Czy Chorwacja potrzebuje Serbów?
Niezależna Demokratyczna Partia Serbów prowadzi kampanię przed wyborami parlamentarnymi w Chorwacji pod hasłem „Chorwacja potrzebuje Serbów”. Mimo zaszłości historycznych chorwaccy Serbowie mają spory wpływ na politykę chorwackiego rządu, a zdaniem chorwackich nacjonalistów jest on wręcz zbyt duży.
„Master of of Pupp(ov)ets” to z kolei główny slogan ostatnich dni kampanii przedwyborczej nacjonalistycznego Ruchu Ojczyźnianego (DP). Partia Ivana Penavy, burmistrza Vukovaru będącego miastem-symbolem chorwackiej wojny o niepodległość, nawiązała w ten sposób do postaci przewodniczącego wspomnianej Niezależnej Demokratycznej Partii Serbów (SDSS), Milorada Pupovca. Nacjonaliści twierdzą, że lider chorwackich Serbów pociąga za sznurki w krajowej polityce i wraz ze swoją społecznością czerpie z tego wymierne korzyści.
Po stronie HDZ
Ile jest w tym prawdy, a ile grania na antyserbskim resentymencie z czasów wojny w byłej Jugosławii? Faktem jest, że na początku marca rząd Andreja Plenkovicia i chadeckiej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ) przekazał nieruchomość w centrum Zagrzebia organizacji Privrednik, zajmującej się przede wszystkim wsparciem interesów gospodarczych serbskiej mniejszości. Zdaniem chorwackich nacjonalistów rządząca centroprawica kupuje sobie w ten sposób przychylność SDSS.
Ugrupowanie kierowane przez Pupovaca od czterech lat współtworzy rząd koalicyjny z HDZ. Pierwszy raz znalazło się w gabinecie tworzonym przez chadeków już w 2007 roku, a wcześniej przez cztery lata udzielało wsparcia w Saborze wspierało prawicowego premiera Ivo Sanadera. Obecnie SDSS ma w rządzie jednego przedstawiciela, czyli minister bez teki Anję Šimpragę. Ogółem partię reprezentuje w parlamencie tylko trzech posłów, wybieranych w specjalnym okręgu dla mniejszości serbskiej.
Chorwaccy nacjonaliści twierdzą, że mimo skromnej reprezentacji w Saborze partia chorwackich Serbów ma bardzo duże wpływy. Ich zdaniem „nigdzie indziej w Europie” ugrupowanie mniejszości narodowej nie jest tak dobrze traktowane, mając zapewnione trzy mandaty w parlamencie. Politycy DP przekonują nawet, że z tego powodu „wystarczy, iż SDSS dostanie kilkaset głosów i decyduje o losie Chorwacji”.
Nacjonaliści krytykują zwłaszcza wsparcie dla Serbów, które ma być ceną za obecność SDSS w koalicji z HDZ. Poza wspomnianą nieruchomością w stolicy, serbska mniejszość otrzymała w ostatnich latach dofinansowanie dla wielu projektów. Dla partii pokroju DP największym skandalem było przekazanie środków na wydanie książki „Krajina 1991-1995” serbskiego historyka Kosty Nikolicia, dotyczącą wojny w regionie zdominowanym wówczas przez Serbów. Oburzenie wywołał fakt skrytykowania na jej łamach zwolnienia chorwackich generałów przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, którzy zdaniem Serbów dopuszczali się zbrodni wojennych przeciwko ich mniejszości.
Można spotkać się z teoriami, że Serbowie „niemal od zawsze” uczestniczą w rządach w Chorwacji poza „okresem II wojny światowej i pierwszych dziesięciu lat niepodległości”. W 2003 roku SDSS miało znaleźć się w rządzie Sanadera z powodu presji ze strony Unii Europejskiej, natomiast obecnie HDZ zawiera sojusz z „czystego przekonania”. Dodatkowo w Zagrzebie w wielu miejscach upamiętniono ofiary kolaborujących z nazistami Ustaszy, co środowiska chorwackich nacjonalistów także uważają za wynik serbskich wpływów.
