Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Upadek Europy czy odrodzenie?


07 maj 2016
A A A

Założenia historii integracji europejskiej skupiały w sobie dwie wartości: kulturę grecką i judeo-chrześcijańską. Według ojców założycieli zjednoczonej Europy – Schumana, Adenauera i De Gasperiniego – miał być to fundament dla integracji gospodarczej, a zaraz potem politycznej. Pośród licznych koncepcji dla przyszłej struktury wygrała koncepcja ponadnarodowa. Gwarantem sprawiedliwych rządów miał być Parlament Europejski, którego skład jest wybierany w powszechnych wyborach, w którym każde państwo ma swojego przedstawiciela i jednocześnie działa w interesie całej Unii. Jednak tam, gdzie miały spotykać się interesy wszystkich krajów, dzisiaj spotykają się głównie interesy Niemiec i ich neokolonialnych partnerów. Unia Europejska stała się polem do rozgrywek dla oligarchów pod pozorem demokratycznie wybranych instytucji - tym samym zatraciła swój pierwotny cel, jakim wcześniej, jeszcze przed fuzją Wspólnot, miała być faktyczna konsolidacja państw europejskich. Unia Europejska okazała się nieskuteczną instytucją. Czy  jeśli przyjdzie koniec Unii będzie też to koniec Europy?

Europa jak Atlantyda?

Kultura judeo-chrześcijańska? Niemcy, Francja, Wielka Brytania – największe państwa multikulti. Kultura grecka? Demokracja? Gdy w Polsce i na Węgrzech w powszechnych i demokratycznych wyborach zostaje wybrana nowa władza, której poglądy nie pokrywają się z dominującym nurtem, o krajach tych na forum Unii zaczyna być głośno, ale niestety nie mówi się o nich dobrze. Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans zapowiedział rozpoczęcie kontroli, aby sprawdzić, czy Polska nadal jest praworządnym krajem, a sam minister spraw zagranicznych Polski, chwilę wcześniej zaprosił Komisję Wenecką do kraju, aby wydała opinie prawną wobec zamieszania, jakie powstało wokół Trybunalu Konstytucyjnego. Na Węgrzech oskarża się o łamanie prawa Unii Europejskiej partię Fidesz, która sprzeciwia się brukselskim politykom. Obywatele nie chcą imigrantów? Decyzja w Komisji Europejskiej już zapadła – Schengen przecież i tak stoi otworem. Integracja gospodarcza? Umowa TTIP - wielki biznes vs. państwa. Dżihadyści przeprowadzają ataki terrorystyczne i zabijają niewinnych ludzi - co robi Unia Europejska? Niewiele. Przecież nie powiemy jednym głosem na forum Unii, że granice zostaną zamknięte, imigranci odesłani na Bliski Wschód, a lewica, krótko mówiąc, myli się. No bo jak Europejczycy, autorzy idei integracji konsolidującej narody rozbite II wojną światową, mogliby mieć prawo do obrony jedności po raz kolejny? Głównym zadaniem Unii Europejskiej miało być realizowanie interesów wspólnych dla wszystkich państw. Dzisiaj interesem wspólnym powinno być przetrwanie każdego państwa członkowskiego i to należałoby postawić na piedestale. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla wartości europejskich?

