Agnieszka Andrzejczak: Polscy emigranci - wrócą czy nie wrócą?
- Agnieszka Andrzejczak Gazetapraca.pl
Czy emigranci z Wysp wrócą do ojczyzny, tak jak zapowiadają to niektórzy politycy? Żeby się przekonać, najlepiej zajrzeć na fora internetowe.
A tam widać, że coś się ruszyło. Jesienią, tuż po wyborach, zaczęły się pierwsze wątki dotyczące powrotów do kraju. Druga fala postów o tej tematyce pojawiła się w styczniu. Widać, że argumenty podnoszone w kampanii wyborczej odbiły się echem wśród polskiej emigracji - zarówno na forach polskich, jak i na portalach dla Polaków na Wyspach. A tam ożywiona jak zwykle dyskusja nabrała nowych kolorów i rozpętała się prawdziwa debata - wracać czy nie? Czy Polska to kraj spisany na straty, czy można w nim całkiem nieźle żyć? Poniżej kilka najważniejszych argumentów z tego sporu - cytaty pochodzą z forów Gazeta.pl, G.Britain, Londynek i Moja Wyspa.
Powód pierwszy - rodzina i przyjaciele
"Pan_czesiu" rozpoczął ten sam wątek na dwóch forach jednocześnie: - Nabrałem ochoty na przewrotnie masochistyczne pytania - a czemu by nie wrócić do Polski? Co skłoniłoby Was do powrotu lub rezygnacji z wyjazdu? Co w Polsce jest (lub mogłoby być) silnym magnesem zatrzymującym emigrację - poza dobrą pracą, bo to wydaje mi się oczywiste?
Lista życzeń internautów, która pojawiła się pod wątkiem jest bardzo długa i różnorodna. "Jola" pisze, że dla niej powodem do powrotu jest rodzina - czekająca rodzina nie radząca sobie w żaden sposób z tęsknotą za druga połową, ojcem czy matką, w zależności, kto wyjechał. Jestem w takiej sytuacji, że wyjechał mój mąż a ja zostałam w Polsce z dziećmi. (...) Tragedia a nie nowe życie!
Takich głosów jest więcej - długoterminowa emigracja spowodowała, że Polacy za granicą zaczynają odczuwać też jej psychologiczne skutki - poczucie wyobcowania, samotność czy brak rodziny i własnego miejsca. Istnieje osobny wątek poświęcony osobom, które zmagają się z podobnymi problemami. "Someguy21" pisze - Po tygodniu znalazłem całkiem nieźle płatną pracę w zawodzie. Jednak po jakimś czasie zamiast szczęścia zacząłem odczuwać smutek. Samotność. Odkryłem, ze w takim stanie nic człowieka nie cieszy. Czy to znalezienie najlepszej na świecie pracy czy milion funtów. Wydaje się, że bez przyjaciół życie nie ma większego sensu.
Pozamaterialnych powodów jest więcej - "giza" pisze, że Anglia poza zarobkami nie ma dla niej zbyt wiele do zaoferowania. - Wracam, bo w Polsce jest lepiej, bo tam mam rodzinę, przyjaciół, bo tam znajdę może trochę gorzej płatną pracę, ale będę miała więcej czasu dla siebie i rodziny, bo w Polsce dostęp do kultury jest tańszy i lepszej jakości. Ale dla wielu osób powrót jest trudny. "Ava": - Chyba więzień ma lepiej, bo siedzi ze skazanymi i już na początek ma przyjaciół. Ta nostalgia trwa bez końca, aż do momentu wyjazdu do kochanej Ojczyzny. Po dłuższym czasie pobytu za granica, zorientujesz się, że w Polsce mieszkają już inni Polacy. Będzie Ci źle i na obczyźnie i w Polsce.
Ale takie głosy są w zdecydowanej mniejszości - rodzina, przyjaciele, nowy dom, to powody wymieniane także jako argument za pozostaniem na Wyspach. Coraz więcej osób, zdecydowało się bowiem zapuścić tam korzenie, założyć rodzinę, posłać dzieci do szkoły. Dla nich powrót to dużo bardziej skomplikowana sprawa - im dłużej pozostają na Wyspach, tym rzadziej myślą o powrocie. "Skibiki" tłumaczy to bardzo obrazowo: - Mieszkam w Anglii z całą rodziną, mężem i dwójką dzieci, mamy własny dom, dobry samochód, jeździmy kilka razy w roku na wczasy - czy jest nam tu źle? Ależ skąd!! Mój 5-letni syn powiedział mi, że chce tu zostać, że jest mu lepiej, ma ulubione zabawki, gry, rower z prawdziwego zdarzenia, a w Polsce tak nie było. Pytał dlaczego? Skoro mały chłopiec widzi różnicę, dlaczego nie widzą tego nasi politycy?
