Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Monika Janicz: Juszczenko i jego kampania prezydencka

Monika Janicz: Juszczenko i jego kampania prezydencka


21 sierpień 2009
A A A

Pięć lat temu Wiktor Juszczenko, także dzięki polskiemu poparciu, objął prezydenturę na Ukrainie. Dziś swoim postępowaniem sprawia on, że za cenę kolejnej kadencji jest w stanie poświęcić kilkuletni dorobek perspektywicznej przyjaźni z Polską.

Kontrowersje wokół Rajdu Bandery i towarzyszące im pytanie czy Wiktor Juszczenko posunie się do ogłoszenia go bohaterem narodowym prowokują do zastanowienia się nad obecnym stanem relacji polsko-ukraińskich, choćby z tego względu, że nie jest to pierwsze tego typu zadrażnienie pomiędzy dwoma narodami.  Temat Ukraińskiej Powstańczej Armii powraca jak bumerang, powoli acz systematycznie zwiększając dystans pomiędzy Warszawą a Kijowem i przesłaniając inne sfery koegzystencji obu państw, w których współpraca tak obiecująco mogłaby się rozwijać. Niestety polityka historyczna może wszystko popsuć i zniweczyć dorobek kilku lat zbliżenia. Winę za to ponosi ukraiński przywódca, który używa polityki historycznej jak koła ratunkowego chroniącego go przed utratą prezydentury, kładąc na szali przyjaźń z Polską. Wybory na Ukrainie już za pół roku, tymczasem obecny prezydent nie cieszy się już tak silnym poparciem narodu jak w okresie triumfu pomarańczowej rewolucji, w tej chwili jest to zaledwie 3 procent. Wszystko wskazuje na to, że Juszczenko wykorzystuje historię w celu pozyskania poparcia ze strony nacjonalistów ukraińskich w perspektywie zbliżających się wyborów prezydenckich.

Co nas łączy


Relacje z Ukrainą weszły w nową, obiecującą fazę rozwoju po wydarzeniach pomarańczowej rewolucji, kiedy to strona polska wyraziła szerokie poparcie dla przemian za naszą wschodnią granicą, akcentowane zarówno przez elity rzadzące jak i oddolnie przez większość społeczeństwa. Inicjatywa prezydenta Kwaśniewskiego została bardzo pozytywnie odebrana na Ukrainie, Juszczenko stał się naturalnym sojusznikiem Polski, która wniosła znaczący wkład w powodzenie rewolucji. Dzięki temu oba kraje stały się sobie w pewnym momencie bardzo bliskie, co dało podstawy pod budowę konstruktywnych relacji między nimi.

Polska stała się strategicznym partnerem dla Ukrainy, która po pomarańczowej rewolucji obrała prozachodni kierunek polityki zagranicznej. Poprzez sąsiedztwo obu państw, Polska jawi się dla Ukrainy drzwiami do Europy, dobre relacje z Polską leżą w interesie Ukrainy dążącej do UE i NATO, Polska występować może w roli naturalnego sojusznika dla tych dążeń. Polska jako państwo wspierające proces przemian demokratycznych na Ukrainie a w ramach Unii jako przeciwwaga dla Federacji Rosyjskiej jawi się ważnym partnerem w regionie dla Kijowa.

