Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Archiwum Europa, głupcze!

Europa, głupcze!


20 styczeń 2009
A A A

„Stanowisko Amerykanów wobec integracji europejskiej wydaje się być odbiciem ich wiary we własne przywództwo: kiedy Waszyngton czuje się silny, popiera integrację Europy; kiedy czuje się słaby, wydaje się wahać.”

C. Jean

 

Po ośmiu latach rządów George’a W. Busha jego prezydenturę 74 proc. Amerykanów ocenia jednoznacznie negatywnie. Niższym zaufaniem USA obdarzyły jedynie Richarda Nixona, kiedy to w 1974 roku popierało go zaledwie 23 proc. wyborców. Swoją drugą kadencję 43. prezydent Stanów Zjednoczonych kończy pozostawiając po sobie niezakończony konflikt w Iraku, pogrążoną w ruinie amerykańską gospodarkę oraz najgorsze od wielu lat stosunki z Europą. Smutny bilans.

Zanim jednak podpiszemy się pod druzgocącą krytyką ustępującego prezydenta, zastanowić powinniśmy się nad tym, co tak naprawdę wpłynęło na rezultaty jego rządów, z którymi teraz uporać będzie musiał się Barack Obama. Skoncentrujmy się przede wszystkim na linii USA – Europa i odpowiedzmy na pytanie, czy nad tak gwałtownym ochłodzeniem stosunków amerykańsko - europejskich powiewa flaga Stanów Zjednoczonych czy Unii Europejskiej.

Wyjątkowość stosunków amerykańsko – europejskich

Partnerstwo Stanów Zjednoczonych i Europy to niewątpliwie jedna z najbardziej skomplikowanych kwestii zarówno w amerykańskiej, jak i unijnej polityce zagranicznej. Wyjątkowość relacji łączących obu partnerów polega na tym, iż obejmują one nie tylko stosunki USA – UE, ale także, a może przede wszystkim, USA – państwa członkowskie. Skutkuje to tym, iż ostateczny kształt stosunków euroatlantyckich jest wynikiem całego kompleksu zagadnień związanych z wewnętrznym i zewnętrznym funkcjonowaniem Unii Europejskiej, jako nowego aktora na światowej scenie politycznej. Niepokojącym wydaje się jednak fakt, iż aktor ten, któremu w udziale przypadła jedna z głównych ról, zdaje się nie do końca znać i rozumieć scenariusz spektaklu, w którym gra.
Podstawą niepowodzeń, a raczej miażdżących klęsk polityki Busha wobec Europy w wielu przypadkach wydaje się być brak jasnej i sprecyzowanej wizji stosunków łączących oba kontynenty.

Wiele decyzji i posunięć USA, które miały miejsce w ciągu ostatnich ośmiu lat, bezdyskusyjnie uznać należy za błędne i nierozsądne. Wydaje się jednak, iż powinniśmy zapytać, czy obecnego konfliktu na linii USA – Europa tak naprawdę można było uniknąć oraz jaki faktycznie wpływ na rozwój stosunków euroatlantyckich miała polityka George’a W. Busha.

W ostatnich latach w Europie obserwować mogliśmy bowiem wyraźnie postępujący wzrost poczucia niezależności od USA oraz chęć samodzielnego decydowania o sprawach dla Europy tak kluczowych, jak bezpieczeństwo czy gospodarka. Ta postępująca emancypacja Unii Europejskiej zbiegła się w czasie z debatą nad nową definicją roli USA w globalizującym się świecie. Stany Zjednoczone zdają się bowiem stać „w rozkroku” pomiędzy tendencją do totalnej izolacji oraz dążeniem do równie totalnego zaangażowania we wszystkich częściach świata. Oczywistym jest, iż w tej sytuacji, najlepszym rozwiązaniem dla USA byłoby przyjęcie postawy pośredniej. Takie założenie budzi jednak kolejną serię pytań – tym razem o granice nowej strategii, których określenie w dalszym ciągu wydaje się niemożliwe.

George W. Bush niemalże od początku swej prezydentury podkreślał, iż głównym celem jego polityki będzie dalsza integracja światowej gospodarki opartej na zasadach wolnorynkowych, które z założenia miały być korzystne dla amerykańskiego kapitału. Kolejną ambicją było zapewnienie bezpieczeństwa militarnego USA i ich partnerom oraz likwidacja zagrożeń ze strony reżimów antydemokratycznych i krajów posiadających broń masowego rażenia. W myśl polityki gabinetu Busha, cele te miały być identyczne z głównymi założeniami działań Europy. Problem pojawił się jednak dopiero wtedy, kiedy Ameryka stanęła w obliczu rzeczywistej konieczności realizacji owych strategii. Bush popełnił bowiem jeden zasadniczy błąd. Zakładając wydawałoby się rzecz oczywistą – czyli niezaprzeczalną przewagę USA w stosunkach euroatlantyckich, postanowił on kształtować je głównie przez pryzmat amerykańskiego punktu widzenia, traktując Unię Europejską jako liczącego się partnera, jednak mającego w dużym stopniu charakter regionalny. Należy podkreślić także, iż tę pobłażliwość w podejściu Busha do Europy znacząco ugruntował absolutny brak jakiejkolwiek wspólnej europejskiej polityki zagranicznej i obronnej. Ta nierówność obu stron sprawiła, iż Stany Zjednoczone zdecydowały się na tzw. „politykę kowboja” wobec UE, nalegając przy tym na zachowanie przywództwa i utrzymanie kontroli nad jakimikolwiek amerykańsko – europejskimi przedsięwzięciami. Rezultaty pokazują, iż była to decyzja najgorsza z możliwych.