Podobnie pisze "Milusia": - Ja na pewno zostaję, choć i mnie czasem ciągnie do kraju, a właściwie to do rodziny, ale tam nie widzę przyszłości i powoli zaczęłam już układać sobie życie tutaj. "Skibiki" i "Milusia" są przykładem bardzo licznej grupy osób, które są zadowolone są ze swojej sytuacji i dobrze zintegrowały się z lokalną społecznością. Ale zdarzają się też smutne głosy, takie jak "Aniki84": Oddałabym wszystko, żeby wrócić do Polski. Tutaj trzyma mnie tylko mój ukochany, on nie chce wracać, póki nie będzie się w PL lepiej zarabiało. Mamy synka, więc najważniejsza jest rodzina... Dlatego poświęciłam się i jestem tutaj. Poza tym nic mnie tu nie trzyma...
Jak widać, niezależnie od chęci, młode pokolenie, które wyjechało do Wielkiej Brytanii i Irlandii powoli zaczyna szukać stabilizacji i z każdym rokiem powrót do kraju wydaje się coraz bardziej odległą perspektywą.
Powód drugi - normalność
Normalność to słowo, które na forach odmieniane jest przez wszystkie przypadki i rodzaje. Dla przeważającej większości emigrantów to właśnie poczucie stabilizacji i spokoju jest największą zaletą życia na Wyspach- nawet większą niż zarobki. "London.geek" pisze: - Łatwiej tu o godziwe życie (i to niezależnie, czy mowa o pani z marketu, dla której godziwe życie to np. to, że bez problemu żyje od pierwszego do pierwszego, czy mowa o specjaliście, dla którego godne życie zaczyna się wtedy, kiedy co parę lat zmienia samochód na nowy, a na wakacje jedzie na Hawaje). Jest też więcej spokoju w sferze politycznej, jak się czyta codzienne gazety to zupełnie inny w nich obraz, niż w Polsce.
Są też osoby, które dużo dobitniej pokazują, jak za granicą zmienił się standard ich życia. "Anmi" odpowiadając jednemu z użytkowników, który pogardliwie wypowiedział się o poziomie życia emigrantów, napisał tak: - Powiem Ci tylko tyle Gonzo, że mieszkam w 4 osoby tzn. ja z żoną i dwójką dzieci w 4 pokojach + 3 łazienki + jadalnia. Raczej nie są to spartańskie warunki, jem to, na co mam tylko ochotę, nie zapierniczam jak wół, pracuję 4 dni, a po tych 4 mam 4 wolne. Mam 25 dni 100% płatnego urlopu (...) a w Polsce zapierniczałem jak wół 350 dni w roku, mieszkałem w spartańskich warunkach w 4 osoby w dwóch pokojach.
Katalog spraw, które budzą niechęć u emigrantów jest dużo większy i to one powodują, że wakacyjne wizyty w kraju są dla nich wystarczające, a wyjazd planują, ale nie do Polski, a w bardziej odległe zakątki, takie jak Nowa Zelandia czy Australia.
Głos "Ewy" w dyskusji o powrotach jest radykalny, ale niestety dość reprezentatywny: - Czego by mi było w Polsce brak? Domu i samochodu , który można zostawić otwarty i nikt nie okradnie, spokoju na ulicach, chodzenia po nocy bez strachu, spłacania domu bez obaw o utratę pracy, rodzenia dzieci bez strachu o poród, czy ich edukację i pieniędzy na nowe buty co miesiąc (60 euro), miłego sąsiada, który jest twoim przyjacielem oraz rodaków, na których naprawdę możesz liczyć w biedzie. Urzędników, którzy sa mili i uśmiechnięci, ekspedientki w sklepie, która cię pozdrawia, kiedy robisz zakupy i spokoju o jutro. Systemu politycznego, który nie jest histeryczny, systemu podatkowego, który ma ludzką twarz, braku oszołomów i rożnych - izmów i ksenofobii, szkalowania i plucia osób o innych poglądach i preferencjach seksualnych i innych wyznań i koloru skóry. Chce żeby moje dzieci miały prawo wyboru same bez szczucia plucia i zastraszania. Rzadko, ale pojawiają się też głosy, że właśnie "normalności i codzienności polskiej" brakuje w życiu za granicą. Ciekawe spostrzeżenie zamieścił cytowany już "London.geek": - Tyle, że ta "cywilizacyjna normalność" ma też swoją cenę. Ile razy w Polsce słyszysz o strzelaninie na ulicy? Nie brakuje Ci znajomych twarzy, przyjaciół z liceum, studiów, rodziny? Nie brakuje znajomych smaków, chleba z chrupiącą skórką? Oczywistości, takich jak "czemu tu ludzie nie piszą na papierze w kratkę"? (autentyk, jeden z szoków w UK - zeszyty/notatniki w 95% to linie albo gładkie). Nie wkurza cię, że przelew bankowy idzie ile mu się podoba?
Ogólnie, widać dwa zupełnie różne sposoby postrzegania Polski - z jednej strony jest to bardzo negatywny (i bardziej rozpowszechniony) obraz kraju pogrążonego w marazmie, bez perspektyw, pełnego sporów i rozbudowanej biurokracji. Z drugiej - obraz sentymentalny, wspomnienie rodzinnych stron, swojskości, kraju, w którym zostały ukochane osoby i bliskie miejsca. Oba są bardzo przejaskrawione, ale emocjonalnie bliskie wyjeżdżającym. Są też takie opinie jak ta, którą zamieściła "Tordis": - Jeszcze niedawno zarzekałam się, że nie wracam, że nigdy w życiu, że tu mi dobrze. Właściwie nic się nie zmieniło na gorsze, wręcz przeciwnie: dostałam awans, potem drugi, jakoś się wszystko układa, ale...tęsknię coraz bardziej. I za każdym razem, kiedy jadę do Polski na parę dni, trudniej mi wracać. Zastanawiam się, czy to nie znak, ze pora wracać, budować cos na swojskim gruncie.
Powód trzeci - zawiedzione nadzieje
Ciekawe wydają się głosy osób, które już wróciły do kraju i próbowały sobie ułożyć życie od nowa. Niestety przypadki te nie napawają często optymizmem. "Zapato-holandes" przeżyła szok: - Wróciłam do Polski 3 miesiące temu, po ośmiu latach. Bez pieniędzy, ale z wykształceniem. I wiecie co? Chcę wracać. Szukałam pracy bardzo długo, jeszcze będąc za granicą. Znalazłam. Na życie zostaje mi 300 zł. W pracy panuje bezprawie (...), nienawidzę tych obskurnych przystanków autobusowych, odgłosu otwieranej puszki piwa w autobusie. Pod tym względem przywykłam już do innej kultury. Szkoda mi i smutno. Bo chciałam bardzo wracać. Zdanie z jednego blogu, będzie świtać mi ciągle w głowie: "nie wybaczę ci Polsko...".
Negatywne doświadczenia powodują, że wielu emigrantów czuje, że nie są mile widziani w kraju. "Juspaw" napisała o swoim zawodzie: - Najbardziej pamiętam, że kiedy całkiem niedawno urodził się mój syn i zgłosiłam się do polskiego urzędu po becikowe, które podobno należy się wszystkim dzieciom urodzonym w Polsce, usłyszałam że owszem należy się wszystkim, ale nie mojemu dziecku, że skoro mój mąż podjął pracę w Anglii, to niech Anglia mi płaci. Nawet nie wiecie jakie było moje rozgoryczenie - przecież ja urodziłam dziecko w Polsce, małego Polaka, a nie Anglika. Poczułam się wtedy jak obywatelka drugiej kategorii i to był dla mnie przełomowy moment, postanowiłam że na pewno tu nie zostanę.
Jednak zniechęcenie działa w obie strony - "piotrek 1234": - Powiem wam tak. Pracuję 2 lata w Szkocji i wracam do Polski! A wiecie dlaczego? Robotę mam ciężką (pracuję w tartaku) kasa jest do d... , a większość mieszkających tu rodaków to świnie, alkoholicy i prostytutki. Fakt jest taki ,ze mieszkają w jednym mieszkaniu po 5 osób, żrą się między sobą i często okradają. Ci, którym się tu na prawdę powodzi to jednostki.
Takie widzenie świata podsycają jeszcze dyskusje, w których powoli wyłaniają się dwie strony barykady. Po jednej stoją dumni z siebie obywatele RP, którzy nie zdecydowali się na wyjazd. Takim przykładem jest "rare": - Ten Londyn to sobie w d... wsadźcie. Wszyscy wyjechali i szmal robią, a w Polsce tylko emeryci zostali. Ja tam skończyłem studia nie po to, żeby jak palant tam biegać i szukać roboty przy zakręcaniu słoików. Wolę swoje marne grosze w Polsce - to tyle miałem do powiedzenia londyńskiej elicie z Polski.
