Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Upadek rządu po chorwacku


02 lipiec 2016
A A A

Wielu komentatorów jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu Tihomira Oreškovicia przewidywało, że centroprawicowa koalicja może nie dotrwać do końca kadencji. Minęło więc zaledwie pięć miesięcy i Chorwaci już niedługo będą musieli ponownie wybierać nowy skład parlamentu, a wszystko przez "chorobę lepkich rąk", na którą od wielu lat cierpi chorwacka prawica.

Decyzja Saboru podjęta w poniedziałek 20 czerwca była właściwie jednomyślna. Za rozwiązaniem parlamentu i przedterminowymi wyborami opowiedziało się 137 parlamentarzystów, wstrzymała się jedna osoba, natomiast dwóch polityków było przeciwnych takiemu rozwiązaniu. Liderzy wszystkich ugrupowań oraz prezydent Kolinda Grabar-Kitarović byli jednak zadowoleni z takiego przebiegu sprawy, bowiem nikt nie widział innej możliwości wyjścia z kryzysu politycznego w Chorwacji. Przeprowadzenie wcześniejszych wyborów nie oznacza jednak, że ich wynikiem będzie powrót do jednopartyjnego stylu rządów, który od czasu uzyskania niepodległości przez Chorwację był stałym elementem tamtejszej sceny politycznej.

Rząd trudny od początku

Wyniki ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych nie były zaskoczeniem, bowiem nie odbiegały one od sondażowych przewidywań. Po raz pierwszy od czasu uzyskania niepodległości przez Chorwację nie było jednak możliwe stworzenie samodzielnego rządu przez jeden blok wyborczy. Owszem, udział w rządach miało zazwyczaj kilka ugrupowań, ale wszystkie one w wyborach startowały jako wspólna koalicja, co jest konsekwencją chorwackiej ordynacji wyborczej. Przewiduje ona bowiem, że w parlamencie mogą znaleźć się przedstawiciele każdego ugrupowania, które przekroczy 5 proc. próg choćby w jednym z dwunastu okręgów, na jakie podzielona jest Chorwacja. Tym razem blok partii skupiony wokół prawicowej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (Hrvatska demokratska zajednica, HDZ), a więc Koalicja Patriotyczna (Domoljubna koalicija) nie zdobył samodzielnej większości, uzyskując 59 ze 151 mandatów. Drugi wynik uzyskała koalicja centrolewicy, czyli „Chorwacja Rośnie” (Hrvatska raske), która obsadziła 56 miejsc w Saborze. Trzeci wynik uzyskała natomiast nowa partia liberalna, czyli MOST, której udało się wprowadzić 19 przedstawicieli. I to właśnie od tego ugrupowania zależało powstanie nowej koalicji rządowej.

Negocjacje nie były jednak łatwe i ciągnęły się niczym wenezuelski serial, choć nieoczekiwane zwroty akcji w latynoskich produkcjach występują chyba zdecydowanie rzadziej. Jednego dnia możliwa więc była koalicja centrolewicy i partii Most, która jednak następnego dnia negocjowała już z przedstawicielami prawicy, a przez chwilę nie wykluczano nawet wspólnego rządu socjaldemokratów i prawicy. Na początku grudnia do rozmów włączyła się natomiast prezydent Grabar-Kitarović, domagając się wyjścia z impasu politycznego i grożąc już wtedy rozpisaniem przedterminowych wyborów. Ostatecznie łącznikiem pomiędzy HDZ i MOST-em został bezpartyjny biznesmen Tihomir Orešković (na zdj.), który przez większość życia mieszkał w Kanadzie i wiele osób zarzucało mu chociażby ubogą znajomość ojczystego języka.

