Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Opinie Polityka Mobutu i Kabila. Strażnicy interesów wielkich mocarstw

Mobutu i Kabila. Strażnicy interesów wielkich mocarstw


04 lipiec 2022
A A A

Afryka ciągle przeżywa okres wojen, walk plemiennych, konfliktów interesów i zbrodni ludobójstwa. Dzieje się tak dlatego, że Zachód nie jest gotowy (i jeszcze nie prędko będzie) zrezygnować ze swoich partykularnych interesów na kontynencie afrykańskim. Interesów zagrożonych rosnącymi wpływami Rosji i Chin. 

Zair uosabia wszystko to, co czyni nasz świat takim, jakim jest naprawdę: okrutnym, zakłamanym, pełnym zbrodni, nienawiści i cierpienia. Apele o pokój, poszanowanie bliźniego, niestosowanie tortur, to tylko czcze frazesy wypowiadane przez tych, których ręce czerwone są od niewinnie przelanej krwi. W dobie aktualnej agresji Rosji na Ukrainę jakże ewidentne.

Przykładem ścierających się interesów politycznych i ekonomicznych mocarstw jest historia dawnego Kongo, obecnie Zairu. Zair od zawsze przyciągał uwagę ze względu na bogactwa naturalne, którymi dysponuje. Walka o dostęp do tych surowców kształtowała historię kraju. W 1960 roku ogłoszono niepodległość. Pierwszym premierem w dziejach niepodległego kraju został szanowany na arenie międzynarodowej, Patrice Lumumba. Rok później Lumumba został zatrzymany przez oddziały Mobutu Sese Seko, byłego starszego sierżanta wojsk kolonialnych. Po dwóch dniach odnaleziono pocięte piłą i częściowo rozpuszczone w kwasie zwłoki Lumumby. Kości i zęby rozrzucono w dżungli. W 1965 roku generał Mobutu dokonał zamachu stanu. W 1971 roku zmienił nazwę państwa na Zair.

W 1997 roku kolejna zmiana warty na szczytach władzy. Nowym władcą Zairu został Laurent Desire Kabila. Mobutu uciekł z kraju. Obaj już od dawna nie żyją, jednak skutki ich krwawego despotyzmu nie były takie same dla losów narodu i państwa. Odzwierciedlają zarazem realia polityczne większości państw tego kontynentu.

W porównaniu z krótkim okresem rządów Kabili, długie panowanie Mobutu cechowała korupcja podniesiona do rangi zasady ustrojowej państwa. Budżet był fikcyjny i opierał się na dawaniu pieniędzy przez przedstawicieli największych koncernów wydobywczych Gecamines (miedz, kobalt, cyna), MIBA (Kopalnie Bakwanga wydobywające diamenty) prezydentowi, wedle zapotrzebowania głowy państwa. Gecamines było przedsiębiorstwem w 100 procentach państwowym. Kierowanym przez bliskich Mobutu, przynosiło zyski jedynie tym ostatnim.

Ten stan rzeczy był wysoce na rękę Stanom Zjednoczonym, które od dawna miały ochotę na udziały w tym intratnym interesie. Leopard, jak kazał się nazywać Mobutu, mógł pędzić spokojny żywot w swoich luksusowych posiadłościach, takich jak chociażby Gbadolite, prawdziwy Wersal w dżungli. Budowa gigantycznego pałacu o powierzchni 15 tys. m kw., godnego Króla Słońca, trwała siedem lat. Dla wygody wybudowano nawet lotnisko w dżungli, na którym mogły lądować i startować samoloty klasy Concorde!

Nie jest przypadkiem, że Mobutu występował publicznie zawsze w czapce ze skóry leoparda. Nawiązywał w ten sposób do starych legend plemiennych, według których istnieją Anyotos, czyli ludzie – leopardy, mszczący się w nocy na tych, którzy łamią prawo. Znając poziom wykształcenia ówczesnych Zairczyków, nietrudno było się dziwić, że w oczach wielu Mobutu mógł uchodzić za jednego z Anyotos.

Mimo, że Mobutu trwonił państwowe pieniądze bez żadnego umiaru, np. potrafił sprowadzić Boeingiem mrożony tort z Paryża do Gbadolite (14 godzin lotu, czyli 65 tys. ówczesnych dolarów za wynajem samolotu). Posiadał nieruchomości we Francji, Belgii, Szwajcarii, Portugalii, Hiszpanii, we Włoszech, Maroku, Senegalu, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, RPA, Kanadzie, W. Brytanii i Brazylii.

