Przedwczesny pogrzeb Roberta Fico?


13 marzec 2018
A A A

Afera związana z morderstwem na słowackim dziennikarzu śledczym i jego narzeczonej spowodowała duże protesty u naszych południowych sąsiadów, nie wspominając już o zainteresowaniu ze strony światowych mediów. Niektórzy zdążyli już nawet złożyć premiera Roberta Fico do politycznego grobu, ale jednoznaczne opinie w tej sprawie mogą formułować jedynie osoby zajmujące się Słowacją dopiero od śmierci Jána Kuciaka.

Dziennikarz śledczy portalu Aktuality.sk oraz jego narzeczona zostali znalezieni martwi o poranku 26 lutego w niewielkiej wsi Veľká Mača w kraju trnawskim. Oboje ponieśli śmierć pomiędzy 22 a 25 lutego – Kuciak został postrzelony w klatkę piersiową, natomiast Martina Kušnírová zginęła od strzału w głowę. Jak dotąd nie znamy ani dokładnej daty zamordowania obojga ofiar, ani też sprawców tego czynu, ponieważ z powodu braku dowodów z aresztu po dwóch dniach zostało wypuszczonych kilku włoskich obywateli, o działalności których dziennikarz pisał w swoich tekstach. Za wszelkie informacje na temat zbrodni słowacki rząd oferuje blisko milion euro, o czym na specjalnej konferencji prasowej poinformował sam premier Robert Fico.

„Arogancka Bratysława” protestuje

Zabójstwo dziennikarza wywołało oczywiście falę masowych protestów na Słowacji, a także dość licznych demonstracji w sąsiednich Czechach. Sprawa nabrała przy tym oczywiście wymiaru międzynarodowego, nie tylko przez rozgłos, jaki jej nadano, ale też przez fakt, iż pracę Kuciaka będą kontynuowali zagraniczni dziennikarze śledczy. Ringier Axel Springer, czyli właściciel wspomnianego portalu Aktuality.sk, powołał z kolei międzynarodowy zespół dziennikarzy, którego celem ma być wyjaśnienie śmierci Kuciaka, a przede wszystkim dokończenie rozpoczętych przez niego śledztw. Na Słowacji przebywa też sześcioosobowa delegacja Parlamentu Europejskiego, wśród której znajduje się również polski europoseł Ryszard Czarnecki.

Obecnie uwagę światowych mediów zwracają masowe protesty na Słowacji, przy czym największe z nich odbywają się w Bratysławie. Pierwsza duża demonstracja w słowackiej stolicy miała miejsce 2 marca, kiedy na jej ulice wyszło nawet 25 tysięcy osób, które chciały w ten sposób nie tylko upamiętnić Kuciaka, ale także podkreślić znaczenie wolnych mediów i wolności słowa. Tydzień później w Bratysławie pojawiło się już od 30 do 50 tysięcy osób, stąd manifestację okrzyknięto jedną z największych w całej słowackiej historii. Tym razem organizatorzy mieli już konkretne postulaty, jakimi są gruntowne i niezależne śledztwo w sprawie zabójstwa dziennikarza, w którym powinni brać udział śledczy z zagranicy, a także powołanie nowego rządu bez udziału osób oskarżanych o korupcję i związki z przestępczością zorganizowaną. Manifestacje w innych miastach nie mają już tak masowego charakteru, chociaż w Bańskiej Bystrzycy, Koszycach, Preszowie i Trnawie na ulice wyszło nawet kilka tysięcy osób.

W gruncie rzeczy demonstracje w pozostałych miastach Słowacji nie odbywają się w ogóle, albo są stosunkowo nieliczne i bardziej niż w Bratysławie uzależnione od zaangażowania partii opozycyjnych. Frekwencja jest też nieprzypadkowo zależna od regionu, w jakim odbywają się manifestacje – nie występują one właściwie w ogóle w tych częściach Słowacji, gdzie największą popularnością cieszą się partie znajdujące się w koalicji tworzącej rząd Fico. Jego partia SMER przez lata budowała bowiem swój przekaz na niechęci do „aroganckiej Bratysławy”, jak słowacką stolicę (i w domyśle także sąsiednią Trnawę) określały bilboardy przygotowane po przejęciu władzy przez słowacką centroprawicę po wyborach parlamentarnych w 2010 roku.

