Michał Kędzierski: Jak Kreml walczy o umysł Niemca
Ukraina jest winna konfliktu w Donbasie, Rosja otoczona przez Zachód musi się bronić, USA planują nową wojnę i wspólnie z Polską torpedują współpracę niemiecko-rosyjską – taki przekaz ma podważyć zaufanie Niemców do swoich elit. Na wojnę propagandową za naszą zachodnią granicą Kreml rzuca nowe siły – telewizję RT Deutsch.
Nie od dzisiaj wiadomo, jak ogromne znaczenie dla Rosji mają Niemcy. Już od lat 90. Berlin nazywano adwokatem interesów Moskwy na Zachodzie i sponsorem jej modernizacji, później pomostem łączącym Rosję z UE i motorem ich współpracy. Ze względu na swój potencjał Niemcy są postrzegane w Moskwie jako jeden z niewielu równoprawnych partnerów w Europie i klucz do Unii. Postawa Berlina szczególnie w ostatnich latach jest kluczowa dla wspólnych rozstrzygnięć w Brukseli. Kreml zdaje sobie z tego sprawę, dlatego inwestuje w dobre kontakty w Niemczech.
Stosunki niemiecko-rosyjskie zaczęły się jednak psuć na początku obecnej dekady, kiedy tradycyjnie bliższych Rosji socjaldemokratów w koalicji rządowej zastąpili liberałowie. Choć krytyczna postawa Berlina wobec antydemokratycznej polityki wewnętrznej Kremla coraz widoczniej dawała o sobie znać, współpraca, szczególnie gospodarcza, była kontynuowana. Przełomem okazały się wydarzenia na Ukrainie, a konkretnie brak gotowości Moskwy do redefinicji swojej polityki. W efekcie początkowo wstrzemięźliwa kanclerz Merkel stanęła na czele europejskich „nieprzejednanych”. Co ważne, polityka Merkel znajduje poparcie wśród rodaków. To właśnie oni stają się teraz celem rosyjskiej propagandy. Kreml chce wpłynąć na niemiecką opinię publiczną, trafiając do niej z własnym przekazem. W tym celu z końcem listopada otworzył niemieckojęzyczną telewizję RT (Russia Today) Deutsch.
Jej przekaz można zawrzeć w kilku zdaniach: Ukrainą rządzi faszystowska junta, której celem jest ukrainizacja i derusyfikacja kraju; USA ze swoją imperialną polityką są wrogiem zarówno dla Rosji, jak i dla UE; Rosja jest okrążana przez NATO, a jej działania są podyktowane troską o własne bezpieczeństwo; Niemcy – tradycyjni przyjaciele Rosji – są karmieni kłamliwą propagandą, której celem jest jej zohydzenie. Polska również ma swoją rolę jako najbardziej antyrosyjski kraj w Europie, na dodatek wspierający „faszystów z Kijowa”.
Ukraina winna za konflikt
W centrum zainteresowania leżą oczywiście wydarzenia ostatniego roku. W rocznicę pierwszych wystąpień na Majdanie RT Deutsch opublikowała trzyminutowy materiał, w którym nie pojawiają się żadne wzmianki o brutalnym rozpędzeniu studenckiej demonstracji, o rannych, o porywanych przez milicję, ani o późniejszych ofiarach śmiertelnych. W kontekście Majdanu mówi się zaś o chcącym odłączyć się od Ukrainy Krymie i o rewoltach na wschodzie kraju, gdzie obywatele sprzeciwili się „puczowi” w Kijowie. Ani słowa o zielonych ludzikach, ani słowa o rosyjskiej pomocy wojskowej dla separatystów. W ogóle słowo „Rosja” nie pada ani razu w całym materiale.
RT Deutsch rozsiewa natomiast różne teorie na temat katastrofy malezyjskiego samolotu nad Donbasem – od zestrzelenia go przez ukraińskie myśliwce, przez trafienie ukraińską rakietą ziemia-powietrze, po tezę, że wszyscy pasażerowie byli już martwi zanim wsiedli na pokład samolotu. To, co łączy wszystkie teorie, to brak jakichkolwiek prób szukania winy po stronie prorosyjskich separatystów.
Rosja broni przed „faszystowską juntą”
Częstym celem są zaś prozachodnie władze w Kijowie, które posądza się o krwiożercze zamiary względem ukraińskich Rosjan i rosyjskojęzycznych Ukraińców. Słowa prezydenta Poroszenki, kiedy mówił o nadziei na spadek poparcia lokalnej ludności dla separatystów wskutek problemów w aprowizacji i braku perspektyw, przedstawiono w taki sposób, że wynikało z nich, iż Poroszenko chce „wziąć Donbas głodem” i nie liczy się z losem mieszkańców. Komentarz okraszono zdjęciem małej dziewczynki klęczącej nad zwłokami matki (w domyśle zabitej przez Ukraińców). Jak się później okazało, kadr pochodził z rosyjskiego filmu wojennego „Szturm na twierdzę Brześć” z 2010 roku. W czasie rozmowy w talk show „Brakująca część” prowadząca Jasmin Kosubek nie reaguje, gdy jeden z gości, otwarcie prorosyjski publicysta Ken Jebsen, mówi o potrzebie powstrzymania „faszystów z Kijowa”, a następnie wspólnie oglądają fragment wywiadu z Władimirem Putinem, w którym prezydent Rosji mówi: „Ukraiński rząd chce tam wszystkich zniszczyć, wszystkich przeciwników politycznych i oponentów. Chcecie Państwo tego? My tego nie chcemy. I nie pozwolimy na to”. A więc Rosja obroni Ukraińców przed kijowską juntą.
