Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

AfD. Partia protestu i jej wyborcy


16 maj 2016
A A A

W ostatnich sondażach AfD osiąga już nawet 15 proc. głosów, a wewnątrz niemieckich partii i w mediach trwa dyskusja, jaką strategię obrać wobec prawicowej partii. Kim są wyborcy AfD i z jakich powodów ją wybierają? Czy jest nim tylko odrzucenie „Willkommenspolitik”?

Alternatywa dla Niemiec (AfD) od samego początku wzbudzała w Niemczech skrajne emocje. Jeszcze w lipcu 2015 roku wydawało się, że paliwo zorientowanej początkowo na krytykę euro partii się wyczerpało i ku radości pozostałych powoli zniknie ze sceny politycznej, jak np. inne „sezonowe ugrupowanie” – Partia Piratów. Wówczas jednak partia zmieniła kierownictwo i kurs. Nową liderką partii została Frauke Petry, pod której rządami AfD osadziła się już jednoznacznie po prawej stronie niemieckiej sceny politycznej, nabierając wyraźnie narodowo-konserwatywnego charakteru, wzbogaconego o pozycje antyimigracyjne, antyislamskie i antyestablishmentowe. Wskutek zaś gwałtownego zaostrzenia kryzysu migracyjnego pod koniec wakacji i kontrowersyjnej wśród społeczeństwa polityki rządu AfD zaczęła systematycznie zyskiwać na popularności, osiągając zaskakująco dobre wyniki w wyborach do landtagów w marcu 2016 roku (od 12,6 nawet 24,3 proc.) i zajmując pewnie trzecie miejsce na niemieckiej scenie politycznej, z coraz mniejszą stratą do drugiej SPD.

Gdyby wybory do Bundestagu odbywały się na początku maja, na AfD swój głos oddałoby 15 proc. głosujących (DeutschlandTrend). Kim są wyborcy AfD? Czy wzrost jej popularności można wytłumaczyć jedynie krytyką „Willkommenskultur”?

Porzuceni konserwatyści

Tym, co z pewnością łączy wyborców AfD, jest rozczarowanie panującą od lat sytuacją polityczną w kraju. Znaczna część z nich to byli sympatycy CDU – wyborcy o typowym konserwatywnym światopoglądzie, którzy po merkelowskim przesunięciu chadeckiej partii do środka politycznego spektrum oraz przejęciu i wprowadzeniu w życie przez nią wielu postulatów typowych dla socjaldemokracji i zielonych, nie czują się już przez nią reprezentowani. Nowa partia na prawo od CDU, nie nazywająca się jednocześnie NPD, stanowi dla nich naturalną alternatywę.
Wszyscy jedno i to samo

Kolejną dużą grupą są ci, którzy wcześniej nie chodzili na wybory, podzielając przekonanie, że wszystkie duże niemieckie partie to i tak „jedno i to samo”. Jeden z kandydatów AfD w Saksonii-Anhalt przyrównał obecną sytuację partyjną do zawołania z czasów NRD – „Wasz głos na kandydatów Frontu Narodowego”. Takie spojrzenie na partie reprezentowane w Bundestagu jest szczególnie popularne wśród wyborców o tradycyjnym konserwatywnym światopoglądzie, ale nie tylko. Część wyborców AfD to po prostu wyborcy protestu, rozczarowani działalnością partii. Ugrupowanie krytykujące zastaną rzeczywistość partyjną i jednocześnie tak zaciekle zwalczane przez, jak to określają politycy AfD, „kartel partii”, idealnie pasuje im jako alternatywa wyborcza.

Z podobnego powodu AfD wybierają przeciwnicy „homogenizacji polityczności”, wskazujący na presję konformizmu w społeczeństwie i wynikający z niej brak normalnej otwartej debaty publicznej m.in. na temat imigracji, islamu, czy Unii Europejskiej. Jak wskazują przede wszystkim zwolennicy prawicy, osobom, które reprezentują stanowisko odbiegające od dominującego, zaskakująco szybko dolepia się różne negatywne łatki, szufladkuje lub niekiedy wyśmiewa, unikając jednocześnie merytorycznej dyskusji.

Obawy przed imigracją

Tym, co łączy wyborców AfD, jest oczywiście także odrzucenie „Willkommenskultur”. We wszystkich sondażach dot. kryzysu migracyjnego ponad 90 proc. sympatyków AfD krytykuje politykę rządu Angeli Merkel wobec kryzysu migracyjnego oraz sprzeciwia się wieloletniej imigracji, dostrzegając w niej różne zagrożenia: dla „niemieckości”, dla dobrobytu lub po prostu dla bezpieczeństwa.

