Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Bezpieczeństwo Opinie Unia Europejska Grzegorz Gogowski: Flaga wystarczy. Obserwacja brytyjskiej postawy wobec konfliktu w Mali

Grzegorz Gogowski: Flaga wystarczy. Obserwacja brytyjskiej postawy wobec konfliktu w Mali


04 luty 2013
A A A

„Rosnące zaangażowanie w Mali nasuwa skojarzenia z operacją w Sierra Leone, gdzie początkowo wysłaliśmy niewielkie siły, a z czasem przejęliśmy całość operacji Narodów Zjednoczonych” – stwierdził kilka dni temu ekspert Royal United Services Institute - Matthew Jamison. Choć Londyn konsekwentnie zwiększa swoje zaangażowanie, na dzień dzisiejszy wydaje się mało prawdopodobne aby Brytyjczycy pragnęli odgrywać w Mali pierwszoplanową rolę.

W dniu, w którym zasiadam do pisania poniższego opracowania (29 stycznia), Downing Street poinformowało, że wyśle do Afryki Zachodniej personel wojskowy liczący około 330 osób. Jest to kolejna w ostatnich dniach decyzja świadcząca o rosnącym zainteresowaniu Brytyjczyków rozwojem sytuacji w Mali. Początkowo Wielka Brytania wsparła nieposiadającą odpowiedniej floty transportowej Francję dwoma ciężkimi samolotami transportowymi C-17 Globemaster III, które są obecnie wykorzystywane do przewozu do Bamako sprzętu wojskowego i personelu. Następnie, we wtorek 15-go stycznia brytyjska Rada Bezpieczeństwa Narodowego zatwierdziła logistyczne, wywiadowcze i dyplomatyczne wsparcie dla francuskiej akcji w Mali. Jedenaście dni później minister obrony Philip Hammond poinformował o wysłaniu do Mali samolotu zwiadu elektronicznego Sentinel R1, który będzie operował z amerykańskiej bazy lotniczej w Senegalu. Kilka dni temu Brytyjski Guardian donosił również o obecności w Mali brytyjskich sił specjalnych oraz agentów wywiadu. Kolejnym krokiem Brytyjczyków jest wspomniana decyzja o rozmieszczeniu personelu wojskowego w regionie Afryki Zachodniej. Według BBC spośród blisko 330 osób wchodzących w skład grupy ekspedycyjnej, 200 osób trafi do anglojęzycznych państw zachodnioafrykańskich, pozostali zaś będą zostaną rozmieszczeni w Mali gdzie będą pełnić obsługę brytyjskiego samolotu zwiadowczego i transportowców, a także szkolić miejscowych żołnierzy.

Oferując Francji m.in. pomoc logistyczną, Wielka Brytania realizuje jeden z zapisów traktatów o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa podpisanych przez oba państwa w listopadzie 2010 roku. Niezwykle istotnym jest fakt, że Wielka Brytania kategorycznie odrzuca możliwość uczestnictwa swoich żołnierzy i funkcjonariuszy w jakichkolwiek działaniach wojennych, o czym premier David Cameron informował już w dniu 14 stycznia, a więc na długo przed podjęciem oficjalnej decyzji o ich rozmieszczeniu. Podstawowym zadaniem Brytyjczyków zarówno w Mali jak i krajach ościennych będzie więc pomoc w szkoleniu lokalnego personelu w walce z islamistami.

Warto podkreślić, że współpraca francusko-brytyjska w zakresie konfliktu w Mali (podobnie jak wcześniejsza w Libii), której podstawą prawną są wspomniane Traktaty Londyńskie, odbywa się poza strukturami Unii Europejskiej. Wielka Brytania wesprze jednak również inicjatywę w ramach Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony - 40 brytyjskich żołnierzy zasili bowiem unijną misje szkoleniową UE w Mali, która ma rozpocząć się na przełomie pod koniec lutego. Podczas przemówienia w Izbie Gmin, minister Hammond poinformował również, że Zjednoczone Królestwo przekaże państwom zachodnioafrykańskim pomoc finansową w wysokości 5 milionów funtów[1].