Do koalicji rządowej w okrojonym składzie przystąpił MOST, który jeszcze w grudniu stracił siedmiu parlamentarzystów, którzy zostali oskarżeni o prowadzenie potajemnych rozmów z dotychczasowym socjaldemokratycznym premierem Zoranem Milanoviciem. W swoim programie zaprzysiężony pod koniec stycznia rząd Oreškovicia przewidywał przede wszystkim reformy gospodarcze, obniżenie bezrobocia, walkę z korupcją oraz zmniejszenie długu publicznego, co jest niemal rytuałem w deklaracjach kolejnych chorwackich gabinetów i raczej nie robi już na nikim wrażenia.

Ciemne interesy prawicy

Chorwacja od czasu uzyskania niepodległości ma poważne problemy z korupcją oraz powiązaniami między biznesem i władzą, szczególnie jeśli rządy sprawuje prawicowy HDZ. Ugrupowanie było szczególnie silne w latach 90. XX w., kiedy na jego czele stał Franjo Tuđman, pierwszy prezydent wybrany na początku procesu upadku Jugosławii, uważany jednocześnie za ojca niezależnej Chorwacji. Tuđman był oskarżany o autorytarne zapędy oraz nawiązywanie do tradycji kolaboracyjnego rządu Ustaszy z czasów II wojny światowej. Dzięki swojej dominacji zbudował on cały system powiązań pomiędzy politykami prawicy, organizacjami obronnymi z czasów wojny z Serbami, biznesmenami oraz dziennikarzami. Najwięcej kontrowersji wzbudzały jednak jego związki z procesami prywatyzacyjnymi, które oznaczały najczęściej sprzedaż państwowych firm za bezcen osobom związanym z prawicą, na czym dorobić miał się również Tuđman. HDZ kojarzyło się z podobnymi praktykami również po śmierci pierwszego chorwackiego prezydenta w 1999 r. Niemal każdy gabinet rządowy tworzony przez prawicę miał problem ze skandalami korupcyjnymi, czego symbolem jest wyrok ośmiu lat więzienia dla Ivo Sanadera. Premier Chorwacji w latach 2003-2009 został skazany za korupcję, a kiedy w 2010 r. po raz pierwszy pojawiły się podobne zarzuty, Sanader postanowił uciec z kraju i został zatrzymany dopiero przez austriacką policję.

Tajemnicą poliszynela były też interesy Tomislava Karamarki (na zdj.). Polityk stojący na czele HDZ od 2012 r. był bohaterem wielu artykułów dotyczących rzekomych kontaktów z chorwackim półświatkiem oraz niejasnych związków z reformą tamtejszego rynku tytoniowego. Bezpośrednią przyczyną upadku rządu Oreškovicia, w którym Karamarko był wicepremierem, są jednak zarzuty dotyczące żony Karamarki, która od lutego 2013 r. do grudnia 2015 r. miała otrzymać blisko 60 tys. euro od lobbysty związanego z węgierskim koncernem paliwowym MOL. Chorwacki rząd od blisko czterech lat znajduje się w sporze z MOL-em, kiedy okazało się, iż wspomniany już Sanader miał otrzymać łapówkę za pomyślne przeprowadzenie sprzedaży części akcji chorwackiego potentata naftowego INA. Dzięki działaniom ówczesnego rządu HDZ, Węgrzy pozyskali blisko 49 proc. udziałów w przedsiębiorstwie i do dzisiaj toczą spór na temat warunków zarządzania chorwackim koncernem. Sprawa prywatyzacji części udziałów w INA była wykorzystywana przez socjaldemokratów do oskarżania prawicy o zdradę interesów narodowych, stąd kwestia uposażeń dla żony Karamarki wywołała skandal zakończony właśnie upadkiem gabinetu tworzonego przez HDZ i MOST.