Zaczęło się od Grecji

Wobec ostatnich wydarzeń pewnie mało kto pamięta, że pierwszy raz Unia Europejska odsłoniła swoją prawdziwą twarz wobec kryzysu greckiego. Wbrew temu, co głosiły media, kryzysu nie spowodowali nieroztropni i leniwi Grecy, lecz wstąpienie do strefy euro, a także pakiety pomocowe, które miały swoją cenę. Sprywatyzowano poszczególne sektory gospodarki, jednocześnie podniesiono podatki i obniżono świadczenia socjalne. Wsparcie finansowe nie do końca było przeznaczone dla Grecji, ale dla spłacania zobowiązań. Zachodnie banki, głównie niemieckie i francuskie rozrzutnie udzielały Grecji pożyczek wykupując obligacje, dziwnie nie zdając sobie sprawy z ich niestabilnej sytuacji gospodarczej. Niemiecki Instytut Badania Gospodarki opublikował raport, w którym przedstawił, że Niemcy są głównym beneficjentem kryzysu. Grecki rząd postanowił rozliczyć się ze strefą euro poprzez krajowe referendum, grożąc tzw. grexitem. Wynik był przewidywalny i Grecja nadal jest w Unii. Została ograbiona tak, że rozmiar długu nie ma już znaczenia, ponieważ jest niespłacalny (wynosi około 180% PKB). Gdyby Grecja opuściła jednak Euroland, pociągnęłoby to za sobą niebezpieczny precedens i możliwe, że takie państwa, jak Hiszpania czy Portugalia zrobiłyby to samo, a łupieżcza integracja poniosłaby fiasko.

Niemcy na rozdrożu

W ostatnich czasach Niemcy po raz kolejny występują w roli czarnego konia. Po II wojnie światowej państwo to niewątpliwie przeszło z sukcesem program narzucony przez zwycięzców - 4D. Niemcy stały się krajem demokratycznym, odbudowano  gospodarkę i ewoluowały do roli jednego z ważniejszych graczy na arenie międzynarodowej - tym razem bez użycia siły. Awansowały także do najważniejszego partnera USA na Starym Kontynencie, które w latach powojennych wzięły pod skrzydła ówczesną RFN. Polityka kanclerzy Adenauera czy Brandta miała na celu również pozostanie już później zjednoczonych Niemiec w partnerstwie transatlantyckim.

W latach 90-tych Niemcy były głównym orędownikiem rozszerzania się Unii Europejskiej, wcielania do niej państw wschodnich i południowych, jednocześnie przysparzając samemu państwu partnerów w polityce. Pozycja Niemiec w Europie jest niewątpliwie silna. Państwo cieszy się poparciem Baracka Obamy, jednocześnie mogąc mieć duży wpływ na negocjacje umowy TTIP jakie przeprowadza Komisja Europejska. W dodatku Angela Merkel przez długi czas była uważana wśród polityków za charyzmatycznego przywódcę, który rządzi państwem o silnej gospodarce. Tym samym kraje ten poczuł się znowu silne i zaczął dyktować warunki. Polityka prowadzona na zewnątrz kraju daleka jest od demokracji, ale politykę podwójnych standardów Niemcy mają niestety we krwi.

Na początek kanclerz Angela Merkel została orędowniczką sprawy uchodźców. Przyczyn możemy jedynie domniemywać. Czy Niemcy rekompensują światu skrajny totalitaryzm skrajnym liberalizmem? Podczas tego szaleństwa okazało się jednak, że  niemieccy obywatele nie są wcale tacy gościnni, jak myślał rząd. Zaczęto więc rozdzielać imigrantów przez Komisję Europejską. Do Polski 7 tysięcy, Francja jakieś 25 tysięcy - każdemu po trochu. Łącznie Unia Europejska chce przyznać państwom członkowskim łącznie 150 tysięcy muzułmanów - kto da więcej? Żeby muzułmanom żyło się lepiej, Niemcy przedstawiły projekt, który mówi, że niezależnie od sytuacji finansowej poszczególnych państw przyjmujących, zabezpieczanie socjalne dla uchodźców ma być jednolite w całej Europie. Angela Merkel niemieckiej telewizji nazwała pomysł „wielkim planem”. Co to oznaczałoby dla obywateli Europy? Będą pracować już nie tylko dla wielkiego biznesu. Teraz oferowane są bardziej szczytne cele takie jak praca dla potrzebujących: Syryjczyków, Libijczyków i innych pokrzywdzonych na Bliskim Wschodzie. Póki co na samym pomyśle się skończyło, teraz proponowane jest nowe rozwiązanie. Otóż aby zachęcić państwa do przyjmowania narzuconych kwot  uchodźców, za każdą nie przyjętą osobę Polska ma płacić „mandat” w wysokości 250 tysięcy euro. Kuriozum sytuacji doprowadziło do tego, że w końcu na niemieckiej scenie politycznej pojawiła się nowa partia, która domaga się ukrócenia obecnej polityki elit – Alternatywa dla Niemiec. Eurosceptycy, którzy domagają się zatrzymania fali imigrantów nawet radykalnymi środkami. Czyżby Angela Merkel nie mogła czuć się już bezkarna na własnym podwórku?