Nowe ukraińskie władze próbuje się zdyskredytować na wiele sposobów. Jednym z nich jest próba przekonania Niemców, że nie mają szerokiej legitymacji w ukraińskim społeczeństwie. Podczas wizyty premiera Jaceniuka w Berlinie dużo miejsca poświęcono skromnej demonstracji przed Urzędem Kanclerskim. Protestujący, rzekomo Ukraińcy, podnosili hasła przeciw „wojennemu kursowi” rządu. „Jaceniuk nie mówi w naszym imieniu” – wołali demonstranci. Przekaz dla Niemców był jasny – nie wspierajcie nieodpowiedzialnych i pozbawionych legitymacji do rządzenia władz w Kijowie. Wszystko to w czasie, gdy Jaceniuk przyjechał prosić Berlin o finansowe wsparcie dla reform, co RT Deutsch podsumował tytułem: „Ukraiński premier w Berlinie chce więcej pieniędzy”.
Stany Zjednoczone są wszystkiemu winne
W zasadzie bez amerykańskich intryg nie doszłoby do rewolucji na Ukrainie, nie byłoby wojny, a przyjaźń niemiecko-rosyjska kwitłaby w najlepsze. W ogóle bez imperializmu USA świat byłby lepszy. Informację o nowych sankcjach i decyzji Kongresu o dostarczeniu broni dla Ukrainy RT Deutsch przedstawiła jako wkład w eskalację konfliktu i skwitowała dramatycznym pytaniem: „Kto powstrzyma USA?”. W innym materiale stacja przekonuje, że polityka USA wobec Ukrainy jest ukierunkowana na storpedowanie stosunków niemiecko-rosyjskich. Współpraca Niemiec i Rosji określona została przy tym jako „najgroźniejszy potencjał” dla USA. Michaił Gorbaczow, szanowany w Niemczech dzięki zasługom dla zjednoczenia kraju, przekonuje zaś widzów, że Ameryka potrzebuje własnej „pierestrojki”. Cel jest jasny – podważenie współpracy na linii Berlin-Waszyngton.
Podporządkowany USA Pakt Północnoatlantycki wraca do polityki zimnej wojny i otwarcie prowokuje Kreml – przekonuje RT. „Igranie z ogniem – nuklearne prowokacje NATO wobec Rosji” – brzmi tytuł materiału, który bazuje na artykule doradzającej rządowi berlińskiej fundacji SWP. Komentarz stacji brzmi: „W aktualnym studium [eksperci SWP, przyp. aut.] ostrzegają jednoznacznie, że nuklearna ekspansja NATO w Europie Wschodniej może wywołać trudną do kontrolowania dynamikę eskalacji”. Problem w tym, że wspomniany raport odnosił się do konfrontacyjnej polityki Moskwy, która przez liczne manewry, testy, retoryczne aluzje używa swojej broni atomowej jako instrumentu polityki. Komentarz autora studium Olivera Meiera nie pozostawia wątpliwości: „To nie zostało jedynie trochę przekręcone, to jest zupełne przeciwieństwo tego, co opisałem”. Manipulacja w czystym wydaniu.
Niemcy – ogłupiani przyjaciele
Nasi zachodni sąsiedzi przedstawiani są jako tradycyjni przyjaciele Rosji, którzy są jedynie ogłupiani przez zgodny front mediów w Niemczech. Jego celem ma być utrzymanie Niemiec w orbicie wpływów USA i zapobieganie nawiązaniu prawdziwego partnerstwa strategicznego na linii Berlin-Moskwa.
RT Deutsch szufladkuje niemieckich polityków według kategorii stosunku do Rosji. Najgorszą opinię ma prezydent Joachim Gauck, który ostro krytykuje Kreml do tego stopnia, że przez 3 lata nie złożył ani jednej wizyty w Rosji. Jedyną planowaną odwołał właśnie ze względu na antydemokratyczną politykę Putina. Jeszcze bardziej podpadł Rosjanom za zdecydowaną krytykę działań Rosji na Ukrainie i popieranie twardego kursu wobec Kremla. Stacja z lubością relacjonowała jeden z protestów przeciwników prezydenta, podczas którego oskarżano go o parcie do wojny z Rosją. Wspomniany Ken Jebsen straszył nawet, że „młodzi Niemcy niedługo będą znów wysyłani na front wschodni”. Jak kojarzy się on naszym zachodnim sąsiadom, nie trzeba raczej tłumaczyć.
