CAF) – miejscowy odpowiednik UEFA. W 1957 zorganizowane zostały pierwsze mistrzostwa Afryki – w dużej mierze w celu budowania narodowych, niepodległych tożsamości w nowo powstających państwach lub ruchach niepodległościowych. Afrykańska rywalizacja została również zorganizowana na poziomie klubowym, jako odpowiednik toczonej już kilkadziesiąt lat wcześniej rywalizacji w Europie.

Futbol był silnie związany z afrykańskim marzeniem o niepodległości i świetlanej przyszłości kontynentu. Niesamowite jest, jak wielu polityków dochodzących do władzy w okresie po roku 1960 tzw. Roku Afryki (powstało wtedy 17 niepodległych państw), zdobywało wcześniej doświadczenie w klubach piłkarskich i związkowych strukturach. Ferhat Abbas – lider ugrupowania walczącego o niepodległość Algierii (FLN) i późniejszy prezydent, zakładał wcześniej kluby piłkarskie. Wielu kluczowych polityków tworzących osławioną południowoafrykańską partię – Afrykański Kongres Narodowy, zdobywała pierwsze organizacyjne szlify w strukturach piłkarskich.

Pierwszym krajem, który ogłosił niepodległość w roku 1957 było Złote Wybrzeże, które – jak ogłosił jej przywódca Kwane Nkrumah, miała się teraz nazywać Ghaną. W planach jednego z największych afrykańskich liderów było docelowo stworzenie nie tylko silnego kraju, ale także odbudowanie dumy, ducha oporu, poczucia tożsamości i godności wśród wszystkich Afrykanów. Piłka nożna miała odgrywać na tym polu bardzo istotną rolę. Nkrumah objął patronatem piłkarską drużynę narodową – znaną jako „Czarne Gwiazdy”(„Black Stars”). Miały one stać się świecącym przykładem, namacalnym dowodem sukcesu kontynentu. Do rywalizacji  na afrykańskiej ziemi zaproszony został m.in. najlepszy wtedy zespół świata – Real Madryt. Celem było pokazanie całemu światu, że istnieje nowe, wolne państwo, które może rywalizować z każdym . Drużyna Ghany jeździła potem po Europie grając spotkania z najsilniejszymi zespołami „starego kontynentu”. Charles Kumi Gyamfi, pierwszy Afrykanin grający w Niemczech (Fortuna Dusseldorf), potem studiujący na uniwersytecie w Kolonii, został wezwany przez Nkrumaha, aby zostać pierwszym w historii czarnym trenerem reprezentacji (pod jego wodzą Ghana wygrała 3 ze swoich 4 triumfów w mistrzostwach kontynentu). Jak sam potem wspominał, wszyscy w drużynie mieli świadomość, że nie chodzi tylko o kopanie piłki. Wiedzieli, że grając – tworzą politykę.

Nkrumah stworzył później również klub Real Republicans, wzorowany niewątpliwie na madryckim odpowiedniku, który przy wsparciu reżimu gen. Franco uznawany był wtedy za najlepszy klub świata. Ghańska drużyna, bardzo już uwikłana w politykę, zabierająca wszystkich najlepszych graczy z krajowych klubów, stała się jednak symbolem najgorszych cech polityki afrykańskiej i rozwianych nadziei na wspaniałą przyszłość kontynentu. W lidze nie było prawdziwej rywalizacji z klubem prezydenta, a w związku z tym nieograna drużyna nie radziła sobie potem na szczeblu międzynarodowym. Po odejściu Nkrumaha przyszła zmiana polityki, wojskowa dyktatura, korupcja, fatalne decyzje ekonomiczne, które przyniosły również załamanie w sporcie. Już dziesięć lat po nadzwyczajnych oczekiwaniach wiązanych z ghańskim futbolem i odzyskaną - nie tylko przez Ghanę -  niepodległością, większość z nich zawiodła.

