Krzysztof Głowacki: Głodny smok
Chiny są coraz bardziej pazerne. Nie wystarcza im już rynek Azji i Pacyfiku. Teraz koncentrują się na Afryce i Ameryce Łacińskiej
Chińska Republika Ludowa długo nie ruszała w świat. Po dziesięcioleciach wojen domowych i po „stuletnim poniżeniu” ze strony wielkich mocarstw, komunistyczne Chiny najpierw musiały zająć się sobą i wojną koreańską. Sytuacja nie zmieniła się nawet wtedy, gdy dyplomacja chińska odniosła sukces na naradzie narodów pokolonialnych w Bandungu w 1955 roku. „Sny o potędze” na arenie międzynarodowej trzeba było odłożyć do lamusa, ponieważ - z inicjatywy Mao Zedonga - Chiny pogrążyły się w „lewackim odchyleniu”. Dopiero po 1978 roku Państwo Środka, tym razem pod wodzą Deng Xiaopinga, porzuciło „walkę klasową jako kluczowe ogniwo”, a marzenia o wielkiej rewolucji proletariackiej na całym globie zastąpiło pragmatyczną pogonią za realizacją własnych interesów.
Inwestycja w przyszłość
Jaskrawym tego przykładem jest wejście Chin na Czarny Ląd. Przełom w tej materii nastąpił, gdy prezydent Jiang Zemin oraz liberalny premier Zhu Rongji powołali dwustronne Chińsko-Afrykańskie Forum Współpracy. To ono doprowadziło do zwołania dwóch konferencji na szczeblu ministrów spraw zagranicznych, a następnie spektakularnego i bezprecedensowego szczytu Chiny-Afryka w Pekinie w 2006 roku. Od tego momentu w ruch poszła „czerwona książeczka”, tyle że czekowa.
W ostatnich latach ChRL zaangażowała się w budowę ponad 800 projektów infrastrukturalnych na terenie Afryki. W Somalii, Gambii, Gwinei, Demokratycznej Republice Kongo i Sierra Leone zbudowała stadiony. W Mozambiku, Erytrei i Rwandzie postawiła siedziby ministerstw spraw zagranicznych. W Gabonie oddała do użytku siedzibę rządu, w Kongo i Zimbabwe pałace prezydenckie, w Ugandzie budynek parlamentu, w Lagos siedzibę Unii Afrykańskiej a w RPA… Disneyland. Na tym jednak nie koniec. Nie zważając na skomplikowaną sytuację wewnętrzną w Sudanie, ChRL zbudowała lotnisko w Chartumie, oddała do użytku wielką salę kongresową, zwaną „Halą Przyjaźni”, a obecnie stawia zaporę wodną na Nilu. Jakby tego było mało, w Luandzie powstaje Chinatown, stanowiące azjatycki dom chińskich menedżerów, a w Maputo - hipermarket zaopatrzony wyłącznie towarami sprowadzonymi z Chin.
Na specjalną uwagę zasługuje casus Angoli. Po wznowieniu zerwanych ponad 30 lat temu stosunków, była portugalska kolonia, stała się drugim co do wielkości partnerem handlowym Chin w Afryce. Otwarta na 17 lat linia kredytowa o wartości 2 mld dolarów i oprocentowaniu 1,7 proc., może wydawać się nieopłacalna dla banku chińskiego. Jednak Chińczycy zarobią na tym znacznie więcej niż wyniosą odsetki, otrzymają bowiem lwią część lukratywnych kontraktów na odbudowę państwa, zniszczonego wieloletnią wojną domową. Zresztą już dziś, w zamian za pomoc, Chiny otrzymują 10 tys. baryłek ropy dziennie.
Czemu Afryka?
