Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Cezary Kowanda: Francja po CPE - Krajobraz po bitwie

Cezary Kowanda: Francja po CPE - Krajobraz po bitwie


11 kwiecień 2006
A A A

W ostatnich tygodniach Francja przeżyła drugi poważny kryzys w przeciągu kilku miesięcy. W listopadzie ubiegłego roku eskalacja przemocy na francuskich przedmieściach i tysiące spalonych samochodów ujawniły z całą gwałtownością powagę sytuacji. Reforma rynku pracy przeprowadzona w ekspresowym tempie przez rząd na początku lutego miała być pewną formą remedium na najpoważniejszy z francuskich problemów – bezrobocie wśród młodzieży. Reforma nie przetrwała jednak najpoważniejszej próby – zderzenia z francuską ulicą. Oba kryzysy były oczywiście bardzo różnej natury, choć przewodnim tematem obu była kwestia problemów na rynku pracy, z którymi zmagają się najbardziej ci, którzy próbują na niego wejść. Ostatnie wydarzenia trzeba jednak widzieć w szerszym kontekście. Stawiają one bardzo gorzkie i trudne pytania dotyczące zdolności Francji i Francuzów do podejmowania reform i rezygnacji z części dorobku państwa opiekuńczego. Ponadto nie można uciec od oceny wpływu kryzysu związanego z nieudanymi zmianami na rynku pracy na notowania francuskich polityków w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych.

CPE

Sam skrót CPE (fr. Contrat premie`re embauche) oznacza formę zatrudnienia, dostępną dla osób poniżej 26. roku życia, wchodzących na rynek pracy. CPE zapisany został w ustawie dotyczącej równości szans i miał być jednym ze sztandarowych elementów pakietu, który premier Dominique de Villepin reklamował jako odpowiedź rządu na problemy młodzieży, które były siłą napędową dramatycznych wydarzeń na przedmieściach. Sam de Villepin bardzo mocno zaangażował się w przekonywanie Francuzów do CPE, który traktował jako logiczną kontynuację CNE (fr. Contrat nouvelle embauche) przyjętego w ubiegłym roku. CNE zachęca pracodawców do zatrudniania nowych pracowników, ułatwiając ich ewentualne zwolnienie, ale dotyczy tylko małych przedsiębiorstw, zatrudniających do 20 osób. CPE w założeniu miało objąć wszystkie firmy. Najbardziej kontrowersyjnymi punktami projektu okazały się dwa elementy:

1) Wprowadzenie dwuletniego „okresu próbnego”, podczas którego możliwe byłoby zwolnienie pracownika w każdym momencie,

2) Umożliwienie w tym czasie pracodawcy zwolnienia pracownika bez podania jakiejkolwiek przyczyny

Chociaż rządząca partia UMP ma zdecydowaną większość w parlamencie, de Villepin natrafił na twardy opór opozycyjnych socjalistów, którzy poprzez składanie setek poprawek próbowali zablokować projekt. Wówczas premier wykorzystał rzadko przywoływany punkt 49.3 konstytucji Piątej Republiki, dzięki któremu zdołał skrócić debatę parlamentarną, ogłaszając, że ustawa zostanie przyjęta „na odpowiedzialność rządu”. W ten sposób już na początku lutego CPE przeszło przez Zgromadzenie Narodowe. De Villepin postawił wszystko na jedną kartę, pragnąc szybkiego wejścia CPE w życie. Nie przeprowadził konsultacji ze związkami zawodowymi i organizacjami studenckimi, a także nie zważał na krytyczne głosy wychodzące zwłaszcza z otoczenia ministra spraw wewnętrznych, Nicolasa Sarkozy’ego. Sądził, że metoda faktów dokonanych, tak często stosowana przez fascynującego go Napoleona, okaże się najskuteczniejszą bronią w walce z zastępami przeciwników reform.

Konfrontacja

De Villepin nie mógł się niestety bardziej pomylić. Tradycyjnie francuska ulica, bez najmniejszej zwłoki, ruszyła do boju. Pierwsze skrzypce w wielotygodniowych protestach grały organizacje studenckie, a także licealne, grupujące tych, których bezpośrednio dotykało wprowadzenie CPE. Zablokowane sale wykładowe na uniwersytetach i liczne francuskie licea oraz setki tysięcy uczniów i studentów na ulicach zyskały potężnych sojuszników. Przyłączyły się do nich praktycznie wszystkie centrale związków zawodowych, biorąc udział w dwukrotnym strajku generalnym, paraliżującym przede wszystkim transport. Ponadto swoją szansę bardzo szybko wyczuły partie lewicowe – zarówno najwięksi socjaliści, jak i mniejsze ugrupowania komunistyczne. Nie po raz pierwszy paraliż kraju miał zmusić rząd do ustępstw. Ta wielokrotnie wypróbowana we Francji metoda zrujnowała karierę już niejednego premiera, na czele z Alainem Juppé w połowie lat dziewięćdziesiątych.

