Australia odwraca się od imigracji
Antyimigracyjne nastroje w Australii nie są nowością. Przed tegorocznymi wyborami federalnymi kwestia ograniczenia liczby obcokrajowców stała się jednak głównym tematem kampanii. Masowa imigracja ma bezpośredni, negatywny wpływ na sytuację ekonomiczną zwykłych Australijczyków.
W ubiegłym miesiącu australijską opinię publiczną elektryzowała kwestia deportacji trzech mężczyzn, którym cofnięto wizy uprawniające do pobytu na ternie kraju. Mieli oni zostać odesłani do utrzymywanych przez Australię ośrodków znajdujących się na terenie Nauru. Każdy z cudzoziemców był oskarżony o brutalne przestępstwa, a jeden z nich został nawet skazanych za morderstwo. Zarazem nie mogli oni zostać deportowani do państw swojego pochodzenia, ponieważ groziłyby im w nich prześladowania.
Jeden z obcokrajowców wniósł sprawę do Sądu Najwyższego, co na razie wstrzymało jego przetransportowanie do Nauru. Australijski minister spraw wewnętrznych Tony Burke twierdzi jednak, że rządzący mają prawo do podejmowania tego rodzaju działań, dlatego mężczyzna zostanie deportowany, gdy tylko będzie to już możliwe.
Trzej cudzoziemcy mieli zostać przewiezieni do Nauru na mocy umowy tego kraju z Australią, a przede wszystkim przyjętej kilka miesięcy temu zmiany australijskiego prawa. Nowe przepisy pozwalają rządzącym na przekazywanie środków finansowych państwom trzecim, które zdecydują się na przyjęcie nielegalnych imigrantów niemających prawa do pobytu na terenie Australii. Władze Nauru w ramach porozumienia z rządem Australii będą przyznawać takim osobom wizy, uprawniające do pobytu na wyspie przez kilkadziesiąt lat.
Przeciwko imigracji, ale humanitarnie
Sprawa deportowania cudzoziemców jest interesująca, bo pokazuje dwoiste podejście australijskiego społeczeństwa do kwestii imigracji. Według sondaży, z jednej strony Australijczycy opowiadają się za surowym podejściem do osób ubiegających się o udzielenie azylu, z drugiej zaś domagają się humanitarnego traktowania obcokrajowców.
Z badania przeprowadzonego przez instytut Redbridge wynika, że ponad połowa ankietowanych chce umożliwić podejmowanie pracy i nauki cudzoziemcom, którzy oczekują na rozpatrzenie złożonych przez nich wniosków. Liczba zwolenników płacenia innym państwom za przyjęcie „problematycznych” imigrantów nieco przewyższała odsetek przeciwników takiego rozwiązania. Co czwarty Australijczyk jest z kolei przeciwny odsyłaniu imigrantów do państw ich pochodzenia, gdyby groziłyby im prześladowania, a za takim rozwiązaniem opowiada się co trzeci ankietowany. Jednocześnie połowa respondentów popiera bardziej rygorystyczne traktowanie cudzoziemców przebywających w aresztach. Można tym samym stwierdzić, że według Australijczyków konieczne jest humanitarne traktowanie imigrantów, zwłaszcza tych ubiegających się o azyl
W tej samej ankiecie byli oni również pytani o najważniejsze ich zdaniem kwestie, które powinny zdominować kampanię przed zaplanowanymi na 17 maja wyborami federalnymi. Australijczycy uważają więc, że najważniejsze są kwestie związane z polityką mieszkaniową, służbą zdrowia i gospodarką. Kwestie imigracyjne schodziły na dalszy plan.
Ekonomiczne koszty
Zdaniem krytyków dotychczasowej australijskiej polityki imigracyjnej, są to jednak sprawy ze sobą ściśle powiązane. Rekordowa liczba obcokrajowców przyjętych w ostatnich latach musiała bezpośrednio wpłynąć chociażby na ceny nieruchomości. Kryzys mieszkaniowy stał się jednym z najgorętszych tematów australijskiej debaty publicznej, bo według badań z aktualnej sytuacji na rynku jest niezadowolona rekordowa grupa dwóch trzecich społeczeństwa.
Problemy mieszkaniowe są widoczne zwłaszcza w dużych miastach. To właśnie nimi są zainteresowani obcokrajowcy osiedlający się w Australii, co wpływa oczywiście na dostępność lokali. W związku z tym nasuwają się kolejne pytania dotyczące kierunku australijskiej polityki imigracyjnej, ponieważ imigranci mają być jednak potrzebni do uzupełniania braków kadrowych głównie w mniejszych miejscowościach.
Jeszcze w ubiegłym roku pod wątpliwość korzyści płynące z imigracji poddał Matt Thistlethwaite, zastępca federalnego ministra ds. imigracji. Polityk rządzącej Australijskiej Partii Pracy (ALP), reprezentujący jej liberalne skrzydło, stwierdził, że w rzeczywistości nie wpłynęła ona pozytywnie na krajową gospodarkę, która mimo przyjęcia wielu obcokrajowców nadal boryka się z problemem braku wykwalifikowanych kadr. Zdaniem Thistlethwaite’a poleganie na imigracji zarobkowej wpłynęło negatywnie na zainteresowanie rządzących rozwojem krajowego szkolnictwa zawodowego, mogącego rzeczywiście przynieść korzyści krajowej gospodarce.
Do największych problemów związanych z imigracją władze w Canberrze zaliczają również kłopoty ze spójnością społeczną. Pod tym pojęciem można rozumieć choćby rosnącą niechęć Australijczyków do przedstawicieli innych wyznań. W sondażach widoczny jest bowiem wzrost niechęci zwłaszcza do Żydów oraz muzułmanów. Co więcej, w ostatnich latach odbywały się nawet protesty przeciwko uwzględnianiu w parlamencie federalnym głosu rdzennych mieszkańców Australii.
