Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Waldemar Chamala: Fakty i mity o Chinach

Waldemar Chamala: Fakty i mity o Chinach


13 czerwiec 2005
A A A

Poniższy tekst jest polemiką do artykułu Łukasza Foltyna i Piotra Szumlewicza "Chiny - alternatywna transformacja", który ukazał się w psz.pl w końcu maja br. Tekst "Fakty i mity o Chinach" redakcja psz.pl otrzymała od autora - Waldemara Chamali.

Do tej pory nieczęsto mieliśmy do czynienia z tak jednostronnym podejściem do chińskiej gospodarki i sposobu jej transformacji. Autorzy Łukasz Foltyn i Piotr Szumlewicz jednym tchem wyliczają dziedziny w których Chiny przodują, skrupulatnie pomijają zaś te, w których wykazują zacofanie. Nie można zgodzić się z tezą, jakoby Chiny były jedynym państwem, które w tak długim czasie osiągnęło tak szybki wzrost PKB. Japonia, którą swego czasu mieliśmy budować w Polsce, w latach 1953-73 rozwijała się w równie ekspresowym tempie 9,2 % rocznie. Cała grupa mniejszych państw od Korei Płd. po Indonezję, określanych mianem azjatyckich tygrysów, przez wiele lat (z wyjątkiem kryzysowego roku 1997) mogła pochwalić się podobnym wzrostem PKB. Nie zapominajmy też o ćwierćwieczu szybkiego rozwoju państw zachodnioeuropejskich po II wojnie światowej. Przykładowo wzrost PKB RFN w latach 1953-73 wynosił średnio 5,5 %, Francji i Włoch - 5,3 %. Choć nie był on aż tak błyskawiczny jak w Azji, to jednak doprowadził do tego, że kilkaset milionów Europejczyków zaznaje dziś dobrobytu i bezpieczeństwa socjalnego, którego pozazdrościć im może cały świat. Autorzy nie wspominają, iż rozwój Chin w dużej mierze generowany jest w wyodrębnionych specjalnych strefach ekonomicznych. W najważniejszej z nich, Shenzhen, wzrost sięga 16 % rocznie. Strefa zajmuje tylko pół procent powierzchni kraju, ale to tam tworzone jest aż 10 % chińskiego PKB i 33 % produkcji eksportowej.

Niezbyt sensowne wydaje się zaliczanie do wielkich sukcesów osiągnięcie przez Chiny pozycji największego konsumenta zboża, ryżu czy warzyw. Któż inny jeśli nie kraj z 1,3 mld ludności miałby nim być? Nie powinna dziwić autorów także czołowa pozycja w produkcji i konsumpcji cynku czy cyny. Zasoby akurat tych kopalin należą w Chinach do największych w świecie.

Chińska transformacja, polegająca na forsownej industrializacji przy daleko idącej ingerencji państwa, nie jest na tle Azji Zachodniej niczym nadzwyczajnym. Podobną drogą podążały wcześniej z sukcesem Japonia, Korea Płd. czy Malezja. W twierdzeniu, iż chińska gospodarka jest w całości kontrolowana przez instytucje państwowe i w szczegółach odgórnie sterowana można dostrzec kolejny mit, bowiem już w 1992 roku weszła w życie ustawa obligująca przedsiębiorstwa państwowe do przystosowania się do mechanizmów rynkowych. Przyznano im prawo decydowania o imporcie i eksporcie, inwestycjach, negocjacjach z partnerami zagranicznymi, prowadzących do utworzenia joint ventures oraz o zatrudnieniu i zwalnianiu pracowników. Przedsiębiorstwa te mogą ponadto zadecydować o tym, kiedy ogłosić upadłość. Rok później pierwsze chińskie przedsiębiorstwa państwowe, w tym huty, rafinerie i stocznie, sprzedawały swoje akcje na giełdzie w Hongkongu. Rząd uwolnił również ceny 593 surowców oraz komponentów do produkcji przemysłowej. Gwałtowna industrializacja nie zmienia faktu, iż w 1998 roku 65 % ludności pracowała w rolnictwie (w Polsce 19 %). Chińskie proporcje Szwecja osiągnęła przed rokiem 1890...