Przyglądając się niemieckiej debacie publicznej na temat kryzysu migracyjnego, można by odnieść wrażenie, że tylko AfD i jej wyborcy żywią obawy związane z napływem uchodźców. Nic bardziej mylnego. W marcowym badaniu DeutschlandTrend 60 proc. Niemców przyznało się, że w związku z napływem uchodźców obawia się wzrostu przestępczości, 57 proc. – problemów na rynku mieszkaniowym, 50 proc. – wzrostu wpływów islamu, a 47 proc. – wyraźnej zmiany dotychczasowego stylu życia w Niemczech. W innym badaniu instytutu Infratest-dimap 77 proc. ankietowanych wskazało z kolei na wzrost zadłużenia publicznego jako konsekwencję przyjęcia uchodźców, 58 proc. było zdania, że koszty „Willkommenspolitik” są zbyt wysokie. 60 proc. badanych nie zgodziło się z kolei ostatnio z tezą, że „islam jest częścią Niemiec”.

Warto w tym miejscu zauważyć, że nieprawdą okazał się także pogląd, jakoby wyborcami AfD byli ludzie biedniejsi i słabiej wykształceni. Opublikowane ostatnio badania Instytutu Gospodarki Niemieckiej w Kolonii pokazują, że sympatycy AfD wyróżniają się ponadprzeciętnymi wykształceniem oraz zarobkami. Jak widać więc gołym okiem, obawy, które przypisuje się powszechnie AfD i jej wyborcom, tak łatwo nazywając ich przy tym np. ksenofobami, reprezentuje często większość Niemców.

Jest rzeczą jasną, że wśród wyborców AfD znajdują się także zadeklarowani nacjonaliści, rasiści, jak również członkowie i zwolennicy skrajnie prawicowych ugrupowań. Zdecydowana większość z obecnych sympatyków AfD to jednak przedstawiciele tradycyjnego niemieckiego „Mitte” – środka społeczeństwa. Szerokie „Mitte” zawsze zapewniało stabilność niemieckiej sceny politycznej.

Odsłonięta prawa flanka CDU

Przesunięcie się dużej grupy wyborców na prawo od chadecji to nie lada wyzwanie dla pozostałych partii, zwłaszcza dla samej CDU, która dotychczas przez 70 lat nie miała żadnej realnej konkurencji po prawej stronie. Wykorzystując ten fakt, pod przywództwem Merkel partia przejęła szereg postulatów lewicowych ugrupowań, sytuując się w środku politycznego spektrum. Ta strategia przyniosła CDU w ostatnich latach stabilne poparcie powyżej granicy 40 proc. W postaci AfD wyborcy konserwatywni otrzymali jednak prawicową alternatywę i wskutek polaryzacji, wynikającej z zaostrzenia kryzysu migracyjnego, wielu z nich odwróciło się od CDU, a notowania partii spadły już do poziomu 30 proc.  

Nic dziwnego, że to właśnie w chadeckich szeregach sukcesy AfD wywołują największą nerwowość. Ostatnie dotkliwe porażki w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie – landach, w których CDU miesiącami prowadziła z wysokim poparciem, aby ostatecznie roztrwonić całą przewagę i dać się wyprzedzić Zielonym i SPD – skłoniły partię do pewnych refleksji.

Nie ignorować, nie wykluczać

Jak przyznał Wolfgang Bosbach (CDU), „dotychczasowa strategia ignorowania AfD i nie dyskutowania z nią w żadnym wypadku poniosła porażkę. Wykluczanie AfD jest błędem, to dodaje jej pewien status męczennika i przysparza raczej dodatkowej sympatii”.

Prowadzona także w mediach debata nad tym, czy z AfD powinno się publicznie dyskutować, czy nie, doprowadziła np. do kuriozalnej sytuacji, w której przed ostatnimi wyborami politycy SPD i Zielonych szantażowali telewizję, że nie wezmą udziału w jednej debacie razem z przedstawicielem AfD. Ostatecznie w dwóch z trzech debat wzięli udział przedstawiciele wszystkich partii, polityk AfD nie otrzymał zaproszenia tylko w Saksonii-Anhalt – landzie, w którym prawicowa partia cieszyła się już poparciem ok. 15 proc! Taki ruch stanowił dla AfD dobitny dowód, a wahających się wyborców utwierdził tylko w przekonaniu, że debata publiczna jest w Niemczech ograniczana. Ostatecznie w tym landzie na AfD swój głos oddało 24,3 proc. głosujących, najwięcej w historii. W niektórych okręgach kandydaci tej partii zajmowali nawet pierwsze miejsca. Zamykanie drzwi do mediów AfD – partii z tak wysokim poparciem i akurat krytykującej stan debaty publicznej w Niemczech – ani nie było posunięciem mądrym taktycznie, ani nie stanowiło dowodu na „normalność” tejże debaty. „Kto jej unika i tylko wyklucza, wzmaga jedynie rozczarowanie polityką i radykalizację społeczeństwa” – pisze politolog Wolfgang Bok.

