Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Europa Polska Dariusz Materniak: Bojkot Euro 2012 na Ukrainie?

Dariusz Materniak: Bojkot Euro 2012 na Ukrainie?


02 maj 2012
A A A

Zapowiedzi bojkotu Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w związku z sytuacją polityczną na Ukrainie są najlepszym świadectwem bezsilności unijnej dyplomacji wobec sytuacji w tym kraju.

Wezwania do zbojkotowania rozgrywek na Ukrainie w związku z przetrzymywaniem w więzieniu byłej premier Julii Tymoszenko (skazanej na siedem lat więzienia za nadużycia podczas negocjowania kontraktów gazowych z Rosją) pojawiły się w ciągu ostatnich kilku dni m.in. w Niemczech, we Włoszech oraz w Hiszpanii. Wydaje się jednak, iż prawdziwym motywem tych apeli nie jest troska o los byłej ukraińskiej premier, czy stan demokracji na Ukrainie, ale próby załatwiania przy tej okazji własnych partykularnych interesów.


Głos w tej sprawie zabrał także włoski polityk Pier Ferdinando Casini, który stwierdził, iż bojkot ME na Ukrainie powinien być dokonany, aby Unia Europejska nie okazała „zimnej niewrażliwości” wobec sprawy Julii Tymoszenko, podobnie jak miało to miejsce w związku z wyścigiem Formuły 1 w Bahrajnie, który zdaniem Casiniego odbył się „pod znakiem hipokryzji”, gdyż w jego trakcie służby porządkowe stosowały represje wobec uczestników odbywających się właśnie protestów. Jeśli mowa o hipokryzji, to warto w tym miejscu zadać sobie pytanie, dlaczego Włochy, a także inne kraje UE utrzymują rozległe kontakty gospodarcze z Bahrajnem oraz z innymi krajami regionu Zatoki Perskiej, gdzie poszanowanie praw człowieka pozostawia delikatnie mówiąc wiele do życzenia? Być może dzieje się tak dlatego, że przeważa argument ekonomiczny, który w przypadku Ukrainy nie ma aż takiego znaczenia? Swoją drogą, włoscy politycy należą do szczególnie dobrze zorientowanych w tematyce hipokryzji i jej stosowania w praktyce – w końcu Casini powołuje się na wypowiedź prawdziwego i niekwestionowanego autorytetu w tym temacie – byłego premiera Silvio Berlusconiego, który 1 marca br. wezwał do zbojkotowania Euro 2012 na Ukrainie. Były szef włoskiego rządu znany jest z bliskich stosunków z Muammarem Kadafim, które „nagle” uległy drastycznej zmianie w związku z wybuchem wojny domowej w Libii (czytaj: przestały być opłacalne i poprawne politycznie). Widać więc, że pan Casini uczy się od najlepszych.

W Niemczech głos ws. ewentualnego bojkotu Euro 2012 zabrała m.in. szefowa Związku Wypędzonych Erika Steinbach (która, jak wiadomo, nie od dziś jest „autorytetem” w zakresie stosunków z krajami położonymi na wschód od Niemiec; jej dokonania na rzecz budowania stosunków z Polską są powszechnie znane). Poparli ją m.in. politycy bawarskiej CSU oraz partii SDP, a także polityk partii FDP, Wolfgang Kubicki. Dziwnym trafem, ten ostatni kandyduje w wyborach na premiera w landzie Szlezwik – Holsztyn, które odbędą się w najbliższą sobotę. A ponieważ sprawa ewentualnego bojkotu Euro odbiła się szerokim echem w niemieckich mediach, można uznać, że apel Kubickiego to próba zwiększenia swoich szans w nadchodzącym głosowaniu. Smutny przykład wykorzystywania wszelkich możliwych środków dla realizowania własnych ambicji politycznych. Z kolei gotowość do zorganizowania rozgrywek w zastępstwie Ukrainy (i zapewne Polski) wyraziła także Hiszpania. W tym przypadku w grę wchodzi najpewniej argument ekonomiczny – przeprowadzenie tego rodzaju imprezy oznaczałoby spory zastrzyk finansowy dla gospodarki tego pogrążonego w kryzysie kraju, zrujnowanej ośmioma latami nieudolnych rządów socjalistycznego rządu premiera Zapatero.

Pomijając jednak stanowisko mniej lub bardziej znanych polityków z różnych krajów Europy, warto zastanowić się jaki sens miałby bojkot Euro 2012 na Ukrainie. Abstrahując od tego, iż w sprawie przeciwko byłej premier Ukrainy nie brakuje wątpliwości i poważnych naruszeń praw człowieka, które należy ocenić zdecydowanie negatywnie, zwłaszcza patrząc z punktu widzenia europejskich aspiracji Ukrainy, trzeba zadać sobie pytanie kto tak naprawdę straci na przeniesieniu rozgrywek w inne miejsce. Z punktu widzenia władz w Kijowie byłyby to z pewnością straty prestiżowe i w sferze PR. Czy jednak wpłynęłoby to w jakikolwiek sposób na zmianę sytuacji przetrzymywanej w kolonii karnej Julii Tymoszenko? Bardzo wątpliwe. Z pewnością przez kilka pierwszych dni sprawa byłaby tematem numer jeden dla większości mediów, jednak wkrótce potem zainteresowanie tym problemem wróciłoby do „normy”. A „europejska norma” w tym przypadku oznacza, że sprawą tą praktycznie nikt się nie interesuje, podobnie jak stosunkami z Ukrainą w ogóle (nie licząc Polski i od czasu do czasu Niemiec). Unijna dyplomacja nie potrafi w żaden sposób wpłynąć na decyzje ukraińskich władz w kwestii procesu Julii Tymoszenko. Odpowiedzi na pytanie dlaczego tak właśnie jest może być przynajmniej kilka. Wśród nich należy wspomnieć o tej: obecnie pogrążona w kryzysie Unia ma Ukrainie niewiele do zaoferowania. A przekonanie, iż na zmianę tego stanu rzeczy wpłynie bojkot Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej jest delikatnie mówiąc naiwne…

Próba „ukarania” Ukrainy odebraniem możliwości organizacji Euro 2012 będzie oznaczała, iż większość konsekwencji tego faktu poniosą przeciętni obywatele Ukrainy, gdyż to im zostanie odebrana możliwość wzięcia udziału w tym wydarzeniu sportowym. Organizacją, do której należy decyzja w tej sprawie jest rzecz jasna UEFA, która jest, a przynajmniej powinna być niezależną od rządów państw (na ile ta niezależność jest realna, pokażą zbliżające się mistrzostwa).

Działania polegające na represjonowania krajów poprzez bojkotowanie wydarzeń sportowych nie są niczym nowym – miały już miejsce m.in. w latach 80. XX wieku (bojkot olimpiad przez USA i ZSRR, odpowiednio w Moskwie i Los Angeles w 1980 i 1984 roku). Działania te, jakkolwiek nie byłyby motywowane, są wypaczeniem idei, jakie leżą u podstaw organizacji tego rodzaju imprez (jak wiadomo, w starożytnej Grecji, gdzie obywały się pierwsze olimpiady, na czas ich trwania wstrzymywano nawet działania wojenne). Tym samym może należy zastanowić się, czy organizacja podobnych wydarzeń ma w ogóle jakikolwiek sens, jeżeli wielkie i piękne słowami mają się nijak do rzeczywistości? Wszakże, według teorii Alberta Einsteina nawet Wszechświat, choć pozbawiony granic, to jest tworem skończonym. Może z hipokryzją w wydaniu niektórych europejskich polityków powinno być podobnie?