Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Michał Cyran: Węgierski król

Michał Cyran: Węgierski król


30 marzec 2010
A A A

Niecałe dwa tygodnie pozostało do pierwszej tury wyborów parlamentarnych na Węgrzech. Wtedy wódz obejmie tron.


Przeprowadzony nie tak dawno sondaż umieścił Węgry w czołówce listy państw, w których poparcie dla autorytarnych rządów jest największe. Takie wyniki potwierdzają badania preferencji wyborczych przed jedenastym kwietnia, kiedy do urn wpadnie sporo kart popierających Fidesz i Jobbik (JMM).

To fakt – rządząca od 2002 roku socjaldemokracja (MSZP) rozpoczęła swój zjazd niebawem po zwycięstwie cztery lata temu. Ferenc Gyurcsany, ówczesny premier, przyznał wtedy, że sytuacja gospodarcza nad Dunajem jest, delikatnie mówiąc, fatalna. Ludzie wyszli na ulicę, a ich liderem był nie kto inny jak Victor Orban – obecny pewniak na szefa rządu. Skierował on cały gniew na lidera MSZP, ciesząc się przy tym, że nie musi jednak rządzić krajem znajdującym się tuż nad przepaścią. Za miesiąc będzie musiał, ale i tym razem się cieszy. Przepowiednie dają Fideszowi dwie trzecie, a jeśli się spełnią, partia otrzyma siłę potrzebną do zmiany konstytucji. Wracając jednak do autorytarnych zapędów…

Państwo to ja

Trwająca kampania upływa pod znakiem twardej ręki. Nie jest istotne, kogo weźmiemy pod lupę - Fidesz czy JMM. Oczywiście nadal pojawiają się socjaldemokraci, ale umówmy się – dla nich niestety problemem jest utrzymać drugie miejsce, które coraz częściej sondaże przekazują Jobbikowi. Zatem Victor Orban i Gabor Vona.

Pierwszemu marzą się rządy jednopartyjne. Niedawno, w jednym z wywiadów, rozprawiał o końcu walk pomiędzy obozami i przejęciu monopolu na władzę, dzięki czemu jego partia wreszcie nakieruje Węgry na długofalowe cele. Wspominał coś o piętnastu latach – optymista. Jednak tegoroczne zwycięstwo ma niemal pewne, a co za tym idzie, przejmie berło. Bo Fidesz to Orban, a Orban to Fidesz, jak przystało na partię wodzowską. Był na Węgrzech Franciszek Józef I. Był Miklos Horthy. Czyżby na scenę wchodziła kolejna, długoletnia era autorytarnych rządów? Gdyby ten monopol przekuł demokrację w totalną ekskluzję, wtedy opozycja straci rację bytu, a pluralizm okaże się fikcją. Lider raczej by się nie przejął. W końcu jego wizerunek, to obraz ojca narodu, na którego Węgry - według szefa Fideszu - czekały przynajmniej od czasu Kadrosa. Bo chociaż z tym ostatnim Orban oczywiście by się nie utożsamił, to wbrew pozorom wiele ich łączy. Wódz Victor reprezentuje rzekomo interesy wszystkich Węgrów. Niewątpliwie w swoim mniemaniu, bo jednak do pełnego poparcia nadal mu trochę brakuje. Pytanie samo się nasuwa: cóż więc z pozostałymi, niereprezentowanymi przez nowego króla?

Opozycja przeciw Trianon

O etykietę prawdziwej opozycji walczy kilka partii, jednak realne szanse ma tylko Jobbik. Ten nowy rozdział węgierskiej sceny zaskoczył w czerwcu ubiegłego roku, kiedy w wyborach do Parlamentu Europejskiego JMM zdobyli praktycznie 15 procent, czym zmusili do myślenia nie tylko upadającą MSZP, ale również obserwatorów naddunajskiej polityki. To coś zupełnie nowego – cios w Orbana nadszedł nie z lewa, a z prawa, aczkolwiek nie jest to atak w stylu socjaldemokratów. Chociaż wodzostwo Gabora Vony ma nieco inny smak, on także – podobnie jak Orban - rozpoczął marsz po narodowy interes. Między oboma znalazłoby się sporo punktów stycznych, a lider Jobbiku po prostu śmielej wyraża swoje myśli w sposób, jaki nie wypada przywódcy Fideszu. Retoryka została wycelowana w kierunku dawnych węgierskich ziem, które należą dziś do Słowaków, Rumunów, Ukraińców, Serbów i Chorwatów. Wystarczy posłuchać, co na temat traktatu w Trianon (1920 rok, pogrzebał on nadzieje na Wielkie Węgry) mają do powiedzenia członkowie partii, aby przekonać się, jaki jest ich duch. Dostaje się oczywiście obcym: Żydom, Romom i wszystkim mniejszościom, które według Vony nękają Węgrów. Politycy obozu zaliczyli co prawda kilka wpadek , które usunęły niektórych z partii, mimo to grupa nadal trzyma się mocno. Wisienką na torcie jest jednak inny pomysł. Jobbik uznał, że państwu potrzebna jest nowa konstytucja, której symbolem będzie Korona Świętego Stefana (insygnium koronacyjne królów Węgier od XI wieku do 1916 roku). Według takiego dokumentu na czele państwa stanie jeden przywódca – wódz, zdolny obronić wszystkich prawdziwych rodaków. Widać tu częściową analogię do Orbana – on też chciałby tak zmodyfikować system, aby wynieść siebie na szczyt.

Węgry to kraj mocno podzielony. Historia polityczna dostarcza tematów, które pchają w objęcia nowych liderów coraz większą liczbę wyborców. Obecna sytuacja gospodarcza tylko w tym pomaga. Wielu ludzi z prowincji żyje na granicy ubóstwa, a rządzący dotychczas politycy nie zaoferowali im skutecznych narzędzi, które likwidowałyby tę nędzę. Tym samym mniejszość romska natychmiast znalazła się na celowniku. Deficyt stabilności to wymarzona sytuacja dla wodza. Gorzej, gdy ów król uzna opozycję za zbędną.