Ideologia zamiast reform

Trzeba jednocześnie zaznaczyć, iż rząd Oreškovicia przez kilka miesięcy nie zaprezentował żadnych przekonujących i konkretnych rozwiązań, mających na celu przeciwdziałać korupcji oraz wyprowadzić Chorwację z kryzysu gospodarczego, nie licząc chęci podniesienia wieku emerytalnego na wzór Polski i propozycji kilku nowych podatków. Zamiast tego zajmowano się tradycyjnie historycznymi sporami dotyczącymi władzy wspomnianych Ustaszy i okresu komunistycznej Jugosławii, a także innymi kwestiami ideologicznymi. Jeszcze w trakcie formowania się koalicji rządowej dużą dyskusję wywołały rozmowy na temat utworzenia ministerstwa rodziny, na czele którego miał stanąć polityk opowiadający się za zaostrzeniem ustawy o planowaniu rodziny. Resort ostatecznie nie powstał, jednak trudno nie było zauważyć mocnego skrętu rządu w prawo, choć po śmierci Tuđmana HDZ starało się zerwać z łatką partii nacjonalistycznej, kreując się na ugrupowanie umiarkowanej nowoczesnej chrześcijańskiej demokracji. Faktem jest jednak, że w bloku wyborczym wraz z HDZ startowały dwa radykalne ugrupowania nacjonalistyczne, zajmujące się głównie obroną ustaszowskich tradycji i upamiętniające boje toczone na początku lat 90. XX w. przez chorwackich zwolenników oderwania się kraju od Jugosławii.

Symbolem ideologicznych zmian stał się minister kultury Zlatko Hasanbegović. Historyk z wykształcenia i praktykujący muzułmanin przez lata dał się poznać jako rewizjonista i nacjonalistyczny aktywista. W połowie lat 90. XX w. był on szefem młodzieżówki radykalnej partii nacjonalistycznej, natomiast dopiero rok temu został formalnie członkiem HDZ. Hasanbegović wielokrotnie uczestniczył w uroczystościach upamiętniających działalność Ustaszy, pisał pochwalne artykuły na temat proniemieckiego Niezależnego Państwa Chorwackiego z czasów II Wojny Światowej, a także pomniejszał choćby liczbę ofiar obozu koncentracyjnego w Jasenovacu, będącego jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów w historii Chorwacji. Jako minister kultury obciął dotacje dla mediów działających non-profit (związanych głównie z grupami lewicowymi i liberalnymi), a także uczestniczył w pokazie kontrowersyjnego filmu dotyczącego wspomnianego już Jasenovacu. Przeciwko Hasanbegoviciowi podpisano kilka listów otwartych, natomiast przedstawiciele serbskiej mniejszości narodowej uznali jego wypowiedzi za jedną z głównych przyczyn wzrostu niechęci do Serbów zamieszkujących Chorwację.

Socjaldemokracja odzyskuje

Przegrana socjaldemokratów w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych była do przewidzenia, jednak blok skupiony wokół SDP nie poniósł przewidywanej klęski związanej z pogorszeniem się sytuacji gospodarczej kraju. Lewica odzyskała część poparcia dzięki zdecydowanej postawie względem kryzysu imigracyjnego, gdzie dużo ostrożniejsze stanowisko zajmowała prawica opowiadająca się za ścisłą współpracą z Niemcami, które prowadziły wówczas politykę otwartych drzwi. Mimo początkowych problemów ówczesnemu premierowi Zoranovi Milanoviciowi (na zdj.) udało się uszczelnić chorwacką granicę, a także skierować część imigrantów spoza Unii Europejskiej na Węgry, co spowodowało poważny kryzys w relacjach Zagrzebia i Budapesztu. Spora część Chorwatów uznała jednak, że socjaldemokraci w najlepszy sposób poradzili sobie z napływem uchodźców i odzyskała zaufanie do SDP i jej koalicjantów. Trzeba jednak przy tym zaznaczyć, że lewicowy blok nigdy nie traci poparcia poniżej określonego pułapu, wykorzystując przede wszystkim niechęć sporej części Chorwatów do kojarzonej z aferami prawicy oraz nostalgię za Jugosławią, wciąż żywą w kraju pochodzenia marszałka Josipa Broz-Tity.

