Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciek Duszyński: Czy Polska może sprzedawać Indonezji broń za 2,5 miliarda dolarów?

Maciek Duszyński: Czy Polska może sprzedawać Indonezji broń za 2,5 miliarda dolarów?


23 listopad 2006
A A A

/Korespondencja Maćka Duszyńskiego z Indonezji/

Tytułowe pytanie zabrzmiało dla niektórych niemalże jak żart, szczególnie na polskich forach internetowych, gdzie internauci nieco złośliwie pytali, kto wyprodukuje tyle kos, skoro brakuje kowali. I może rzeczywiście byłby to żart, gdyby nie to, że taki scenariusz zapowiedział minister obrony Indonezji, Juwono Sudarsono. Notka Informacyjnej Agencji Radiowej przedrukowana w Pulsie Biznesu, Gazecie Wyborczej, serwisie TVP (napisana i wysłana z Indonezji zresztą przez niżej podpisanego – red.), informowała, że Indonezja kupi od Rosji sprzęt o wartości miliarda dolarów oraz od Stanów Zjednoczonych lub Polski za dalsze 2,5 miliarda dolarów. Skąd ta liczba?

Cały – planowany właśnie na najbliższe lata – budżet Indonezji na import broni wynosi około 3,5 miliarda dolarów (właściwie jest to 3,7 mld dolarów). Rosji przypadnie z tego miliard dolarów, na który to miliard udzieliła Indonezji kredytu. Do wzięcia pozostaje więc około 2,5 miliarda dolarów (właściwie 2,7). Dziennikarze w Dżakarcie zapytali więc Sudarsono, jakiemu krajowi przypadnie pozostała kwota. Minister odpowiedział:„Reszta pojdzie na zakup broni od USA lub Polski" (“The remainder will go to buying arms from the U.S. or Poland.”) [bezpośredni cytat wypowiedzi ministra za "The Jakarta Post", 18/11/2006]. Po pewnym czasie wymienił też inne kraje, jakie pozostają w grze o lukratywne kontrakty: Australię, Koreę Południową, Japonię i „prawdopodobnie Indie”. Lecz odpowiadając wprost na to pytanie powiedział, ze Indonezja wyda resztę pieniędzy na import z USA lub z Polski. Aby zrozumieć, na ile poważne są te zamiary, należy sobie postawić kilka pytań:

1. Czy Indonezja dysponuje tą kwotą w całości? Nie dysponuje. Potrzebuje kredytu. Takiego, jakiego udzielą jej Rosjanie czy jakiego udzieliła jej Polska m.in. na zakup skytrucków (był to jednak kredyt o wiele mniejszy, bo i kontrakt opiewał na nieporównywalnie mniejszą kwotę).


2. Czy Polska ma co za taką kwotę Indonezji sprzedać? Tutaj pojawia się problem: Rosja sprzedaje Indonezji broń za miliard dolarów i są to okręty atomowe, myśliwce i zaawansowany sprzęt, jakiego wciąż nie są w stanie wykonać fabryki polskiej zbrojeniówki. A chodzi tu przecież o kontrakt niemal trzykrotnie większy.


3. Teraz pytanie najważniejsze, natury językowej: o co właściwie chodziło Sudarsono? Użył on słowa „albo” (indon. „atau”), więc tym sposobem rozgraniczył możliwość dostania kontraktu – „albo” dostaną go Amerykanie, „albo” wezmą go Polacy. Długo zastanawialiśmy się z akredytowanymi tu dziennikarzami amerykańskimi, czy Sudarsono miał na myśli to, że 2,7 mld dolarów wezmą Amerykanie „i” Polacy (każdą kolejną część kontraktu dostaną odpowiednio Amerykanie „albo” Polacy), czy może cała pula pójdzie do jednego z tych krajów?

Dywersyfikacja na wypadek embarga

Na razie nie jest to jasne, jako że sprawa jest świeża i nie było okazji wyjaśnienia wątpliwości z samym ministrem czy choćby jego służbami prasowymi. Prawdopodobnie zresztą nie wróci już do niej aż do rozwiązania. Na całą sprawę warto jednak spojrzeć w kontekście, jakiego nie widać w Warszawie.
 
