Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Cezary Kowanda: 21 lat brytyjskiego rabatu

Cezary Kowanda: 21 lat brytyjskiego rabatu


28 listopad 2005
A A A

Gdy w 1979 r. stery rządów w Wielkiej Brytanii obejmowała przywódczyni Partii Konserwatywnej, Margaret Thatcher, nie zamierzała ona tolerować zdecydowanie niekorzystnego dla swego kraju budżetu ówczesnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Od samego początku zaczęła domagać się stworzenia mechanizmów rekompensujących Królestwu niekorzystny podział wspólnotowych pieniędzy. Okazja nadarzyła się wówczas, gdy większość krajów zdecydowała się pogłębić integrację poprzez dokończenie budowy wspólnego rynku, a w przyszłości stworzenie Unii Gospodarczej i Walutowej. Dla Thatcher okazało się to znakomitym pretekstem do wymuszenia ustępstw ze strony innych członków EWG i zredukowania brytyjskiego wkładu do wspólnej kasy. Była to cena, jaką Francją czy Niemcy zgodziły się w 1984 r. zapłacić za zgodę „żelaznej damy” na pierwszy etap pogłębienia integracji, jakim okazał się później Jednolity Akt Europejski.

Dzięki rabatowi Wielka Brytania płaci swoją coroczną składkę w normalnej wysokości, ale pod koniec każdego roku otrzymuje około 2/3 płatności netto z powrotem. Koronnym argumentem ustanowienia rabatu przed 21 laty była struktura wydatków Wspólnoty, uprzywilejowująca zdecydowanie kraje z rozwiniętym rolnictwem, szczególnie Francję. Zjednoczone Królestwo nigdy do tej grupy nie należało, więc korzyści brytyjskie ze Wspólnej Polityki Rolnej były mocno ograniczone. Dodatkowo w połowie lat osiemdziesiątych Wielka Brytania w niczym nie przypominała dobrze prosperującego państwa, z jakim mamy dziś do czynienia. Była trzecim najbiedniejszym krajem ówczesnej Wspólnoty, borykającym się z wysokim bezrobociem, nieustanną presją inflacyjną, rozdętym deficytem budżetowym i kolejnymi falami strajków. Trudno było dziwić się frustracji Thatcher, która z jednej strony próbowała uzdrawiać chorą od dziesięcioleci gospodarkę, a równocześnie musiała oddawać kolejne miliony do wspólnotowej kasy, nie otrzymując wiele w zamian.

Po ponad 20 latach pozycja Wielkiej Brytanii radykalnie się zmieniła. Dziś kraj ten ma jedną z najniższych stóp bezrobocia w Europie, najdłuższy nieprzerwany okres wzrostu gospodarczego i jedną z najniższych stóp inflacji w swojej historii. Dziś Brytyjczycy mogą cieszyć się również niskimi stopami procentowymi, które długo były tylko marzeniem Królestwa. Obraz gospodarczy Wielkiej Brytanii wygląda jeszcze okazalej, jeśli porówna się ją z pozostającymi w stagnacji, trapionymi wysokim bezrobociem kluczowymi dla Zachodniej Europy gospodarkami Francji czy Niemiec. Niebywale trudno w takich warunkach uzasadnić celowość rabatu, z którego korzysta dziś jedno z najbogatszych państw Unii, mające dodatkowo dobre perspektywy na przyszłość.

