Korea Północna Afryki - dlaczego uchodźcy uciekają z Erytrei?
W przeciwieństwie do pogrążonej w wojnie domowej Syrii czy Afganistanu, gdzie od 2001 roku trwa wojna z talibami, Erytrea w ostatnich latach stosunkowo rzadko trafiała na czołówki gazet. W tym niewielkim kraju, wciśniętym między Sudan, Etiopię i Dżibuti, nie są prowadzone działania wojenne. Dlaczego zatem Erytrejczycy stanowią jedną z trzech największych grup uchodźców przybywających do Europy?
Według danych ONZ-owskiej agencji ds. uchodźców (UNHCR), wśród przybyszów, którzy dotarli do Unii Europejskiej przez Morze Śródziemne od stycznia do sierpnia tego roku, 49 proc. pochodzi z Syrii, 12 proc. z Afganistanu, a 9 proc. z Erytrei. Skala emigracji jest jeszcze bardziej szokująca, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczebność krajów - Erytrea ma około sześć razy mniej mieszkańców od Afganistanu.
Ostatnie miejsce w rankingu
W ostatnich latach świat przypominał sobie o Erytrei głównie przy okazji publikacji raportów organizacji pozarządowych. Od siedmiu lat kraj ten konsekwentnie zajmuje ostatnie miejsce w światowym rankingu wolności prasy publikowanym przez organizację Reporterzy bez Granic i nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się zmienić. Potwierdził to sam prezydent, który na początku 2014 roku powiedział: „Ci, którzy myślą, że w naszym kraju będzie demokracja, mogą tak myśleć w innym świecie”. Prezydent Afewerki znajduje się na stworzonej przez Reporterów bez Granic niechlubnej liście 35 prześladowców wolności prasy obok Paula Kagame (prezydenta Rwandy), Roberta Mugabe (prezydenta Zimbabwe) oraz działającego w Nigerii terrorystycznego ugrupowania Boko Haram.
Czym Erytrea zasłużyła sobie na ostatnie miejsce w rankingu wolności prasy? Co najmniej 15 erytrejskich dziennikarzy przebywa obecnie w areszcie, a niektórzy od lat przetrzymywani są w odosobnieniu, bez kontaktu ze światem. Jednym z nich jest Dawit Isaac. Na stronie freedawit.com znajduje się zegar odmierzający czas od jego aresztowania. W momencie, gdy piszę te słowa, zegar pokazuje 14 lat, 14 dni, 2 godziny i 13 minut. Dawit w 1987 roku wyemigrował do Szwecji, gdzie po 5 latach otrzymał obywatelstwo. Gdy w 1993 roku Erytrea odzyskała niepodległość, wrócił do kraju i rozpoczął pracę dla pierwszej niezależnej gazety Setit, a z czasem stał się jej współwłaścicielem. W 2001 roku, w cieniu ataków z 11 września, prezydent Afewerki aresztował swoich oponentów i rozprawił się z niezależną prasą. Dawit, jak większość aresztowanych, nigdy nie stanął przed sądem. Cytowany przez The Guardian 27.letni Erytrejczyk, który w tym roku przypłynął do Europy przez Morze Śródziemne mówi, że zanim dotarł do Włoch, nie słyszał nigdy w życiu o kimś takim jak prawnik.
Korea Północna Afryki
W Erytrei pozarządowy obieg prasy praktycznie nie istnieje, a kraj ten jest największym w Afryce więzieniem dla dziennikarzy. Spośród 15 uwięzionych wymienionych w raporcie Reporterów bez Granic, sześcioro przebywa w areszcie aż kilkanaście lat. W skali świata więcej dziennikarzy jest więzionych tylko w Chinach (24) i Egipcie (21), gdzie fala aresztowań rozpoczęła się w 2013 roku. O ostatnie miejsce w rankingu wolności prasy walczy z Erytreą Korea Północna, która od lat plasuje się na przedostatniej pozycji. W polityce prowadzonej przez władze tych krajów nie trudno dostrzec podobieństwa, nie tylko w kwestii wolności słowa.
Z opowieści Erytrejczyków, którzy przybyli do Europy wyłania się obraz państwa totalitarnego. W kraju obowiązuje przymusowa, bezterminowa służba wojskowa. Zwykle młodzi obywatele są wcielani do armii w ostatnim roku szkoły i zostają tam przez całe życie. Poborowi dostają bardzo skromny żołd, który nie wystarcza na pokrycie podstawowych potrzeb. Są dwie drogi, aby wyrwać się z armii: ucieczka lub przydział do zadań cywilnych. Grupa „szczęśliwców” po roku służby wojskowej połączonej z nauką zdaje egzamin, a najlepsi są przydzielani do zadań w służbie cywilnej i zostają nauczycielami, pielęgniarzami itp. Nie mogą decydować o miejscu swojego zatrudnienia, a niektórzy muszą godzić pracę z obowiązkami wobec armii, które niekiedy wypełniają nocą. Szkolnictwo jest w opłakanym tanie, gdyż większość doświadczonych nauczycieli uciekła z kraju, a dzieci przychodzą do szkoły głównie po to, by dostać pozwolenie na poruszanie się po mieście. Młodych uchodźców z Erytrei i Syrii dzieli przepaść pod względem edukacji. W Syrii przed wojną do podstawówek chodziło prawie 100 proc. dzieci w wieku szkolnym, a mali Syryjczycy byli uważani za jednych z najlepiej wykształconych w regionie.