Piłka nożna pomagała realizować (a przynajmniej czynić takie próby) politykę panafrykanizmu - jednoczenia całego kontynentu. Nie tylko Nkrumah. Pierwszy prezydent Nigerii Nnamdi Azikiwe również widział w futbolu nie tylko sport, ale przede wszystkim propagandową broń i ważne narzędzie społeczne. Piłka nożna była jedyną grą, która mogła porwać setki tysięcy ludzi. A politycy, niekiedy w mistrzowski sposób, wykorzystywali sport dla swoich celów. Kameruński prezydent Paul Biya (rządzący do dziś od 1982 roku), nigdy nie omieszkał przypomnieć, że to jego decyzją było, aby skład Kamerunu na MŚ w 1990 roku zasiliła późniejsza gwiazda – Roger Milla. Najróżniejszej maści demagodzy i populiści budowali swą pozycję wykorzystując sportowe sukcesy. Wielu z nich brało kredyty na poczet przyszłych wygranych. Doprowadziło to do sytuacji, że sukces był niemożliwy bez bezpośredniego wsparcia, któregoś z decydentów. Dobrym przykładem może tu być tzw. KK Team – bo tak od nazwiska prezydenta Kenneth Kaunda, twórcy niepodległej Zambii, nazywano tamtejszą reprezentację. On sam mówiąc o futbolu zawsze podkreślał jak bardzo kocha ten sport, twierdząc, że jest to gra „prawdziwych ludzi i całego narodu”.

Niezwykłą jest historia i rola reprezentacji Algierii utworzonej w 1957 roku, na 5 lat przed uzyskaniem – po niezwykle krwawych walkach - niepodległości. W momencie powstania i de facto wojny z Francją, czołowi piłkarze Ligue 1 (wtedy nazywała się Première Division), pochodzenia algierskiego, wezwani zostali do gry na rzecz nowo tworzonego kraju. Francuska federacja protestowała, FIFA ogłosiła, że każda reprezentacja, która zagra przeciwko Algierii, zostanie wykluczona z międzynarodowej rywalizacji. Część z zawodników chcących dołączyć do drużyny została przez Francuzów aresztowana (niektórzy byli torturowani). Mohamed Boumezrag - lider jednej z sekcji walczącego o niepodległość ugrupowania FLN, powołał najpierw dziesięciu, a potem 30 najlepszych piłkarzy, którzy wiele ryzykując i poświęcając dotarli do Tunezji, gdzie 13 kwietnia 1957 roku stworzono narodowy zespół. Były to gwiazdy światowego wtedy formatu, o statusie porównywalnym z tym jaki dziś przysługuje Drogbie, Eto’o, czy Adebayorowi. Mustapha Zitouni uznawany był wtedy za najlepszego środkowego pomocnika we Francji.  Zawodnicy zostali przekonani do powrotu, stając się w Algierii prawdziwymi bohaterami. Stworzyli silną reprezentację piłkarską, grającą potem mecze na całym świecie (m.in. w Wietnamie i Chinach, wschodniej Europie), przypominając o powstaniu nowego kraju w północnej Afryce, reprezentując algierską rewolucję i Algierczyków na całym świecie. Jak wspominają piłkarze tamtej drużyny, za każdym razem grali przy co najmniej 50-60 tysięcznej widowni.

Piłka nożna w całej Afryce wykraczała daleko poza sport w swej roli jaką pełniła. Stephen Keshi - pierwszy z grona wielu sław nigeryjskiej piłki mówi, że kiedy Nigeria gra mecz piłkarski, to „nie ma podziałów religijnych, etnicznych, plemiennych. Jest jeden kraj i jedno przeznaczenie. To największa siła jednocząca kraj. Jesteśmy wielkim państwem wielu plemion, wielu języków, wielu różnic. Futbol jest czymś co jednoczy państwo”. Drużyna „Super Orłów” przejęła schedę po zespole Ghany na kontynencie, a prawdziwą furorę zaczęła robić w latach 90-tych.

Głosy z innych krajów są bardzo podobne. „Piłka nożna w Zambii, jest jak specjalna broń. Nie pytasz skąd są pieniądze, jaki jest Twój kolor skóry. Jesteśmy po prostu jednym narodem” - powiedział były reprezentant tego kraju. „Futbol w Południowej Afryce jest naszą drogą życia” - podkreślają politycy z kraju gospodarza Mundialu w 2010 roku.

Wspomniana na wstępie przepowiednia Pelego nie ziściła się. Teraz jednak, gdy turniej rozgrywany będzie na afrykańskiej ziemi, zdaje się ona, bardzo nieśmiało, powracać. Droga do organizacji, a nawet udziału afrykańskich drużyn na Mistrzostwach Świata była długa i trudna. Pierwszym krajem z kontynentu rywalizującym w MŚ we Włoszech (1934) - był Egipt. Egipcjanie przegrali 4-2 z Węgrami, do dziś uważając, że stało się to przede wszystkim za sprawą włoskiego sędziego – Barlassiny.