Media kontra społeczeństwo

„Arogancka Bratysława” jest utożsamiana przez sporą część Słowaków z panującym pod Tatrami ładem medialnym. Prawda na temat stosunku słowackiego społeczeństwa do środków masowego przekazu jest bowiem dużo bardziej złożona, by nie rzec wręcz, że bardziej brutalna od agencyjnych doniesień z kraju naszych południowych sąsiadów. Słowacy nieszczególnie ufają mediom, głównie z powodu ich sympatii politycznych, rozmijających się z poglądami większości słowackich obywateli.

Dziesięć lat temu dziennikarze cieszyli się większym zaufaniem od polityków, ale należy przy tym pamiętać, że słowacka klasa polityczna oceniana jest na tyle nisko, iż nie jest to szczególnie trudne. Badania z końca ubiegłego roku mówią z kolei o 40 proc. respondentów całkowicie lub przynajmniej częściowo nieufającym tradycyjnym mediom, natomiast 45 proc. wyrażało zainteresowanie treściami serwowanymi przez tak zwane „alternatywne media”, czyli dostarczanymi głównie przez serwisy internetowe niezwiązane z ukształtowanym po 1992 roku słowackim rynkiem medialnym. W ostatnich latach dodatkowo rośnie zaufanie do mediów publicznych, dlatego najbardziej obiektywne informacje zdaniem Słowaków prezentuje Radio i Telewizja Słowacji (RTVS).

Robert Fico. Premier Słowacji w latach 2006-2010 oraz od 2012 roku. Zdjęcie: Flickr.com / European Council

Prawdziwym testem dla stosunku Słowaków do mediów są tak naprawdę tamtejsze wybory parlamentarne. Fico i jego partia mają przeciwko sobie prawie wszystkie prywatne gazety, rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne, co nie przeszkadza SMER-owi triumfować we wszystkich wyborach parlamentarnych od 2006 roku. Dwa lata temu ugrupowanie co prawda uzyskało dużo gorszy wynik niż cztery lata wcześniej (28 proc. przy 44 proc. w 2012 roku), ale w parlamencie znalazły się za to partie jeszcze bardziej radykalne i jednocześnie nieustannie atakowane przez czołowe media, a więc oskarżana o faszystowskie sympatie Partia Ludowa „Nasza Słowacja” (LS-NS) oraz dużo bardziej umiarkowana Słowacka Partia Narodowa (SNS), której lider Andrej Danko jest obok prezydenta Andreja Kiski najpopularniejszym słowackim politykiem.

Zdecydowana większość słowackich mediów jest przy tym niezwykle liberalna światopoglądowo, dlatego po ich lekturze można odnieść wrażenie, iż także tamtejsze społeczeństwo jest pod tym względem bardzo „zachodnie”. Kiedy jednak czołowe gazety wspierają legalizację związków partnerskich osób tej samej płci i reklamują doroczną bratysławską Paradę Równości, blisko pół miliona Słowaków podpisało się przed trzema laty pod wnioskiem o referendum w sprawie konstytucyjnego zapisu o tradycyjnej definicji małżeństwa. Co prawda głosowanie okazało się nieważne z powodu braku odpowiedniej frekwencji, ale na fali kampanii środowisk konserwatywnych powstały nowe niezwykle popularne serwisy „Postoj” i „Hlavné správy”.

Nikt na Słowacji oczywiście nie pochwała mordu na Kuciaku, ani go nie bagatelizuje, ale większości Słowaków raczej nie przekonają stwierdzenia, iż pod Tatrami właśnie kończy się wolność słowa. Rządzący od zawsze muszą liczyć się ze zmasowanymi atakami ze strony mediów, a sama Słowacja wbrew pozorom wcale nie znajduje się na szarym końcu rankingów na temat wolności prasy. Jest wręcz przeciwnie, bowiem doroczny raport organizacji Reporterzy Bez Granic plasuje pod tym względem Słowację na 17. miejscu na świecie.

Która to afera?

Sprawa śmierci Kuciaka nie jest oczywiście bagatelizowana i może zachwiać notowaniami rządzących, ale tak być wcale nie musi. Z powodu wspomnianej niechęci większości mediów do rządów SMER-u żadna z afer nie została zatajona przed opinią publiczną, chociaż sam wymiar sprawiedliwości jest w kwestii ich wyjaśniania niezwykle opieszały, zaś spora część faktów ujawnianych przez dziennikarza przewijała się w doniesieniach medialnych już wcześniej.