Fortel TTIP

Od 2013 roku w ścisłej tajemnicy negocjowane jest także porozumienie transatlantyckie między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. W związku z tym ostatnio do Niemiec przybył sam Barack Obama, zapewniając całą Europę o tym świetnym gospodarczym interesie. Jednak optymizm ograniczył się tylko do wzajemnej adoracji głów obydwu państw, ponieważ Niemcy wyszli na ulicę i zaczęli protestować. Czyżby Europejczycy nie chcieli żyć w dobrobycie? Ano właśnie chcą, dlatego się buntują. Podczas gdy politycy usilnie zapewniają,  że obie gospodarki zbiją na tym interesie kokosy, analitycy i eksperci uważają, że jest zupełnie odwrotnie. Trybunały arbitrażowe pozywające państwa, które dysponują dużo mniejszym kapitałem niż korporacje i ominięcie państwowych dróg legislacyjnych. Dla kogo ten interes? Kto zapłaci za odszkodowania? Otóż państwa,  mniejsze przedsiębiorstwa oraz rolnictwo. Kolejny przepis na kryzys? Na razie najgłośniej protestują niemieccy obywatele. Na Węgrzech Victor Orban ogłosił, że nie podpisze żadnej umowy, w której krajowe sądy nie mają kompetencji. Również Francja zajęła ostatnio sceptyczne stanowisko. Miejmy nadzieję, że tym razem głosy obywateli będą słyszalne.

Na zachodzie bez zmian - bezradna Bruksela

Gdy ujęto sprawców zamachów na lotnisko w Brukseli, które miały miejsce 22 marca, okazało się, że jeden z pojmanych terrorystów, niejaki Brahim Bakroui, został rok wcześniej schwytany w Turcji i deportowany do Holandii. Tamtejsze władze razem z belgijskimi miały zostać odpowiednio wcześniej poinformowane, że jest to niebezpieczny bojownik IS. Co zrobił rząd w tej sprawie? Nie zatrzymał podejrzanego, bo kto słyszał, żeby w liberalnej Europie zatrzymać osobę, jeśli istnieją przepuszczenia, że może ona za chwilę spowodować śmierć kilkudziesięciu albo i więcej osób. Jeszcze służby policyjne zostaną oskarżone o łamanie praw człowieka! Gdy zginęło już te kilkadziesiąt osób, rząd pozostał w szoku,  poskarżył się na niedoskonałe i niedofinansowane służby europejskie, a tuż po atakach, w niemieckim dzienniku Die Welt można było przeczytać, że barbarzyństwo, z jakim mamy do czynienia, trzeba pokonać ideałami. Czy ktoś kiedyś widział, żeby wojnę wygrać samymi ideałami? Radykalni islamiści już dawno wypowiedzieli wojnę Europie. Ich ataki są coraz bardziej przemyślane i planowane z dużym wyprzedzeniem. Islam z perspektywy Europejczyka może wydawać się zacofany, w końcu czy ktoś u nas sprzedaje żonę za kozę? Jednak terroryści nie są głupi, jak te przysłowiowe kozy. To nie tylko porywczy młodzieńcy, którymi rządzą namiętności i perspektywa udania się po śmierci do Allaha i obiecanych dziewic, ale także osoby wykształcone, często uczące się w Europie, znające się na nowoczesnych technologiach – Europa nie wygra z nimi przez poprawność polityczną. 