Potrząsanie gniazdem szerszeni?

Decyzja gabinetu Davida Camerona o włączeniu się w proces rozwiązywania problemu malijskiego nie zyskała poparcia wśród brytyjskiej opozycji. Zdaniem niektórych deputowanych powinna ona zostać uprzednio ogłoszona deputowanych Parlamencie. Przykładowo, laburzystowski poseł Paul Flynn skrytykował brytyjską interwencję, porównując ją do potrząśnięcia gniazdem szerszeni i wyrażając obawę, że islamscy terroryści mogą podjąć działania odwetowe. Flynn dodał również: "Te wojskowe interwencje zawsze zaczynają się po cichu, ale po pewnym czasie, gdy sytuacja nie rozwija się tak, jak zaplanowano, jesteśmy wciągani w kolejną kosztowną wojnę, której końca nie widać". Myślę jednak, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Brytyjska percepcja konfliktu malijskiego wydaje się zasadniczo odmienna niż w przypadku pozornie podobnych: wojny w Libii, czy wspomnianej we wstępie misji UNAMISL w Sierra Leone w 2000 roku. Wielka Brytania odczuwająca zwiększoną odpowiedzialność za globalną stabilność stanęła wówczas na czele międzynarodowych koalicji działających pod międzynarodowymi sztandarami (NATO w przypadku Libii i ONZ w Sierra Leone). Obecnie w Mali, ewidentnie dowodzą natomiast Francuzi. Brytyjskie elity polityczne, a także dowódcy wojskowi na dzień dzisiejszy nie zamierzają zbytnio angażować się w ten konflikt, gdyż postrzegają go jako "wewnątrz-francuski" problem. Zadanie rozwiązania problemu islamskich terrorystów na północy Mali to zdaniem Brytyjczyków przede wszystkim zadanie państw zachodnioafrykańskich oraz Francji. Dlatego też zaangażowanie Zjednoczonego Królestwa, choć potrzebne i przynoszące wymierne korzyści, moim zdaniem ma raczej charakter symboliczny. Ponieważ, podobną postawę przyjęły także inne państwa, wokół przejmującej na siebie główny ciężar Francji nie powstała międzynarodowa operacja wojskowa, a raczej swoista "koalicja chętnych" zjednoczona przez zagrożenie płynące od terrorystów z północy Mali.

W tym miejscu nasuwa się pytanie, jak oceniać taką postawę Wielkiej Brytanii? Wydaje się, że Brytyjczycy byliby w stanie w większym stopniu zaangażować się w rozwiązanie problemu malijskiego. Warto przypomnieć, że we wspomnianych traktatach o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa znajduje się zapis o wspólnych połączonych siłach ekspedycyjnych (Combined Joint Expeditionary Force), które mogłyby zostać rozmieszczone i wykorzystane w Mali. Jeśliby jednak wierzyć wypowiedziom brytyjskich polityków, ich wkład w działania w Afryce jest na bieżąco uzgadniany z Paryżem. Można zatem założyć, że Francuzi świadomie zdecydowali się na samodzielne rozwiązanie problemu Azawadu, choć nie można również wykluczyć, że powściągliwa postawa Londynu skutecznie powstrzymała ewentualną francuską prośbę o zwiększenie brytyjskiego zaangażowania. Postawa Wielkiej Brytanii wobec konfliktu w Mali nasuwa moje skojarzenia na przykład odmowy brytyjskiego zaangażowania w wojnę w Wietnamie. Ówczesny premier Harold Wilson zdawał sobie sprawę, że Amerykanom nie zależy na wysłaniu dużego kontyngentu wojsk, ale na "brytyjskiej fladze", czyli poparciu moralnym i politycznym. Wydaje mi się, że w odróżnieniu od przytoczonego przykładu, obecne władze uznają, że deklaracje pełnego politycznego i moralnego poparcia dla walki z afrykańskim terroryzmem (czyli wspomniana "brytyjska flaga") wystarczą, podczas gdy wysiłek militarny należy pozostawić sojusznikom.

