Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Magdalena Górnicka: Wielka Trójca

Magdalena Górnicka: Wielka Trójca


20 styczeń 2008
A A A

McCain, Clinton i  Romney – oto zwycięzcy prawyborów w Południowej Karolinie i Nevadzie. Jeśli w przyszłym tygodniu Barack Obama nie wygra w tym pierwszym stanie, może być mu trudno wzbudzić w społeczeństwie Barackomanię. Skuteczną Barackomanię, popartą rzeczywistymi głosami.

John McCain przez wielu uważany jest za idealnego kandydata na prezydenta. Za jego najpoważniejszą wadę uważany jest jednak wiek. 71-letni prezydent Ameryki byłby niczym dziadek przy dwadzieścia lat młodszym prezydencie Francji czy przy zaledwie 43-letnim Miedwiediewie, namaszczonym przez Władmiria Putina na swojego następcę.

Amerykanie mają już jednak doświadczenie z prezydentami w podeszłym wieku. I to doświadczenie całkiem pozytywne – Ronald Reagan, uważany za najlepszego prezydenta XX wieku, podczas sprawowania kadencji (i to dwóch pod rząd!) do najmłodszych nie należał.

McCain jest człowiekiem, któremu wyborcy mogą zaufać. To ważne w amerykańskim systemie politycznym, gdzie prezydent ma silną władzę i nie tak łatwo utemperować jego poczynania.

Zwycięstwo Hillary Clinton w Nevadzie może być uznane za słodko-gorzkie. Pomimo tego, że pokonała ona Baracka Obamę, będzie miała po swojej stronie jednego delegata mniej, gdyż to jej główny rywal zgarnął główne ośrodki poparcia Demokratów.

To jednak także trzecie z rzędu zwycięstwo Clinton, dzięki któremu pani senator Nowego Jorku zapewni sobie etykietkę długodystansowca, a nie sprintera opadającego z sił po pierwszym okrążeniu. Tylko zwycięstwo w Karolinie Południowej może uchronić Obamę przed takim zaszufladkowaniem.

Czarnym koniem wyborów okazuje się być Mitt Romney. Mniej charyzmatyczny od McCaina, Giulianiego, ukazywany przy naturalnym i prawdziwym Huckabeem jako szef wielkiej maszyny wyborczej, a nie swój chłop, zwycięża już trzeci raz z rzędu.

Czy to tylko zasługa doskonale zorganizowanej kampanii i milionów dolarów utopionych w budowanie statku do Białego Domu?

Prawdę o Romneyu poznamy 5 lutego, gdy będą głosować mieszkańcy 20 stanów. Wtedy niemożliwe będzie perfekcyjne zalanie każdego z nich przez sztabowców Romneya. Co innego wydać krocie na kampanię w czterech stanach, a co innego pomnożyć tę sumę przez pięć. I to tylko na jeden dzień wyborczy! Z Romneya może wyjść w tym momencie natura doskonałego biznesmena, który po sporządzeniu bilansu zysków i strat, może nie podjąć takiej niepewnej inwestycji.

Nic nie jest jednak przesądzone. Demokraci mają dwoje poważnych kandydatów, a Republikanie – aż czterech, bo nie możemy zapominać o Huckabeem i Giulianim, którzy liczą na swoje odrodzenie 5 lutego.

W tej chwili możemy jedynie stwierdzić, że 44. prezydentem Stanów Zjednoczonych nie zostanie na pewno Duncan Hunter, który po sobotnich prawyborach wycofał się z wyścigu do Białego Domu.