Serbska opozycja znowu podzielona


03 maj 2022
A A A

Ugrupowania tworzące koalicję „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii” nie ukrywają, że istnieje ona już jedynie na papierze. Serbska opozycja ponownie podzieliła się na tle nieporozumień przy wyborach do rady miejskiej Belgradu. Jeden z jej liderów postanowił bowiem podjąć w tej sprawie rozmowy z prezydentem Aleksandarem Vučiciem.

Wybory samorządowe w Belgradzie odbyły się 3 kwietnia, czyli równolegle z wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi. Wzbudziły one sporo emocji, bo opozycja liczyła na pokonanie koalicji Serbskiej Partii Postępowej (SNS) i Socjalistycznej Partii Serbii (SPS), która rządziła zarówno Belgradem, jak i całym państwem. Opozycyjne ugrupowania kwestionowały sam wynik wyborów, zgłaszając do Miejskiej Komisji Wyborczej Belgradu łącznie 381 skarg na nieprawidłowości w lokalach wyborczych.

Ostatecznie serbski Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrzył 264 skargi i przychylił się do 15 z nich. Tym samym 16 kwietnia powtórzono wybory w czterech lokalach wyborczych, a tydzień później w kolejnych dwóch. Opozycja nie zgłosiła zastrzeżeń co do przeprowadzenia ponownego głosowania w dwa różne dni, tym niemniej wciąż wskazuje ona na zaskakująco dużą liczbę oficjalnie nieważnych lub w ogóle nie wrzuconych do urn kart do głosowania.

Najbardziej poszkodowana czuje się w tym kontekście Partia Socjaldemokratyczna (SDS), kierowana przez byłego prezydenta Borisa Tadicia. Do przekroczenia progu wyborczego zabrakło jej bowiem około tysiąca głosów, dlatego partia uważa, że wspomniane nieprawidłowości zaważyły o jej ostatecznym wyniku. Z tego zresztą powodu socjaldemokraci domagają się powtórzenia całych wyborów.

Na ten temat z serbskim prezydentem rozmawiał Dragan Đilas, lider opozycyjnej centrolewicowej Partii Wolności i Sprawiedliwości (SSP) i były burmistrz Belgradu. W trakcie ich spotkania poruszano głównie temat ponownego przeprowadzenia wyborów w stolicy kraju. Zdaniem Đilasa alternatywą dla takiego rozwiązania jest jedynie utworzenie „nielegalnej władzy”, bo w obecnej sytuacji tak postrzegane byłoby dalsze rządzenie Belgradem przez SNS i SPS.

Podział (nie tylko) na tle Vučicia

Lider SSP spotkał się z głową państwa, choć ich relacje, delikatnie mówiąc, nie są najlepsze. W ubiegłym roku Vučić oskarżył Đilasa o współpracę z jedną z grup przestępczych, której członkowie zostali zatrzymani między innymi za morderstwa, porwanie, gwałt i handel narkotykami. Poza tym były burmistrz Belgradu pełniąc swoją funkcję w latach 2008-2013 był częstym celem ataków mediów związanych z SNS. Najczęściej zarzucały mu one nieprawdziwe oświadczenia majątkowe dotyczące dochodów należących do niego spółek.

Đilas spotkał się więc z Vučiciem mimo wspomnianych antagonizmów. Rozmawiał z nim nawet o konkretnych datach ponownych wyborów w Belgradzie. Dodatkowo obaj politycy mieli zgodzić się ze sobą, że wojna na Ukrainie wpływa na sytuację na całym świecie. Szefów SNS i SSP nie połączyły już jednak opinie na temat sytuacji wewnętrznej w Serbii.

Rozmowa z Vučiciem nie spodobała się jednak sojusznikom Đilas. W kwietniowych wyborach jego ugrupowanie startowało bowiem w szerokiej koalicji „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii”, do której należą partie od prawicy do lewicy. Chociażby jeden z liderów tego sojuszu, Vuk Jeremić z centroprawicowej Partii Ludowej (NS), uznał ewentualne przyjęcie propozycji rozpisania przedterminowych wyborów za powstanie „technicznej koalicji” między SNS i SSP. Đilas rozmawiał z Vučiciem jeszcze przed rozpatrzeniem skarg opozycji przez Naczelny Sąd Administracyjny, co również zostało skrytykowane przez Jeremicia.

