Rosja i Iran utemperowały Turcję


15 luty 2019
A A A

W cieniu warszawskiej konferencji bliskowschodniej, w rosyjskim Soczi odbył się kolejny szczyt poświęcony Syrii. Rozmowy pomiędzy przywódcami Iranu, Rosji i Turcji pokazały po raz kolejny, iż turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan nie tylko nie zrealizuje swoich celów na terenie Syrii, ale dodatkowo nie może zrobić niczego bez zgody Władimira Putina i Hasana Rowhaniego.

Spotkania pomiędzy wspomnianymi trzema krajami odbywają się w formacie rozmów pokojowych zapoczątkowanym w kazachskiej Astanie. Na jego mocy wszystkie zainteresowane strony zobowiązały się do akceptacji pokojowego rozwiązania syryjskiego konfliktu zgodnie z rezolucją numer 2254 Organizacji Narodów Zjednoczonych, zobowiązującą wszystkich uczestników wojny do zawieszenia broni i podjęcia negocjacji politycznych. Warto w tym miejscu podkreślić, że w rozmowach nie uczestniczy część syryjskiej opozycji, w tym głównie ugrupowań kurdyjskich, a także nie zaproszono do nich najbardziej radykalnych grup syryjskich rebeliantów.

Sam format spotkań odbywających się co kilka miesięcy jest alternatywną próbą rozwiązania syryjskiego konfliktu, w której nie biorą udziału państwa zachodnie i arabskie monarchie. Nie powinno więc dziwić, że konferencja w Soczi odbywała się w tym samym terminie co szczyt w Warszawie, ponieważ od początku było wiadomo, iż kraje decydujące o obecnym kształcie Syrii nie znajdą wspólnego języka zwłaszcza z zadeklarowanymi przeciwnikami Iranu w regionie Bliskiego Wschodu.

Eskalacja w Idlib

Tym razem spotkanie prezydentów Iranu, Rosji i Turcji poświęcone było przede wszystkim sytuacji w prowincji Idlib w północno-zachodniej części Syryjskiej Republiki Arabskiej. Nie licząc skrawka pustyni opanowanego przez tzw. Państwo Islamskie oraz terenów na granicy z Jordanią, to właśnie ten region jest ostatnim miejscem kontrolowanym w pełni przez przeciwników syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada. Jednocześnie Idlib nazywane jest „śmietniskiem dżihadystów”, ponieważ właśnie tam wywożono rebeliantów i terrorystów z terytoriów odbitych z ich rąk przez syryjskie wojsko.

W ostatnim czasie prowincja jest jednak nie tyle areną walk zwolenników i przeciwników władz w Damaszku, co miejscem ostrego konfliktu pomiędzy zwalczającymi się nawzajem grupami nieukrywającymi swoich fundamentalistycznych przekonań. Jak na razie największym wygranym starć w Idlib okazało się być Tahrir asz-Szam, czyli ugrupowanie powstałe na bazie syryjskiego oddziału Al-Kaidy znanego wcześniej jako Front al-Nusra. Największe straty od początku roku poniosły z kolei pro-tureckie ugrupowania, stąd szacuje się, iż obecnie terroryści zajmują blisko 80 proc. całego terytorium prowincji.

Z tego powodu uczestnicy czwartkowych rozmów w Soczi w wydanym po rozmowach oświadczeniu odnosili się głównie do sytuacji w tej prowincji. Władimir Putin, Hasan Rowhani i Recep Tayyip Erdoğan zobowiązali się więc zlikwidować ostatecznie ugrupowania terrorystyczne, które mają związek z Państwem Islamskim lub Al-Kaidą. Jednocześnie trzej wspomniani przywódcy przyznali, iż nie udało się zrealizować niektórych porozumień z poprzednich szczytów w Teheranie i Soczi. Chodzi tu głównie o ustanowione wówczas strefy deeskalacyjne i zawieszenie broni, które było wielokrotnie naruszane. Nie poinformowano jednak jakie środki mają zostać zastosowane, aby nie dochodziło do starć pomiędzy siłami al-Assada oraz pro-tureckimi grupami bojowymi.

Problem kurdyjski

Spotkanie w Soczi można równie dobrze nazwać szczytem państw ostro skonfliktowanych ze Stanami Zjednoczonymi, dlatego nie powinna zaskakiwać wspólna deklaracja Iranu, Rosji i Turcji w sprawie zapowiedzi amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa z początku bieżącego roku. Z entuzjazmem przyjęto mianowicie jego deklarację, iż wojska USA będą powoli wycofywać się z Syrii, co zdaniem uczestników konferencji w Soczi powinno wpłynąć pozytywnie na proces stabilizowania się sytuacji na syryjskich terytoriach.

