Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Styl Książka Opinie Polityka Szklany sufit Janeza Janšy

Szklany sufit Janeza Janšy


01 maj 2022
A A A

Słoweński premier Janez Janša już po raz trzeci w swojej politycznej karierze żegna się ze stanowiskiem. Lider słoweńskiej prawicy jak dotąd przetrwał nie tylko wyborcze porażki, ale trudno nie zauważyć wiszącego nad nim szklanego sufitu. Słoweńska Partia Demokratyczna pod jego wodzą nie jest więc w stanie poszerzyć swojego elektoratu.

W nowym składzie Zgromadzenia Narodowego ugrupowanie ustępującego premiera będzie miało 27 posłów. Czyli o dwóch więcej niż w poprzedniej kadencji, a także o dwóch mniej niż po najlepszych dla siebie wyborach parlamentarnych w 2004 roku. Ogółem Słoweńska Partia Demokratyczna (SDS) nigdy nie przekroczyła progu poparcia wynoszącego nieco ponad 29 proc. Przez cały XXI wiek jej stan posiadania jest więc zasadniczo podobny, dlatego może liczyć na około 200 tysięcy wiernych wyborców.

Oczywiście nie można zapominać, że obóz Janšy nie ogranicza się jedynie do kierowanej przez niego partii. Praktycznie zawsze może liczyć na innych prawicowych sojuszników, czyli przede wszystkim na Nową Słowenię (NSi) oraz Słoweńską Partię Ludową (SLS). Także te ugrupowania mogą jednak liczyć na ograniczone poparcie, a drugie z nich startując w ramach centroprawicowej koalicji „Połączmy Słowenię” ponownie nie przekroczyło progu wyborczego.

Stabilizacja nie wystarczy

W Polsce o słoweńskim premierze stało się głośno w ubiegłym miesiącu. Janša wraz z premierem Mateuszem Morawieckim, wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim i szefem czeskiego rządu Petrem Fialą udał się bowiem do Kijowa, aby spotkać się z ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Podróż do stolicy Ukrainy nie stała się jednak głównym motywem kampanii wyborczej słoweńskiego premiera. W tamtejszym społeczeństwie silne są bowiem prorosyjskie resentymenty, a w kontekście wojny interesuje je głównie jej wpływ na ceny energii.

Między innymi z tego powodu SDS w czasie kampanii skupiało się na tematach związanych z polityką wewnętrzną. W kontekście wojny Ukrainy z Rosją partia obiecywała głównie przeciwdziałanie jej skutkom ekonomicznym. Rząd Janšy podjął nawet konkretne działania, głównie poprzez wprowadzenie w marcu maksymalnych cen benzyny i oleju napędowego. Ponadto pomoc dla rolnictwa cierpiącego z powodu wysokich cen pasz i nawozów wyniosła już blisko 300 milionów euro.

To zresztą nie pierwszy kryzys, z którym w ciągu dwóch lat swojej trzeciej kadencji na stanowisku premiera musiał mierzyć się Janša. W kampanii nawiązywał oczywiście do sytuacji związanej z pandemią koronawirusa, a dokładniej do jego gospodarczych następstw. Rząd SDS-u i koalicjantów głównie w trakcie pierwszego lockdownu wdrożył więc szereg środków antykryzysowych, zapewniających głównie płynność finansową przedsiębiorstwom oraz najmniej zamożnych grup społecznych.

Między innymi dzięki temu Słowenia odnotowuje obecnie bardzo dobre wyniki gospodarcze, oczywiście za wyjątkiem inflacji dotykającej praktycznie całą Europę. Janša mógł pochwalić się w kampanii zwłaszcza najwyższym w całej UE wzrostem gospodarczym, najniższym poziomem bezrobocia od międzynarodowego kryzysu finansowego z 2008 roku czy najwyższym w historii wskaźnikiem zatrudnienia. Nawet nieprzychylne mu media przyznawały zresztą, że w wielu branżach trudno obecnie znaleźć pracowników. SDS swoim hasłem „Bez eksperymentów” promowało więc politykę kontynuacji.

Przeciwko systemowi

Janša nie byłby jednak sobą, gdyby nie prowadził także negatywnej kampanii wobec swoich przeciwników. W ostatnich tygodniach starał się co prawda unikać mocniejszych ataków, tym niemniej konsekwentnie nazywał „kameleonem” swojego głównego przeciwnika, czyli Roberta Goloba i ostatecznie triumfujący w wyborach jego Ruch „Wolność”. Krytyka byłego szefa największej państwowej firmy energetycznej  była jednak tylko elementem stałej retoryki szefa SDS-u, który pozycjonuje się w kontrze do zwalczających go liberalnych i postkomunistycznych elit.