W ślad za współpracą polityczną idą bliskie stosunki ekonomiczne. Pomimo, że Rosja nadal pozostaje głównym partnerem  Ukrainy w dziedzinie gospodarczej, Polska plasuje się w tej kategorii w pierwszej piątce.  Stosunki gospodarcze  obu państw rozwijają się coraz bardziej, szczególny wzrost obrotów handlowych nastąpił w okresie po akcesji Polski do Unii Europejskiej. Polska zajmuje pod względem wartości eksportu 4 miejsce dla Ukrainy, natomiast pod względem importu – 5 miejsce, choć w odwrotnej relacji Ukraina niestety wciąż nie jest liczacym się państwem dla Polski. Poza tym istnieje spora liczba polskich firm inwestujących na Ukrainie, dzięki czemu Polska zajmuje 12 miejsce pod względem źródeł bezpośrednich inwestycji zagranicznych w tym kraju. Zainteresowanie polskich przedsiębiorstw, szczególnie sektora budowlanego czy finansowego utrzymuje się na obiecująco wysokim poziomie. Co prawda w stosunkach ekonomicznych obu państw jak wszędzie pojawiają się problemy – poważnym zgrzytem okazała się decyzja o zakazie importu produktów mięsnych podjęta przez stronę ukraińską w 2006 r. Ta i innego rodzaju bariery dostępu na ukraiński rynek utrudniają w pełni owocną współpracę gospodarczą, jednak potencjalne dziedziny współpracy takie jak energooszczędność, przemysł wydobywczy, rolnictwo czy w końcu – Euro 2012 stanowią szansę dla owocnej dwustronnej współpracy. Wszystko zależy od tego czy Ukraina poradzi sobie z wewnętrznymi skutkami kryzysu gospodarczego i czy zdoła ustabilizować sytuację polityczną a także poczynić konkretne kroki w kierunku przeprowadzenia reform wolnorynkowych, sprzyjających dwustronnej wymianie handlowej i funkcjonowaniu polskich przedsiębiorstw na własnym rynku a więc i ułatwiających tym samym napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Potrzebna jest bardziej liberalna i przewidywalna polityka gospodarcza na Ukrainie, która przyciągałaby polskie firmy.

A co dzieli

Jak widać rozwój stosunków politycznych i ekonomicznych z Ukrainą stwarza warunki pod budowę korzystnej dla obu stron, strategicznej przyjaźni. Problemem jednak pozostaje najbardziej delikatna sfera w stosunkach wzajemnych -  postrzeganie historii. Kwestia ta od zawsze komplikowała zbliżenie polsko-ukraińskie, począwszy od rozpadu Związku Radzieckiego. Gestem dobrej woli obu państw było podpisanie w 1997 roku przez ich przywódców porozumienia o pojednaniu, w którym wyrażono chęć zażegnania urazów historycznych. Jednak słowa na papierze nie zmienią ludzkiej mentalności i nie zobiektywizują postrzegania wspólnej historii przez naród polski i ukraiński, którego przedstawiciele różnie podchodzą do ważnych elementów tejże historii.

A kontrowersji jest wiele, najwięcej z nich krąży wokół oceny działań Ukraińskiej Armii Powstańczej. Temat ten pojawił się już przy zagadnieniu „Akcji Wisła” – zorganizowanej działalności  przesiedleńczej i militarnej, dokonanej przez komunistyczne władze polskie w celu usunięcia wybranych grup ludnościowych, m.in. Ukraińców, która miała miejsce w 1947 roku na terenach Polski południowo-wschodniej. Niepodległa Ukraina potepiła te działania, zarzucając Polsce, że były one skierowane przeciw UPA i z pogwałceniem praw człowieka. Głęboka rozbieżność zdań wynikła z różnicy postrzegania tej organizacji  przez Polskę i Ukrainę – dla tej ostatniej jej przedstawiciele to bohaterowie narodowi, tymczasem w obliczu prawdy historycznej są oni zbrodniarzami przede wszystkim ze względu na rzeź wołyńską oraz zakrojone na szeroką skalę akty terroru wobec ludności polskiej. Dla ówczesnych władz polskich Akcja Wisła była więc zwalczaniem ukraińskiej partyzantki.