Gdy protesty przybierały na sile, de Villepin popełnił kolejny błąd. Postanowił bowiem trzymać się wcześniejszej taktyki i z uporem ogłaszał, że nie ma mowy o wycofaniu CPE, a dyskutować może co najwyżej o szczegółach całego projektu. Tymczasem protestujący żądali całkowitego odwołania CPE jako warunku do rozmów. Jedynym sukcesem premiera było przekonanie do swego uporu prezydenta Jacquesa Chiraca, który przez długie tygodnie w ogóle nie zabierał głosu mimo fali demonstracji, niektórych kończących się zresztą starciami z policją. Chirac znalazł się wyraźnie w defensywie, gdyż nie chciał osłabiać pozycji de Villepina, traktowanego przez siebie jako wymarzonego sukcesora na stanowisku głowy państwa. Ale samo wsparcie niepopularnego Chiraca, wobec wydarzeń na ulicach i uniwersytetach oraz niechęci części ministrowi i posłów UMP, obawiających się o swój los w kolejnych wyborach, wystarczyć oczywiście nie mogło.

Pozornym zwycięstwem premiera była decyzja Rady Konstytucyjnej (odpowiednik polskiego Trybunału Konstytucyjnego) z końca marca, która uznała ustawę zawierającą CPE za zgodną z konstytucją. Spowodowało to jednak jeszcze większy opór protestujących. Prezydent Chirac, całkowicie zagubiony w całym kryzysie, podjął decyzję o podpisaniu ustawy, a zarazem wezwał do jej szybkiej zmiany. Wówczas stało się jasne, że porażka premiera, którego notowania popularności w ciągu dwóch miesięcy całego zamieszania załamały się, staje się nieuchronna.

Porażka premiera

Ostatecznie 10 kwietnia, krótko po kolejnym dniu strajku generalnego, podczas którego w manifestacjach w całej Francji wzięły udział według protestujących aż trzy miliony osób, podjęto ostateczną decyzję o wycofaniu CPE. Mają go zastąpić pewne szczegółowe rozwiązania, dotyczące wsparcia młodzieży znajdującej się w trudnej sytuacji. Będą to jednak jedynie korekty dotąd istniejących instrumentów, w żadnej mierze nieporównywalnych z ambitnym i równie kontrowersyjnym CPE. Pospolite ruszenie licealistów, studentów i związkowców odniosło zatem pełen sukces. Oskarżony przez nich o niszczenie sprawiedliwości społecznej, upośledzanie młodzieży i niszczenie jej szans na normalną pracę CPE przechodzi do historii, zanim w ogóle zaczął funkcjonować. Ale do historii nie przechodzi bardzo wysokie bezrobocie wśród młodzieży, przekraczające we Francji 22%.

Skutki dla sceny politycznej

Głównym przegranym jest oczywiście de Villepin. Jeszcze w lutym wydawało się, że to między nim a przywódcą UMP, Nicolasem Sarkozym, rozegra się batalia o uzyskanie nominacji prawicy w wyborach prezydenckich 2007 roku. Dziś szanse premiera wydają się iluzoryczne, a on sam w wywiadzie udzielonym krótko po wycofaniu CPE ogłosił, że nie zamierza ubiegać się o prezydenturę. Wydaje się, że de Villepin nie stoi jeszcze na całkowicie straconej pozycji, ale odbudowa zaufania społecznego w stosunkowo krótkim czasie będzie zadaniem bardzo trudnym. Premier przecenił własne siły, wierząc w słuszność własnych intencji. Jego dymisja jest na razie raczej mało prawdopodobna, choć z pewnością musiał ją rozważać w szczytowym okresie protestów. Głównym kapitałem de Villepina pozostaje zaufanie Chiraca. Choć trudno dziś powiedzieć, czy wynika ono wciąż z przekonania o talentach premiera, czy też z powodu cichej wojny prowadzonej z obozem Sarkozy’ego.

Nicolas Sarkozy w sposób niezwykle umiejętny zdołał pozostać z boku całej konfrontacji, nie popierając premiera, a raczej wysyłając sygnały gotowości do negocjacji z protestującymi. Sarkozy próbował pozycjonować się w roli mediatora, bezwzględnie egzekwującego konieczność utrzymania porządku na ulicach, a zarazem rozumiejącego obawy młodzieży. Jego notowania nie zmieniły się znacząco w dwóch miesiącach i dziś praktycznie nie ma konkurenta na prawej stronie sceny politycznej. Oczywiście nie da się ukryć, że wzmacniając własną pozycję, Sarkozy prowadził równocześnie do osłabienia spoistości rządu i spowodował jeszcze większe osamotnienie de Villepina. Stosunki między dwoma politykami są dziś zapewne jeszcze gorsze niż na początku roku.