Kryzys iracki – czyli jak nie uprawiać polityki

O porażkach polityki Busha można by pisać długo, jednak wszystko, co zostałoby powiedziane doprowadziłoby nas do jednej smutnej refleksji – a mianowicie zupełnego braku zrozumienia specyfiki stosunków euroatlantyckich ze strony USA. Pierwszym i najpoważniejszym tego przykładem jest wynikły wiosną 2003 roku konflikt iracki, który doprowadził do niezwykle głębokich podziałów w ramach UE i NATO.

Ciesząca się poparciem przerażonych zamachami z 11 września Amerykanów administracja George’a Busha postanowiła się wówczas rozprawić z tzw. „osią zła”, decydując się na konflikt zbrojny w Iraku. Interesującym wydaje się jednak fakt, iż USA nawet nie założyły braku poparcia ze strony krajów europejskich dla podjętej przez siebie decyzji. Nieoczekiwany dla Busha sprzeciw Francji i Niemiec nie tylko zaskutkował więc rozłamem wewnątrz UE, ale również zdefiniował stosunki europejsko – amerykańskie na wiele kolejnych lat.

Sytuacja z marca 2003 roku bezlitośnie obnażyła bowiem amerykańskie pojmowanie roli Europy w ich wzajemnych stosunkach, co dla krajów starego kontynentu stało się jasnym sygnałem do wycofania się z tego nierównego partnerstwa. Najciekawszym wydaje się jednak fakt, iż w owej sytuacji, kraj tak doświadczony w dyplomacji jak USA zrezygnował z szeroko zakrojonych negocjacji, naiwnie sądząc, iż pokrzykiwanie Collina Powella grążącego wyciągnięciem konsekwencji wobec Paryża „za jego postawę w kwestii irackiej” zrobi na UE jakiekolwiek wrażenie.

W ocenie sposobu rozwiązania kwestii irackiej większość ekspertów pozostaje zgodna. Stał się on najlepszym dowodem na to, iż neokonserwatywna polityka USA wobec Europy w zaprezentowanym przez Busha kształcie, nie ma dzisiaj racji bytu.

„Polska to mój najlepszy przyjaciel w Europie”

Co do roli Polski w stosunkach amerykańsko – europejskich opinie komentatorów pozostają podzielone. Oczywistym wydaje się fakt, iż w stosunkach ekonomicznych pomiędzy Europą a USA kraj nasz ma znaczenie marginalne. Jeżeli jednak skoncentrujemy się na stosunkach politycznych, przyznać trzeba będzie, że odgrywa on w nich rolę niezwykle istotną. Wydarzenia ostatnich lat na linii Polska – USA doprowadziły bowiem do sytuacji, w której znalazła się ona niejako „między młotem a kowadłem”, w centrum transatlantyckiej debaty, od przebiegu której zależą pozycja oraz możliwości ochrony polskich interesów.

Polska, jako jeden z nielicznych krajów europejskich poparła USA w sprawie Iraku, odwracając się tym samym od większości państw członkowskich. Długo można by się zastanawiać, czego oczekiwaliśmy w zamian za tę decyzję. Cokolwiek to było, nie doczekaliśmy się do dnia dzisiejszego. To wydaje się jasne. Pojawia się więc pytanie: co dalej? Pseudopartnerska polityka Busha wobec Polski doprowadziła bowiem do poważnej izolacji naszego kraju w ramach Unii Europejskiej. Izolacji, którą powinniśmy przezwyciężyć zanim nowo wybrany amerykański prezydent z przytłaczającą szczerością uświadomi nam, iż głęboka wdzięczność za dotychczasowe poświęcenia Polski w stosunkach z USA to jedyne co Stany Zjednoczone mogą nam w zamian zaproponować.
Zmiana warty szansą na ocieplenie?

Pomimo tak fatalnego rozwoju amerykańsko – europejskich stosunków, w ostatnim czasie dały się zaobserwować początki pozytywnych zmian w polityce obu partnerów. Nowo wybrani, przywódcy największych państw Europy, zdecydowanie bardziej proamerykańscy niż ich poprzednicy, zdają się stanowić nadzieję na ponowne ocieplenie w relacjach Berlin – Paryż – Waszyngton. Zarówno Merkel, jak i Sarkozy starają się bowiem nie tylko nie zaogniać istniejącego już konfliktu, ale już od dłuższego czasu dążą do skierowania europejsko – amerykańskiego partnerstwa na płaszczyznę ekonomiczną, co automatycznie odwraca uwagę od nieporozumień w kwestiach politycznych.

Smutna prawda jest jednak taka, iż po dwóch kadencjach nieudolnej prezydentury  Geroge’a W. Busha wiemy już, że prawdziwej zmiany w relacjach amerykańsko - europejskich spodziewać możemy się dopiero pod rządami nowego prezydenta. Osiem lat polityki Republikanów udowodniło bowiem, że neokonserwatyzm w wydaniu USA doprowadził jedynie do z dnia na dzień pogłębiających się problemów w amerykańskiej polityce wewnętrznej, druzgocąc jednocześnie stosunki z największymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych. Czy Barack Obama rzeczywiście uzdrowi euroatlantyckie partnerstwo? Zobaczymy. Pozostaje mieć jedynie nadzieję na to, iż gorzej niż w ciągu ostatnich ośmiu lat już nie będzie.