Strona polska wykazała się dobrą wolą, gdy w 1991 roku władze oficjalnie potępiły „Akcję Wisła”. Prezydent Kwaśniewski 12 lat później uczynił to samo, natomiast w 2007 r. prezydent Kaczyński we wspólnym oświadczeniu z Wiktorem Juszczenką jeszcze raz potępili akcję oraz oświadczyli, że była ona sprzeczna z podstawowymi prawami człowieka.  W tym wypadku udało się więc dokonać czegoś na kształt pojednania. Pozostały jednak inne problemyjak choćby sprawa Cmentarza Orląt Lwowskich. Wzniesiony jeszcze w okresie międzywojennym, stanowi miejsce pochówku polskich ofiar lokalnej wojny z Ukraińcami o Lwów i Galicję po I wojnie światowej. W czasach radzieckich nekropolia została odremontowana, jednak przez wiele lat rada miejska Lwowa blokowała jej otwarcie. W 1997 roku podpisano porozumienie normujące zasady odbudowy cmentarza. Jednak radni Lwowa przez długi okres uniemożliwiali uroczyste otwarcie nekropolii pogwałcając tym samym umowy międzynarodowe i decyzje władz.

Miłe złego początki

Wiktor Juszczenko na początku swojej prezydentury dawał Polsce powody by żywić nadzieje na upragnione porozumienie w kwestii polityki historycznej. W kwestii Cmentarza Orląt wystosował oświadczenie do lwowskich władz miejskich o zmianę stanowiska. Był to konkretny krok w kierunku  rozwiązania  kwestii cmentarza, znacznie więcej wart niż puste słowa Kuczmy, który wprawdzie wysilił się na przeprosiny  za zachowanie radnych lwowskich, jednak nie kwapił się by użyć swojej władzy w celu wyjścia z tego impasu. Tymczasem Juszczenko zadeklarował, że załatwienie tej sprawy to dla niego moralny obowiązek, wspominał, że jeszcze jako poseł i premier był orędownikiem otwarcia cmentarza i zwracał się z tym postulatem do lwowskiej rady miejskiej. „Strona polska i społeczność Lwowa powinny podac sobie ręce. Nie chcę, żeby czyjakolwiek dłoń zastygła.” – te pełne optymizmu słowa padły podczas wizyty ukraińskiego przywódcy w Krakowie w 2005 roku.

Okazało się, że nie były to puste deklaracje: cmentarz faktycznie został otwarty, stało się to jeszcze w czerwcu 2005 roku. choć problemy z nim związane nie skończyły się. Ukraiński prezydent wsparł również inicjatywę ochrony wspólnego polsko-ukraińskiego dziedzictwa kulturalnego Lwowa – w tym celu obaj przywódcy podpisali wspólną deklarację w sprawie ochrony dziedzictwa kulturowego tego miasta. Kolejna ważna inicjatywa Juszczenki świadcząca o nowej jakości stosunków w dziedzinie polityki historycznej to zaproszenie do wspólnych obchodów uczczenia polskich i ukraińskich ofiar mordów we wsi Pawłokoma gdzie w 1945 r. oddział AK wspierany przez miejscową ludność polską wymordował ok. 360 ukraińskich mieszkańców w odwecie za uprowadzenie i zamordowanie 11 mieszkańców wioski. Inicjatywa ta wyszła w napisanym z okazji rocznicy masakry na Wołyniu liście ukraińskiego prezydenta do Adama Michnika z maja 2003 r. Inne przyjazne gesty Juszczenki to chociażby  wyciągnięcie ręki  w stronę Polaków mieszkających na Ukrainie w postaci obietnicy  ochrony języka polskiego i katolicyzmu. Zapał prezydenta zdaje się jednak wypalać.

