Natalia Konarzewska: Tureckie pomysły na kryzys energetyczny
W 2008 roku dostawy azerbejdżańskiego gazu do Turcji zostały chwilowo całkowicie wstrzymane w rezultacie wojny rosyjsko-gruzińskiej, z powodu której w tym okresie Azerbejdżan utracił możliwość przesyłania swojego surowca przez terytorium Gruzji. Dwa ukraińsko-rosyjskie kryzysy gazowe również poważnie zagroziły bezpieczeństwu energetycznemu Turcji. W 2009 roku dostawy gazu szlakiem biegnącym przez Bałkany do Turcji zostały poważnie zmniejszone, a w styczniu na kilka dni wstrzymane. Od tego czasu Turcji nie udało się jednak zwiększyć swojego bezpieczeństwa energetycznego.
W ostatnich latach Ankara zaplanowała jednak udział w kilku projektach energetycznych, które w dłuższej perspektywie pozwoliłby na dywersyfikację dostawców gazu ziemnego. Strategiczne znaczenie dla Turcji posiada import gazu ziemnego z irackiego Kurdystanu, jednak wewnątrzirackie kwestie polityczne związane z podziałem zysków ze sprzedaży zasobów energetycznych prawdopodobnie opóźnią jego dostawy przynajmniej do 2020 r. Mimo to Ankara poczyniła już kroki, aby tureckie firmy, obok amerykańskich, rosyjskich i unijnych otrzymały swój udział irackich projektach upstream.
W zeszłym roku turecka kompania energetyczna Siyah Kalem otrzymała licencję na import gazu ziemnego bezpośrednio z Kurdystanu, rozpoczęto również dostawy niewielkiej ilości ropy naftowej z północnego Iraku do Turcji z pominięciem kontrolowanego przez Bagdad szlaku Kirkuk-Yumuratlik. W eksploatację zasobów energetycznych Kurdystanu zaangażowana jest również turecko-brytyjska Genel Energy. Obecnie znaczną przeszkodą dla eksportu irackiego surowca jest przede wszystkim różnica zdań pomiędzy rządem w Bagdadzie a rządem autonomicznego Regionu Kurdystanu do sposobów zarządzania eksploatacją irackich zasobów energetycznych (spór dotyczy m.in. tego, który organ jest właściwy dla podpisywania kontraktów, sposobu rozdziału przychodów, dysputy o charakterze terytorialnym), a co zatem idzie – brak odpowiednich regulacji prawnych, które mogą skutecznie zablokować eksport irackiego surowca. Jednak, co jest istotne, cena irackiego gazu byłaby niższa od surowca, który Turcja otrzymuje od pozostałych dostawców, w tym także od Azerbejdżanu.
Innym potencjalnym kierunkiem dostaw gazu ziemnego dla Turcji mógłby być Izrael. W ostatnim czasie widoczne były oznaki normalizacji stosunków ze strony Turcji po incydencie w maju 2010 związanym ze śmiercią tureckiego pro-palestyńskiego aktywisty, który spowodował poważne ochłodzenie relacji. W lutym br. strony zapowiedziały, że porozumienie co do kompensacji jest już blisko sfinalizowania, turecki rząd uczynił również kilka pojednawczych gestów w stronę żydowskiej diaspory w Turcji. Wygląda na to, że normalizacja we wzajemnych relacjach będzie miała również przełożenie na sferę energetyczną, powracają bowiem plany dotyczące budowy gazociągu, który miałby dostarczać izraelski gaz ze złoża Lewiatan na turecki rynek. Kontrakt miałby dotyczyć sprzedaży 8-10 mld m³ gazu rocznie.
Aby zapewnić bezpieczeństwo dostaw Turcja również blisko współpracuje z Azerbejdżanem. Pomimo faktu, że Ankara płaci niższą cenę za azerbejdżański gaz w stosunku do surowca sprowadzanego z Rosji i Iranu, to jego ilość jest w stanie obecnie zaspokoić jedynie 9% zapotrzebowania. Sytuacja może ulec zmianie po 2018 roku, kiedy na rynek turecki trafi gaz produkowany w ramach drugiej fazy eksploatacji złoża Szach Deniz, lecz zaplanowane 6 mld m³ będzie w stanie zaspokoić jedynie ułamek tureckiego popytu na ten surowiec.
Turcja rozpoczęła również liberalizację swojego rynku energetycznego w celu przyciągnięcia inwestorów gotowych sfinansować eksploatację gazu łupkowego oraz zasobów węgla oraz ropy naftowej. Aczkolwiek mimo zaangażowania w projekty dywersyfikacji, które mogą przy spełnieniu określonych warunków przynieść efekty w średniookresowej perspektywie, tureckie bezpieczeństwo energetyczne w obliczu nagłego przerwania dostaw mogłoby być zagrożone. Zwłaszcza, że od czasu poprzednich kryzysów energetycznych Turcja nie była w stanie znacznie zwiększyć swoich możliwości w zakresie magazynowania gazu ziemnego. Obecnie te możliwości są na poziomie 3 mld m³, co stanowi 5% rocznego zapotrzebowania na gaz, zaś sytuacji w znacznym stopniu nie poprawią dwa pozostałe magazyny, które są w fazie realizacji.
Nic więc dziwnego, że Ankara, zaniepokojona możliwością czasowej utraty części dostaw zaproponowała w kwietniu, aby zwiększyć import rosyjskiego surowca gazociągiem Blue Stream, który dostarcza gaz bezpośrednio do Turcji z pominięciem terytorium Ukrainy. Okazało się, że ta propozycja znalazła uznanie w Moskwie. 21 kwietnia Gazprom poinformował, że podczas spotkania prezesa firmy Aleksieja Millera i Ministra Energetyki i Zasobów Naturalnych Turcji strony uzgodniły zwiększenie przepustowości gazociągu Blue Stream z 16 do 19 mld m³ rocznie. Ankara zaproponowała również zmianę trasy planowanego gazociągu South Stream, którego odcinek miałby przebiegać przez terytorium Turcji, zamiast po dnie Morza Czarnego i terytorium Bułgarii, jak pierwotnie planowano. Pozwoliłoby to Turcji na zwiększenie dostaw gazu ziemnego, a Rosji na uniknięcie dysput z Komisją Europejską w obliczu pogarszających się relacji na linii Moskwa-Bruksela.
Co istotne z punktu widzenia Moskwy i Ankary, trasa South Stream, który ma dostarczać ok. 63 mld m³ gazu ziemnego do Europy omija Ukrainę, zatem zapewnia bezpieczeństwo dostaw. W przypadku przyjęcia proponowanego przez Turcję wariantu, w razie normalizacji stosunków, rosyjski surowiec z South Streamu mógłby być przesyłany do Europy z Turcji, co podkreśliłoby rolę tej ostatniej jako „mostu energetycznego”. Na razie nie wiadomo jednak, jakie są realne szanse na zmianę trasy gazociągu, natomiast widać wyraźnie, że Ankara, zupełnie nieprzygotowana na ewentualny kryzys gazowy, zwraca się ku rosyjskiemu dostawcy, który jako jedyny obecnie może zaproponować pewne i wystarczające dla pokrycia tureckiego zapotrzebowania dostawy gazu.
Foto: mingas.ru