Po wojnie FIFA zdominowana przez wpływy europejskie, nie była otwarta na nowe, silne drużyny pojawiające się w byłych koloniach, a od niedawna niepodległych krajach. Traktując organizację jako prywatny klub, Europejczycy zbierali wszelkie benefity i przywileje, jak najwyższe pozycje w administracji, prawo organizowania najważniejszych turniejów, czy też prawo decydowania o ilości drużyn uprawnionych do udziału w zawodach. Kraje reprezentujące poprzez futbol swoją niezależność i nową tożsamość odbierane były z rezerwą i niepokojem. Te z kolei stawały się sfrustrowane, a FIFA w swojej wyniosłości niezbyt zachęcała je do zmiany stanowiska. Do roku 1970 Afryka nie miała nawet swojego miejsca na MŚ, a musiała o nie rywalizować ze zwycięzcą kwalifikacji z Azji, bądź też w barażach z drużynami z Europy. Siedemnaście afrykańskich krajów (w tym osławiona drużyna „Czarnych Gwiazd”) zbojkotowało turniej w 1966 roku i dopiero wtedy FIFA porozumiała się CAF co do przyznania jednego miejsca dla drużyny z Czarnego Lądu. W 1970 roku Afrykę reprezentowało Maroko zajmując ostatnie miejsce w grupie, ale urywając też pierwszy punkt (w zremisowanym 1-1 meczu przeciwko Bułgarii).

Kolejny udział drużyny afrykańskiej przyszedł z najmniej oczekiwanej strony, w 1974 roku kontynent reprezentowany był przez Zair (obecna Demokratyczna Republika Kongo), którego dyktator Mobutu Sese Seko, rządzący od 1965 roku, zainwestował bardzo wiele, by to właśnie jego zespół trafił na Mundial. Widział on niewątpliwie sport jako sposób na poprawienie własnego wizerunku  (zaraz po objęciu władzy zaprosił m.in. do stolicy zespół „Czarnych Gwiazd” i naocznie przekonał się o znaczeniu tego sportu dla Afrykanów). Piłkarze Zairu zachwyceni byli poziomem organizacji niemieckiego Mundialu. Na samym turnieju ponieśli jednak sromotną klęskę (z Jugosławią przegrali 0-9), głównie z uwagi upadek morale po sporach dotyczących wypłaty premii, chaosu we własnej federacji i pogróżek względem zawodników. Opowiadano potem, iż krajowi działacze otrzymali pieniądze od FIFA na przygotowanie drużyny, a federacja nie udzieliła piłkarzom żadnego wsparcia, defraudując pieniądze. Przed ostatnim meczem z Brazylią piłkarze wspominali nawet o tym, że obawiali się więzienia, gdyby zagrali źle w ostatnim meczu. Wściekły Mobutu po mistrzostwach odciął wszelkie fundusze i Zair już nigdy nie powrócił na piłkarskie salony (z następnych eliminacji w strefie afrykańskiej wycofał się, nie rozgrywając żadnego meczu).

W 1978 Tunezja zakwalifikowała się do MŚ w Argentynie. Tam też Afryka wygrała swój pierwszy mecz, przeciwko Meksykowi (remisując również z mistrzem świata Niemcami). W 1982 roku fantastycznie zaprezentowała się Algieria, rywalizując jak równy z równym w niezwykle silnej grupie, a pozbawiona awansu została po jednym z najbardziej haniebnych meczów MŚ, gdzie Niemcy zagrały z Austrią na wynik 1-0  - premiujący obie te drużyny do kolejnej rundy. Cztery lata później z korzystnej strony zaprezentował się zespół Maroka. W 1990 świat zachwycał się występem Kamerunu i jego gwiazdą Rogerem Millą. „Nieposkromione lwy” w meczu otwarcia ograły mistrzów świata – Argentynę, pokonały po pasjonującym występie Kolumbię, a odpadły dopiero w ćwierćfinale, po bardzo równej walce ulegając Anglikom. W kolejnych turniejach, poza pojedynczymi błyskami (wygrana Nigerii z Hiszpanią w 1998 roku, niezły występ Senegalu w roku 2002), drużyny z Afryki jednak zawodziły. A może oczekiwania były po prostu za duże?