Sudarsono mówił wcześniej, krótko po niedawnym zwycięstwie Demokratów do Kongresu, że Indonezja musi zdywersyfikować źródła dostaw broni aby nie być zależna „od jakiegokolwiek jednego kraju” (ewidentnie chodziło o USA) i szukać dostawców wśród głównych sił („major powers”). Jako te siły wymienił państwa, „z którymi Indonezję łączą silne więzi”: Australię, Rosję, Koreę Południową, Japonię i Chiny. Czemu o konieczności  dywersyfikacji powiedział akurat wtedy? Aby uciec od ewentualnej powtórki embarga na amerykańską broń, które to embargo nałożyli rządzący Demokraci w latach 90. w związku z łamaniem prawa przez indonezyjskie wojsko w Timorze. Strasząc stronę amerykańską dywersyfikacją (dotychczas w ogromnej większości Indonezja zaopatrywała się w uzbrojenie w USA), Indonezja ubezpieczyła się od zadawania trudnych pytań przez stronę amerykańską o przestrzeganie praw człowieka. Jeśli Amerykanie będą chcieli zarobić na zbrojeniówce – te pytania nie padną. Kontrolowany przez Demokratów Kongres mógłby pytać np. o tajemniczą śmierć obywatela Indonezji, działacza demokratycznego Munira, który w 2004 roku został zatruty arszenikiem w samolocie państwowego przewoźnika Garuda Indonesia, lecąc na konferencję w Amsterdamie, gdzie miał mówić o łamaniu praw człowieka przez rząd w Dżakarcie.

Polska - major power wg Indonezji

Dwa dni przed przyjazdem prezydenta Busha do Indonezji, Sudarsono oficjalnie ogłasza, że Rosja dostanie kontrakt zbrojeniowy o wartości miliarda dolarów (tyle dywersyfikacji). I że resztę dostanie „USA albo Polska”. Budzi to kolejną obawę, tym razem o to, aby Polska nie okazała się jedynie kartą przetargową w wynegocjowaniu lepszej ceny dla Indonezji za amerykańską broń. Sprawy nie ułatwia fakt, że ponoć w grze pozostają wciąż wymieniane Australia, Japonia, Korea Południowa i „prawdopodobnie Indie”.

I tutaj warto porównać dwie grupy państw: pierwotnie Sudarsono wymienił Australię, Rosję, Koreę Płd., Japonię i Chiny. Wtedy wielu komentatorów zwróciło uwagę, że Sudarsono nie wymienił w tej grupie Europy: ani Unii Europejskiej, ani nawet Francji, od której dopiero co Indonezja kupiła transportery opancerzone. Po kilku dniach z grupy zniknęła Rosja (co oczywiste, bo dostała kontrakt o wartości 1 mld dol.) i Chiny (nie mają zbyt wiele do zaoferowania jeśli chodzi o  produkcję nowoczesnego sprzętu wojskowego, sami dozbrajają się m.in. od Rosjan i Francuzów).

Nadal nie pojawiła się Unia Europejska, ani Francja. Pojawiła się za to Polska jako jedyne państwo europejskie, i to od razu jako kandydat ex aequo z USA do wydania pozostałych pieniędzy. Reszta, tj. Australia, Japonia i Korea Południowa, jak również debiutujące w tej grupie Indie są określane już tylko jako gracze. Co stało się podczas tych kilku dni, że Dżakarta przypomniała sobie o Polsce i stawia ją teraz tak wysoko (kierując się słowami ministra, jako jedną z  „major powers”)? Czyżby interweniowało Ministerstwo Obrony Narodowej (Radek Sikorski był stosunkowo niedawno w Indonezji negocjować kontrakty wojskowe), Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a może – uznawana przez niektórych za wyróżniającą się, choć kameralną, placówkę – ambasada RP w Dżakarcie? Nie wiadomo.

Trudno powiedzieć, w co gra minister Sudarsono. Wiadomo natomiast, że po jego wypowiedzi również oczy wielu Polaków skierowały się w stronę tego ćwierćmiliardowego muzułmańskiego państwa, będącego najludniejszym państwem islamskim świata i największym światowym archipelagiem (17 tysięcy wysp rozprzestrzenionych na terytorium równym terenowi Stanów Zjednoczonych). Z Polski patrzą z nadzieją w tę stronę nie tylko pracownicy zbrojeniówki i ich rodziny.  Z zaciekawieniem patrzą w kierunku Indonezji polscy analitycy wojskowi czy ludzie zajmujący się stosunkami międzynarodowymi, ale też z niepokojem obrońcy praw człowieka. Na co bowiem pójdzie ta broń? Zapewne w dużej części na zwalczanie chrześcijańsko-animistycznej partyzantki w Papui Zachodniej (dawniej Irian Jaya) chcącej oderwać się od islamskiej Indonezji. I tym samym odebrać Dżakarcie leżącą w Papui największą światową kopalnię złota, generującą olbrzymie podatki dla państwa i milion dolarów czystego zysku… dziennie. Ale to temat na zupełnie inną opowieść.

***

Maciek Duszyńskidziennikarz-freelancer, publikował m.in. w Ozonie, Wprost, Newsweeku, Metrze, The Columbia Missourian, Gazecie Polskiej, Courriere International, World Press Institute (Global Journalism Ethics). Jest korespondentem Polskiego Radia w Azji Południowo-Wschodniej. Mieszka w Indonezji. Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

***

Artykuł redakcja psz.pl otrzymała bezpośrednio od autora.