Wysoka cena za czwartą kadencję


23 luty 2018
A A A

7 lutego zakończyły się rozmowy koalicyjne między CDU/CSU a SPD. Angela Merkel musiała pójść na daleko idące ustępstwa kosztem własnej partii, żeby pozostać na stanowisku. Pogłębiło to jej i tak trudną sytuację w CDU. Chadecy już zaczęli szukać jej następcy.

W środę 7 lutego 2018 roku negocjacje koalicyjne w Niemczech dobiegły końca. Liderzy trzech partii mających utworzyć nowy/stary rząd, czyli Angela Merkel (CDU), Horst Seehofer (CSU) i Martin Schulz (SPD), po całonocnym maratonie negocjacyjnym ogłosili porozumienie ws. treści umowy koalicyjnej oraz podziału resortów. Tym samym, droga do utworzenia nowego rządu, na który Niemcy czekają od września 2017 roku, znalazła się na ostatniej prostej. Wyniki negocjacji muszą zatwierdzić jeszcze poszczególne partie. CSU ten krok ma już za sobą, CDU decyzję podejmie na kongresie partyjnym 26 lutego, SPD zaś o wejściu do rządu zadecyduje w drodze powszechnego głosowania wszystkich członków, które rozpocznie się 20 lutego, a zakończy 2 marca. Wyniki zostaną ogłoszone po dwóch dniach od zakończenia głosowania.

CDU oddaje kluczowe resorty na rzecz SPD i CSU

Od początku rozmów w sprawie odtworzenia tzw. Wielkiej Koalicji było jasne, że negocjacje nie będą łatwe, bo socjaldemokraci będą potrzebowali wyraźnych sukcesów negocjacyjnych, żeby do koalicji przekonać członków krytycznie nastawionych do rządzenia z chadekami. Niewiele zabrakło nawet, żeby do negocjacji w ogóle nie doszło, kiedy 21 stycznia delegaci SPD większością ledwie 56% głosów zgodzili się na ich rozpoczęcie.

Prace nad tekstem umowy koalicyjnej przebiegły jednak dość sprawnie. Kwestia podziału resortów pozostała jedną z ostatnich do omówienia. Wówczas Martin Schulz miał postawić sprawę na ostrzu noża. Zażądał dla SPD sześciu ministerstw, w tym kluczowe resorty finansów, spraw zagranicznych oraz pracy i polityki społecznej. CDU nie chciała jednak rezygnować z prestiżowego Ministerstwa Finansów, które miała w swojej puli przez ostatnie 8 lat. Dla Schulza miał to być jednak warunek niepodlegający negocjacjom. Twierdził, że bez tego resortu nie przekona sceptycznych członków do poparcia koalicji. Sytuację dodatkowo skomplikował Horst Seehofer, który zażyczył sobie, by jeden ze wspomnianych resortów przypadł CSU. Według nieoficjalnych informacji, negocjacje były wówczas bliskie upadku, ponieważ żadna strona nie chciała ustąpić. Nad ranem Bawarczycy mieli ostatecznie zmienić stanowisko i zażądać Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, obsadzonego dotychczas przez polityka CDU. Wówczas Merkel ustąpiła i zgodziła się na oddanie prestiżowych resortów za cenę podpisania porozumienia.

CDU: Fala oburzenia i krytyki pod adresem Merkel

Utrata ministerstw finansów i spraw wewnętrznych wywołała oburzenie w szeregach chadeków. Odpowiadają one bowiem za kwestie finansowo-gospodarcze i bezpieczeństwa wewnętrznego, bardzo ważne dla realizacji programu politycznego partii. „To polityczny błąd” – skomentował Christian von Stetten, wpływowy poseł chadeków. Utrata tych resortów „godzi w sam rdzeń CDU” – dodał jego kolega Carsten Linnemann. Obaj reprezentują ważne gospodarcze skrzydło partii. Zdaniem Norberta Röttgena (również posła CDU) partia wskutek podziału resortów zostaje „strukturalnie osłabiona” i „traci wpływy”. „Wciąż przynajmniej mamy Urząd Kanclerski” – zatwittował ironicznie inny deputowany CDU Olaf Gutting, dając wyraz przeświadczeniu, że Angela Merkel zapłaciła kosztem partii wysoką cenę, żeby utrzymać własne stanowisko i zostać kanclerzem po raz czwarty.

Angela Merkel znalazła się w ogniu krytyki z własnych szeregów po zakończeniu rozmów koalicyjnych. Zdjęcie: Flickr.com / fotoberlin.net

Zdaniem krytyków porozumienia Angela Merkel, bojąc się fiaska rozmów i wynikających z niego konsekwencji (również personalnych), dała się ograć Schulzowi i Seehoferowi. Podczas decydującej fazy negocjacji pokazała swoją słabość i podatność na polityczny szantaż. „Pół dnia więcej i oddaliby nam także urząd kanclerski” – zakpił po zakończeniu negocjacji sekretarz generalny SPD Lars Klingbeil. Podział resortów pokazuje dobitnie, że CDU nie poszła jedynie na bolesny kompromis, lecz najzwyczajniej ustąpiła przed żądaniami potencjalnych koalicjantów. Utraty MF i MSW nie rekompensują znacznie mniej istotne ministerstwa gospodarki i rolnictwa, które w wyniku negocjacji przejdą pod kierownictwo chadeków. CDU w przeciwieństwie do SPD i CSU jest oczywistym przegranym uzgodnionego podziału resortów.

