Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Krzysztof Głowacki: Rekonkwista imperializmu

Krzysztof Głowacki: Rekonkwista imperializmu


11 luty 2009
A A A

Kiedy władzę na Kremlu przejmował Dmitrij Miedwiediew wielu zapowiadało zmianę kursu rosyjskiej polityki. Konflikt gruziński, buńczuczne zapowiedzi rosyjskich decydentów i prowokacyjne demonstracje siły pokazały jednak, że w Moskwie wciąż rządzą twardogłowi pogrobowcy ZSRR.

Wybór na stanowisko prezydenta USA Baracka Obamy zaostrzył i tak już napięte relacje na linii Moskwa-Waszyngton. Dmitrij Miedwiediew długo zwlekał z gratulacjami dla następcy Georga Busha. Zamiast skorzystać z okazji do rozpoczęcia nowego rozdziału w stosunkach bilateralnych, włodarz Kremla zdecydował się na inny ruch. Rosja Obamę testuje i prowokuje, tak jak to robił ZSRR z Johnem Kennedym. Niewątpliwie zapowiedź rozmieszczenia rakiet Iskander w Kaliningradzie jest właśnie taką próbą.

Oczywiście to nie jedyne „działanie zaczepne” w stosunku do nowego prezydenta. Ostatnio kilka ekip śledczych z Unii Europejskiej i NATO pod nadzorem oficera amerykańskiego przebywało w Tallinie, żeby ocenić skalę zdrady, postrzeganej jako najpoważniejszy przypadek szpiegostwa przeciwko NATO od czasu zakończenia zimnej wojny. Wszystko za sprawą estońskiego szpiega, który mógł przekazać wywiadowi rosyjskiemu tajne informacje o amerykańskiej tarczy antyrakietowej i metodach obrony przed atakami cybernetycznymi.

61-letni Herman Simm, szef wydziału bezpieczeństwa estońskiego resortu obrony w latach 2000-2006, miał dostęp do ściśle tajnych dokumentów Estonii i innych krajów członkowskich Sojuszu. Simm stał na czele rządowych delegacji, prowadzących rozmowy na temat ochrony przepływu tajnych informacji. Uczestniczył w opracowywaniu unijnych i NATO-wskich systemów ochrony danych. Przez wiele lat odpowiadał za wydawanie certyfikatów dostępu.

Simm wpadł, kiedy zaczął się zachowywać nieostrożnie - kupił kilka atrakcyjnych nieruchomości, łącznie z farmą nad Bałtykiem i wielką willą w Tallinie. Również jego oficer prowadzący, udający hiszpańskiego biznesmena, okazał się nieostrożny - próbował zwerbować kolejnego Estończyka, ale ten poinformował o tym władze. Estoński kontrwywiad zaczął wtedy szczegółowo rekonstruować działania rzekomego Hiszpana. Jeden ze śladów prowadził do agenta w NATO.

Na tym jednak nie koniec rosyjskich prowokacji. Niedawno zaatakowano komputery sztabu Centralnego Dowództwa wojsk USA, który nadzoruje działania sił amerykańskich w Iraku i Afganistanie. Wojskowe komputery w USA są częstym celem hakerów, ale tym razem agresorzy zastosowali „złośliwy software”, specjalnie zaprojektowany do uszkadzania militarnych sieci komputerowych. Pentagon nikogo publicznie nie oskarżył, eksperci zwracają jednak uwagę, że do „incydentu” doszło w okresie rosnącego napięcia w stosunkach USA-Rosja, m.in. w związku z amerykańskimi planami umieszczenia w Polsce i Czechach baz tarczy antyrakietowej.