W roku 1996 piłkarska reprezentacja Nigerii wygrała Igrzyska Olimpijskie, nie tak prestiżowe jeśli chodzi o piłkę nożną, ale dające Afryce pierwszy namacalny sukces w ukochanej przez kontynent dyscyplinie. Nwankwo Kanu, Jay Jay Okocha, Taribo West, Celestine Babayaro i inni ze „złotej generacji” nigeryjskiej piłki trafili do czołowych europejskich klubów, stając się wzorami do naśladowania dla całej Afryki. Ale Nigeria jest także doskonałym przykładem jak polityka może niszczyć nadzieje na sukces na kontynencie. Wojciech Jagielski stwierdził, że ten najludniejszy i perspektywicznie najbogatszy (bo obdarzony wielkimi zasobami naturalnymi) kraj Afryki, posiada również najgorszych na świecie polityków. Ich mieszanie się do spraw krajowej federacji po sukcesie w 1996 roku, skutkowało niemal wykluczeniem zespołu z rozgrywanych dwa lata później MŚ we Francji. Szerzyła się korupcja, dla doraźnych sukcesów federacja fałszowała metryki urodzenia piłkarzy, aby starszymi zawodnikami wygrywać młodzieżową rywalizację.

Kolejnym ważnym problemem jest w tym kontekście pozbawiona kontroli i zdrowych proporcji migracja piłkarzy, a w zasadzie ich exodus poza Afrykę. Już w latach 20-tych bardzo wielu piłkarzy z Afryki grało we Francji, część z nich nawet w reprezentacji tego kraju (na przykład Just Fontaine – francuski król strzelców mistrzostw świata, pochodził z północnej Afryki). Wtedy jednak sport bardzo różnił się od obecnego, który medialno-finansowa machina zmusza do poddawania się twardym regułom rynkowym.

Wyjazd zagranicę to dla młodego zawodnika olbrzymia zmiana. Wiele zależy od psychicznej odporności człowieka. Dodatkowo bardzo wielu piłkarzy jest wykorzystywanych przez nieuczciwych agentów i pośredników, którzy pobierają od nich gromadzone latami środki, obiecując złote góry, a potem zostawiając samym sobie w obcym kraju. Eksploatacja młodych piłkarzy jest nieprawdopodobna. Czasów dzisiejszych do tych sprzed kilkudziesięciu lat, nie da się już porównać. Skauci z Europy przetrząsają afrykański rynek w poszukiwaniu nowych talentów, a młodzi kilkunastoletni zawodnicy wyjeżdżają do "ziemi obiecanej" pod olbrzymią presją osiągnięcia sukcesu i spłacenia długu, jaki, aby umożliwić ich wyjazd, często zaciągnęła cała rodzina. Na kontynencie afrykańskim powstają piłkarskie szkółki należące do klubów europejskich. Skutkiem masowej emigracji jest również spadający z roku na rok poziom klubów na kontynencie.

Abedi Pele (Ghana) był pierwszym zawodnikiem z nowej fali afrykańskich piłkarzy w latach 90-tych, który zrobił prawdziwą międzynarodową karierę (z klubem z Marsylii, gdzie jako jej kapitan wygrał Ligę Mistrzów w 1993 roku), a potem został najczęściej odznaczanym piłkarzem kontynentu. Afrykańskie gwiazdy grające w Europie traktowane są jak supergwiazdy muzyki pop. Gaże najlepszych piłkarzy działają na wyobraźnię. Gwiazda Chelsea Londyn - Didier Drogba zarabia z tytułu samego kontraktu 115 000 funtów, Michael Essien 60 000 funtów, Emmanuel Adebayor 140 000 funtów – i są to stawki tygodniowe. Niemal każdy kopiący piłkę chłopak na afrykańskiej ziemi marzy o wyjeździe do Europy. Najczęściej jednak są to bardzo utopijne wizje, a wielu decyduje się na wyjazd bez przygotowania i żadnych szans na zatrudnienie.

Wspomniany wcześniej Charles Kumi Gyamfi w roku 2008 publicznie skrytykował obsesję pieniądza, jaka opętała młodych Afrykanów. Załamany jest, że zatracają oni radość gry, robiąc wszystko aby jak najszybciej wyjechać z kraju. Dla wielu kończy się to życiowymi dramatami.

Dziś oczy świata - nie tylko piłkarskiego - zwrócone są na Angolę. Ale zegar do pierwszych w Afryce, organizowanych przez RPA Mistrzostw Świata, tyka. Trudno określić na ile gospodarz, a wraz z nim cała Afryka wykorzysta szansę jaką daje prawo organizacji turnieju. Jedno jest jednak pewne. W tym kontynencie wstrząsanym konfliktami, fatalnie prowadzoną polityką i olbrzymią biedą, można znaleźć jeden wspólny mianownik – to piłka nożna.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.