Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Paweł Pustelnik: Niespokojne sny Berlusconiego

Paweł Pustelnik: Niespokojne sny Berlusconiego


28 kwiecień 2011
A A A

Miało być tak pięknie. Sarkozy przybył do Rzymu, Berlusconi czekał na francuskiego odpowiednika, były rozmowy, wspólny list ws. Schengen, ale Francja i Włochy to wciąż para, która śpi w jednym łóżku, ale ma tak różne sny, jak i koszmary. Napięcie między Francją i Włochami pojawiło się ze względu na migrantów, którzy przypływali z afrykańskich wybrzeży Morza Śródziemnego do Włoch, a stamtąd udawali się do Francji. Imigrantów nie chciał przyjąć żaden z krajów, ale też nie było pomysłów na to, co z nimi zrobić. I tak raz Francuzi zatrzymali pociąg na granicy, innym razem Włosi 'pomogli' przybyszom dostać się do granicznych miejscowości kupując im bilety. Spotkanie w Rzymie miało zakończyć taniec wokół imigracyjnego ogniska.
 
Sarkozy wrócił do Francji w glorii i chwale. Praktycznie wszystkie jego postulaty zostały przyjęte, a Włosi potulnie przyjęli francuskie pretensje. Berlusconi powinien jednak przywdziać wór pokutny i zastanowić się, czy może dłuższe wakacje na Sardynii nie poprawiłyby jego notowań. I nie chodzi tutaj o to, że Włosi mogli się kłócić, a się nie kłócili. Francja potrafiła pokazać, że przyjmuje znacznie więcej imigrantów niż Włochy i jest sobie w stanie z tym poradzić. Il Cavaliere został nagi z 10 tys. wniosków rocznie o przyjęcie na włoską ziemię i brakiem pomysłów na zarządzenie problemem. Opozycja grzmi, że kraj staje się francuską kolonią, ale sama nie ma leku na imigranckie koszmary.

O ile problem przypływających na Lampedusę łódek jest problemem wewnętrznym Włoch, to już spory, które miały miejsce między Włochami i Francją mają szerszy oddźwięk, ponieważ w ich kontekście rozważa się rewizję traktatu z Schengen. To, co miało być chlubą Unii Europejskiej przez dwa egoizmy może stać się zarzewiem kłótni w europejskiej rodzinie. Włoskie dolce far niente i francuskie przyzwyczajenie do dyktowania warunków i twardych negocjacji zaowocowało niby-rozwiązaniem. Systemowo nic się nie zmieniło. Rachityczne programy pomocowe dla północnej Afryki bardziej leczą wyrzuty sumienia niż rozwiązują problem. Sarkozy już śni o kolejnych dyplomatycznych podbojach, a Berlusconi chce atakować Libię i wracać do energii nuklearnej. Może o emigrantach zrobi się wtedy trochę ciszej. Przebudzenie pary może jednak być gorzkim rozczarowaniem.