Hiszpania – kraj, który czeka na polityczne słońce
Hiszpańska scena polityczna znajduje się w stanie paraliżu od dziesięciu miesięcy. Pomimo powtórki wyborów wciąż nie udało się wybrać nowego rządu. Światełko nadziei na przełamanie istniejącej sytuacji przygasło wraz z dymisją dotychczasowego lidera Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Pracy (PSOE), Pedro Sancheza. Wiele wskazuje na to, iż kraj słońca będzie musiał zadowolić się pochmurnym niebem. Wyjściem z tej patowej sytuacji mogłyby okazać się kolejne przedterminowe wybory już w grudniu br. Dojdzie do nich, jeśli izba niższa parlamentu nie wyłoni szefa rządu przed 1 listopada.
System wielopartyjny nową rzeczywistością
Zdobycie popularności przez partię Podemos (Możemy) oraz Ciudadanos (Partia Obywatelska) odbiło się czkawką dla wszystkich. Hiszpania, która od prawie czterech dziesięcioleci funkcjonowała w oparciu o system dwupartyjny, załamała się, gdy do gry o władzę doszli dwaj nowi gracze. Wybory z 20 grudnia ubiegłego roku położyły kres temu systemowi sprawowania rządów, w którym władzę na zmianę dzierżyła Partia Ludowa (PP) oraz socjaldemokraci z PSOE. Kraj wszedł w nową polityczną rzeczywistość, w której nie może się odnaleźć od ponad trzystu dni. Pomimo kilku prób, nie udało się przezwyciężyć ideologicznych i programowych rozbieżności dzielących cztery główne partie. Dodatkowo na drodze do porozumienia stały personalne niechęci przewodniczących poszczególnych ugrupowań.
Premier Hiszpanii i przywódca Partii Ludowej Mariano Rajoy wciąż ma szansę na dalsze kierowanie rządem. Zdjęcie: Wikimedia Commons
Socjaliści w opałach
Socjaliści z PSOE przechodzą poważny kryzys czasu grudniowych wyborów. Ich partia sukcesywnie traci wyborców. W czerwcowych przedterminowych wyborach partia uzyskała najsłabszy wynik od 1982 roku. Dymisja dotychczasowego lidera ugrupowania Pedro Sancheza 1 października br. dodała oliwy do ognia. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że rezygnacja Sancheza została wymuszona poprzez wewnątrzpartyjne niezadowolenie. Prawie połowa członków komitetu wykonawczego partii złożyła dymisję 28 września. Wywołało to reakcję łańcuchową, która zakończyła się wymuszoną rezygnacją lidera PSOE. Przyczyną niezadowolenia w najwyższych strukturach władzy miało być konsekwentne blokowanie kandydatury Mariano Rajoya – lidera Partii Ludowej – na premiera rządu, jak również sroga porażka w wyborach regionalnych we wrześniu br. Polityczny kryzys wewnątrz partii został tymczasowo załagodzony, ale nie zażegnany. Pedro Sanchez zrezygnował z funkcji przewodniczącego, niemniej jednak w szeregach partii nadal znajduje się wielu jego zwolenników, którzy będą sprzeciwiać się kursowi obranemu przez nowe kierownictwo. Władzę nad ugrupowaniem sprawować będzie tymczasowo specjalna komisja. Wyboru nowego sekretarza generalnego partii można spodziewać się tuż po 31 października.
Ugrupowanie przechodzi również poważny kryzys finansowy. Partia żyje na kredyt. Jak wynika z medialnych wyliczeń zobowiązania finansowe PSOE wobec banków wynoszą 75 milionów euro. Socjaliści zostali zmuszeni do wyprzedaży swoich nieruchomości w wielu regionach Hiszpanii. Na domiar złego PSOE zagubiła swoją pierwotną tożsamość. Obserwując z zewnątrz hiszpańską scenę polityczną, można odnieść niezwykle silne wrażenie, iż socjaldemokraci zapomnieli o złotej zasadzie głównej partii opozycyjnej. Krytyka działań rządu jest zawsze niewystarczająca, ażeby zostać wyniesionym na piedestał władzy. Jednocześnie trzeba tworzyć alternatywne wizje rozwoju kraju. Działać proaktywnie. Być partią z inicjatywą. Spoglądając tymczasem na dzisiejszą PSOE, ciężko jest uwierzyć, iż jeszcze osiem lat temu partia ta zanotowała najlepszy wynik w swojej stutrzydziestoletniej historii, zdobywając w wyborach jedenaście milionów głosów.
PSOE między młotem a kowadłem
Socjaldemokraci mają niezwykle twardy orzech do zgryzienia. W ich rękach leży przyszłość polityczna kraju. Do wyboru mają dwie opcje. Każda z tych opcji jest dla nich jednak ryzykowna. Pierwsza zakłada ciche poparcie dla utworzenia rządu mniejszościowego przez Mariano Rajoya. Wiązałoby się to ze wstrzymaniem się od głosu nad wotum zaufania podczas drugiego głosowania nad jego kandydaturą. Rozwiązanie to wydaje się mniej ryzykowne z perspektywy PSOE, natomiast niezwykle groźne dla Hiszpanii, biorąc pod uwagę, iż nie można zaliczyć rządów mniejszościowych do efektywnej formy sprawowania władzy. Hiszpania musiałby przedzierać się przez legislacyjne moczary, nie tak różne od tych, których doświadcza od dziesięciu ostatnich miesięcy. Można pokusić się o tezę, iż odsunięcie od władzy Sancheza będzie wiązało się właśnie z wyborem tej opcji przez PSOE.
