Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Marcin Popławski: Polubić Łukaszenkę


05 lipiec 2010
A A A

Pierwsze półrocze 2010 roku przyniosło dwa znaczące konflikty energetyczne w relacjach Mińska z Moskwą. Pierwszy – styczniowe zmagania o wysokość rosyjskiego cła eksportowego na ropę dostarczaną do białoruskich rafinerii, drugi, właśnie kończący się – o spłatę białoruskich długów wobec Gazpromu. Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że oba mają podłoże polityczne i zostały wywołane świadomie przez Kreml.

Rosja, widząc ekonomiczne problemy białoruskiego satrapy, dąży do pełnego podporządkowania sobie tego kraju, zarówno w sensie gospodarczym (przejęcie rafinerii lub Biełtransgazu), jak i politycznym (wymuszenie akcesji do forsowanej przez siebie unii celnej oraz nakłonienie do uznania państwowości Osetii Południowej czy Abchazji). Jednak ostatnio organizacja takich konfliktów u Rosjan wyraźnie szwankuje, bo o ile ten styczniowy rozgrywali imponująco i postawili Łukaszenkę pod ścianą, o tyle plan czerwcowego napisali prawdopodobnie na kolanie.

Do takiego wniosku skłania mnie fakt, że część rosyjskiego kierownictwa nie zdawała sobie sprawy, iż dług Gazpromu wobec Białorusi znacznie przewyższa ten, jaki posiada Białoruś wobec Gazpromu! Mińsk szybko o tym przypomniał Rosjanom i dług ten zaraz został spłacony, jednak niesmak pozostał. Tym bardziej, że to biedna i zadłużona Białoruś szybciej spłaciła swoje długi, niż tak potężna korporacja jak Gazprom. By zobrazować, z jakimi problemami ekonomicznymi boryka się Łukaszenko przytoczę tylko parę liczb z 2009: zadłużenie zewnętrzne Białorusi – 7,842 mld USD (z tego połowa powstała w 2009 roku), PKB w – 47,8 mld USD (spadek o 0,2%), rezerwy złota i walut obcych – 5,601 mld USD (spadek o 6,3%), deficyt budżetu skonsolidowanego – 300,3 mln USD, saldo handlu zagranicznego za sam okres styczeń-kwiecień 2010 – 1,345 mld USD. Jeśli do tego dodamy, że wyprodukowanie przez białoruską gospodarkę dóbr i usług o wartości 1000 USD kosztuje 0,43 tony ropy naftowej (tzw. ekwiwalent ropy naftowej na 1000 dolarów obrazujący energochłonność gospodarki), to już wiemy, dlaczego Putin i spółka prowokują kolejne konflikty.

Wobec jawnych chęci przejęcia przez Rosjan całkowitej kontroli nad białoruską gospodarką, Łukaszenka zaczął szukać alternatyw dla współpracy z Moskwą, zarówno na polu energetyki, jak i innych gałęzi gospodarki. Oczywiście możliwość realnej dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych dla Białorusi należy włożyć między bajki z kilku powodów, mianowicie: brak dostępu do morza, cena takiego surowca (zakup + transport), niechęć sąsiadów do udostępnienia swoich rurociągów (Ukraina uchyliła się od odpowiedzi na sugestię Mińska o możliwości wykorzystania jej magistrali naftowych dla przesyłu wenezuelskiej ropy na Białoruś a Orlen z góry zaznaczył, że litewskie ropociągi ma zamiar eksploatować w drugim kierunku niż potrzebuje tego Mińsk).

Łukaszenka musi zatem szukać innych sposobów, musi oprzeć swój projekt zmniejszenia zależności energetycznej od Rosji o dwa filary: dywersyfikację nośników energii i zmniejszenie energochłonności gospodarki. Zapewne zdaje sobie z tego sprawę, dlatego można przypuszczać, że wkrótce podejmie jakieś kroki w tym kierunku. Wydaje się, że za taki można uznać podjęcie negocjacji z Kulczyk Holding w sprawie elektrowni konwencjonalnej w Zelewie, które zostały zapoczątkowane w 2008 roku, a ostatnio nabrały tempa. W przeciwieństwie do atomowej elektrowni w Ostrowcu, ta w Zelewie nie pogłębi uzależnienia od Rosjan – węgiel do niej będzie pochodził z Polski a inwestorem jest polska firma, która sfinansuje też całą inwestycję. Przy tej w Ostrowcu – Rosjanie dali kredyty (ciekawe czy ich nie wycofają), są również generalnym wykonawcą, uran pewnie też dostarczą (innego wyjścia raczej nie widzę). Wydaje się, że oparcie się o węgiel jest jedynym realnym rozwiązaniem dla Białorusi. Sądzę tak, ponieważ surowiec ten występuje w znacznych ilościach u dwóch białoruskich sąsiadów – w Polsce i na Ukrainie  (Rosji nie liczę, gdyż w tym przypadku nastąpiłaby taka sama dywersyfikacja jak z atomem) i można go dostarczać bezpośrednio, pomijając kraje tranzytowe, ponieważ odległości, na jakie miałby być dostarczany, nie zabijają ekonomicznego sensu całego przedsięwzięcia.