Najczęściej opozycyjni liderzy zarzucają swojemu koalicjantowi, że podjął decyzję o pójściu na spotkanie z głową państwa bez konsultacji ze swoimi sojusznikami. Tymczasem Đilas powinien doskonale wiedzieć, jak będzie to odebrane przez wyborów głosujących na koalicję przeciwników władzy Vučicia. Jeremić podkreślał, że jemu i innym partiom tworzącym „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii” nie udało się przekonać Đilasa, aby jednak nie rozmawiał z obecnym prezydentem.

Jeszcze dalej od szefa NS poszedł jego zastępca. Vladimir Gajić oskarżył Đilasa o niszczenie serbskiego porządku prawnego razem z Vučiciem, wyrażając jednoznaczny sprzeciw wobec podobnych działań. Ponadto wiceprzewodniczący NS sugerował, że lider SSP mógł uczestniczyć w dużo szerszym porozumieniu z obozem obecnego prezydenta. Według  Gajicia ani Đilasa, ani Vučić nie posiadają według obowiązującego prawa żadnych uprawnień do decydowania o nowym terminie wyborów w Belgradzie.

Tak poważne oskarżenia i nieporozumienia wewnątrz opozycyjnej koalicji nie mogły pozostać bez echa. Jeremić twierdził bowiem, że jego ugrupowanie opuści „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii”, gdy powstanie wspomniana koalicja techniczna SSP i obozu Vučicia. Gajić mówił natomiast o „nienasyconym pragnieniu bycia liderem opozycji” przez Đilasa, a także o koalicjantach nie mogących poradzić sobie z porażką wspólnej listy w kwietniowych wyborach.

Przy okazji powtórzonych głosowań w dwóch lokalach wyborczych przewodniczący liberalnego Ruchu Wolnych Obywateli (PSG) Pavle Grbović stwierdził wprost, że wspólna lista opozycyjnych ugrupowań istnieje obecnie jedynie na papierze. Miały do tego przyczynić się nie tylko niesnaski po działaniach Đilasa. Zdaniem szefa PSG winne rozpadu koalicji są również porażki wyborcze oraz odmienne opinie członków „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii”  na tematy związane z polityką wewnętrzną oraz geopolityką. Grbović stwierdził, że z tego powodu jego partia nie będzie już startować w ramach wspomnianej listy.

Prawica po części razem

Warto podkreślić, że zawiązani w listopadzie ubiegłego roku „Zjednoczeni dla Zwycięstwa Serbii” nie byli pierwszym szerokim formatem łączącym opozycję. Powstali oni na gruzach Zjednoczonej Opozycji Serbii (UOPS), którą w latach 2018-2020 poprzedzało istnienie Sojuszu dla Serbii (SZS). Wszystkie powyższe inicjatywy nie odniosły sukcesu właśnie z powodu wewnętrznych podziałów i niesnasek między liderami poszczególnych partii.

W UOPS nie brał chociażby udziału nacjonalistyczny ruch Dveri, wcześniej odgrywający jedną z ważniejszych ról w SZS. Jego lider Boško Obradović oddzielił się od reszty opozycji z powodu braku jej jasno sprofilowanego programu, ograniczającego się do postulaty odsunięcia od władzy SNS-u. Dveri postanowili budować własny format w postaci „Bloku Patriotycznego”, któremu przed miesiącem udało się nawet przekroczyć próg wyborczy.

O ile umiarkowana opozycja po wyborach zaczęła się dzielić, o tyle część środowisk nacjonalistycznych zaczęło ze sobą współpracować. „Blok Patriotyczny” sprzymierzył się więc z Serbską Partią „Zavetnici”, a obie strony połączył sprzeciw wobec polityki rządu wobec Rosji. Chodzi o niedawne poparcie zawieszenia Rosji w Radzie Praw Człowieka ONZ, co zdaniem prorosyjskiej prawicy naraża na szwank relacje Serbii z jej największym sojusznikiem na arenie międzynarodowej.

Jednak i tutaj nie wszyscy są skłonni do współpracy. Na wezwanie Obradovicia do jedności nie odpowiedziały partie współtworzące w kwietniowych wyborach listę Narodowo-Demokratycznej Alternatywy (NADA). Jej lider i szef Demokratycznej Partii Serbii (DSS) Miloš Jovanović stwierdził, że koalicja ma inny pomysł na funkcjonowanie w polityce. Najprawdopodobniej chodziło jednak o fakt, iż do NADA należy ta część Ruchu Odrodzenia Królestwa Serbii (POKS), która postanowiła startować w ramach „Bloku Patriotycznego”.

