Polityczna pustka libańskich sunnitów


14 maj 2022
A A A

Były libański premier Saad Hariri ogłosił kilka miesięcy temu, że kierowany przez niego Ruch Przyszłości nie weźmie udziału w wyborach parlamentarnych. W ten sposób powstała pustka na sunnickiej scenie politycznej, którą mogą wypełnić sojusznicy szyickiego Hezbollahu. 

W Libanie od trzech dekad funkcjonuje system demokracji konsensualnej. Tamtejsi wyborcy głosują więc według podziałów religijnych. Połowa miejsc w parlamencie przypada tym samym politykom związanym ze społecznością chrześcijańską, z kolei druga połowa podzielona jest między wyznawców różnych odłamów islamu. Sunnici walczą tym samym o 27 mandatów parlamentarnych.

Dotychczas większość z nich przypadało Ruchowi Przyszłości, partii założonej przez zabitego w 2005 roku w zamachu premiera Rafik Haririego. Po jego śmierci przewodniczącym ugrupowania został jego syn Saad, pełniący dwukrotnie funkcję szefa libańskiego rządu. Głośno o Saadzie było przed pięcioma laty, gdy wybrał się w podróż do Arabii Saudyjskiej (posiada zresztą jej obywatelstwo), podczas której ogłosił rezygnację ze stanowiska. Powszechnie uważano wówczas, że Hariri został zmuszony do dymisji i był przetrzymywany przez Saudyjczyków, a jego uwolnienie wynegocjował francuski prezydent Emmanuel Macron.

Kosztowne kompromisy

Od tamtego wydarzenia Ruch Przyszłości zaczął tracić popularność. Chodziło nie tylko o jawną ingerencję Arabii Saudyjskiej w sprawy Libanu, ale również o same rządy Harirego i jego stronników. Sunnickie ugrupowanie obwiniane jest między innymi o katastrofalną sytuację gospodarczą Libanu, bo to właśnie osoby związane z Ruchem Przyszłości były odpowiedzialne za kreowanie polityki ekonomicznej w latach poprzedzających krach z 2019 roku.

Nie to miało być jednak głównym powodem podjęcia przez Harirego decyzji o wycofaniu się z polityki. W styczniu były premier zapowiedział, że jego Ruch Przyszłości nie weźmie więc udziału w zaplanowanych na 15 maja wyborach parlamentarnych. Polityk i biznesmen stwierdził, że w chwili obecnej zbyt duże wpływy w Libanie posiada Iran, a sytuacja międzynarodowa nie służy również wyjściu kraju katastrofalnej sytuacji gospodarczej.

Niektórzy sunnici zarzucali dodatkowo Haririemu zbytnią uległość wobec „Partii Boga”, co spowodowało między innymi wspomniane przetrzymywanie go w Arabii Saudyjskiej. Sam były szef rządu uważa jednak, że zawarcie kompromisów z proirańskim blokiem tworzonym przez Hezbollah i chrześcijańskiego prezydenta Michela Aouna, było warunkiem powstrzymania wybuchu kolejnej wojny domowej. Hariri przyznał jednocześnie, iż jako biznesmen poniósł z tego tytułu osobiste straty oraz zagraniczne przyjaźnie.

Sunnici bez lidera

Z punktu widzenia libańskiej sceny politycznej kluczowe jest wycofanie się Ruchu Przyszłości z bieżącej działalności politycznej. Jak już wspomniano, ugrupowanie zdobywało dotychczas najwięcej mandatów przypadających wyznawcom sunnickiego odłamu islamu. Tymczasem Hariri nie tylko sam zrezygnował z działalności politycznej, ale wezwał także działaczy swojego ruchu, aby nie posługiwali się jego szyldem. W wyborach nie wezmą też udziału byli premierzy Fouad Siniora i Tammam Salam.

Z pojawiających się doniesień wynika, że zwolennicy byłego premiera poważnie podchodzą do zakazu posługiwania się symbolami Ruchu Przyszłości oraz do samego wezwania sunnitów do bojkotu głosowania. Jeden z nowych antysystemowych libańskich ruchów skarżył się na przerwanie jego spotkania wyborczego, które miało zostać zakończone właśnie przez zwolenników Ruchu Przyszłości w będącej jego bastionem dzielnicy Bejrutu.

Nie wszyscy posłuchali jednak Haririego. Na konsekwencje bojkotu wyborów zwracała uwagę między innymi Dar Al Ifta, czyli rada składająca się z najwyższych autorytetów religijnych wśród libańskich sunnitów. Kilka dni przed wyborami wydała ona ogólnik dla imamów i kaznodziei z libańskich meczetów, aby zachęcali oni do udziału w niedzielnym głosowaniu. W przeciwnym razie do parlamentu mogą zostać bowiem wybrani „źli i skorumpowani ludzie”.

Wypełnić lukę

Bojkot wyborów przez Ruch Przyszłości nie oznacza oczywiście, że sunnici kompletnie nie mają na kogo głosować. W wyborcze szranki stanęli zresztą niektórzy politycy ugrupowania, rejestrując się przede wszystkim jako kandydaci niezależni. Najbardziej znanym przykładem jest w tym kontekście Mustafa Alloush, dotychczasowy wiceprzewodniczący ugrupowania Haririego, który już w marcu opuścił partię z powodu sprzeciwu wobec bojkotu. Jego zdaniem jest on bowiem na rękę tylko siłom proirańskim.