Prezydent Chirac już wcześniej miał na tyle słabe notowania, że kryzys związany z CPE znacząco nie wpłynął na jego pozycję, Traktowany przez większość Francuzów jako polityk w okresie przedemerytalnym, którego bardziej zajmuje pytanie, kto go zastąpi za rok a nie rozwiązywanie problemów państwa, pokazał przez swoje zagubienie i dezorientację, że trudno określić go jako rzeczywistą głowę państwa. Dodatkowo, dokonując iście ekwilibrystycznych manewrów z ustawą o CPE, z pewnością nie przyczynił się do budowania pewności prawnej. Trudno było oprzeć się w pewnym momencie wrażeniu, że to de Villepin dyryguje Chirakiem, a nie odwrotnie, jak nakazywałyby ramy ustrojowe Piątej Republiki. Rola prezydenta w ostatnich wydarzeniach na nowo przywołała debatę na temat reformy systemu politycznego Francji, włącznie z perspektywą stworzenia w przyszłości Szóstej Republiki. Miałaby ona wzmacniać parlament i premiera, a rolę głowy państwa raczej redukować do funkcji o charakterze ceremonialnym.

Kryzys rządu był znakomitą okazją dla socjalistów i innych partii lewicowych do wzmocnienia własnej pozycji i przedstawiania się jako alternatywa dla nieudolnej, pogrążającej kraj w protestach prawicy. Socjalistyczni przywódcy ochoczo brali udział w demonstracjach i bezlitośnie krytykowali premiera w parlamencie. Nie da się jednak ukryć, że i bez ich udziału fala protestów przyniosłaby zapewne ten sam skutek. Ponadto, ciskając gromy na CPE, lewica nie zaproponowała dotąd żadnego alternatywnego projektu, mającego zredukować bezrobocie wśród młodzieży. O ile socjaliści mają dziś w nadmiarze polityków marzących o prezydenturze, to wyraźnie brakuje im konkretnych propozycji programowych. Z pewnością tym, co zdołali osiągnąć w ostatnich tygodniach, było wzmocnienie partii, bardzo osłabionej po kampanii przed referendum nad „Traktatem ustanawiającym Konstytucję dla Europy”. Wówczas lewicowi liderzy stanęli po różnych stronach barykady, teraz wszystkich udało się zebrać wokół jednego sloganu: „Nie dla CPE!”.

Francja – kraj niereformowalny?

Czy Francję da się reformować, zmieniać, przystosowywać do wyzwań ery globalizacji? Czy Francuzi potrafią zrozumieć, że czas nie zatrzymał się na „30 wspaniałych latach”, jak określa się okres prosperity po II wojnie światowej? Mało który kraj zbudował tak silne struktury państwa opiekuńczego i mało który tak długo i tak jednoznacznie zachwalał je swoim obywatelom. Dziś to, co było dla Francji niegdyś powodem do dumy, okazuje się balastem, przez który kraj ten pozostaje w tyle światowego wyścigu. CPE został odebrany jako zamach na prawa pracownicze, a nie jako recepta na uelastycznienie rynku pracy. Nie można odmówić pewnej racji młodym protestantom, którzy uważali się za poszkodowanych już na samym starcie, musząc przez dwa lata liczyć się z natychmiastowym zwolnieniem. Tyle tylko, że ich sukces ma bardzo gorzki smak – będą musiały minąć długie miesiące zanim kolejny premier odważy się podjąć reformy. A bezrobocie przez ten czas, szczególnie wśród młodzieży, nie zacznie we Francji wyraźnie spadać. Nie zacznie, gdyż wzrost gospodarczy pozostaje mizerny, deficyt budżetowy wciąż za wysoki, a zaciekła kampania wyborcza przed przyszłorocznymi wyborami będzie skłaniać tradycyjnie do rozdawnictwa publicznych pieniędzy.

Próba premiera, aby przeprowadzić we Francji tak potrzebne zmiany samodzielnie, okazała się całkowitą katastrofą. Jakkolwiek krytycznie nie trzeba tego oceniać, reformy muszą być wprowadzane przy przynajmniej braku sprzeciwu ze strony związków zawodowych. Tyle tylko, że propozycje, które uzyskać mogą akceptację wszystkich stron tak hołubionego przez dziesięciolecia „francuskiego dialogu społecznego”, będą z pewnością półśrodkami. Nie znaczy to jednak, że model państwa opiekuńczego ma się we Francji dobrze. Cóż z tego bowiem, że pracownicy zatrudnieni na etatach cieszą się wieloma przywilejami, skoro wielu Francuzów, nie tylko młodych, pracuje na innych, znacznie mniej korzystnych zasadach, a pozostali w ogóle nie mogą znaleźć żadnych ofert. Można spierać się, czy CPE było najwłaściwszą próbą poprawy sytuacji. Nie ma natomiast wątpliwości co do faktu, że dalsze utrzymywanie status quo nie przyniesie niczego dobrego drugiej największej gospodarce strefy euro.