Długa ręka Belgradu
Przed prawie czterema laty w Krajinie doszło do symbolicznego wydarzenia w stosunkach chorwacko-serbskich. Prezydent Chorwacji Zoran Milanović, przedstawiciele rządu Plenkovixia i wysłannik prezydenta Serbii Aleksandara Vučicia upamiętnili ofiary masakry w Grubori. W 1995 roku w ramach operacji „Burza” dokonali jej chorwaccy żołnierze, dlatego sprawa jest tematem tabu w Chorwacji.
Przełomu jednak nie było. Dwa lata później Chorwacja wydała zakaz wjazdu do kraju Vučiciowi, gdy chciał pojechać z prywatną wizytą na miejsce dawnego obozu koncentracyjnego w Jasenovacu. W czasie II wojny światowej Ustasze wymordowali w nim kilkadziesiąt tysięcy osób, w tym głównie Serbów, Żydów i Romów. Władze w Zagrzebie uznały działania Belgradu za prowokacje szkodzącą wzajemnym stosunkom. Obecne relacje chorwacko-serbskie są zresztą dalekie od normalizacji, a w listopadzie ubiegłego roku oba kraje wydaliły dyplomatów. Serbskie media twierdziły wówczas, że sekretarz chorwackiej ambasady prowadził „działalność szpiegowską” i „werbował ludzi do tajnych służb”.
To nie przeszkadza chorwackim nacjonalistom w rozpowszechnianiu teorii o oddziaływaniu Serbii na władze Chorwacji. DP w bieżącej kampanii wprost wezwało do „wyparcia serbskich wpływów i zablokowania działalności wywiadowczej BIA na terytorium kraju”, bo w przeciwnym razie zrealizowana zostanie idea „serbskiego świata”. Co ciekawe, serbskie służby specjalne BIA w ostatnich latach same zajmowały się rozbijaniem rzekomych chorwackich siatek szpiegowskich na terytorium swojego kraju.
Nieco bliższe prawdy są doniesienia o zwiększonej aktywności serbskiego kapitału w Chorwacji właśnie pod rządami Plenkovicia. Głośno było głównie wejściu na chorwacki rynek „króla serbskiego mięsa” oraz o inwestycjach poczynionych przez serbską grupę medialną United Group (notabene działającą na wszystkich rynkach byłej Jugosławii oraz w Grecji i Bułgarii. Wciąż trudno mówić o szerokim otwarciu Chorwacji na serbskie inwestycje. Według danych sprzed kilku lat, w Chorwacji działało kilkanaście serbskich firm, gdy w Serbii funkcjonowało blisko dwieście chorwackich przedsiębiorstw.
Bez luksusów
W rzeczywistości życie Serbów w Chorwacji nie jest usłane różami. Rzekome wielkie finansowanie ich działalności społeczno-kulturalnej oznacza w rzeczywistości realizację standardowego wsparcia realizacji praw mniejszości narodowych w Unii Europejskiej. Jednocześnie wciąż nie wprowadzono w życie szeregu różnych przepisów, na czele z napisami cyrylicą na budynkach administracji w miejscowościach zamieszkiwanych przez Serbów.
Zasadniczo nie ma się czemu dziwić, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że chorwaccy nacjonaliści uzyskują najlepsze wyniki na terenach zamieszkiwanych przez mniejszość serbską. Trudno sobie wyobrazić, aby w rządzonym przez lidera DP Vukovarze wprowadzono dwujęzyczność, skoro głównym przekazem Penavy jest atakowanie Serbów. Z tego powodu stanowiąc blisko jedną trzecią populacji miasta nie są oni reprezentowani w żadnych ważniejszych instytucjach.
Sama populacja Serbów w Chorwacji kurczy się, podobnie jak liczba ludności całego kraju. Według spisu powszechnego z 2021 roku stanowią oni już tylko 3,2 proc. mieszkańców Chorwacji, choć jeszcze dekadę wcześniej było to 4,4 proc, a przed wojną w Jugosławii ponad 16 proc. Jak widać SDSS walczy o przetrwanie niewielkiej społeczności, a na mocno podzielonej scenie politycznej po wyborach znów może być języczkiem u wagi, bez względu na ich zwycięzcę.
Maurycy Mietelski
fot. Wikimedia Commons