Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Społeczeństwo Konrad Pędziwiatr: Karykatury Mahometa i muzułmańskie społeczeństwo obywatelskie

Konrad Pędziwiatr: Karykatury Mahometa i muzułmańskie społeczeństwo obywatelskie


28 luty 2006
A A A

Płonące ambasady Danii i Norwegii w Syrii. Przedstawicie Unii Europejskiej opuszczający w pośpiechu Strefę Gazy. Muzułmański tłum wymachujący karabinami przed kamerami telewizyjnymi i grożący Europejczykom śmiercią za publikacje karykatur. Te obrazy wydają się idealnie wpisywać w huntingtonowską przepowiednię o nieuchronnym zderzeniu cywilizacji. Dlaczego więc śmiem twierdzić, że patrzenie na aferę z karykaturami proroka islamu, która w tym miesiącu była jednym z tematów nie schodzących z pierwszych stron gazet, jako na zderzenie cywilizacji, jest zakłamywaniem rzeczywistości? 

Karykatura afery karykatur z belgijskiego dziennika Le Soir - "To nie jest Mahomet". Kroll.

Nade wszystko dlatego, że poza muzułmańską ulicą i motłochem pokazywanymi z lubością przez telewizję, która szczególnie w naszym kraju jest głównym źródłem informacji o muzułmanach, jest jeszcze muzułmańska prasa, społeczeństwo obywatelskie i elity, których reakcje na publikacje muzułmańskich karykatur były o wiele bardziej stonowane. Żeby nie być gołosłownym, warto przytoczyć tutaj choćby kilka spośród setek głosów nie tylko z Europy, ale również z krajów gdzie muzułmanie stanowią większość obywateli.

Muzułmańscy intelektualiści o aferze

Dziennikarz ogólnoarabskiej gazety „Asz-Szark al-Ausat” Ahmad ar-Rabi pisał już 5 lutego, że „To, co robią niektórzy Arabowie i muzułmanie w odpowiedzi na przestępcze karykatury obrażające szlachetnego Proroka, przypomina raczej widowisko a nie obronę słusznej sprawy na miarę obrazy naszego Proroka”. Pytał też „co ma znaczyć spalenie flag Danii na Zachodnim Brzegu? Czy Duńczycy na okupowanych terytoriach palestyńskich nie zajmują się leczeniem chorych, pomocą potrzebującym dzieciom? Co mają wspólnego duńscy ochotnicy, którzy opuścili swoje domy, aby nam pomagać, z idiotycznymi karykaturami propagującymi rasizm i nienawiść?” (patrz tłumaczenie tekstu ar-Rabiego na Arabii.pl. To samo pytanie należałoby odnieść również do duńskich wolontariuszy którzy w pośpiechu musieli opuścić pakistańskie wioski dotknięte zeszłorocznym trzęsieniem ziemi.

W podobnym duchu wypowiadali się również liczni europejscy muzułmańscy intelektualiści. Brytyjski pisarz Ziauddin Sardar stwierdził na łamach jednego z krajowych dzienników, że afera karykatur „nie jest sprawą wolności wypowiedzi, ale relacji władzy”. Słusznie podkreślał przy tym, że gdy muzułmanie w Wielkiej Brytanii są w stanie przemawiać własnym głosem w krajowych mediach, to w innych krajach stanowią oni z reguły zmarginalizowaną mniejszość religijną, która nie posiada takich możliwości. Powoływanie się na wolność wypowiedzi wyśmiewając się z proroka islamu, w sytuacji gdy muzułmanie mają niewielkie możliwości odpowiedzi, jest jego zdaniem jawnym przykładem opresji. Autor wyemitowanego niedawno przez BBC filmu „Battle for Islam” („Walka o islam”) wskazuje jednocześnie na wiele podobieństw pomiędzy obecną demonizacją muzułmanów w Europie i przedwojenną demonizacją żydów, przestrzegając przed jej ewentualnymi rezultatami.

W zdecydowanej opozycji do muzułmańskiej polityki demonstracji i agresywnych reakcji wobec tych, którzy publikują karykatury, stanął również wnuk założyciela Braci Muzułmanów, niezwykle popularny w kręgach muzułmańskich elit w Europie kaznodzieja Tarik Ramadan. W artykule opublikowanym w dzienniku The Guardian (6 lutego), który został potem przedrukowany przez wiele innych gazet europejskich (m.in. przez belgijski Le Soir) pisał on między innymi, iż afera z karykaturami „nie jest symbolem konfrontacji świata Zachodu i Islamu, zasad rozumu z zasadami religii, ale przykładem konfliktu pomiędzy tymi którzy w obu światach są w stanie w spokoju powiedzieć kim są i co jest dla nich ważne odwołując się do argumentów rozumu bądź religii, oraz tymi którymi, których cechuje ograniczona percepcja „innego”, niepoddawalne żadnej dyskusji przekonanie o swej racji, oraz dążenie do pospiesznych konkluzji”. Te cechy zdaniem Ramadana charakteryzują niektórych intelektualistów, dziennikarzy i zwykłych ludzi zarówno w krajach muzułmańskich, jak i na Zachodzie. Ponadto Ramadan zachęcał do stworzenia przestrzeni dla poważnej, otwartej i pogłębionej debaty i spokojnego dialogu, który jest jedynym sposobem na wyrwanie się z zaklętego kręgu wzajemnych oskarżeń.