System do zmiany
Innym wartym uwagi wnioskiem Thistlethwaite’a jest jego krytyka działań polityków w sprawie imigracji. Przez całe dziesięciolecia w Australii miał istnieć konsensus na ten temat, który zaczął rozpadać się w latach osiemdziesiątych ubiegłego roku, gdy pojawiły się pierwsze oznaki społecznej niechęci do masowej imigracji. W kolejnej dekadzie została ona wykorzystana przez niektóre ugrupowania, na czele z reprezentowaną aktualnie w Senacie partią „Jeden Naród” (ON). Od tego czasu, w obawie przed utratą poparcia, będące u władzy partie nie formułowały kompleksowej strategii imigracyjnej.
Krytycy imigracji twierdzą, że w rzeczywistości kolejne rządy prowadziły konsekwentną i jednocześnie szkodliwą politykę w tej materii. Pod naciskiem władz stanowych i organizacji przedsiębiorców, zwłaszcza reprezentujących sektor górnictwa, szeroko otwierały one drzwi dla obcokrajowców. Na przełomie wieków kolejnym argumentem przemawiającym za liberalizacją przepisów był z kolei narastający kryzys demograficzny. W ten sposób prowadzono świadomą politykę imigracyjną, pozwalającą na masowe przyznawanie wiz cudzoziemcom o niskich kwalifikacjach zawodowych.
Przed dwoma laty swoją strategię w zakresie imigracji przedstawił obecny centrolewicowy rząd, reagując na wnioski z raportu przygotowanego przez jednego z byłych szefów służby cywilnej, ,Martina Parkinsona. W jego opinii australijski system jest niewydolny i wymaga dokonania gruntownych reform. Nawet polityka ukierunkowana na przyciąganie do Australii wysoko wykwalifikowanych pracowników nie odpowiada realnym potrzebom rynku pracy. Sama lista zawodów wymagających wyższego wykształcenia miała być zresztą nieaktualna.
Gabinet Albanese zaproponował więc dokonanie stopniowych reform, które mają być wprowadzane w najbliższych latach. Rządowa strategia migracyjna zakłada przede wszystkim nowe podejście do kwestii niedoborów na rynku pracy oraz do przyciągania osób o wysokich kwalifikacjach. Częściej ma być aktualizowana chociażby wspomniana lista deficytowych zawodów, która będzie ustalana przez administrację rządową. Władze w Canberrze mają być zainteresowane głównie pozyskaniem specjalistów w dziedzinach technologii i zielonej transformacji, zaś tylko w określonych przypadkach osobami gorzej wykształconymi.
Chcą więcej
Socjaldemokratyczne władze Australii już zaostrzyły podejście do imigracji. Obejmuje ono nie tylko wspomniane deportowanie imigrantów oskarżanych o popełnienie przestępstw, ale na przykład ograniczenie liczby zagranicznych studentów. Opisana wyżej strategia migracyjna ma między innymi ukrócić wykorzystywania szkolnictwa do procederu legalizacji imigrantów o niskich kwalifikacjach. Obcokrajowcy zapisywali się bowiem na prywatne uczelnie wyższe, aby uzyskać wizy uprawniające do pobytu w Australii. Tylko w ubiegłym roku kraj zamieszkiwało około 793 tys. zagranicznych studentów.
Doraźne rozwiązania mają natomiast rozwiązać problem wysokich cen na rynku nieruchomości. Australijska minister mieszkalnictwa i bezdomności Clare O'Neil ogłosiła, że od 1 kwietnia tego roku do 31 marca 2027 roku zagraniczne fundusze i obcokrajowcy nie będą mogli kupować domów w Australii. Wyjątkiem będą transakcje obejmujące zakup co najmniej dwudziestu nieruchomości.
Działania rządu za swoje zwycięstwo uznaje koalicja Liberalnej Partii Australii (LPA) i Narodowej Partii Australii (NPA). Prawicowe ugrupowania podkreślają, że w listopadzie ubiegłego roku wymusiły na ALP wprowadzenie poprawek do zmian w prawie, których celem jest właśnie ograniczenie imigracji. Minister spraw wewnętrznych w opozycyjnym gabinecie cieni i reprezentant nacjonalistycznej frakcji liberałów, James Paterson, stwierdził wówczas, że jego partia wraz z narodowcami „zarządza systemem imigracyjnym w imieniu rządu”.
Sojusz LPA i NPA domaga się jeszcze ostrzejszej polityki migracyjnej, która w ich opinii powinna dotyczyć także kwestii kulturowych. Prawica zaproponowała na przykład sprawdzenie za pośrednictwem testów, czy imigranci wpuszczani do kraju nie podzielają antysemickich poglądów. Najnowszym jej pomysłem jest natomiast przeprowadzenie referendum, aby Australijczycy wypowiedzieli się na temat przyznania rządowi federalnemu większych uprawnień w zakresie deportacji obcokrajowców posiadających podwójne obywatelstwo.
Antyimigracyjne nastroje w Australii są na tyle duże, że konserwatywno-liberalna opozycja będzie z pewnością wykorzystywać je aż do końca kampanii przedwyborczej. Problemem dla rządzącej centrolewicy w kontekście zbliżających się wyborów jest konieczność oczekiwania na efekty wspomnianych doraźnych działań. Australijczycy mogą odczuć poprawę swojej sytuacji ekonomicznej i mieszkaniowej za wiele miesięcy, a według sondaży wtedy rządzić będzie już prawica.
Maurycy Mietelski