Bruksela uważa, że służby są niedofinansowane, a co za tym idzie słabo wyszkolone. Niewątpliwie cała Europa nie była przygotowana do zmierzenia się z taką plagą terroryzmu na swoim terenie. Jak na razie nie ma politycznego przyzwolenia na użycie wojsk lądowych w walce z Państwem Islamskim, ewentualne ofiary wśród żołnierzy zaszkodziłby każdemu rządowi. Szkoda tylko, że takie polityczne przyzwolenie było gdy przyszło do usuwania dyktatorów państw afrykańskich i arabskich. A można by było to przecież zawoalować hasłami o obronie demokracji i wolności. Usuwanie przywódców tych państw było błędem politycznym i militarnym Zachodu, ponieważ mimo, że mieli on swoje różne dewiacje, skutecznie radzili sobie z dżihadystami na swoim terenie. Dzisiaj tamte kraje są wylęgarnią terrorystów, a niestabilna sytuacja n Bliskim Wschodzie ma swój oddźwięk w Europie. Mimo, że sama Unia Europejska nadal jest w letargu i nie może skutecznie rozwiązać wielu problemów, to społeczeństwa obywatelskie budzą się do życia.

Po prawej stronie barykady

Śledząc aktualnie wydarzenia polityczne, wydaje się, że tylko Europa Środkowo – Wschodnia zdaje sobie sprawę z realnego zagrożenia, z jakim łączy się inwazja imigrantów. Być może jest to uwarunkowane II wojną światową, podczas której poniosła największe straty ludności, balansując raz pod okupacją niemiecką, raz sowiecką. Obywatele buntują się przyjmowaniem uchodźców na rozkaz Komisji Europejskiej. Polacy przemówili donośnym głosem podczas wyborów, zastępując liberalną Platformę Obywatelską, która przejawia tendencje schyłkowe, konserwatywnym PiS-em, który obiecuje, że imigrantów nie wpuści, a samej partii bliżej do nacjonalizmu niż lewicowej otwartości.

„Nie” dla uchodźców powiedział już dużo wcześniej Victor Orban. Premier Węgier zamiast wpuszczać masę obcych kulturowo imigrantów, zadbał o swoich obywateli.  Ponieważ Węgry straciły znaczną część terytorium w wyniku traktatu z Trianon, a 3,5 milionów obywateli zostało rozproszona na Bałkanach, Ukrainie i głównie w Rumunii – Orban umożliwił im nabycie podwójnego obywatelstwa. W Polsce mamy do czynienia z podobnymi tendencjami. Polacy oczekują w pierwszej kolejności repatriantów z Ukrainy, Białorusi i Litwy. Fidesz na Węgrzech wprowadził także zmiany w konstytucji, której wartości oparł na chrześcijaństwie, rodzinie, narodzie, miłości i małżeństwie, które definicja przedstawia  jako związek kobiety i mężczyzny. W tym momencie zapewne lewicowej Unii Europejskiej otworzył się scyzoryk w kieszeni. Komisja Europejska od razu wszczęła postępowanie przeciwko nowemu węgierskiemu rządowi. Ale dlaczego? Czy Orban nie wprowadził zasad, które są uznane powszechnie za wartości europejskie? Również  Polska dawno nie budziła takiego zainteresowania. Komisja Wenecka nie dość, że już raz u nas gościła, to chodzą słuchy, że przyjedzie znowu. Niestety obie komisje wyszły z niczym. Niedawno Orban przedstawił projekt wzmocnienia zewnętrznych granic Unii, proponując rozwiązanie tzw. Schengen 2.0. Według planu, imigranci powinni być rejestrowani i oczekiwać na azyl poza granicami Unii. To,co się dzieje na Węgrzech i w Polsce, to nie żaden faszyzm – to wyniki głosowania obywateli. Traktat z Maastricht przecież wyraźnie artykułuje, że Unia Europejska ma dbać o „dobrobyt jej narodów”, a także „pogłębić solidarność między swymi narodami w poszanowaniu ich historii, kultury i tradycji”. Także skąd to niezadowolenie? W końcu znaleźli się politycy w UE, którzy chcą ziścić dawne założenia. Głosy buntu słychać także w Austrii, gdzie pierwszą turę wyborów wygrał kandydat prawicowy z Wolnościowej Partii Austrii. Nielegalni uchodźcy mają być od razu deportowani. Prawica w końcu łapie za stery - czy Europa zmieni kurs?