Jak na razie ostateczne opuszczenie Syrii przez amerykańskie wojsko zostało opóźnione, lecz kilka dni temu szef Centralnego Dowództwa USA, gen. Joseph Votel, zapowiedział rozpoczęcie tego procesu w ciągu najbliższych kilku tygodni. To przede wszystkim zła informacja dla Kurdów, którzy w północno-wschodniej części kraju utworzyli własną Demokratyczną Federację Północnej Syrii. Obawiają się oni bowiem, że wyjazd amerykańskich żołnierzy będzie oznaczał turecką interwencję, o której Erdoğan mówi od kilku tygodni.

Z tego powodu kurdyjscy przywódcy wprost mówią o prowadzonych przez nich negocjacjach z syryjskim rządem, które miały jak na razie utknąć jednak w martwym punkcie. Nie zmienia to jednak faktu, iż na terenie prowincji zwanej potocznie Rożawą już stacjonują zaproszone przez Kurdów syryjskie jednostki, powstrzymujące od interwencji tureckie wojsko i sprzymierzonych z nim rebeliantów. Kurdowie wyciągnęli bowiem wnioski z sytuacji sprzed roku, kiedy wkroczenie syryjskich sił powstrzymało dalszą ofensywę Turków w sąsiadującej z Idlib prowincji Afrin.
Najprawdopodobniej wycofanie się Amerykanów z Syrii nie będzie jednak automatycznie oznaczać tureckiej interwencji, o czym świadczy inny fragment oświadczenia z Soczi. Jego sygnatariusze sprzeciwili się bowiem prowadzeniu polityki faktów dokonanych przez inne państwa, czyli interwencji wojskowych prowadzonych nawet pod przykrywką walki z terroryzmem.

Zapis ten wydaje się jednoznacznie nawiązywać do słów tureckiego prezydenta, który walkę z kurdyjskimi Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF) uzasadnia właśnie w ten sposób. W czasie szczytu problem kurdyjski zasygnalizował dodatkowo irański prezydent. Rowhani stwierdził, iż Kurdowie od wieków zamieszkują region północnej Syrii i są integralną częścią syryjskiego społeczeństwa, choć jednocześnie rozumie on obawy Erdoğana o kwestie bezpieczeństwa. Irański prezydent uważa, że konflikt może być rozwiązany jedynie przez dialog polityczny, stąd Turcja powinna zacząć rozmowy z Syrią.

Rowhani zapowiedział, iż Teheran „zrobi wszystko co w jego mocy”, aby doprowadzić do nawiązania dialogu pomiędzy Ankarą i Damaszkiem, przypominając o obowiązującym wciąż porozumieniu turecko-syryjskim z Adany z 1998 roku. Wyraźnie widać więc, że Iran i Rosja naciskają na Turcję w sprawie podjęcia negocjacji z Syrią, ponieważ do wspomnianej umowy nawiązał także Putin, gdy pod koniec stycznia gościł w Moskwie Erdoğana.

Turcja chce ratować twarz

Widać wyraźnie, że Turcja ma coraz mniej do powiedzenia w kwestii syryjskiego konfliktu, w którym decydujące zdanie należy do Rosji. Erdoğan starał się więc robić w Soczi dobrą minę do złej gry, chwaląc przede wszystkim astański format negocjacji pokojowych. Jego zdaniem właśnie dzięki nim możliwe było posunięcie całej sprawy do przodu, czyli wzmocnienie politycznego procesu rozwiązania syryjskiego konfliktu.

Turecki prezydent próbował przy tym kwestionować stanowisko Iranu i Rosji, dlatego podkreślał konieczność walki z ugrupowaniami terrorystycznymi. Zrównał więc ze sobą Państwo Islamskie i kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony (YPG), domagając się wyrzucenia YPG za linię Eufratu, czyli usunięcia kurdyjskich sił z prowincji Manbidż, która powinna jego zdaniem „zostać zwrócona prawowitym właścicielom”. Erdoğan dodał, iż w sprawie utworzenia strefy deeskalacji w północno-wschodniej części Syrii prowadzone są rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi.

Zgodnie z zapowiedziami tureckiej głowy państwa, kolejny trójstronny szczyt w sprawie jej południowego sąsiada może odbyć się w Ankarze. Organizacja konferencji będzie zapewne uzależniona od tego, co wydarzy się w Syrii w najbliższym czasie. Trudno bowiem oczekiwać, aby Erdoğan zgodził się ugościć Putina i Rowhaniego na kolejnym szczycie spychającym Turcję do narożnika.

Maurycy Mietelski

Zobacz także

Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka
Chorwacka centroprawica może spać spokojnie
Nowa partia starych islamistów




Więcej...

Zobacz także tego autora

Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka
Chorwacka centroprawica może spać spokojnie
Nowa partia starych islamistów
TikTok a sprawa amerykańska