Morska supremacja

Jak na razie Stany Zjednoczone odnoszą się do prowokacji Kremla w sposób wyjątkowo asertywny i koncyliacyjny. Nie jest to jednak polityka przynosząca Waszyngtonowi sukcesy. Po szybkim zwycięstwie nad Gruzją Rosja próbuje przekonać świat, że jej militarne możliwości dorównują jej imperialnym apetytom. Niedawno dowódca rosyjskiej marynarki wojennej admirał Władimir Wysocki i syryjski generał Taleb Al-Barri zapowiedzieli rozwój współpracy wojskowej między flotami obu państw. Jednym z głównych tematów wizyty delegacji syryjskiej w Rosji była perspektywa rozwoju infrastruktury w porcie Tartus. Według rosyjskiej prasy, marynarka wojenna Rosji chce aktywniej wykorzystywać syryjskie porty, aby wzmocnić swą obecność w basenie Morza Śródziemnego. Moskwa prowadzi także z Suchumi rozmowy o utworzeniu w Abchazji bazy dla części okrętów Floty Czarnomorskiej stacjonującej na Ukrainie oraz planuje wybudować port na jemeńskiej wyspie Sokotra.

Bazy morskie są Rosji potrzebne, bo aktywność floty w przyszłości, jak zapowiada MON, ma tylko rosnąć. Resort planuje, że do 2025 roku Rosja będzie mieć kilka grup lotniskowców. Do tego czasu na służbę zostanie przyjęta również eskadra nowoczesnych atomowych okrętów podwodnych, uzbrojonych w nieuchwytną ponoć dla obrony przeciwrakietowej rakietę balistyczną. Każda z tych jednostek, jak grożą admirałowie, jedną salwą swych rakiet będzie mogła zdmuchnąć z powierzchni ziemi połowę dużych miast USA.

Rosja planuje także zwiększenie obecności wojskowej w Arktyce. Poinformował o tym szef  głównego zarządu szkolenia bojowego rosyjskiej armii gen. Władimir Szamanow. Wojskowy zapowiedział, że rosyjskie siły zbrojne zabezpieczą interesy Rosji w Arktyce. Poinformował, że resort obrony określi wkrótce zadania tych sił, dotyczące m.in. zagospodarowania szelfu, i że Rosja ma wiele jednostek i oddziałów przygotowanych do zadań w regionach północnychi arktycznych. Generał zapowiedział również, że w letnim okresie szkoleniowym resort obrony chce zwiększyć zasięg działania sił podwodnych Floty Północnej i obecność marynarki wojennej FR na oceanach Atlantyckim, Spokojnym i Arktycznym.

O tym, że Moskwa rozpoczyna morską ofensywę, przekonaliśmy się dobitnie we wrześniu ubiegłego roku. Płynące do Wenezueli rosyjskie okręty wojenne niespodziewanie zawitały na Morze Śródziemne. Cieśninę Gibraltarską przepłynęło kilka jednostek, w tym atomowy krążownik rakietowy „Piotr Wielki” i okręt do zwalczania okrętów podwodnych „Admirał Czabanienko”. Okręty odwiedziły wiele portów, w tym libijski Trypolis i syryjski Tartus.

Jak się później okazało, był to jedynie początek „demonstracji siły”. Jej kulminacyjnym momentem była wizyta Dmitrija Miedwiediewa na Morzu Barentsa. Z pokładu jedynego rosyjskiego lotniskowca „Admirał Kuzniecow” prezydent obserwował odpalenie przyjętej na uzbrojenie marynarki wojennej Rosji w 2007 roku rakiety balistycznej RSM-54 Siniewa. Pocisk ten może w końcowej fazie lotu zmieniać trajektorię balistyczną na kurs manewrowy, co ma wprowadzać w błąd systemy antyrakietowe.

Siniewa została wystrzelona z okrętu podwodnego o napędzie atomowym „Tuła”. Po raz pierwszy w historii celem dla Siniewy nie był poligon Kura, lecz rejon równika na Oceanie Spokojnym. Rosyjska marynarka wojenna nie sprecyzowała, gdzie konkretnie spadła ćwiczebna głowica. Przekazała tylko, że nastąpiło to na wodach międzynarodowych, które na czas manewrów zostały zamknięte dla nawigacji i lotów. Miedwiediew nie ukrywał zadowolenia z wyników tej próby. Ujawnił, że rakieta pokonała odległość ponad 11 tys. kilometrów, co - jak podkreślił - jest rekordem Siniewy.