„Musimy” się rozwijać

Próg wyborczy w kwietniowych wyborach parlamentarnych przekroczyła także inna opozycyjna lista, czyli koalicja zielonej lewicy „Musimy” (Moramo). Została ona utworzona w styczniu przez partie i stowarzyszenia ekologiczne, które w ubiegłym roku organizowały głośne protesty w obronie środowiska. Ich największym sukcesem było zablokowanie budowy kopalni litu nad rzeką Jadar w zachodniej części Serbii.

W pewnym momencie „Musimy” zaczęło doganiać w sondażach „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii”, ale ostatecznie nie zostało największą siłą serbskiej opozycji. Nie zmienia to jednak faktu, że sojusz zielonej lewicy wprowadził do Zgromadzenia Narodowego swoich 13 posłów, wprowadzając również tyle samo przedstawicieli do rady miejskiej Belgradu.

„Musimy” nie ukrywa swojego krytycyzmu wobec reszty serbskiej opozycji. Co prawda liderzy koalicji nie atakują „Zjednoczonych dla Zwycięstwa Serbii”, ale krytykują wydarzenia mające miejsce już po wyborach. Uważają bowiem, że kłótnie wewnątrz obozu przeciwników rządów Vučicia „podkopały entuzjazm i energię budzącą się w obywatelach”, co działa jedynie na korzyść obecnego prezydenta.

Także wśród ekologów trwają jednak intensywne rozmowy, mające na celu zachowanie ich jedności. „Musimy” w najbliższym czasie ma więc przedyskutować dalszą formułę współpracy ze Zgromadzeniem Wolnej Serbii (SSS), którego szefowa Biljana Stojković była kandydatką koalicji w tegorocznych wyborach prezydenckich. Lider współtworzącego SSS ruchu Powstania Ekologicznego (EU) Aleksandar Jovanović twierdzi, że obecnym celem „Musimy” jest przekształcenie się w „ogólnokrajowy ruch zielonych”.

Sankcje wobec Rosji podzielą mocniej?

Prorosyjskie środowiska w Serbii twierdzą, że w ostatnim czasie środowisko SNS-u „przygotowuje grunt” pod wprowadzenie sankcji wobec Rosji. Chodzi już nie tylko o wspomniane głosowania na forum ONZ, ale o przyłączenie się w tej sprawie do Unii Europejskiej. Przedstawiciele UE i Stanów Zjednoczonych sugerowali zresztą w ostatnim czasie wprost, że Serbia nie zrobi postępu w integracji ze strukturami zachodnimi, jeśli nie zsynchronizuje z nimi swojej polityki zagranicznej oraz energetycznej.

Za kilka dni z przemówieniem do obywateli ma więc wystąpić sam serbski prezydent. Komentatorzy są zgodni, że ogłosi wówczas przyłączenie się swojego kraju do wspomnianych sankcji. Nie cieszą się one jednak zbyt dużym poparciem wśród społeczeństwa. Co więcej, po raz pierwszy od początku podobnych badań, liczba przeciwników wstąpienia do UE okazała się być większa od zwolenników integracji europejskiej.

Kwestia polityki wobec Rosji i wojny na Ukrainie jest tematem dzielącym opozycję. Zdecydowanie przeciwko sankcjom są zwłaszcza nacjonaliści, którzy jak już wspomniano zaczęli z tego powodu ze sobą współpracować. Również część umiarkowanej opozycji nie uważa tego za odpowiednie rozwiązanie. Chociażby NS uważa, że  obecnie Serbia znalazła się w „próżni instytucjonalnej”, dlatego bez zebrania się parlamentu i sformowania nowej koalicji rządowej nie powinno się podejmować daleko idących decyzji.

Za sankcjami i synchronizacją serbskiej polityki ze stanowiskiem UE opowiada się natomiast lewicowa i liberalna część opozycji, uważająca atak Rosji na Ukrainę za naruszenie suwerenności drugiego państwa. Wśród niej jednak także występują podziały, bo na przykład SSP uważa sankcje za dotykające bardziej zwykłych Rosjan niż same władze na Kremlu. Przemówienie Vučicia może mieć więc kolejne negatywne konsekwencje dla jedności opozycji, już i tak istniejącej głównie na papierze.

Maurycy Mietelski

fot. Izbor za bolji zivot Boris Tadic (CC)

Zobacz także

Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka
Chorwacka centroprawica może spać spokojnie




Więcej...

Zobacz także tego autora

Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Jordania na celowniku ajatollahów
Przewodnik po chorwackim liberalizmie
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka