Jesteśmy Rodziną, ale poza parlamentem?
Przewodniczący parlamentu Boris Kollár ma 13 dzieci ze związków 11 kobietami. Z pewnością nie na taką promocję na świecie liczyła Słowacja, ale z tego najbardziej znany jest jeden z czołowych tamtejszych polityków. Jego życie osobiste może pogrzebać jego partię Jesteśmy Rodziną, natomiast z drugiej strony przekraczając jednak próg wyborczy może stać się głównym rozgrywającym w słowackiej polityce.
Większość ostatnich sondaży przed sobotnimi wyborami parlamentarnymi na Słowacji nie daje ruchowi Jesteśmy Rodziną (Sme Rodina) szans na przekroczenie pięcioprocentowego progu wyborczego. Tylko w nielicznych badaniach ugrupowanie może liczyć na kilka mandatów w słowackiej Radzie Narodowej. Paradoksalnie zarówno jego słabością, jak i siłą jest „płynny” elektorat. Z jednej strony SR często traci swoich dotychczasowych wyborców, z drugiej jest w stanie pozyskiwać zupełnie nowych. To być może ostatnia deska ratunku dla partii.
Zbyt bujne życie
Nieprzekroczenie progu wyborczego oznaczałoby zapewne koniec politycznej kariery Kollára, o którym przez ostatnich siedem lat było głośno nie tylko na Słowacji. Pierwszy raz postacią lidera niewielkiego ugrupowania światowe media zainteresowały się po wyborach w 2016 roku, gdy miał on jeszcze 9 dzieci z 8 kobietami. Obecnie jego „licznik” zatrzymał się na 13 dzieci ze związków z 11 różnymi kobietami. Jak sam wielokrotnie tłumaczył, żadna współczesna kobieta nie dałaby mu tak licznego potomstwa, dlatego postanowił „rozwiązać ten problem na swój własny sposób”.
Słowackim wyborcom jak dotąd to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, Jesteśmy Rodziną ma swoją reprezentację w Radzie Narodowej już siedem lat, a po poprzednich wyborach stało się trzecią siłą polityczną kraju. Dzięki temu partia weszła do centroprawicowej koalicji rządowej, do maja bieżącego roku współtworząc gabinety Igora Matovicia i Eduarda Hegera. Co ciekawe, według sondaży większość wyborców ruchu Kollára stanowią kobiety, które dotąd miały postrzegać go jako dobrego ojca dbającego o swoje dzieci.
Ten wizerunek został już jednak mocno nadszarpnięty. Źródłem sondażowych problemów Jesteśmy Rodziną są zarzuty stawiane Kollárowi przez jego byłe partnerki. Kilka miesięcy temu Barbara Richterová zarzuciła mu zaniedbywanie potomstwa oraz brutalne pobicie ponad dekadę temu, gdy w czasie kłótni miał również rzucić w nią ich dzieckiem. Internetowa influencerka i córka nitrzańskiego gangstera Ema Ferusova twierdzi z kolei, że Kollár w ciągu kilku miesięcy dwukrotnie zmusił ją do dokonania aborcji, a do jednej z nich doszło w czasie wizyty papieża Franciszka na Słowacji.
Podejrzany od zawsze
Przewodniczący kończącej się właśnie kadencji słowackiego parlamentu odrzuca podobne zarzuty, chociaż przyznał się do kilkukrotnego uderzenia Richterovej, ale w celu obrony przed nią ich dziecka. Kollár twierdzi, że podobne insynuacje są próbą skompromitowania go w oczach wyborców i tym samym zaszkodzenia jego ugrupowaniu. Za wymierzoną w niego kampanią ma zaś stać biznesmen Zoroslav Kollár, który według nagrań opublikowanych przez polityka miał oferować Ferusovej 40 tys. euro za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o wspomnianych aborcjach.
Zoroslav Kollár ma zresztą tworzyć zorganizowaną grupę razem z innym kontrowersyjnym biznesmenem, Tomáš Rajeckým. Obaj według lidera Jesteśmy Rodziną mają mścić się za zatrzymanie ich przed dwoma laty przez specjalną jednostkę antykorupcyjną Krajowej Agencji Kryminalnej Słowacji (NAKA), prowadzącą śledztwo dotyczące działalności przestępczej. Z drugiej strony Rajecký publikował w Internecie stare zdjęcia przewodniczącego Rady Narodowej, który w przeszłości sam spędzał wspólne wakacje z osobami znanymi w słowackim półświatku.
Przeszłość Borisa Kollára do dzisiaj wzbudza zresztą kontrowersje. Oficjalnie dorobił się on swojego majątku jeszcze przed 1989 rokiem, gdy handlował komputerami, na które jednak nie było stać przeciętnych mieszkańców ówczesnej Czechosłowacji. Później miał zainwestować w branżę hotelarską i w wyciągi narciarskie, aby od kilkunastu lat zajmować się prowadzeniem stworzonego przez siebie Fun Radio. Według swoich krytyków, lider SR mógł dorobić się majątku dzięki kontaktom z gangsterami pokroju zamordowanego w 1999 roku Petera Steinhübela, z którym miał znać się jeszcze z czasów młodości.
(A)polityczny rozgrywający
Ruch kierowany przez Kollára od lat spędza sen z powiek politologom, chcącym przypisać go do konkretnego nurtu ideologicznego. Życie rodzinne jego lidera ma niewiele wspólnego z głoszonymi przez partię konserwatywnymi wartościami, ale z drugiej strony wśród jej czołowych polityków można znaleźć aktywnych ewangelizatorów i działaczy chrześcijańskich. Według badań połowa elektoratu SR sytuuje się w politycznym centrum, chociaż samo ugrupowanie na szczeblu międzynarodowym należy do eurosceptycznej Tożsamości i Demokracji oraz przed czterema laty gościło w Bratysławie Marine Le Pen z francuskiego Zjednoczenia Narodowego (RN).
Kollár od początku swojej politycznej kariery stara się natomiast pozycjonować nie jako zwyczajny polityk, ale obrońca rodziny „przed zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi”. W kampanii przedwyborczej Jesteśmy Rodziną skupiło się zaś na hasłach bezpieczeństwa socjalnego, a także chwali się stworzeniem systemu, który w przyszłości ma pozwolić na budowę kilkudziesięciu tysięcy państwowych mieszkań na wynajem. Odpowiedzialny za ten program minister pracy Milan Krajniak jest zresztą obecnie jednym z najlepiej ocenianych polityków.
Apolityczny wizerunek ruchu Kollára nie przeszkadza mu w prowadzeniu brutalnej polityki, w tym w wykorzystywaniu do tego celu funkcji przewodniczącego parlamentu. Gdyby jego partii ostatecznie udało się przekroczyć próg wyborczy, Jesteśmy Rodziną stałoby się tak naprawdę głównym politycznym rozgrywającym na Słowacji. Słowackie media są zgodne, że wówczas ugrupowanie „pasowałoby do każdego następnego rządu”, bo może porozumieć się zarówno ze Smerem Roberta Fico, jak i z prozachodnią centroprawicą. Kollár jest też uważany za wiarygodnego partnera przestrzegającego umów. Gdyby tylko był postacią nieco mniej kontrowersyjną…
Maurycy Mietelski
fot. Wikimedia Commons