Tym, co wyróżnia chińską gospodarkę jest ciągle znaczący udział sektora państwowego. Nie jest on jednak aż tak potężny jak wykazują autorzy. Z innych źródeł wynika, że w 1992 roku przedsiębiorstwa państwowe wytwarzały 46 % całości produkcji chińskiego przemysłu; był to więc wskaźnik zbliżony do zachodnioeuropejskich po fali powojennych nacjonalizacji. W 1978 roku funkcjonowało zaledwie 140 tysięcy prywatnych zakładów. W 1991 ich liczba wzrosła do 14, 3 mln. W rękach prywatnych są już nawet kopalnie złota. We wspólnych przedsięwzięciach przedsiębiorstw państwowych i podmiotów zagranicznych, większościowe udziały mają często te drugie.

Wbrew pozorom, nie tylko ogromne Chiny pozostają krytyczne wobec zaleceń MFW i Banku Światowego. Ich dyktatowi odważyły się przeciwstawić nawet tak małe kraje jak Malezja czy Tajwan.

Kolejny mit dotyczy chińskiej polityki celnej. Jeszcze na początku lat 90. Chiny obniżyły cła na 3400 grup towarów importowanych. 11 grudnia 2001 roku - po 10 latach starań - Chiny zostały przyjęte do WTO. Od dziś nie ma już drogi powrotu - obwieścił narodowi organ KPCh "Renmin Ribao". Szef VW, Bernd Pischetsrieder przepowiadał, że będzie to miało "dla Chin takie same konsekwencje, jakie dla NRD zburzenie muru berlińskiego". Zgodnie z postanowieniami porozumienia Chiny zobowiązały się, że w ciągu 5 lat otworzą większość swojego miliardowego rynku na produkty zagraniczne, zaś przedsiębiorstwa z całego świata będą mogły inwestować w telekomunikacji, bankach, ubezpieczeniach, a nawet w mass mediach, do tej pory ściśle kontrolowanych przez państwo.

Mają rację autorzy, zauważając, że "eksport nie jest jedynym motorem gospodarki Chin". Przed wejściem do WTO stanowił on 3,8 % ogólnoświatowego eksportu. Przewiduje się jednak, że wkrótce może on osiągnąć poziom 20 %. Od 1 stycznia br., kiedy wygasła globalna konwencja o kwotach eksportowych tekstyliów, chińskie wyroby zaczęły wręcz zalewać świat. "Chiny staną się największą fabryką świata" - triumfował przedstawiciel jednego z niemieckich koncernów w Pekinie. Jeśli ta prognoza się sprawdzi, uprzemysłowione państwa czekają ciężkie czasy. Likwidacja i przenoszenie tysięcy miejsc pracy z UE, USA i Japonii do Chin już następuje. Swoje fabryki wybudowały tam niemal wszystkie wielkie korporacje m.in. VW, BMW, Hewlett-Packard, BASF, Matsushita, Sharp. Tylko Toshiba posiada w Chinach aż 40 zakładów. Shell właśnie kończy największą pojedynczą inwestycję zagraniczną: wart 4 mld dol. kompleks petrochemiczny. W ub.r. ulokowano w Chinach łącznie ponad 150 mld dol. Dla porównania, w Polsce od początku lat 90. zainwestowano 73 mld dol. Obok gigantów przenoszą produkcję do Chin średnie i całkiem małe firmy w rodzaju polskiego Witchena.

Co je wszystkie przyciąga? Przede wszystkim nieprzebrane i niezwykle tanie zasoby siły roboczej. Przeciętna płaca chińskiego robotnika wynosi zaledwie 1100 dol. rocznie. Niewielu ludzi w Polsce podjęłoby się ciężkiej pracy fizycznej przez 7 dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie, a takie - wcale nieodosobnione - przypadki - opisuje Naomi Klein w osławionym "No logo". Wypadki przy pracy, niezapłacone nadgodziny, oszustwa są na porządku dziennym. Skoro, jak utrzymują autorzy, "nawet przedsiębiorstwa prywatne znajdują się pod surową kontrolą państwa", to jak to możliwe, że dochodzi do tak nieludzkiego traktowania robotników?

Dziesiątki krajów rozwijających się żywią podobne obawy jak bogata Północ. Nigdy bowiem nie będą w stanie nawet w przybliżeniu zaoferować porównywalnych wielkości rynków, nakładów i zasobów taniej siły roboczej. Tysiące zakładów produkcyjnych czeka radykalna reorganizacja i pogorszenie warunków pracy i płacy, bądź przegrana w walce z chińską konkurencją. 30 mln miejsc pracy jest bezpośrednio zagrożonych.

Chiny przyciągnęłyby z pewnością jeszcze więcej zagranicznych inwestycji, gdyby nie np. korupcja, która - mimo drakońskich kar - osiąga natężenie większe niż w Polsce. W tej kategorii Chiny plasowały się w 2001 roku na 58. miejscu w świecie, między Salwadorem a Ghaną.