Francja Le Penów?

W 732 roku Karol Młot zatrzymał arabską inwazję pod Poitiers – dzisiaj Francois Hollande zaprasza muzułmanów do Francji. W 2015 roku we Francji mieszkało nawet do 5 milionów muzułmanów – z czego prawie połowa korzysta z zasiłków. Dzisiaj Unia Europejska dodatkowo chce podwyższyć te zasiłki, ujednolicając sumę pieniędzy socjalnych, na które będą pracować obywatele francuscy. Jako że muzułmanów jest dużo, a czas pracy krótki, rząd zaproponował jego wydłużenie. Czy to już nie zakrawa o niewolnictwo? W fali imigrantów niejednokrotnie znaleźli się terroryści, którzy kolejno organizowali ataki, najpierw Charlie Hebdo,  kilka miesięcy później w Sali koncertowej Bataclan i niedaleko stadionu narodowego. Ile jeszcze przykładów potrzeba zebrać, aby urzędnicy w Brukseli zrozumieli, że lecą jak te muchy do ognia.

Jedyną realistycznie myśląca partią we Francji jest aktualnie Front Narodowy,  który widzi co się święci. Jean Marie Le Pen mówi krótko, że to, co się teraz dzieje to „zdradzanie Europy od środka” Według już 86-letniego polityka Francja, a także Unia idą w złym kierunku, a interes państw narodowych został pod powłoką skrajnej poprawności politycznej i neokapitalizmu, który chce uczynić z Europy „gospodarczą kolonię Ameryki”. Wobec takiej polityki i znużenia obywateli Front Narodowy zyskuje na popularności – a kandydatką na prezydenta jest sama Marine Le Pen, córka konserwatywnego polityka. Francja od zawsze była ważnym graczem na arenie międzynarodowej oraz motorem integracji europejskiej. Jeśli Front Narodowy wygra, będzie to czerwona kartka dla polityki Unii Europejskiej.

Historia kołem się toczy

Unia Europejska na przestrzeni lat okazała się niestety fasadową organizacją, która tylko pozornie odwołuje się do wartości takich jak: demokracja, chrześcijaństwo oraz dobro wspólne, gdy jej jedynym celem jest obranie polityki, która przyniosłaby zyski największym państwom, takim jak Niemcy. Dzieje się to niestety kosztem mniejszych i biedniejszych państw, które podpisując traktat z Maastricht, zapewne pokładały nadzieje, że ich sytuacja polityczna i gospodarcza ulegnie poprawie. Dzisiaj rozczarowanie Unią Europejską rośnie, w demokratyczny charakter organizacji nie wierzy już nikt. Rządy państw członkowskich zaczynają dostrzegać podwójne standardy unijnej polityki. Szukają rozwiązań na własną rękę buntując się odgórnej polityce, która powoli uzurpuje sobie coraz więcej praw. Unia Europejska straciła na wiarygodności, a do głosu dochodzą partie prawicowe, które odwołują się do interesu narodowego. Unii Europejskiej, która składa się aż z 28 państw, coraz trudniej jest realizować interes wspólny dla wszystkich, ponieważ mimo ujednoliceń, jakie wprowadził Traktat z Maastricht, państwa członkowskie mają odmienne interesy, a dobro wspólne powoli staje się fikcyjnym stwierdzeniem. Nawet jeśli Unia Europejska upadnie, nie będzie to końcem dla Europy. Pytaniem nadal pozostaje, czy nowe rządy, które powoli dochodzą do władzy stworzą podobny twór, a może uciekną się do rozwiązań mniejszych organizacji regionalnych i odrodzą Europę?

Katarzyna Kozon