W walce o elektorat


Niestety pomimo przejściowej euforii w tak delikatnych dla obu narodów sferach stosunków, wydaje się dziś, z perspektywy ostatnich dwóch lat, że postawa ukraińskiego przywódcy mogła stanowić jedynie okazanie krótkotrwałej wdzięczności Polsce za wsparcie pomarańczowej rewolucji. Od jakiegoś czasu perspektywa pojednania obojga narodów znów tkwi w impasie, historyczny kompromis stanął w miejscu. Powodem jest zwrot Wiktora Juszczenki w kierunku nacjonalistycznym, co przejawia się   tendecjami prezydenta do gloryfikowania ukraińskiego ruchu narodowego. Najbardziej kontrowersyjnym tego przejawem było nadanie tytułu bohatera Ukrainy gen. Romanowi Szuchewytyczowi, który jako członek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów był w latach 1934-37 więziony przez władze polskie za działalność terrorystyczną. Podczas nominacji Juszczenko podkreślił jeszcze, że jest to wyraz wdzięczności "za szczególny i osobisty wkład w walkę o wolność i niepodległość Ukrainy".

Słowa te wydają się stać w oczywistej sprzeczności z prowadzoną dotychczas przez prezydenta polityką zagraniczną wobec Warszawy – są wyrazem braku obiektywizmu historycznego a zarazem ukłonem w kierunku nacjonalistów, antypolsko nastawionych gloryfikatorów działalności UPA i OUN. Inne przejawy prezydenckiej sympatii dla ukraińskiego ruchu narodowego  to m.in. napisanie   wstępu do albumu z fotografiami członków UPA, w którym pomija się temat ich odpowiedzialności za zbrodnie na Kresach. Juszczenko upomina się także o prawa kombatanckie dla weteranów UPA a także wyrażał kilkukrotne poparcie dla organizacji nacjonalistycznych, opierających się na ideologii skrajnie prawicowej a nawet faszystowskiej. Prezydent popiera też stawianie pomników upamiętniających bohaterów UPA m.in. wspomnianego wyżej gen. Szuchewycza, odznaczonego przez niego pośmiertnie, a także nazywanie ulic od ich nazwisk. Ogólna tendecja obserwowana dziś na Ukrainie polegająca na wybielaniu i wręcz gloryfikowaniu działalności ukraińskiego ruchu narodowego znalazła rzecznika w osobie Juszczenki.

Dziwić może ta zmiana postawy prezydenta, wykazującego się do tej pory pojednawczymi gestami i skłonnością do obiektywizmu, pokory. Jednocześnie w tym okresie postępował  spadek poparcia w społeczeństwie dla Juszczenki szczególnie na Wschodzie i Południu,  dlatego prawdopodobnie był to początek pewnej strategii  w celu zjednania sobie sympatii wśród narodu, szczególnie u nacjonalistów z terenów zachodnich. Istnieje jeszcze drugie wytlumaczenie - prezydent nagle z oświeconego, obiektywnego polityka stał się skrajnym, fanatycznym nacjonalistą. Taka nagła zmiana światopoglądowa wydaje się mniej wiarygodna.

Postępowanie Juszczenki wzbudza naturalne protesty po polskiej stronie, szczególnie w środowisku Kresowian. Kiedy Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego dla uczczenia 440 rocznicy zawarcia Unii Lubelskiej zdecydował o nadaniu tytułu doktora honoris causa przywódcom narodów wchodzących w skład dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów posypało się mnóstwo głosów oburzenia perspektywą uzyskania tego tytułu przez ukraińskiego prezydenta. „Juszczenko gloryfikuje faszystów z UPA odpowiedzialnych za rzezie polskiej ludności cywilnej” – brzmi stanowisko Kresowian. Pod listem otwartym do władz KUL podpisało się kilka tysięcy osób, co odzwierciedla zmieniający się stosunek Polaków do Juszczenki, który jakby zawiódł nasze nadzieje. Wprawdzie koniec końców tytuł został nadany, a dziękczynne przemówienie Juszczenki pełno było frazesów na temat przyjaźni polsko-ukraińskiej to nie można się oszukiwać, że w rzeczywistości przyjaźń ta wciąż na czymś traci z powodu pronacjonalistycznej postawy prezydenta. Ta postawa ma przecież wpływ na ożywienie sympatii Ukraińców dla UPA czy UON. Przejawia się to zaobserwowanym ostatnio zwiększonym radykalizmem zabarwionym z kolei antypolonizmem. Społeczeństwo ukraińskie przejmuje od swojego przywódcy subiektywizm historyczny, utrwala się przez to w jego mentalności opór wobec prawdy dziejowej i uznania win przodków.