Jednak główne zadanie, jakie stoi przed Mińskiem to zmniejszenie energochłonności swojej gospodarki. Tu chyba jest największe pole do popisu dla Polski – skok w efektywności energetycznej dokonany przez polską gospodarkę w ostatnim 20-leciu jest ogromny. Obecne polskie wskaźniki energochłonności gospodarki wynoszą ponad dwukrotnie mniej niż te białoruskie. Dla Mińska może to być istotny argument dla współpracy z Polską. Oczywiście Białorusi nie stać na zakup takich technologii na wolnym rynku, musi je pozyskać poprzez wpuszczanie zagranicznych inwestorów. Łukaszenka zdaje sobie z tego dokładnie sprawę, więc co chwila wypuszcza sygnały, że jest zainteresowany zwiększeniem zagranicznych inwestycji. Większość swoich kroków kieruje jednak na Litwę – odbył kilka wizyt wysokiego szczebla, spotkania z biznesmenami, sugestie na temat wykorzystania litewskich portów. Wszystko to dlatego, że Litwa od 2008 roku systematycznie opowiada się za intensyfikacją współpracy z Mińskiem, bez względu na stan demokracji w tym kraju. Jednak prawda dla Łukaszenki jest brutalna – Litwa nie zapewni mu ani surowców energetycznych, ani nie będzie większym źródłem kapitału, może – co najwyżej – przetrzeć mu szlaki na Zachodzie. Dla Polski natomiast jest to wielka szansa, szybko możemy nadrobić stracone dwadzieścia lat we współpracy z tym krajem. Białoruskie firmy potrzebują kapitału, mogą go zdobyć albo pozyskując inwestora zagranicznego, albo wchodząc na giełdę. Od pewnego czasu mówi się o tym, że to właśnie GPW w Warszawie ma stać się parkietem, na którym one zadebiutują. Sęk w tym, by o tym nie mówić lecz to zrobić.

Wiadomo, że w Mińsku o wszystkim decyduje Łukaszenka, to z nim trzeba wszystko uzgadniać, potrzebna jest więc wizyta na najwyższym szczeblu, która da całemu przedsięwzięciu niezbędny polityczny impuls. Podobnie sprawa się ma z polskimi inwestycjami bezpośrednimi na Białorusi. Ze strony Mińska padły jasne deklaracje, że takich inwestycji chce, że dopuści również te dokonywane przez spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, ale jakoś żadnej większej inwestycji nie widać. Przypuszczam, że również tu należy sprawę załatwić na odpowiednim szczeblu, należy tam po prostu pojechać i sprawę z białoruskim satrapą omówić bezpośrednio. Widać, że Mińsk chce polskich inwestycji, wyraźnie daje też do zrozumienia, że kolejne inwestycje rosyjskie np.: w sektorze bankowym nie są mile widziane, że teraz Białoruś potrzebuje kapitału z Zachodu. Tej tematyki dotyczyło styczniowe posiedzenie Polsko-Białoruskiej Komisji ds. Współpracy Gospodarczej. Minęło pół roku i o efektach nie słychać, a nie słychać, bo sprawa nie została zatwierdzona na najwyższym szczeblu – a takie są warunki współpracy z Mińskiem. Litwini to doskonale rozumieją, dlatego właśnie miesiąc po majowym spotkaniu swoich biznesmenów z Łukaszenką, pojechał do niego premier Litwy – Andrius Kubilius. Natomiast ostatnia wizyta polskiego członka rządu miała miejsce w styczniu 2010 roku, był to Waldemar Pawlak, w randze wicepremiera i Ministra Gospodarki.

Jeśli chcemy się liczyć na rynku białoruskim, jeśli chcemy tam zarabiać, musimy to wprost zademonstrować i przestać ignorować osobę Łukaszenki. Tylko dzięki aktywnej polityce wobec Białorusi będziemy mieli jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje u naszego sąsiada za Bugiem.


Korzystałem z:
www.minsk.trade.gov.pl
„Tydzień na Wschodzie”, nr 22 (140), 23.06.2010-06-29
www.psz.pl
www.mg.gov.pl

Zobacz także tego autora