Zbrojeniowa restituta

Następca Władimira Putina kładzie silny nacisk na rozwój morskich sił zbrojnych. Nowa doktryna wojenna, którą podpisał Dmitrij Miedwiediew, zakłada, że do 2016 roku Rosja w pełni zmodernizuje morską część „nuklearnej triady”. Główną częścią zmodernizowanej floty mają być atomowe łodzie podwodne klasy „Borey”, wyposażone w 16 pocisków balistycznych Buława, które mogą przenieść nawet 10 głowic nuklearnych o mocy 550kT na odległość 8 tys. kilometrów. Rosjanie twierdzą, że dzięki nieprzewidywalnym zmianom trajektorii lotu są one niemal niemożliwe do zestrzelenia przez systemy obrony przeciwrakietowej. Pierwszy okręt klasy „Borey” już przystępuje do służby, a w budowie znajdują się kolejne dwa. W przyszłym roku do służby wejdzie też pierwsza wielozadaniowa łódź podwodna, a w budowie jest również kilka okrętów o napędzie konwencjonalnym.

Obecnie po oceanach świata pływa najwięcej rosyjskich okrętów od czasów zimnej wojny. Ledwie zakończyły się manewry u wenezuelskiego prezydenta Hugo Chaveza, a kolejne okręty rosyjskiej marynarki wojennej wypłynęły z portu. Tym razem z Władywostoku na Oceanie Spokojnym popłynęły do Indii, gdzie uczestniczyły w ćwiczeniach „Indra 2009”. Udział we wspólnej akcji wzięły m.in. niszczyciel „Admirał Winogradow”, holownik ratunkowy „Fotij Kryłow” i dwa tankowce „Pieczenga” i „Borys Butoma”. Do rosyjsko-indyjskich manewrów dołączyły także okręty Floty Północnej, w której skład wchodzą min. lotniskowiec „Admirał Kuzniecow” i niszczyciel „Admirał Lewczenko”.

Wyczekiwanie reakcji

Rosjanie sprawdzają reakcję Waszyngtonu nie tylko na „morskim teatrze działań”. Ostatnio Moskwa i Pekin uruchomiły bezpośrednią linię telefoniczną między sztabami generalnymi swoich sił zbrojnych. Rozmowę inauguracyjną przeprowadzili generałowie Nikołaj Makarow i Chen Binde. Dotyczyła ona m.in. sytuacji międzynarodowej i regionalnej oraz rozwoju kontaktów dwustronnych, w tym współdziałania w walce z piractwem.

Kreml rozpoczął także dostawy rakietowego systemu obrony powietrznej S-300 dla Iranu, co pomoże Teheranowi odpierać izraelskie bądź amerykańskie ataki na irańskie obiekty nuklearne. System S-300 jest w stanie śledzić równocześnie 100 celów i zwalczać samoloty na odległość do 120 kilometrów. W październiku rosyjskie MSZ zaprzeczyło spekulacjom mediów o sprzedaży systemu przez Moskwę, dodając, że kraj nie ma zamiaru dostarczać broni do „niespokojnych regionów”. Jednak ostatnio rosyjska agencja RIA-Nowosti zacytowała „poufne źródła”, które stwierdziły, że Rosja wywiązuje się z kontraktu na system S-300 z Iranem. Podobne informacje napłynęły z Afryki. - Rosja sprzedała Sudanowi 12 myśliwców MiG-29 - poinformował minister obrony Sudanu Abdul Rahim Mohammed Husejn. Dodał, że w razie potrzeby zawarte zostaną nowe kontrakty wojskowe między obu krajami.

Kreml przyszykował też inne wyzwanie dla nowej administracji USA. Rosja - mimo kryzysu - ma zamiar w tym roku wysłać w kosmos 39 obiektów. To światowy rekord. O pozaziemskich ambicjach poinformował Anatoli Perminov. Szef Rosyjskiej Agencji Kosmicznej stwierdził również, że nie będzie żadnych zmian w narodowym programie satelitarnym Glonass. Rosjanie chcą wysłać w przestrzeń kosmiczną dwa razy po trzy satelity. W ramach programu Glonass w kosmosie znajduje się obecnie 19 satelitów. System zakłada obecność w przestworzach 42 satelitów dla poprawy nawigacji na terenie Rosji oraz na całym świecie.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.