Nieprzypadkowo lider prawicy często nazywany jest złośliwie „Maršalem Tweeto”, co jest oczywiście nawiązaniem do komunistycznego jugosłowiańskiego przywódcy Josipa Broz Tito. Janša jest bowiem niezwykle aktywny na Twitterze, na którym prowadzi zwłaszcza wojny z dziennikarzami słoweńskimi i zagranicznymi, najczęściej oskarżając ich o rozsiewanie nieprawdziwych informacji na jego temat. Został on zresztą skazany w lutym przez sąd w Celje za sugestię, że dwie dziennikarki telewizji publicznej są „prostytutkami Milana Kučana”, czyli byłego postkomunistycznego prezydenta Słowenii.

Przed tegorocznymi wyborami Janšy udało się osiągnąć jeden z głównych celów w swojej wojnie z mediami. Zyskał mianowicie wpływ na publiczne radio i telewizję, choć wcześniej wielokrotnie wzywał swoich zwolenników do ich bojkotu oraz niepłacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego. Nagle zaczął jednak przyjmować zaproszenia do wywiadów w RTV Slovenija, a skandalem zakończyła się ostatnia przedwyborcza debata organizowana przez tę telewizję. Niektórzy jej uczestnicy wyszli ze studia, uznając sposób jej prowadzenia za tendencyjny i sprzyjający jednej opcji politycznej.

Sporej części opinii publicznej na Słowenii nie podobały się także inne zmiany dokonane w ciągu dwóch lat przez Janšę. Z ich powodu centrolewicowa opozycja utworzyła nawet Koalicję Łuku Konstytucyjnego (KUL), która krytykowała wykorzystywanie przez rząd SDS-u pandemii koronawirusa do ograniczania wolności zgromadzeń, demontaż dotychczasowego kształtu ustroju konstytucyjnego czy autorytaryzm władzy. Ostatecznie na hasłach sprzeciwu wobec takiej polityki Janšy do władzy doszedł wspomniany Ruch „Wolność”.

Na razie zostaje

Ustępujący szef rządu kieruje swoim ugrupowaniem nieprzerwanie od 1993 roku. Nie przestał pełnić funkcji przewodniczącego SDS-u nawet przed ośmioma laty, gdy zaczął odbywać karę więzienia po poddanym później kasacji wyroku w sprawie rzekomej korupcji przy rządowym przetargu. Janšy nie zaszkodziło także łącznie sześć porażek w wyborach parlamentarnych. Już po niedzielnych wyborach komitet wykonawczy partii zdecydował więc, że dotychczasowy przewodniczący będzie dalej pełnił swoją funkcję.

Zmiana nie nastąpi więc mimo faktu, że szef SDS-u jeszcze kilka miesięcy temu miał otwartą drogę do zwycięstwa. Opozycja wobec jego rządów była podzielona i słaba, nie mając za sobą żadnego przekonującego lidera mogącego zmobilizować przeciwników ustępującej właśnie władzy. Można pokusić się o stwierdzenie, że ostatecznie stworzył go sam Janša, nie przedłużając kadencji Goloba jako szefa państwowej firmy energetycznej.

Przede wszystkim lider prawicy po raz kolejny kierował swój przekaz głównie do twardego elektoratu SDS-u. Nie zawalczył o bardziej centrowych wyborców, najwyraźniej pozostawiając te zadanie do wykonania wspomnianym na początku sojusznikom z NSi oraz koalicji „Połączmy Słowenię”. Jeśli tak wyglądała strategia Janšy, to delikatnie mówiąc poniosła ona sporą klęskę. Podobnie zresztą jak niemal całkowite odpuszczenie miast na rzecz postulatów skierowanych do wiejskiego elektoratu.

Nikt nie wyobraża sobie jednak usunięcia go z funkcji prezesa SDS. Partia zaprzecza zresztą doniesieniom medialnym, aby taka opcja była dyskutowana podczas powyborczego spotkania komitetu wykonawczego. Po prawdzie trudno się temu jednak dziwić. Janša nie tylko „nie wychował” sobie następcy, ale dbał o brak wewnątrzpartyjnej opozycji. A to niezbyt dobra wiadomość dla przyszłości słoweńskiej prawicy.