{mospagebreak}
Z drugiej strony są emigranci, którzy zarzekają się, że to właśnie przez takich ludzi do Polski wrócić nie chcą. Ich wypowiedzi są równie radykalne. Taką odpowiedź dostał "rare". - No i dobra, nikt cię tam nie zaprasza, pracuj sobie na emeryturkę, dostaniesz z ZUS-u 480 zł i będziesz protestował pod sejmem, a najlepiej zapisz się do Radia Maryja. Może ci później pomogą jako czołowemu działaczowi moherowych beretów - napisał "szyper88". Dyskusje na forach rządzą się swoim prawami, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że ten konflikt między "miejscowymi" a "wyjezdnymi" ciągle narasta.
Powód czwarty - teoria spiskowa
Jak zwykle, istnieje grupa osób, która motywów postępowania emigrantów szuka w bardzo oryginalnych miejscach i produkuje ciekawe teorie. "SK" pisze: - Albo mi się wydaje, albo od pewnego czasu (może z miesiąc) trwa w polskich mediach kampania pod hasłem "Polacy chcą wracać". Nie jestem wyznawcą teorii spiskowych, nie szukam dziury w całym. Ale... najdelikatniej mówiąc, mam mieszane uczucia - czyżby jakaś agencja PR wzięła się za robienie ludziom (także w tej) materii wody z mózgu? Oprócz tego można znaleźć tradycyjne elementy, pojawiające się w większości dyskusji o sprawach społeczno-gospodarczych.
Pojawia się motyw prywatyzacji, jak u "Ady": - Najpierw zrobiono celowo dziką inflację (zagrabiono ludziom oszczędności) następnie zrujnowano i sprzedano za grosze (często po układach) polskie zakłady pracy. Co ludzie mieli robić - wyjeżdżali za chlebem. Ile było tragedii. A dziś mamy milionerów. To złodziejska wojna ekonomiczna. Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które podsuwa "merlin": - Prawda jest taka, że teraz to już chyba praktycznie nigdzie nie opłaca się pracować. U nas pensje dalej dołujące. Raj na zachodzie też coraz mniej atrakcyjny. Chyba niedługo będziemy szukać roboty na innej planecie, bo tylko to się będzie opłacało :)
Trzeba być tam, gdzie jest dobrze...
Wiele osób, zapytanych o przyszłość, pisze, że nie ma jeszcze sprecyzowanych planów. "Marcheweczka": - Jak nadal będzie tak jak jest, to ja zostanę [w Anglii], chyba, że źle zacznie się tu dziać, wtedy poszukam innego skrawka na ziemi.... Niektóre osoby, takie jak "Xfish", podają bardzo przyziemne powody: - Właśnie się dowiedziałem, ze tam gdzie pracowałem, zarobki dochodzą do ok. 3000 zł netto (jak wyjeżdżałem 2 lata temu było to ok. 1700 zł). Kiedyś mówiłem, ze jak dostanę prace za 3000, to się zastanowię nad powrotem. Teraz poczekam do 5000.
Ale są też głosy bardziej romantyczne - "marcinb": - Ja wracam za rok, półtora, chyba, że spotkam miłość swego życia i wtedy się zdecyduję. "Marzena 984" zdecydowała się na powrót, ale zostawia sobie furtkę: - Wracam w marcu, bo chcę spróbować własnych sił, jak mi się powiedzie i interes pójdzie dobrze, to zostaje w Polsce, a jak nie to za góra 8-9 miesięcy wracam do UK.
Całą dyskusję najlepiej podsumowuje "bloby00": - Przecież trzeba być tam, gdzie jest dobrze. Teraz jest dobrze tutaj, to po co się przenosić? No, a planowanie za 5, 10, 20 lat to nieco za wcześnie. Myślicie, ze po 20 latach spędzonych w tutaj, gdzie to macie główny środek pracy, rodziny, znajomych i życia, będziecie nadal w stanie się przenieść, tak tylko dla kaprysu? A najśmieszniejsze, że po dłuższym czasie, tam w Polsce to już nie będzie wasz dom.
W podobnym tonie wyrażają się wiekowi emigranci, którzy już radzili sobie w życiu z podobnymi dylematami. Jedno wydaje się pewne. Jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego, a emigranci zdecydują się na powrót, to można ich się spodziewać w ciągu najbliższych lat. Jeżeli nie, to będziemy musieli poczekać i wtedy dowiemy się, ale tylko tego, czy to w Polsce będą chcieli ulokować swoją brytyjską emeryturę.