Skutki widać na co dzień: stosunki polsko-ukraińskie zdominowała bezsensowna „wojna pomnikowa” - w odpowiedzi na zniszczenie pomnika na cześć UPA postawionego nielegalnie przez turystów ukraińskich na bieszczadzkiej górze Chryszczata w województwie podkarpackim radni lwowscy zażądali usunięcia pewnych elementów cmentarza, uznanych przez nich za antyukraińskie symbole i w związku z tym znajdujących się tam nielegalnie  np. miecz Szczerbiec. Wzajemne licytowanie się stron na groźby dotyczące usunięcie tego bądź innego pomnika nie spotkało się z żadną interwencja Juszczenki, którego zobiektywizowane oficjalne stanowisko mogłoby wpłynąć na spór. Tymczasem samorząd miejski Lwowa, przeświadczony o pronacjonalistycznych sympatiach prezydenta czuje wręcz wolną rękę w swojej działalności. Juszczenko nie odpowiada też na polskie apele udzielenia pozwolenia rodzinom pomordowanych na Kresach Polaków, które chca postawić zmarłym groby. Wydaje się jakby prezydent nie chciał pamiętać o ofiarach - ok. 3 tys. mogił pomordowanych nie jest upamiętnionych, bez krzyża czy pomnika.

Stosunki Polski i Ukrainy nigdy nie będą dobre dopóki polityka historyczna hamuje ich rozwój,  odgrywa ona bowiem wielką rolę we współczesnej polityce. Polsce i Ukrainie potrzebny jest jeden wspólny, obiektywny a nie zabarwiony fanatyzmami punkt widzenia. Prezydentura Juszczenki do pewnego momentu dawała nadzieje na stworzenie takiego właśnie punktu widzenia. Wykazał się on na początku swojej kadencji postawą, która tchnęła optymizmem zwolenników bliskiej przyjaźni Warszawy i Kijowa. Szkoda, że została ona zastąpiona strategią wkupywania się w łaski wyborców w akcie ratunku w obliczu dramatycznego spadku poparcia ze strony narodu. W obliczu braku innych narzędzi do użycia w walce o drugą kadencję  i świadom swojej beznadziejnej sytuacji prawdopodobnie wykorzystuje on politykę historyczną dla własnych bieżących celów politycznych kładąc na szali stosunki z Polską. Juszczenko w stosunkach z Polską w dziedzinie polityki historycznej bardzo dobrze zaczął, jednak w pewnym momencie zmienił kurs, żeby ratowac skórę - swoimi populistycznymi posunięciami wydaje się marnotrawić to co udało się osiągnąć pomiędzy dwoma krajami od czasów euforii pomarańczowej rewolucji. Polsko-ukraińskie sprawy historyczne nie powinny być wykorzystywane jako narzędzie   dla osiągnięcia bieżących celów politycznych.

Do wyborów prezydenckich na Ukrainie jeszcze pół roku – jeśli obecny prezydent będzie nadal konsekwentnie  pozyskiwał sobie sympatię wyborców oddając cześć mordercom popełni po pierwsze polityczne samobójstwo - nadając na przykład Banderze tytuł bohatera narodowego wykaże się brakiem znajomości własnego kraju  (Bandera  na wschodzie i południu kraju jest uznawany za zbrodniarza, skrajnego nacjonalistę i antysemitę walczącego o czystą etnicznie Ukrainę, czyli tak samo jak postrzegany jest w Polsce). Po drugie i najwazniejsze konsekwencje takiego postępowania dla relacji polsko-ukraińskich sprawią, że nowy przywódca nad Dnieprem znajdzie się w punkcie wyjścia w stosunkach z Polską.
 
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.