Muzułmański dziennikarz pracujący dla jednej z rozgłośni arabskich w Brukseli Mohsin Mouedden nawoływał natomiast wszystkich muzułmańskich obywateli Europy do tego, by tak jak potępiają karykaturowanie proroka islamu, równie zdecydowanie potępili pomysły jednej z gazet irańskich urządzenia konkursu karykatur na temat holocaustu. Jego zdaniem tylko w ten sposób europejscy muzułmanie mogą nadać swej walce przeciwko niesprawiedliwościom wymiar uniwersalny i dać wyraz swej moralności, muzułmańskości i odpowiedzialności. „Historia obozów koncentracyjnych jest częścią historii ludzkość w tym również muzułmanów” pisze Mouedden na stronie marokańskiej diaspory w Belgii (www.wafin.be). 

Nie skończyło się jednak tylko na deklaracjach słownych. W wielu stolicach europejskich zorganizowano demonstracje, na których zdecydowanie potępiano nie tylko przedrukowywanie karykatur proroka Islamu, ale również agresywne reakcje przeciwko nim. W Londynie taka pokojowa demonstracja zgromadziła ponad 10 tysięcy ludzi. Tymczasem w środowisku muzułmańskim w Brukseli krąży petycja podpisana przez ponad stu reprezentantów muzułmańskiego społeczeństwa obywatelskiego potępiająca w ostrych słowach akty przemocy wobec społeczności chrześcijańskiej w Nigerii, do których doszło na fali protestów przeciwko duńskim karykaturom. Jestem przekonany, że podobne petycje podpisała by rzesza muzułmanów również z innych stolic europejskich. W Europie Zachodniej możemy bowiem zaobserwować w ostatnich latach bardzo dynamiczny rozwój muzułmańskiego społeczeństwa obywatelskiego którego członkowie, muzułmanie urodzeni w Europie, z jednej strony nie pozwalają dyskusji publicznej na temat islamu przekraczać granic zdrowego rozsądku i wkraczać w strefę wyobrażonych mitów i koszmarów, a z drugiej, nie obawiają się rozmawiać otwarcie i krytycznie o problemach społeczności muzułmańskich i próbować je rozwiązywać.

Polska afera karykatur

Brak takiego muzułmańskiego społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju szczególnie silnie dało się odczuć podczas afery karykatur. Śmiem twierdzić, że gdyby takie społeczeństwo funkcjonowało to redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” pozostałby głuchy na wezwania „Frankfurter Allgemeine Zeitung” i nie przedrukowałby karykatur Mahometa „w imię ogólnoeuropejskiej solidarności przeciwko religijnym fanatykom, którzy nie zauważają różnicy pomiędzy żartem a bluźnierstwem”. W konsekwencji nie musiałby się potem kajać i przepraszać za to, co zrobił. Przedstawiciele muzułmańskich organizacji pozarządowych i stali uczestnicy debat publicznych uzmysłowiliby mu bowiem zawczasu, że przedrukowywanie obraźliwych dla muzułmanów obrazków Mahometa nie ma nic wspólnego z wolnością wypowiedzi, tak jak niewiele wspólnego z wolnością wypowiedzi miałoby szydzenie przez gazetę z Jana Pawła II, Matki Boskiej Częstochowskiej, czy jakiejkolwiek innej polskiej świętości. Oczywiście niektóre gazety i portale internetowe mogą to robić – bycie jedną z najczęściej cytowanych gazet w kraju do czegoś jednak obliguje.

Słabość muzułmańskich elit w naszym kraju dała się odczuć jednak nie tylko w okresie poprzedzającym publikację karykatur przez „Rzeczpospolitą”, ale również w debacie, jaką ona sprowokowała. Oprotestowanie przez główne organizacje muzułmańskie w kraju decyzji „Rzeczpospolitej” tu nie wystarczy. Należało się dynamicznie włączyć do dyskusji na ten temat na łamach gazet i stronach portali internetowych. Aby wyrobić sobie zdanie o muzułmańskim uczestnictwie w tej debacie wystarczy spojrzeć na głosy, które pojawiły się w tej sprawie na Arabii.pl. Wielka szkoda, że muzułmanie nie wykorzystali okazji, aby opowiedzieć o swoim stosunku do Mahometa własnymi słowami i o granicach wolności wypowiedzi. Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” swym lakonicznym oświadczeniem uzasadniającym przedrukowywanie karykatur nie postawił poprzeczki zbyt wysoko. Pewnie dlatego też rozliczne głosy, które pojawiły się na łamach „Rzeczpospolitej” tuż po publikacji karykatur nie siliły się na wyszukane argumenty.