Był dyktatorem z ludzką twarzą. Za jego rządów nie dochodziło do tak jaskrawych zbrodni ludobójstwa, jakie cechowały panowanie jego następcy. Nie znaczy to, że był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Był wygodny ze względu na ówczesną sytuację międzynarodową. Okres zimnej wojny i rywalizacji radziecko – amerykańskiej w Afryce, stwarzał zapotrzebowanie na takich ludzi. Szczególnie w kraju o takim bogactwie surowców naturalnych i tak strategicznym położeniu.

Amerykanie wykorzystywali Mobutu dla swoich celów w Afryce. Na przykład przekazywali za pośrednictwem Kinszasy pieniądze dla organizacji UNITA. Mobutu zdawał sobie doskonale sprawę, że jest Zachodowi potrzebny i korzystał z tego, jak tylko mógł. Wszystko uchodziło mu bezkarnie: nadużycia władzy, ekscentryczność, gigantyczne wydatki, przywłaszczanie pieniędzy z pomocy humanitarnej jak i z pożyczek Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Przymykano nawet oczy na jego zafascynowanie Chińska Republiką Ludową (m.in. nakazał urzędnikom państwowym noszenie stroju wzorowanego na stroju Wielkiego Sternika). Ale to wszystko do czasu.

Rozpad ZSRR oznaczał dla Mobutu koniec poparcia dotychczasowych mocodawców, zwłaszcza Waszyngtonu. Pozostawiony sam sobie, zmuszony do spłaty zaciągniętych przez Zair pożyczek przydzielanych hojnie do tej pory przez różne międzynarodowe instytucje finansowe (w latach 1969 – 1991 Bank Światowy pożyczył Zairowi 5 mld dolarów, z których tylko niewielka część przeznaczona została na rozwój kraju). Belgia przekazywała swojej byłej kolonii w ramach pomocy 250 mln dolarów rocznie. Wszystkie te pieniądze trafiały do kieszeni rodziny Mobutu i podległych mu urzędników państwowych. Wyczerpany niszczącą jego organizm chorobą nowotworową nie był w stanie zapanować nad powolnym rozkładem państwa. Rozkładem, który przyspieszał z rozmysłem i poparciem sąsiadów jego odwieczny rywal polityczny i pretendent do fotela prezydenckiego, Laurent Desire Kabila.

Mimo całej nędzy swoich rządów, tj. głodu, analfabetyzmu, zacofania gospodarczego, Mobutu pozostawił po sobie nienaruszone terytorium oraz naród mający poczucie własnej przynależności państwowej. To była jedyna, godna zapamiętania po nim, spuścizna. Śmierć dopadła go na wygnaniu. Odszedł Leopard, przyszedł Ludobójca.

Życiorys Kabili odzwierciedla jego charakter i wrodzone predyspozycje. Urodził się 27 listopada 1939 roku w bogatej w zasoby naturalne prowincji Katanga. Po ukończeniu studiów w Niemieckiej Republice Demokratycznej, rozpoczął działalność polityczną. Popierał Lumumbę, z którego listy wyborczej startował w wyborach parlamentarnych. Po tragicznej śmierci tego ostatniego w 1961 roku Kabila przeszedł do walczącej opozycji, często zmieniając ugrupowania partyzanckie. W tym właśnie okresie spotkał się z przybyłym do Afryki Che Guevarą. Che określił Kabilę jako człowieka lubiącego w nadmiarze alkohol i kobiety. Nie przeszkodziło mu to jednak rozwijać działalność niepodległościową, skierowana przeciwko nowemu szefowi państwa, Mobutu Sese Seko. Mimo, że Kabila był marnym strategiem, zdołał się jednak okopać na dłuższy czas w dżungli, na wzgórzach Hewa Bora, blisko granicy z Burundi, skąd został wypędzony przez wojska Mobutu dopiero w 1985 roku. Jego działalność bardziej przypominała poczynania szefa bandy zbójeckiej, przemytnika i terrorysty zarazem. Stanął na czele dobrze prosperującej floty rybackiej, dysponował domami publicznymi w Tanzanii, nie gardził braniem zakładników, za których pobierał pokaźny okup. Nawiązał też kontakty z tak wybitnymi przywódcami państw ościennych, jak Idi Amin Dada, Milton Obote czy Yoweri Museveni.

