Na południowym zachodzie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych walczył Geronimo, wódz Apaczów, którego można uznać za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli czerwonej rasy. To jego zmaganiom, poświęcona jest produkcja, którą opatrzono wiele mówiącym tytułem: "Geronimo: Amerykańska legenda."
Film cechuje świetnie zbudowany nastrój. Widz przenosi się na niedostępne pustynie i góry południowego zachodu Stanów Zjednoczonych, w prawie mistyczny świat, który zamieszkują ostatni wolni i nieujarzmieni Apacze. Urokowi tego miejsca ulega od razu. Podobnie jak nie byli w stanie mu się też oprzeć niektórzy biali bohaterowie filmu. Jednym z nich jest generał George Crook (Gene Hackman), który choć rząd karze mu ujarzmić niepokornych Apaczów, stara się być ich przyjacielem. Wie, że jedyną drogą dla czerwonoskórych, jeśli chcą uniknąć zagłady, jest droga białego człowieka i próbuje do niej przekonać tubylców. Również Kapitan Charles Gatewood (Jason Patric), uległ fascynacji Indianami.
Mimo, że musi ich tropić, a czasem zabijać, podziwia swoich wrogów i życzy im w gruncie rzeczy chyba jak najlepiej. Nawet łowca Indian Al Siebier (Robert Duvall), widzi w nich godnych przeciwników i darzy szacunkiem. Sami zaś Indianie, na czele z Geronimo (Wes Studi) prezentują się pomnikowo. Walczą w wojnie, której wygrać nie mogą, ale stawianie nawet beznadziejnego oporu uznają za lepsze od wegetacji w rezerwacie.
Film to naturalnie westernem o historii z tzw. "dzikiego zachodu". Obraz niesztampowy, który porusza i na długo zapada w pamięć. Opowiada o zmaganiach dwóch nacji, ale też o męskiej przyjaźni, wzajemnym szacunku i przygodzie. Na plan pierwszy wysuwają się w nim, uwikłani w wir dziejów, przedstawiciele walczących stron, którzy w całym tym galimatiasie, starają się żyć tak jak im dyktuje sumienie.