Zgoła inaczej traktuje się polityków prorosyjskich i takich, którzy nawołują do „rozsądku i opanowania”. Z wielką satysfakcją odnotowano na przykład apel 60 przedstawicieli świata nauki, polityki, biznesu i kultury w Niemczech, którego tytuł brzmiał: „Nowa wojna w Europie – nie w naszym imieniu”. Tekst był wezwaniem do zrozumienia i kompromisu z Rosją.
Polska jako chronicznie antyrosyjski kraj wspierający kijowską juntę
RT Deutsch w swoim przekazie nie omija również Polski, której przypisuje rolę „konia trojańskiego” USA w Europie oraz jednego z głównych wichrzycieli na Ukrainie. Argumentacja Warszawy jest bagatelizowana jako stanowisko kraju chronicznie antyrosyjskiego, a więc nieobiektywnego, którego głównym celem jest torpedowanie współpracy niemiecko-rosyjskiej w imię niczym nieuzasadnionych obaw o swoje bezpieczeństwo.
Na dodatek Warszawa po kryjomu finansuje ukraińskich polityków. Na początku roku RT Deutsch doniosła, że w samolotach polskich linii lotniczych na trasie Warszawa-Lwów transportowano gotówkę, która trafiała „prawdopodobnie” do premiera Jaceniuka i jego otoczenia. Z ostrą krytyką spotkała się także awantura o brak zaproszenia dla Władimira Putina na obchody rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Niemieckim widzom zostało to przedstawione jako próba pisania historii na nowo i pozbawiania Rosjan zasług z okresu II wojny światowej.
Nie przekonywać, lecz dyskredytować
Sama redakcja RT Deutsch mówi o uzupełnianiu niemieckiego krajobrazu medialnego o treści, które są „przemilczane lub wycięte”. „Naszym celem jest pokazanie manipulacji mediów (…). Pokazujemy brakującą część całości” – piszą na swojej stronie internetowej, chwaląc się przy tym sukcesami Russia Today na świecie – ponad 600 milionami widzów w ponad 100 państwach. Władimir Putin, który w 2015 roku podniósł budżetową dotację dla RT o 40 proc. chwali zaś „stworzenie absolutnie niezależnego nadawcy informacyjnego”, który ma „przełamać anglosaski monopol na przepływ informacji na świecie”.
„To przerażające, jak tam kłamią i wypaczają [rzeczywistość – przyp. aut.]” – napisał z kolei publicysta „Die Zeit” Carsten Luther. Politolog Stefan Meister z renomowanego Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP), który zajmuje się Rosją, tłumaczy, że RT Deutsch jest częścią wielkiej kampanii informacyjnej w Niemczech. Zadaniem telewizji jest „zaatakowanie i zakwestionowanie pluralistycznego systemu medialnego i wzbudzenie przekonania, że wszystkie media kłamią” – mówi Meister i dodaje, że w tym celu stacja specjalnie wybiera tematy, które podkopują zaufanie do zachodniego systemu demokratycznego. Nie chodzi zatem o przekonanie Niemców do rosyjskiego punktu widzenia, tylko o zasianie wątpliwości co do polityki Zachodu i zachodnich polityków. W demokratycznym systemie utrata zaufania może przecież skutkować nawet utratą władzy.
Póki co zdecydowana większość Niemców pozostaje wierna zachodniemu widzeniu rzeczywistości i patrzy na współczesną Rosję krytycznymi oczyma. W grudniowym wydaniu sondażu DeutschlandTrend aż 76 proc. ankietowanych uznało, że Kremlowi nie można ufać, a tylko 20 proc. widzi w Moskwie wiarygodnych partnerów. 61 proc. zgodziło się nawet ze stwierdzeniem, że należy zaostrzyć politykę sankcji. Co jednak znamienne dla Niemiec, w społeczeństwie znaleźć można również pewne pokłady zrozumienia dla Rosji. 51 proc. pytanych przyznało, że jest w stanie zrozumieć poczucie zagrożenia, czytaj okrążenia Rosji przez NATO. 67 proc. sprzeciwia się zaś przyjęciu Ukrainy do Sojuszu, widząc w tym złamanie równowagi w Europie na niekorzyść Moskwy. Taka postawa, łącząca w sobie krytyczną ocenę Kremla z pewną wyrozumiałością, jest charakterystyczna również dla obecnej polityki Berlina wobec Moskwy. Jej zmiana w jakiejś mierze uzależniona jest od nastrojów społeczeństwa. Czy rosyjska propaganda w Niemczech może to zmienić? W krótkim okresie wydaje się to niemożliwe. Szef stacji Iwan Radionow przyznaje jednak, że RT Deutsch nastawia się na długą drogę.
Michał Kędzierski
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach Przeglądu Spraw Międzynarodowych NOTABENE (marzec-kwiecień 2015)