Kwestia związków niektórych środowisk związanych ze SMER-em z przestępczością i podejrzanymi włoskimi interesami na Słowacji od dłuższego czasu nie była tajemnicą, lecz dopiero po śmierci Kuciaka z pracy w administracji Fico zrezygnowały dwie osoby podejrzewane o utrzymywanie podobnych kontaktów. W rządzie do poniedziałku zasiadał chociażby minister spraw wewnętrznych Robert Kaliňák, który był bohaterem co najmniej kilku skandali, dotyczących między innymi niewyjaśnionych do końca przelewów ze strony słowackich biznesmenów. Najpoważniejsza afera związana z Kaliňákem wybuchła po wyborach parlamentarnych w 2016 roku i dotyczyła niesłusznego zwrotu podatku VAT jednemu z przedsiębiorców budowlanych, w bloku którego mieszkał zresztą sam premier. Chociaż przez kilka miesięcy zwolennicy rezygnacji ministra z urzędu zbierali się na cotygodniowych pikietach w tej sprawie, ostatecznie ich zapał po prostu się wyczerpał.

Afera nie spowodowała przy tym spadków w sondażach SMER-u, podobnie jak dziesiątki innych podobnych wydarzeń. Korupcja, niesłuszne zwroty podatku VAT, niejasne transakcje finansowe z udziałem otoczenia Fico, dezorganizacja wywiadu wojskowego i „rozpłynięcie się” jego majątku, masowe marnotrawienie funduszy z Unii Europejskiej, czy też odsuwanie od pracy prokuratorów badających związki biznesu i polityki – to tylko kilka najbardziej znanych przykładów skandali kładących się cieniem na rządy Fico, co jednak nie przeszkadza jego partii w wygrywaniu kolejnych wyborów.

Trudno przy tym liczyć na nagłe przerzucenie poparcia Słowaków na partie opozycyjne. Przede wszystkim symbolizują one „arogancką Bratysławę”, która zdaniem przeciętnych Słowaków nigdy nie troszczy się o zwykłych ludzi, w porównaniu do władzy Fico, która co prawda może i kradnie, ale potrafi też ściągać pod Tatry zagraniczne inwestycje i przede wszystkim wdrażać programy socjalne. Ponadto słowacka centroprawica sama nie tylko lubuje się w kolejnych rozłamach i wzajemnych oskarżeniach, ale dodatkowo również kojarzy się ze skandalami – ostatnie masowe protesty na Słowacji miały miejsce przed sześcioma laty, kiedy ujawniono nagrania dotyczące korumpowania czołowych polityków przez biznesmenów, w czym prym wieść mieli właśnie politycy prawicy.

Słowacki premier jest jednak przeciwnikiem skrócenia obecnej kadencji parlamentu, dlatego w środę popołudniu zaproponował swoją dymisję, ale pod pewnymi warunkami. Prezydent musiałby bowiem zaakceptować nowego szefa rządu wywodzącego się ze SMER-u i uszanować podpisaną przed dwoma laty umowę koalicyjną, co oznaczałoby dla niego konieczność wycofania się z postulatu przedterminowych wyborów parlamentarnych.

Pierwszy sondaż od czasu zabójstwa dziennikarza jest przy tym pewnym sygnałem alarmowym dla SMER-u, ale jego politycy nie muszą wpadać w panikę - co prawda partia straciła pięć punktów procentowych, lecz wyborcy przerzucili swoje poparcie na ugrupowania nacjonalistyczne, czyli koalicyjny SNS oraz opozycyjny LS-NS. Centroprawica dalej nie może więc pozyskać sympatii Słowaków, a to oznacza, iż w siłę rosną naturalni koalicjanci wciąż najpopularniejszej partii premiera Roberta Fico.

Maurycy Mietelski

Zobacz także

Skorumpowana żona czy bezpodstawne oskarżenia?
Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?




Więcej...

Zobacz także tego autora

Niedźwiedzie sterroryzowały Słowację
Skorumpowana żona czy bezpodstawne oskarżenia?
Ortodoksyjna przemoc. Batalion Netzah Yehuda pod lupą Amerykanów
Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami