Czeski rząd w coraz większych opałach


09 wrzesień 2022
A A A

Gabinet Petra Fiali zmaga się z coraz większym kryzysem energetycznym, powodującym rosnący niepokój wśród Czechów. Dodatkowo kolejny raz rządzący mają problem z decyzjami personalnymi. Przekłada się to nie tylko na spadek poparcia, ale także na dochodzenie do głosu opozycji wewnątrz partii kierowanej przez szefa rządu.

Jeszcze przed głosowaniem nad wotum nieufności, mającym miejsce pod koniec ubiegłego tygodnia, było wiadomo, że nie ma ono najmniejszych szans powodzenia. Ruchowi ANO 2011 i nacjonalistom z Wolności i Demokracji Bezpośredniej (SPD) nie udało się więc ostatecznie doprowadzić do odwołania obecnego rządu. Niepowodzenie wniosku opozycji nie zmienia jednak ciężkiego położenia obecnej władzy.

Kryzys energetyczny się pogłębia

Największym problemem dla rządzących jest kryzys energetyczny związany z rosyjską inwazją na Ukrainę. Czechy co prawda posiadają sześć reaktorów atomowych, ale zaspokajają one „tylko” jedną trzecią zapotrzebowania kraju na energię, natomiast elektrownie węglowe stopniowo są wyłączane z użytku i mają całkowicie zniknąć do 2023 roku. Dodatkowo Praga była dotąd niemal całkowicie uzależniona od gazu dostarczanego przez Moskwę. Jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej agresji ustępujący minister przemysłu i handlu Karel Havlíček zapowiadał wzrost cen energii o 30-50 proc., z kolei gazu aż o 50-70 proc.

W czerwcu orędzie do narodu między innymi w tej sprawie wygłosił obecny premier. Fiala nie ukrywał wówczas, że Czechów czeka ciężka zima i mówił wprost o „szokowym” wzroście cen energii. Jednocześnie zapowiedział przekazanie 2,5 mld euro na pomoc dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych, które nawet w obliczu ciężkiego kryzysu energetycznego nie powinny martwić się o dostawy gazu. Z drugiej strony z powodu ograniczonych środków rządzący nie mogą w pełni zrekompensować podwyżek wszystkim sektorom gospodarczym.

Po trzech miesiącach od wystąpienia Fiali niepokój wśród Czechów jedynie narasta. Obecny minister przemysłu i handlu Józef Síkela z partii Niezależnych i Burmistrzów (STAN) pod koniec sierpnia przyznał bowiem, że sytuacja na rynku energii wymknęła się spod kontroli, bo nie reaguje on nawet na jakiekolwiek pozytywne informacje. Z tego powodu ceny energii na praskiej giełdzie przekroczyły poziom 1000 euro za megawatogodzinę, co oznacza dziesięciokrotny wzrost w ciągu roku. Czeski rząd opowiedział się więc za wprowadzeniem przez Unię Europejską maksymalnych cen energii elektrycznej.    

Nawet w koalicji rządowej nie wszyscy przyjmują do wiadomości tłumaczenia Síkeli, zarzucając mu zbytnią opieszałość w działaniach oraz kiepską komunikację z resztą rządu. Najbardziej krytycznie do pracy szefa resortu przemysłu i handlu podchodzą liderzy koalicyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – Czechosłowackiej Partii Ludowej (KDU-ČSL). Minister zdrowia Vlastimil Válek z TOP 09 grozi natomiast swoją dymisją, jeśli do końca września nie uda się zapewnić energii szpitalom.

Sam Síkela zbywa jednak wszelką krytykę, nazywając ją celową dezinformacją lub rywalizacją o głosy przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. W obronę ministra przemysłu i handlu wziął natomiast Ivan Bartoš, minister rozwoju regionalnego i przewodniczący Czeskiej Partii Piratów. Nie spodobała mu się zwłaszcza otwarta krytyka Sikeli ze strony koalicjantów, którzy  nie powinni jego zdaniem wygłaszać jej za pośrednictwem dziennikarzy. Według samych mediów nie może zostać on odwołany, bo premier mógłby popaść z tego powodu w konflikt z kierownictwem STAN-u.

Intensyfikacja krytyki ze strony partnerów koalicyjnych i środowisk biznesowych w końcu pobudziły jednak ministra przemysłu i handlu do działania. Na początku ubiegłego tygodnia Sikela zapowiedział zwołanie na 9 września nadzwyczajnego zebrania ministrów odpowiedzialnych za energetykę, choć wcześniej się przed tym wzbraniał. Poza tym opowiedział się za możliwością ograniczenia cen gazu dostarczanego elektrowniom.

Nietrafione personalia

Koalicję rządową w ostatnim czasie dzieliły nie tylko kryzys energetyczny oraz osoba ministra przemysłu i handlu. Poważnym obciążeniem wizerunkowym dla gabinetu Fiali stał się Petr Mlejnek, od stycznia szef Biura Stosunków Zagranicznych i Informacji (ÚZSI), czyli cywilnej służby wywiadu zagranicznego. Co prawda zrezygnował on ze stanowiska, ale stało się to dopiero dzień przed wspomnianym głosowaniem nad wotum nieufności dla rządu. Wcześniej Mlejnek mimo medialnych publikacji nie został odwołany ze stanowiska przez gabinet Fiali.

Seznam Zprávy, czyli jeden z najpopularniejszych czeskich portali, na początku sierpnia poinformował o związkach byłego już szefa czeskiego wywiadu z biznesmenem Michalem Redlem. Mlejnek miał znać Redla od blisko dekady i zachodzi poważne podejrzenie, że przekazywał mu poufne policyjne informacje. Tymczasem biznesmen jest jednym z głównych oskarżonych w tzw. aferze Dozimeter, dotyczącej korupcji w Urzędzie Miejskim Pragi. W czerwcu Redl w związku z tą sprawą trafił do aresztu, w którym przebywa również były już wiceburmistrz Pragi Petr Hlubuček.

Sam Mlejnek twierdzi, że spotykał się z Redlem w sprawach biznesowych, na dodatek na długo przed pierwszymi informacjami dotyczącymi wspomnianej afery i samym powołaniem go na urząd szefa ÚZSI. Nie przekazywał mu więc żadnych informacji dotyczących działań czeskiej policji w aferze Dozimeter. Przez prawie miesiąc te tłumaczenia wystarczały Fiali, chociaż odwołania Mlejnka wielokrotnie za pośrednictwem  mediów domagali się Piraci.

W obronie szefa cywilnego wywiadu najmocniej stawali natomiast politycy STAN-u. Lider tego ugrupowania oraz wicepremier i minister spraw wewnętrznych. Vít Rakuša.n jeszcze po dymisji Mlejnka zachwalał więc jego kompetencje, bo był zresztą jego nominatem. Co ciekawe, we wspomnianej aferze Dozimeter kluczową rolę odgrywają właśnie politycy STAN-u. Poza wiceburmistrzem Pragi jest w nią bowiem zamieszany także były wiceprzewodniczący partii Petr Gazdík, w czerwcu odwołany z tego powodu z funkcji ministra edukacji i młodzieży.      

Opozycja w ODS podnosi głowę

Wraz ze wzrostem cen energii i gazu spada siła nabywcza Czechów. Co prawda z najnowszych danych podanych przez Czeski Urząd Statystyczny (ČSÚ)[1] wynika, że średnie wynagrodzenie wzrosło rok do roku o 4,4 proc., ale w tym samym czasie realna wartość przeciętnej płacy spadła o 9,8 proc. Między innymi z tego powodu w ubiegłą sobotę w centrum Pragi zebrało się od 70 do nawet 100 tys. osób krytykujących rządzących za ich politykę energetyczną.

Demonstrację zwołała szeroka koalicja od narodowej prawicy po komunistów, a w jej trakcie nie zabrakło również nawoływań do zniesienia sankcji wobec Rosji i zaprzestania wsparcia dla Ukrainy. Szef rządu komentując manifestację odniósł się głównie do tej kwestii, dlatego zarzucił jej uczestnikom działanie na szkodę czeskich interesów i sympatie dla rosyjskiego prezydenta Władimira Putina.

Słowa Fiali nie spodobały się jednak nie tylko jego koalicjantom, ale także partyjnym kolegom z konserwatywnej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). Przewodniczącego swojego ugrupowania najmocniej skrytykował marszałek kraju południowoczeskiego Martin Kuba. Jego zdaniem rząd nie powinien lekceważyć obaw ludzi związanych z rosnącymi cenami, dlatego musi dokonać analizy powodów tak dużej frekwencji na wspomnianej manifestacji. Przypomniał również, że niewiele zabrakło, aby jej organizatorzy w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych przekroczyli próg wyborczy, co skończyłoby się utworzeniem zupełnie innej koalicji rządowej.

Kuba w ostatnim czasie występuje częściej jako szef Związku Regionów Republiki Czeskiej niż jeden z liderów ODS-u. Nie szczędzi słów krytyki zwłaszcza ministrowi przemysłu i handlu. Zarzuca Sikeli przede wszystkim zbytnią opieszałość, wzywając jednocześnie rząd do podjęcia decyzji o wprowadzeniu mechanizmu regulacji cen. W jego opinii tylko w ten sposób można powstrzymać falę bankructw firm i znaczące obniżenie poziomu życia czeskich obywateli.

Innym politykiem konserwatystów krytycznie odnoszącym się do szefa resortu przemysłu i handlu jest jego kolega z rządu. Minister sprawiedliwości Pavel Blažek, podobnie jak Kuba, zarzuca Sikeli brak realnych działań na rzecz zapewnienia Czechom bezpieczeństwa energetycznego. Polityk ODS-u twierdzi wręcz, że niezałatwienie tej sprawy już niedługo może doprowadzić do upadku rządu. Członek ścisłego kierownictwa ugrupowania, były minister środowiska i przedsiębiorca z branży energetycznej Pavel Drobil   , ostrzega z kolei przed masowym upadkiem firm przytłoczonych zbyt wysokimi cenami prądu.

Napięcia wewnątrz koalicji rządowej próbuje rozgrywać były premier i obecny lider opozycji. Andrej Babiš reagując na wystąpienia Kuby stwierdził, że byłby on świetnym premierem z ramienia ODS-u, bo w chwili obecnej „chodzi nie o partie, ale o ludzi”. Szef ANO 2011 już zresztą korzysta na kryzysie energetycznym. W najnowszym sondażu pokonałby w wyborach parlamentarnych centroprawicową koalicję SPOLU, a przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi zyskuje poparcie nawet w dużych miastach.  

Maurycy Mietelski

fot. President Of Ukraine (CC)

Może Cię zainteresuje: 

[1] https://www.ceskenoviny.cz/zpravy/realna-mzda-v-cr-se-snizila-o-9-8-pct-klesa-tri-ctvrtleti/2252130

Zobacz także

Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Nowy najmłodszy. Irlandia ma premiera z TikToka




Więcej...

Zobacz także tego autora

Obalić Plenkovicia. Chorwacja po wyborach
Niepodległość na dalszym planie. Kraj Basków przed wyborami
Jordania na celowniku ajatollahów
Przewodnik po chorwackim liberalizmie
Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?