One man show
Polityka wewnętrzna w Erytrei to spektakl jednego człowieka. Isajas Afewerki – bohater walki o niepodległość oraz pierwszy i jedyny prezydent tego stosunkowo młodego kraju - jest jednocześnie szefem rządu i przewodniczącym parlamentu. W 1993 roku Erytrea wyswobodziła się spod rządów etiopskich po trwającej dziesięciolecia walce o niepodległość, a rok później ogłoszono pobór powszechny. Prezydent wyolbrzymia możliwość powrotu konfliktu z sąsiednią Etiopią uzasadniając w ten sposób zawieszenie konstytucji oraz bezterminową służbę wojskową. Dziś kraj ten jest jednym z dwóch państw, gdzie obowiązuje powszechny pobór kobiet. System przymusowej służby wojskowej nie tylko pomaga władzy kontrolować obywateli, lecz także dostarcza tanią siłę roboczą, gdyż żołnierze są wykorzystywani do budowy dróg czy kopania rowów.
Od czerwca 2006 roku obowiązuje zakaz podróży cudzoziemców poza stolicę kraju Asmarę bez specjalnego zezwolenia wydawanego przez Ministerstwo Turystyki. Oficjalnym powodem jest troska władz o bezpieczeństwo podróżujących, w praktyce jest to jeszcze jedno narzędzie kontroli. Wpływ państwa na życie obywateli jest wszechogarniający. Prawo na ogół zabrania zakładania własnego biznesu, poza małymi sklepikami. Internet jest rzadkością, a kilkoro uchodźców cytowanych przez The Guardian mówi, że o Facebooku nawet nie słyszeli, dopóki nie opuścili ojczyzny.
Pomoc
Z Erytrei nie można wyjechać legalnie. Według danych UNHCR, na ucieczkę decyduje się nawet do 5 tys. osób miesięcznie. Ci, którzy nie zostaną zastrzeleni na granicy (pogranicznicy mogą strzelać bez ostrzeżenia), nie padną ofiarą grasujących w Sudanie handlarzy żywym towarem, nie umrą z wycieńczenia na libijskiej pustyni lub nie utoną podczas przeprawy przez Morze Śródziemne, mają szansę rozpocząć w Europie nowe życie.
Pod koniec ubiegłego roku Erytrea została włączona w proces chartumski – porozumienie Unii Europejskiej z dziewięcioma państwami Afryki, na mocy którego kraje te w zamian za wsparcie polityczne i finansowe, mają zintensyfikować wysiłki, aby powstrzymać masową emigrację z regionu Rogu Afryki. Poza Erytreą do porozumienia przystąpiły także: Etiopia, Somalia, Sudan, Sudan Południowy, Dżibuti, Kenia, Egipt i Tunezja. Można mieć wątpliwości, czy polityczne i finansowe wsparcie Unii Europejskiej oraz współpraca z państwami regionu powstrzymają emigrację z Erytrei, gdzie jedynym rozwiązaniem problemu wydaje się być zmiana totalitarnego ustroju politycznego.
Pozostaje też pytanie, w jaki sposób społeczność międzynarodowa może pomóc obywatelom żyjącym w państwach rządzonych przez dyktatorów? Przekazywanie środków finansowych władzom takich krajów budzi coraz więcej kontrowersji, gdyż według krytyków napędza korupcję. Oczywiście pomoc zawsze jest uzależniona od spełnienia warunków dotyczących praw człowieka czy gospodarki, jednak w praktyce bywa różnie. W zamian za pomoc finansową i poprawne stosunki z Zachodem, rządy niektórych afrykańskich państw dopuszczają istnienie opozycji, a nawet organizują pokazowe wybory, których wyniki z góry są przesądzone. Prezydent Afewerki nie dba nawet o zachowanie pozorów. W niepodległej od 22 lat Erytrei ani razu nie odbyły się wybory, co jest ewenementem na światową skalę.
Afewerki miał rację, kiedy powiedział, że w kraju nie będzie demokracji. Demokratyczne zmiany, nawet gdyby doszło do obalenia prezydenta, wydają się być pieśnią przyszłości w państwie, w którym nigdy nie odbyły się wybory, opozycja praktycznie nie istnieje, system edukacji został zniszczony, a jedyną działającą instytucją jest armia.
Źródło: theguardian.com, en.rsf.org, data.unhcr.org, ecre.org