Jedne wprowadzały czytelników w błąd sugerując że karykatury były przedrukowywane przez prasę brytyjską (w rzeczywistości w Wielkiej Brytanii nawet brukowce nie przedrukowały karykatur – o niektórych powodach takiej sytuacji traktuję w artykule „Mahomet, i żarty na bok” dotępnym w wersji elektronicznej na stronach polskiego radia) i Tony Blair w przeciwieństwie do Kazimierza Marcinkiewicza za to nie przepraszał (artykuł Jędrzeja Bieleckiego – Samotne przeprosiny Warszawy – „Rzeczpospolita” z 7 lutego 2006). Inne próbowały dowieść tezy, że generalnie im mniej obecności religii w przestrzeni publicznej tym lepiej, nie zważając kompletnie na ogromny, pozytywny wkład religii w tej przestrzeni (Janusz A. Majcherek – Nie tylko islam – „Rzeczpospolita” z 7 lutego 2006). Samego siebie przeszedł jednak profesor UW Jacek Hołówka, którym w swym artykule pt. Sprawa Mahometa (Rzeczpospolita z 8 lutego 2006) stwierdził m.in., że „Jeśli naprawdę myślimy, że islam nawołuje do walki z niewiernymi, to wolno karykaturę Proroka opublikować”. Przyjmując bowiem tok rozumowania Pana profesora można nabawić się poważnej schizofrenii. Profesor sugeruje bowiem, że jeśli mocno sobie coś wyobrazimy, to na pewno musi to być realne. To mi zakrawa na jakąś zwichrowaną wersję solipsyzmu, czyli poglądu filozoficznego głoszącego, że istnieje tylko jednostkowy podmiot poznający, cała zaś rzeczywistość jest jedynie zbiorem jego subiektywnych wrażeń. Wszystko zależy jednocześnie od tego kto i co sobie wyobraża. Jeśli profesor Hołówka jest przekonany o tym, że muzułmanie to barbarzyńcy to jego zdaniem daje mu to prawo do głoszenia tego całemu światu. Jeśli natomiast muzułmanie czują się zdegustowani szydzeniem z ich umiłowanego proroka, to w opinii Pana profesora, im się tylko wydaje, że są zdegustowani. „Muzułmanie nie zostali obrażeni, tylko postanowili poczuć się obrażeni” – dowodzi czołowy polski solipsysta.

Polskich muzułmanów wyręczyli w debacie na temat karykatur ludzie kościoła oraz osoby, które potrafią wykazać się wrażliwością religijną nie tylko w stosunku do własnej grupy religijnej. Na szczególną uwagę zasługują komentarze dominikanina ojca Jacka Salija, wykładowcy Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, oraz redaktora naczelnego miesięcznika „Więź” Zbigniewa Nosowskiego. Ten pierwszy zwrócił uwagę na to, że religia od zawsze odgrywała ważną rolę w sferze publicznej i nie należy na siłę jej z niej rugować. Zasugerował też, że „my Europejczycy, moglibyśmy czasem pomyśleć o tym, czy dezynfekowanie naszego życia publicznego z wymiaru religijnego (tak jakby religia była jakąś zarazą albo trucizną) nie pogłębia, może niepotrzebnie, przepaści, jaka nas dzieli od świata islamu (Dwie uwagi w sporze o karykatury – „Rzeczpospolita” z 8 lutego 2006)”. Redaktor naczelny „Więzi” przywołał natomiast rozróżnienie na „wolność od” i „wolność do”, przypominając, że ta pierwsza tworzy przestrzeń, którą należy dopiero wypełnić treścią i ważne jest żeby zrobić to mądrze, zgodnie ze wskazaniami „wolności do” (A mury rosną…„Rzeczpospolita” z 15 lutego 2006). Jego zdaniem Grzegorz Gauden całkowicie zapomniał o tej drugiej wolności, uzasadniając swoją decyzję o publikacji karykatur.

Co by było gdyby o. Jacek Salij i Zbigniew Nosowski postanowili milczeć? Zapewne przy następnej okazji profesor Jacek Hołówka, Janusz A. Majcherek i inne osoby przejawiające silne symptomy religiofobii, lub jednej z jej odmian – islamofobii, z jeszcze większym przekonaniem głosiliby swe idee. Czy również wtedy polscy muzułmanie będą się biernie przyglądać debacie? Obawiam się, że następnym razem grono ludzi którzy gotowi będą słuchać ich argumentów może być już o wiele węższe.


Konrad Pędziwiatr, autor książki "Od islamu imigrantów do islamu obywateli: muzułmanie w krajach Europy Zachodniej", „Nomos” Zakład Wydawniczy, Kraków 2005. Jest redaktorem portalu internetowego Arabia.pl.

Tekst "Karykatury Mahometa i muzułmańskie społeczeństwo obywatelskie" redakcja psz.pl otrzymała od autora. Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Arabia.pl.

Poglądy wyrażone przez autora niekoniecznie muszą się zgadzac z poglądami redakcji psz.pl.