Najbardziej aktywnym sunnickim politykiem wydaje się być jednak miliarder Fouad Makhzoumi, prowadzący bardzo intensywną kampanię w swoim okręgu wyborczym w Bejrucie. Stoją za nim jednak bardziej pieniądze niż rzeczywiste poparcie. Co prawda Makhzoumi jest parlamentarzystą od czterech lat, tym niemniej jak dotąd był jedynym posłem założonej przez siebie już kilkanaście lat temu Partii Dialogu Narodowego. Także on w swoich wystąpieniach mobilizuje sunnicki elektorat poprzez wskazywanie na zagrożenie ze strony Hezbollahu.

Drugim najbardziej znanym sunnitą kierującym partią w tegorocznych wyborach jest obecny premier Nadżib Mikati, stojący na czele niewielkiego Ruchu Azm mającego aspirację przełamywania sekciarskich podziałów religijnych wśród Libańczyków. Warto podkreślić, że sam Mikati należy do sunnitów związanych ze stworzonym przez Hezbollah prosyryjskim blokiem Ruch 8 Marca. Spośród sojuszników „Partii Boga” o głosy sunnitów walczą też Ruch Godności, Partia Unii, Partia Baas – Region Libański, Syryjska Partia Socjal-Nacjonalistyczna czy Stowarzyszenie Islamskich Projektów Charytatywnych.

Antysystemowcy

Libańczycy wcale nie muszą jednak wybierać pomiędzy tradycyjnymi ugrupowaniami politycznymi. Protesty z ostatnich lat, zwłaszcza po gospodarczym krachu sprzed trzech lat, wykreowały zupełnie nowe postacie. Na ogół kierowane przez nich ruchy społeczne nie tylko kontestują obecne partie, lecz krytykują cały libański system wyborczy. Opowiadają się więc przeciwko podziałowi mandatów parlamentarnych ze względu na religię wyznawaną przez polityków.

Oczywiście w chwili obecnej nie mają innej możliwości i muszą dostosować się do obecnego systemu politycznego. Spośród nowych partii największą liczbę kandydatów wśród sunnitów wystawili „Obywatele w Państwie”. Co prawda ugrupowanie zostało założone już sześć lat temu przez byłego ministra telekomunikacji i ekonomistę Charbela Nahasa, ale największy rozgłos zyskało przy okazji protestów z 2019 roku zwanych też w Libanie „Rewolucją 17 Października”.

O miejsca przeznaczone zresztą nie tylko dla sunnitów walczą też lokalne ruchy obywatelskie w Bejrucie. Większość z nich tak naprawdę nie ma jednak konkretnego programu, poza wspomnianym przełamaniem sekciarskiego charakteru libańskiej polityki. Część z tego typu komitetów wyborczych odnosi się bezpośrednio do kwestii kryzysu gospodarczego, domagając się chociażby przerzucenia jego kosztów z libańskich obywateli na przedstawicieli sektora bankowego.

Powrót Saudyjczyków?

Część libańskich komentatorów uważa, że najważniejsze dla sunnickiej społeczności w Libanie jest odzyskanie wsparcia ze strony Arabii Saudyjskiej. Sam bojkot wyborów przez Haririego może być tym samym swego rodzaju demonstracją wobec Saudyjczyków. Ruch Przyszłości chce więc im pokazać, co stanie się z sunnickimi głosami właśnie po bojkocie wyborów przez ugrupowanie. Współpracownicy byłego premiera twierdzą zresztą, że nie odszedł on całkowicie na polityczną emeryturę, czekając na odpowiednie warunki do powrotu.

Najwyraźniej w samym Rijadzie także doszło do refleksji dotyczącej skutków bojkotu libańskich wyborów przez sunnitów. Na ostatniej prostej kampanii saudyjski ambasador w Bejrucie, Walid Bukhari, spotkał się z kilkoma kandydatami walczącymi o mandaty przysługujące wyznawcom tego odłamu islamu. Udzielił więc pośredniego wsparcia politykom startującym z niezależnych list, tworzonych głównie przez uczestników protestów z października 2019 roku.

 

Ponowne zainteresowanie sprawami Libanu ze strony Arabii Saudyjskiej nie musi jednak oznaczać zmiany podejścia do samego Haririego. Saudyjski ambasador w ubiegłym miesiącu zorganizował kilka spotkań z sunnickimi politykami, na czele ze wspomnianymi byłymi premierami Siniorą i Salamą. Poza tym jednak rozmawiał głównie z krytykami dotychczas dominującej w tej społeczności pozycji Harariego. Od wyników wyborów w Libanie może więc zależeć, kto będzie teraz reprezentantem saudyjskich interesów w tym państwie.

Zobacz także

Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka




Więcej...

Zobacz także tego autora

Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Jordania na celowniku ajatollahów
Przewodnik po chorwackim liberalizmie
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?