Autorzy z wielkim uznaniem piszą o wielkości chińskich nakładów na badania i rozwój. Podają astronomiczną kwotę 70 mld dol. obliczoną według parytetu siły nabywczej. Słowo "astronomiczne" ma tu dosłowne znaczenie, gdyż Chińczycy znaczną część tych nakładów przeznaczali w ostatnich latach na prestiżowy, a nie badawczy program kosmiczny. Dobrze, że autorzy wspominają o Airbusie. Powstaje bowiem pytanie: dlaczego Chińczycy wydają krocie na zakup zagranicznych samolotów pasażerskich, zamiast uszczknąć coś z owej wielomiliardowej góry pieniędzy i dorobić się własnego samolotu? Choćby średniego, jak brazylijski Embraer. Dysponują wszak 800-tysięczną armią naukowców. Jakie współczesne odkrycia, wynalazki są ich dziełem? Dlaczego nie powstał do tej pory chiński odpowiednik Doliny Krzemowej?

Nie powstał i długo nie powstanie. Nawet Polska wydaje dwukrotnie wyższy odsetek PKB na edukację niż Chiny. W efekcie ciągle ponad 15 % Chińczyków to analfabeci. Tylko 62 % uczniów trafia do szkól średnich I stopnia, w Polsce - niemal wszyscy. Na studiach wyższych kontynuuje naukę 4-krotnie niższy odsetek Chińczyków niż Polaków.

Nie ulega wątpliwości, ze w państwie środka szybko postępuje proces informatyzacji. Zapóźnienie tego kraju jest jednak tak duże, ze minie jeszcze wiele lat zanim osiągnie on choćby poziom Polski. Liczba komputerów na 1000 mieszkańców jest u nas 4-krotnie wyższa, liczba łączy internetowych na mieszkańców kilkunastokrotnie wyższa. Linii telefonii stacjonarnej i abonentów telefonii komórkowej na 100 mieszkańców było w Chinach dwukrotnie mniej niż w Polsce. Podczas gdy Chiny od dawna są największym producentem telewizorów, to tylko połowa tamtejszych gospodarstw domowych wyposażona w kolorowy odbiornik. Funkcjonują tylko dwa ogólnokrajowe programy telewizyjne i dwa radiowe.

Autorzy rozwodzą się nad dramatyczną, lecz powszechnie znaną skalą polskiego ubóstwa i bezrobocia, przeciwstawiając jej chińskie sukcesy w ich zwalczaniu. Wielomilionowe cyfry opisujące spadek liczby Chińczyków za 1 dol. dziennie faktycznie robią wrażenie. Równie przytłaczające byłyby jednak statystyki szacujące liczbę zmuszonych nadal wegetować za nie więcej niż 2 dol. dziennie. Na początku lat 90. 120 mln ludzi żyło poniżej poziomu ubóstwa, a 135 mln pozostawało bez pracy. Tylko w pierwszym półroczu 1992 roku zwolniono około 1,4 mln robotników. Na wsi mieszkało w 2000 roku aż 68 % ludności (w Polsce 35 %). Cały czas istnieje prawdziwa przepaść między wsią, a stosunkowo bogatymi miastami na wybrzeżu. Chińskie wioski to ciągle jeszcze przeważnie chaty z niepalonej gliny przemieszanej ze słomą. 25 % ludności nie ma dostępu do źródeł uzdatnionej wody. Przeciętny dochód mieszkańca Szanghaju jest 5-krotnie wyższy od dochodów ludności terenów w głębi kraju. W rezultacie co roku dziesiątki milionów ludzi migruje do miast w poszukiwaniu pracy i lepszego losu. Dziwi entuzjazm autorów na wieść o rozrastających się w niekontrolowany sposób miastach. Równie szybko nie tak dawno obrastały dzielnicami slumsami stolice Ameryki Łacińskiej, a obecnie - miasta Tanzanii i innych krajów Afryki. W chińskich miastach nie brak ludzi śpiących na kartonach rozłożonych na chodnikach i tzw. "targów niewolników", gdzie od rana stoją z tabliczkami bezrobotni przybysze ze wsi. To zwłoki Chińczyków, nie Polaków, znaleziono kilka lat temu w ciężarówce-chłodni jadącej do Wielkiej Brytanii.