CDU już przygotowuje się na „czas po Merkel”

Niezadowolenie z propozycji podziału ministerstw unaocznia coraz głębszy rozdźwięk między przewodniczącą CDU Angelą Merkel a jej partią. Słaby wynik wyborów do Bundestagu, w których chadecy uzyskali jedynie 33% głosów (najgorszy wynik w historii) oraz fiasko rozmów koalicyjnych z liberałami i zielonymi doprowadził do głębokiego kryzysu autorytetu szefowej niemieckiego rządu. Już od kilku miesięcy otwarcie spekuluje się o końcu „ery Merkel” i wypatruje wymiany pokoleniowej w CDU.

Rozczarowujący wynik negocjacji z CSU i SPD gwałtownie nasilił w ostatnich dniach debatę o potrzebie odnowy programowej i personalnej chadeków. „Musimy już teraz przemyśleć, jak zorganizujemy się personalnie bez Merkel” – powiedział bez ogródek zaliczany do krytyków szefowej CDU poseł Klaus-Peter Willsch, przestrzegając przy tym, że nowa kadencja Bundestagu może zakończyć się przed terminem.

Debata o następcy lub następczyni Merkel rozkręciła się już na dobre, o czym świadczy chociażby fakt, że Jens Spahn, zaliczany do grona potencjalnych kandydatów do schedy po Merkel, na pytanie o to, czy jest w partii ktoś, kto mógłby przejąć pałeczkę od wieloletniej szefowej CDU, oznajmił przekornie, że „zawsze ktoś się znajdywał”. Chociaż nikt jeszcze nie domaga się od Merkel szybkiego ustąpienia, to nasilenie dyskusji o jej schedzie jest najlepszym symptomem tego, że rozpoczął się już okres przejściowy do „czasu po Merkel”.

Sama Merkel, chcąc rozładować krytyczne nastroje wewnątrz partii, zapowiedziała odmłodzenie gabinetu i zgodziła się na wybór ministrów z ramienia CDU jeszcze przed kongresem partyjnym 26 lutego, na którym chadecy zagłosują nad wejściem do koalicji. Początkowo chciała uczynić to po uzyskaniu zgody partii na wejście do koalicji, co dałoby jej więcej swobody w doborze ministrów. Ustąpienie w tej kwestii jest kolejną oznaką osłabienia jej pozycji wewnątrz partii.

Spahn: Nie żyjemy przecież w monarchii

Jednocześnie Merkel zapowiedziała jednak w wywiadzie dla telewizji ZDF, że zamierza sprawować urząd przez pełną kadencję do 2021 roku oraz że do tego czasu nie zrezygnuje z kierowania partią. Otwarte pozostaje pytanie, czy przeżywająca kryzys partia jej na to pozwoli. Obok utraty ministerstw jej członkowie od miesięcy przyglądają się topniejącemu poparciu. W najnowszym sondażu spadło ono poniżej granicy 30%. „Nie żyjemy przecież w monarchii, w której samemu reguluje się swoje następstwo” – ostrzegł Jens Spahn.

Jeśli SPD w wewnętrznym głosowaniu zadecyduje o wejściu do koalicji z chadekami, Merkel rozpocznie swoją czwartą kadencję na stanowisku kanclerza bardzo osłabiona. Za kulisami będą trwały przygotowania do przejścia do „czasu po Merkel” i wewnętrzna walka o jej schedę. Okres, w którym jednoosobowo mogła podejmować decyzje, bazując na swojej popularności, dawno minęły. Jest już jedynie kwestią czasu, kiedy wewnątrz CDU dojdzie do politycznego przesilenia, które przyniesie wymianę lidera i być może także kanclerza. Biorąc pod uwagę sytuację w SPD, która znajduje się w jeszcze głębszym kryzysie, niewykluczone, że do takiego przesilenia dojdzie jeszcze przed końcem kadencji.

Michał Kędzierski

Artykuł ukazał się pierwotnie 15. lutego na Blogu Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.

Zobacz także

Białoruskim nawozem w litewskiego prezydenta
Chorwacja koalicjami stoi
Ostatnia nadzieja chorwackiej opozycji
Szokująca rezygnacja Leo Varadkara




Więcej...

Zobacz także tego autora

Matteo Salvini – kulisy sukcesu
Kanclerz Kramp-Karrenbauer? Nie tak szybko
Decydujący rok dla SPD
Nowy start czy falstart?
Kto zastąpi Merkel?