Koronnym argumentem przeciwników rabatu jest oczywiście znakomity stan brytyjskiej gospodarki. Wskazują oni, że powody, dla jakich udzielono zniżki, już dawno stały się nieaktualne. Równocześnie Unia potrzebuje dziś dodatkowych pieniędzy, by sfinansować rozszerzenie, znaleźć środki na kluczowe dla poprawienia jej konkurencyjności w świecie badania naukowe i edukację, czy wreszcie zwiększyć pomoc rozwojową dla biednych krajów Południa. Tymczasem rabat nieustannie rośnie, przekraczając już 5 mld EUR rocznie, a składają się na niego pośrednio wszystkie inne kraje Unii, w tym także nowi, w większości wciąż stosunkowo biedni, członkowie z Polską na czele. Od miesięcy trwa nieustanna wręcz kanonada wielu europejskich przywódców, ale także mediów, żądających od premiera Tony’ego Blaira ustępstwa w sprawie rabatu, powołując się częstokroć na szczytne ideały unijnej solidarności, pomocy najbiedniejszym i likwidacji jawnej niesprawiedliwości. Wielka Brytania pozostaje jedynym krajem, cieszącym się takim przywilejem, choć płatników netto jest znacznie więcej. Trudno dziwić się z pewnością patrzącym z zarazem niesmakiem i zazdrością na rabat Niemcom, którzy w sumie płacą najwięcej do unijnej kasy, czy też Holendrom, którzy są rekordzistami pod względem płatności netto na jednego mieszkańca. Także biedniejsze kraje Unii krytykują rabat, widząc w nim jedną z przeszkód dla zwiększenia wydatków na kluczowe dla nich fundusze strukturalne.

Jednak atakowani ze wszystkich stron Brytyjczycy nie zamierzają łatwo dać pozbawić się tego przywileju. Wskazują oni przede wszystkim na fakt, że rabat może podlegać negocjacjom, ale tylko w przypadku reform budżetu, czyli tak naprawdę radykalnego obcięcia wydatków na rolnictwo. W ten sposób pokazują, że koronny argument z roku 1984 – niekorzystny dla Wielkiej Brytanii podział środków z powodu Wspólnej Polityki Rolnej – wciąż obowiązuje. Na WPR idzie ponad 40% unijnego budżetu, co dla Blaira i jego rządu jest nie do zaakceptowania. Brytyjczycy nie chcą zgodzić się również na pośrednie rozwiązanie, jakim byłaby nie likwidacja rabatu, ale jego zamrożenie na obecnym poziomie, aby przestał rosnąć w latach kolejnych. Wreszcie próbują oni pokazać, że mimo zniżki Wielka Brytania pozostaje największym po Niemczech płatnikiem netto z kwotą ponad 2 mld EUR rocznie, przewyższając wciąż pod tym względem choćby Francję, która nie korzysta z żadnego rabatu. Gdyby rabat został zlikwidowany, Brytyjczycy musieliby płacić w przeliczeniu na jednego mieszkańca więcej niż ktokolwiek w Unii. A na to żaden brytyjski premier, niezależnie od przynależności partyjnej, zgodzić się nie może.

Perspektywy kompromisu w kwestii rabatu na zbliżającym się grudniowym szczycie są bardzo mizerne. Zmiany w rabacie będzie się dało osiągnąć chyba jeszcze trudniej niż przyjąć ramy budżetowe na lata 2007-2013, a i to zadanie wydaje się niezwykle trudnym do wykonania. Sprytny zabieg brytyjski połączenia ewentualnej korekty czy likwidacji rabatu z ograniczeniem WPR w sposób znakomity chroni rabat, bo temat rolnictwa pozostaje przede wszystkim dla Francji tematem tabu, szczególnie po nieudanym referendum nad Traktatem ustanawiającym Konstytucję dla Europy, kryzysem popularności Jacquesa Chiraca i napiętą sytuacją wewnętrzną w tym kraju. Wydaje się zatem, że rabat, którego koniec wieszczono już wielokrotnie, jest jednym z największym beneficjentów obecnego kryzysu integracji europejskiej. Przeciwnicy rabatu wiedzą, że ich zgoda na brytyjskie warunki mogłaby skończyć się dla nich katastrofą w ich krajach. Z kolei osłabiony Blair wie równie dobrze, że jego zbyt duże ustępstwo rozpętałoby tak w Izbie Gmin, jak i w większości brytyjskich mediów, prawdziwe piekło, którego niechybnie padłby ofiarą...