Systemem emerytalnym objęci są wyłącznie pracownicy sektora państwowego. W roku 2000 system opieki zdrowotnej obejmował jedynie mieszkańców dużych miast. Jakość życia dość wiernie obrazuje tzw. Human Development Index (Indeks Rozwoju Ludzkości, HDI), uwzględniający m.in. średnią długość życia, przeciętną liczbę lat nauki, PKB na 1 mieszkańca. W powyższej klasyfikacji Chiny znajdują się dopiero na 85. miejscu w świecie (Polska na 37.). Śmiertelność niemowląt (zwłaszcza dziewczynek) jest 3-krotnie wyższa niż w Polsce. Równie szybko jak PKB narasta rozwarstwienie społeczeństwa, które jak się okazuje, jest większe niż u nas. W posiadaniu 10 % najbiednieszej części społeczeństwa znajduje się zaledwie 2,4 % dochodów ( w Polsce - 3,2 %), zaś 10 % bogaczy dysponuje aż 30,4 % wszystkich dochodów (w Polsce - 24,7 %). Fatalnie przedstawia się również wskaźnik dbałości o środowisko naturalne (14. miejsce od końca, między Liberią a Gwineą- Bissau). Kraj, który pretenduje do roli światowego mocarstwa, w 2000 roku był największym odbiorcą pomocy rozwojowej.

Autorzy kilkoma krytycznymi uwagami zbywają nagminne nieprzestrzeganie w Chinach praw człowieka: politycznych, pracowniczych i religijnych. Powszechnie stosuje się tortury i karę śmierci (w 2004 roku oficjalnie 3400 wykonanych wyroków), jednak według niektórych chińskich źródeł uśmierca się rocznie do 10 tysięcy skazanych. Brutalnie tłamsi się wszelkie przejawy nieposłuszeństwa wobec władz i dążeń do demokratyzacji. Właśnie mija 16. rocznica masakry na Placu Tienanmen, kiedy to z użyciem czołgów zmiażdżono pokojową demonstrację studentów. Równie krwawo tłumi się niepodległościowe aspiracje Tybetańczyków czy Ujgurów. Po półwieczu represji i wspieranego przez państwo osadnictwa, Tybetańczycy stali się mniejszością we własnym kraju. Asia Watch stwierdziła w 1993 roku, że w około 2000 obozów pracy (lao gai) więziono blisko 16 mln ludzi. Oni również wypracowują ów 9-procentowy wzrost PKB.

Zastanawiające, że autorzy szukają wzorów dla Polski na Dalekim Wschodzie, w tak odległym do nas kraju, o całkowicie odmiennych warunkach cywilizacyjnych i kulturowych. Ulegają magii suchych danych o szybkim wzroście PKB, nie zagłębiając się zbytnio zarówno w jego przyczyny, jak i następstwa. Nie łudźmy się, że kiedykolwiek osiągniemy w dłuższym okresie zbliżone do chińskiego tempo rozwoju. Zapóźnienie Polski w stosunku do krajów wysoko rozwiniętych jest duże, lecz chińskie daleko większe. Polska od dziesięcioleci jest krajem zurbanizowanym i uprzemysłowionym, zaś w Chinach nadal większość ludności mieszka na wsi i utrzymuje się z pracy na roli. W Polsce nie ma ani jednej rzeki, na której można byłoby zrealizować choćby w przybliżeniu tak wielką inwestycję jak Zapora Trzech Przełomów na Jangcy. Brak u nas odciętych od świata wysokogórskich regionów jak Tybet, dokąd można byłoby poprowadzić 1142-kilometrową, najwyżej na świecie położoną, linię kolejową. Nie jesteśmy w stanie (i chyba nie chcemy) konkurować z Chinami, opierając się na taniej sile roboczej. Czy zgadzamy się pracować 1, 5-2 razy dłużej za kilkakrotnie mniejszą stawkę? Czy wyrzekamy się prawa do strajku i poglądów innych niż narzucone odgórnie przez jedyną partię i cenzurę? Czy akceptujemy powszechność tortur i kary śmierci? Jeśli nie - poszukajmy wzorów gdzie indziej.


Źródła: "Świat w liczbach 2003", Warszawa 2003
"Leksykon państw świata", Dortmund -Warszawa 1993
"Leksykon państw świata", Warszawa 1994
Boltho A. "Was Japan's Industrial Policy Succesful?", "Cambridge Journal of Economics" No. 9, 1985
Cieślak Tadeusz "Szwecja", Poznań 1969
Grefe C., Greffrath M., Schumann H. "Czego chcą krytycy globalizacji", Kraków 2004
Klein N."No Logo", Izabelin 2004
The World Factbook
www.amnesty.org.pl