Nie stygmatyzować, nie wyszydzać

W końcu druga kwestia – jeśli już dyskutować, to jak? Przez ostatnie trzy lata zarówno AfD, jak i jej wyborcy, byli przez polityków pozostałych partii oraz media nie tylko wykluczani, ale także stygmatyzowani jako ksenofobi, rasiści, nacjonaliści, prawicowi ekstremiści czy nawet faszyści. Jak – oględnie mówiąc – niemądra to jest strategia, pokazują przytoczone wcześniej badania opinii publicznej, w których obawy w stosunku do kryzysu migracyjnego i samych imigrantów żywi większość społeczeństwa.

Wróćmy do refleksji CDU. Bosbach: „Błędem jest obrażanie wyborców AfD. W ten sposób nie odzyska się ich z całą pewnością”. Genialne. „Zniesławianie jako niedemokratyczna partii, która osiąga dwucyfrowe wyniki, jest wysoce kontrowersyjne. Z punktu widzenia jej zwolenników potwierdza się tylko, panujący rzekomo w Niemczech, deficyt demokracji” – zauważa słusznie publicysta magazynu politycznego „Cicero” Alexander Grau. Wolfgang Bok przypomina z kolei rzecz wydawałoby się banalną: „[Polityczne] spektrum jest wielowarstwowe i sięga od całkiem lewa do całkiem prawa”. Wszystkie poglądy, które nie kolidują z porządkiem prawnym, powinny być w debacie publicznej równoprawne. I znów: kto ogranicza debatę i unika rzetelnej i otwartej dyskusji, wzmaga jedynie rozczarowanie polityką i radykalizację społeczeństwa. Ten wniosek wyciągnęła także z ostatnich porażek kanclerz Angela Merkel, która na posiedzeniu prezydium CDU wskazywała na to, że obawy społeczeństwa muszą być brane na poważnie, a wyborców AfD odzyskać można jedynie dobrą polityką, czyli rozwiązywaniem problemów, oraz językiem rzeczowości i politycznego szacunku. Słusznie. Szkoda tylko, że tak późno.

Ryzyko scenariusza austriackiego

W kwestii strategii wobec AfD ważna wydaje się być jeszcze jedna rzecz, pośrednio związana ze wspomnianą różnorodnością partyjno-polityczną. W sytuacji, w której duża część wyborców wybiera AfD wskazując na „homogenizację” niemieckiej polityki, pozbawionym sensu jest jednoczenie się wszystkich partii przeciwko AfD, które postulował ostatnio np. „zielony” premier Badenii-Wirtembergii Winfried Kretschmann. To droga wprost do powtórzenia scenariusza austriackiego (wygrana w pierwszej turze wyborów prezydenckich kandydata FPÖ, austriackiego odpowiednika AfD) – ostrzega inny publicysta „Cicero” Christoph Seils. Odpowiedzią na zarzut „wszyscy to i tak, jedno i to samo” powinno być raczej uwydatnianie różnic programowych, a nie tworzenie „frontu przeciwko AfD”.

Swoją drogą w ostatnim czasie zaroiło się w niemieckiej prasie od wezwań w stronę CDU, żeby mocniej zwróciła się w stronę konserwatywnych wyborców i zrezygnowała ze strategii partii środka i zabierania wyborców SPD. Powstanie i sukces AfD jest wynikiem rządów drugiej w ostatniej dekadzie koalicji CDU/CSU/SPD i nadmiernego zbliżenia/ujednolicenia dwóch partii ludowych, które zawsze ze sobą rywalizowały o wyborców – oskarża Janko Tietz z „Der Spiegel”. Faktem jest, że w takiej konstelacji wielu wyborców może odnosić wrażenie ujednolicenia sceny politycznej i zwracać się ku wyraźnie sprofilowanym partiom.

AfD jest partią o wyraźnie narodowo-konserwatywnym charakterze, wzbogaconym o pozycje antyimigracyjne, antyislamskie i antyestablishmentowe. Jej strategią jest maksymalizacja głosów protestu w różnych dziedzinach (euro, integracja europejska, liberalne reformy społeczne, w końcu imigracja i islam) przy użyciu często populistycznych haseł. W demokracji to się może oczywiście podobać lub nie, ale wykluczanie i stygmatyzowanie zarówno partii, jak i jej wyborców, jest zwyczajnie niemądre i nie służy dobrej opinii samej demokracji. Sukces AfD i radykalizacja nastrojów są rezultatem rozczarowania części wyborców bieżącą polityką. To przede wszystkim powinno dać niemieckim politykom do myślenia.

Michał Kędzierski

Rzut oka na program Alternatywy dla Niemiec

Zdjęcia: Wikipedia Commons, Flickr.com/Metropolico.org