Zmiany na arenie politycznej świata oraz choroba Mobutu, stworzyły Kabili dogodną sytuację. Nie dysponując tak naprawdę własnymi siłami zbrojnymi zdolnymi pokonać wojska Mobutu, zwrócił się o pomoc do Rwandy i Ugandy i uzyskał ją. Nie bez dania czegoś w zamian. Ceną zwycięstwa była eksterminacja blisko 200 tys. uchodźców rwandyjskich Hutu oraz udziały decydentów rwandyjskich i ugandyjskich (zarówno ze sfer rządowych, jak i wojskowych) w Gecamines i MIBA. Zresztą to one finansowały całą kampanię wojenna Kabili i po jej zakończeniu płaciły zaciągnięte przez niego zobowiązania. Sprowadziło je to na skraj przepaści finansowej i uzależniło od obcego kapitału (m.in. udziały w MIBA posiadało przedsiębiorstwo z Izraela, blisko powiązane z dyrektorem giełdy w Tell – Awiwie). Zrujnowane finansowo już za czasów rządów Mobutu Gecamines i MIBA, zostały praktycznie oddane całkowicie w ręce obcego kapitału przez Kabilę.

Krótki okres jego panowania (1997 – 2001) to okres krwawej, wyniszczającej do reszty kraj wojny z dotychczasowymi sprzymierzeńcami. Kabila zdołał w nią wciągnąć jako swoich nowych sojuszników Angolę i Zimbabwe. W pewnym momencie w wojnie uczestniczyły także Czad, Namibia, Burundi i Sudan! Dzięki poparciu militarnemu, Zimbabwe (poprzez swojego homme d affaires, niejakiego Billy Rautenbacha, bliskiego przyjaciela prezydenta Mugabe) uzyskało kontrolę nad Gecamines na 10 lat. Niespodziewana śmierć Kabili pokrzyżowała interesy wszystkim uczestnikom tego konfliktu, którego ciąg dalszy nie wróżył nic dobrego samemu Zairowi, ani tym bardziej Afryce.

Laurent Desire Kabila doprowadził do kompletnego rozkładu społeczeństwa i terytorialnego państwa, czyli roztrwonił jedyna spuściznę po Mobutu. O ile za Mobutu Sese Seko matabisze (łapówkę) brał każdy urzędnik w każdym, nawet prowincjonalnym, urzędzie, poczynając od dyrektora gabinetu ministra, na samym prezydencie kończąc, o tyle za Kabili, system ten uległ demokratyzacji. Łapówkę dawał każdy, o ile było go na nią stać i każdy ją przyjmował. Bez żadnych obietnic w zamian. Za rządów Mobutu budżet był fikcyjny. Za Kabili nie istniał już w ogóle. Kabila był również odpowiedzialny za ludobójstwo. Zgodnie z raportem Chilijczyka Roberto Garretona, sporządzonym na żądanie Komisji Praw Człowieka ONZ i opublikowanym w 1998 roku, ponosił on bezpośrednią winę za wymordowanie około 200 tys. Hutu. Mimo to, 18 stycznia 2001 roku podczas szczytu Francja – Afryka w Yaounde, zgromadzeni tam uczestnicy (włącznie z ówczesnym prezydentem Francji, Jacques em Chirackiem) oddali mu cześć minutą ciszy!

Pogrzeb Kabili odbył się z wielką pompą. Porządku pilnowały oddziały z Angoli i Zimbabwe. Na wszelki wypadek miejscowa policja została rozbrojona, z wyjątkiem gwardii prezydenckiej. Przybyli, pogrążeni w zadumie nad niewiadomą, przed jaka los ich tak niespodzianie postawił, sojusznicy zmarłego, prezydenci Angoli – Dos Santos, Zimbabwe – Mugabe, Namibii – Sam Nujema, Zambii – Frederick Chiluba, Sudanu – Omar aal Bechir, czyli wszyscy – pośrednio i bezpośrednio – zamieszani w wojnę domowa w Zairze. Jedynym Europejczykiem był Louis Michel, minister spraw zagranicznych Belgii.

Afryka rządzi się swoimi prawami. Grą interesów mocarstw światowych. Od opisywanych zdarzeń niewiele się tam zmieniło. Korupcja, przewroty są na porządku dziennym. Wyrastają nowi dyktatorzy, nowe sojusze. Jedyna zmianą jest coraz bardziej widoczny wpływ Rosji w tym regionie świata.

Ten, którego łączyły bliskie więzy z królem Belgów, ten, którego Stany Zjednoczone nazwały obrońca wolnego świata, a Francja, jeszcze w 1996 roku uznawała za jedynego gwaranta jedności Zairu, spoczywa na obcej ziemi. W odległym Maroku, na małym cmentarzu na przedmieściach Rabatu. Na zwykłej betonowej płycie, która przykrywa jego grób, nie ma żadnego napisu, żadnej litery nazwiska osoby, która przez 32 lata rządziła jednym z najbogatszych krajów Afryki. Mobutu Sese Seko.

Andrzej Daros

fot. Mieremet, Rob / Anefo