Druga droga wiedzie przez blokadę kandydatury Rajoya, co w konsekwencji wymusiłoby przedterminowe wybory parlamentarne pod koniec roku - trzecie w trakcie dwunastu ostatnich miesięcy. 31 października upływa termin wyłonienia szefa rządu. Jeśli partie nie dojdą do porozumienia przed upływem tego terminu, król Hiszpanii Filip VI podpisze dekret rozwiązujący parlament i rozpisujący nowe wybory. Kolejne, tym razem ostatnie głosowanie nad wotum zaufania dla gabinetu Mariano Rajoya odbędzie się między 26-31 października. Kilka dni wcześniej przewodniczący wszystkich kluczowych partii spotkają się z Filipem VI. Spotkanie będzie miało charakter konsultacyjny. Rozpisanie nowych wyborów na grudzień jest niezwykle ryzykowne dla PSOE, jednocześnie może przełamać polityczny impas w kraju.
Słabość PSOE szansą dla Unidos-Podemos
Wielowymiarowe trudności PSOE mogą być szansą stulecia dla lewicowej koalicji Unidos-Podemos (Zjednoczeni-Możemy). Socjaliści tracą grunt pod nogami i są tego świadomi. Wiedzą, iż jeśli dojdzie do powtórki wyborów w grudniu, zdobędą niższą ilość mandatów od osiemdziesięciu pięciu obecnie posiadanych. Zależy im na zachowaniu statusu quo dopóty, dopóki nie uporają się z własnym kryzysem. Grudniowe wybory mogłyby okazać się początkiem końca dla PSOE. To właśnie dlatego ciche przyzwolenie dla rządu mniejszościowego Rajoya wydaje się niezwykle prawdopodobne w świetle aktualnych okoliczności.
Tezę tą potwierdza najnowszy sondaż ośrodka badawczego Metroscopia dla hiszpańskiego dziennika „El Pais”. Według jego prognoz socjaliści mogliby liczyć obecnie na jedynie 18 proc. głosów (spadek o 4,7 proc. w stosunku do wyniku osiągniętego w czerwcowych wyborach). Z kolei sojusz Unidos-Podemos zdobyłby 22,1 proc. poparcia. PSOE nie tylko utraciłoby miano głównej partii opozycyjnej, lecz również lewicowej partii numer jeden. Wydarzyło się to już w Kraju Basków i Galicji, gdzie Podemos prześcignęło PSOE we wrześniowych wyborach regionalnych. Do największych zwycięzców można zaliczyć ludowców z PP. Jak wynika z sondażu, cieszą się oni obecnie poparciem na poziomie 37,8 proc. To wzrost o 4,8 proc. w stosunku do wyników z czerwca.
Do trzech razy sztuka?
Partia Ludowa może liczyć obecnie na utworzenie rządu mniejszościowego, składającego się wyłącznie z deputowanych jej partii. Podejmowane od grudnia zeszłego roku próby utworzenia rządu koalicyjnego skończyły się na niczym. Najbliżej utworzenia rządu była koalicja PP-Partia Obywatelska. Do sukcesu brakowało wstrzymania się od głosu deputowanych PSOE w drugim głosowaniu. Ostatecznie odrzucono kandydaturę Rajoya stosunkiem głosów 170 za i 180 przeciw. Dzisiaj konserwatyści z Partii Ludowej nie mogą liczyć już na Partię Obywatelską. Wydaje się, iż aby doszło do małżeństwa z rozsądku pomiędzy PP i Partią Obywatelską, obie partie musiałby posiadać liczbę mandatów wystarczających na samodzielne rządzenie. Takie okoliczności mogą pojawić się już w grudniu, jeśli doszłoby do kolejnych przedterminowych wyborów. Jak zauważyła SocioMétrica w sondażu przeprowadzonym dla „El Español”, gdyby do wyborów doszło już dziś, obie partie zdobyłby wspólnie 177 mandatów w 350-osobowym Kongresie Deputowanych. Rzeczona ilość mandatów jest wystarczająca na utworzenie rządu większościowego.
Szacowany podział mandatów, gdyby w grudniu doszło do powtórzonych wyborów parlamentarnych. Źródło: SocioMétrica
Trzecie wybory w ciągu roku mogą wreszcie położyć kres politycznemu impasowi, w jakim znajduje się Hiszpania. Jeśli doszłoby do kolejnych wyborów już w grudniu, każda z trzech partii mogłaby ugrać bardzo wiele na głębokim kryzysie PSOE. Partia Ludowa mogłaby rozpocząć wreszcie efektywne rządzenie pod swoim sztandarem. Sojusz Unidos-Podemos stałby się nie tylko największą partią opozycyjną, lecz i lewicową partią numer jeden. Z kolei Partia Obywatelska, wchodząc w koalicję ze swoją prawicową siostrą, mogłaby uszczknąć dla siebie kilka kawałków z tortu władzy. Co najważniejsze, wielką korzyść odniosłaby sama Hiszpania, która miałaby wreszcie szansę na utworzenie koalicyjnego rządu większościowego. Polityczne słońce mogłoby zawitać nad hiszpańskie niebo po raz pierwszy od roku.
Dariusz Wituszyński