Kryzys rządowy i wzrost poparcia dla SDP z pewnością działa na korzyść lidera tej partii. Przez dłuższy czas zastanawiano się, czy Milanović po przegranych wyborach powinien być wciąż przewodniczącym ugrupowania, bowiem po porażce nie kwapił się on do rezygnacji. Ostatecznie w kwietniu podczas kongresu socjaldemokratów został on ponownie wybrany na swoje stanowisko, a więc będzie liderem partii już czwartą kadencję. Krytycy Milanovicia wskazywali, iż jego ponowny wybór będzie oznaczał stworzenie oligarchicznego systemu wewnątrz SDP i umocni wizerunek lewicy jako partii wodzowskiej. 

Dodatkowo faktem jest, iż wewnątrz socjaldemokracji coraz słabsze są procesy demokratyczne, bowiem coraz mniejsza jest liczba osób podejmujących decyzje w partii, a spora część jej działaczy nie bierze nawet udziału w wewnątrzpartyjnych wyborach. Milanović nie zraża się jednak nieprzychylnymi głosami, starając się nawet pokazać, iż dalej ma duże polityczne możliwości. W ostatnich dniach w chorwackiej prasie mówi się bowiem o możliwości przeciągnięcia na stronę lewicy Chorwackiej Partii Chłopskiej (Hrvatska seljačka stranka, HSS), która w ostatnich wyborach startowała w bloku prawicy. Choć HSS ma swoje najlepsze lata za sobą, dysponuje rozwiniętą siecią lokalnych struktur, którą można porównać do pozycji Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dodatkowo rozpad prawicowego sojuszu na pewno przyniósłby mu wizerunkowe straty, co oczywiście działaloby na korzyść lewicy.

Walka o przywództwo

Termin przedterminowych wyborów parlamentarnych nie jest  jeszcze znany (zgodnie z prawem powinny odbyć się do 11 września), stąd trudno mówić o początku kampanii wyborczej. Tym bardziej, iż chorwackie media zajmują się teraz głównie kwestią przywództwa w HDZ po rezygnacji Karamarki. Najpoważniejsze szanse na zwycięstwo w  wewnątrzpartyjnym głosowaniu 17 lipca ma Andrej Plenković, który kojarzony jest z centrowym skrzydłem partii i nawet nieprzychylnym prawicy mediom trudno znaleźć jest plamę na jego życiorysie. Wieloletni pracownik chorwackiego resortu spraw zagranicznych z pewnością mógłby pomóc partii w zmianie przedwyborczej retoryki. Choć w Chorwacji wciąż popularnością cieszą się nacjonalistyczne idee, osoby pokroju Hasanbegovicia odstraszają bardziej umiarkowany elektorat, a zwłaszcza ludzi niemających jednoznacznych preferencji politycznych. Jednocześnie każdy polityk startujący w wyborach na przewodniczącego HDZ musi pamiętać, iż spora część działaczy partii nie myśli kategoriami stricte politycznymi. Sam Planeković wydaje się zdawać sobie z tego doskonale sprawę, ponieważ w jego sztabie znaleźli się doradcy związani zarówno ze skrzydłem nacjonalistycznych kombatantów wojennych, jak i zwolenników chadecko-liberalnej frakcji prawicy.

Po wyborach Chorwaci mogą mieć do czynienia z kolejnymi sporami personalnymi, bowiem ponownie może okazać się, iż niemożliwe będzie utworzenie rządu przez jeden blok polityczny. Choć z powodu koalicji z HDZ dużą część poparcia straciła partia MOST, wciąż cieszy się ona kilkuprocentową popularnością, natomiast na trzecie ugrupowanie wyrasta ruch „Ludzka Barykada”, mający jednoznacznie antysystemowy charakter.

Maurycy Mietelski