Z drugiej strony, nie można winić Wielką Brytanię za w istocie pragmatyczną postawę. W świadomości Brytyjczyków wydaje się wciąż funkcjonować relikt ery kolonialnej - postrzegają oni Mali jako francuską strefę wpływów, wobec czego nie chcą dublować tam działań swojego sojusznika. Ponadto, władze brytyjskie zdają sobie sprawę, że wysłanie swoich żołnierzy do boju (zwłaszcza w celu rozwiązania "cudzego" problemu) najprawdopodobniej spotkałoby się z krytyką opinii publicznej. Należy pamiętać, że brytyjskie społeczeństwo odczuwa swoiste zmęczenie wielokrotnym udziałem wojsk Zjednoczonego Królestwa w konfliktach z dala od własnych granic, a zwłaszcza misją ISAF w Afganistanie. Nie bez znaczenia jest również czynnik finansowy. Kolejna misja ekspedycyjna stanowiłaby kolejny duży wydatek dla i tak już obciążonego budżetu obronnego Wielkiej Brytanii.

Strategia na przyszłość?

W opublikowanym w 2010 roku Strategicznym Przeglądzie Obrony i Bezpieczeństwa zapisano, że Wielka Brytania będzie selektywnie angażować swoje wojska poza własnymi granicami. Warunkami sine quo non udziału brytyjskich żołnierzy w międzynarodowej operacji wojskowej są m.in. zbieżność z kluczowymi interesami Zjednoczonego Królestwa, możliwość precyzyjnego określenia jej strategicznego celu oraz strategii wyjścia, a także proporcjonalność pomiędzy polityczno-ekonomicznymi kosztami, a potencjalnymi korzyściami. Bez wątpienia, ostatnie ze wspomnianych zapisów są bezpośrednio związane z negatywnymi oświadczeniami płynącymi z udziału brytyjskich żołnierzy w misji w Afganistanie. Zmęczenie brytyjskiej opinii publicznej operacją afgańską spowodowane oczywistym poczuciem braku sensu i świadomością poniesionej porażki jest dodatkowo pogłębiane liczbą poległych, która wciąż rośnie i wynosi obecnie 440 żołnierzy. Wydaje mi się, że swoista "afgańska trauma" będzie w najbliższych latach czynnikiem zniechęcającym brytyjskie władze do wysłania swoich żołnierzy do walki na cudzej ziemi.

Niejako zapowiedzią przyszłej powściągliwej postawy Brytyjczyków było wystąpienie ministra Philipa Hammonda w Izbie Gmin w dniu 29 stycznia. Szef resortu obrony oznajmił wówczas, że brytyjska postawa w Mali powinna stanowić modelowe rozwiązanie wykorzystywane w przyszłości. Hammond podkreślił, że w przypadku państw upadłych (takich jak Mali czy Somalia), Wielka Brytania powinna skupić się raczej na pomocy miejscowym rządom w samodzielnym rozwiązywaniu ich problemów, niż na wysyłaniu do walki własnych uzbrojonych wojsk lądowych. Choć europejska pomoc w szkoleniu miejscowych służb oraz w reformowaniu sektora bezpieczeństwa jest bez wątpienia potrzebna, to nasuwają się dwa pytania. Po pierwsze: jak długo muszą trwać takie reformy i szkolenia by efekty okazały się wymierne? I po drugie, czy taka skupiająca się przede wszystkim na asystowaniu i szkoleniu postawa Europejczyków może być rzeczywiście efektywna w kontekście tak dużego zagrożenia jak terroryzm w Afryce? Wydaje mi się, że na dzień dzisiejszy Brytyjczycy nie udzielają na te pytania żadnej odpowiedzi.

 

Przypisy:

[1] 2 miliony zostaną przeznaczone zostanie na budowę struktur politycznych w Mali, pozostałe 3 miliony stanowić będą wsparcie dla misji międzynarodowej misji wojskowej AFISMA zorganizowanej przez państwa Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej ECOWAS