Chińczycy dostrzegli, że kontynent afrykański, ze swymi licznymi bogactwami naturalnymi stanowi doskonałe miejsce dla zaspokojenia rosnącego zapotrzebowania na surowce chińskiego sektora produkcyjnego. W ciągu ostatnich dwudziestu lat zużycie ropy w Chinach wzrosło czterokrotnie i wynosi 7,2 mln baryłek dziennie. Krajowe wydobycie tego surowca zaspokaja połowę aktualnych potrzeb. Tak więc afrykańskie złoża ropy stanowią nie lada gratkę. Ponadto, import ropy z Afryki pozwala na zapewnienie dywersyfikacji dostaw nośników energii i większe uniezależnienie od sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Analitycy przewidują kontynuację tego trendu, dlatego chińskie firmy inwestują w eksploatację złóż w różnych rejonach Afryki. Prym w tej dziedzinie wiedzie Angola. Na drugim miejscu jest wielka i bogata w surowce Nigeria. Około 25 proc. importowanej przez Chiny ropy pochodzi także z Sudanu oraz Zatoki Gwinejskiej. Pekin pozyskuje również „czarne złoto” z Mauretanii. Ropa naftowa to jednak nie jedyny surowiec, którym jest zainteresowane Państwo Środka. Z RPA Chiny importują miedź, chrom, uran, drewno i rudę żelaza. Metali dostarcza Pekinowi także Wybrzeże Kości Słoniowej i Zimbabwe. Tanzania z kolei specjalizuje się w sizalu i bawełnie. Co ciekawe, Chińczycy inwestują w różnych miejscach, nawet takich, które na Zachodzie są uważane za mało dochodowe. W rezultacie, zamknięte niegdyś kopalnie miedzi w Zambii wznowiły wydobycie. Ponownie uruchomiono także dawno opuszczone szyby naftowe w Gabonie.
Podobne priorytety
Afryka to nie jedyny kontynent, którym interesują się Chińczycy. Drugim najważniejszym partnerem gospodarczym dla Pekinu jest Ameryka Łacińska. Podczas wizyty w regionie w 2004 roku prezydent Hu Jintao mówił, iż do końca dekady wymiana handlowa Chin z tym obszarem zwiększy się do 100 mld dolarów. Pułap ten przekroczono już trzy lata później. Zasadniczym powodem zainteresowania Pekinu krajami latynoamerykańskimi są kwestie ekonomiczne. Państwa regionu posiadają bogate zasoby ropy naftowej, gazu ziemnego, miedzi, boksytów, rud żelaza, cyny, cynku, ołowiu, manganu i niklu. Obfitują również w produkty rolnicze (soja, kukurydza, pszenica, cukier, kakao, owoce) oraz bogate łowiska, dostarczające ryby i ich pochodne.
Istotnym czynnikiem nawiązania bliższych relacji z państwami Ameryki Łacińskiej jest także rywalizacja z Tajwanem. Dążenie do izolacji politycznej Tajpej jest od lat jednym z podstawowych celów polityki zagranicznej Pekinu, a Ameryka Łacińska jest najważniejszą ostoją dyplomacji tajwańskiej na świecie. Spośród wszystkich 23 państw globu utrzymujących oficjalne stosunki z Tajpej aż 12 to kraje latynoamerykańskie. Władze w Pekinie starają się poprzez pomoc ekonomiczną wymóc na tych krajach zerwanie więzi dyplomatycznych z Tajwanem i nawiązanie ich z ChRL. Dzięki szybkiemu rozwojowi ostatnich lat są na uprzywilejowanej pozycji, gdyż Tajpej jest coraz trudniej konkurować z trzecią potęgą gospodarczą świata. Efekty są wyraźnie widoczne. W 2004 roku Dominikana zamieniła uznanie dyplomatyczne Tajpej na Pekin po tym, jak ChRL zaoferowała 122 mln dolarów pomocy w miejsce 9 mln oferowanych przez Tajwan. W 2005 roku podobnie postąpiła Grenada (kiedy Pekin pomógł jej w walce ze skutkami huraganu Ivan), a w 2007 roku Kostaryka. Podobnie rzecz się miała z Jamajką, Peru i Gujaną.
Ze strony krajów latynoamerykańskich oczywistą przyczyną rozwijania kontaktów handlowych z Pekinem jest rachunek ekonomiczny (m.in. dywersyfikacja rynków, zwiększenie eksportu spowodowane dużym zapotrzebowaniem chińskim). Jest to również produkt ideologicznego „skrętu w lewo”. Po 2001 roku Stany Zjednoczone, zaabsorbowane wojną z terroryzmem, relacje z państwami latynoamerykańskimi odstawiły na boczny tor. Wykorzystała to grupa nowych przywódców niezadowolonych ze statusu „podwórka” Waszyngtonu (Hugo Chávez, Luiz Inácio Lula da Silva, Nestor Kirchner, Evo Morales).
Blaski i cienie
Zauważalna aktywność chińska w Afryce i Ameryce Południowej niesie ze sobą nie tylko inwestycje, pomoc gospodarczą i rozwój handlu. Obarczona jest również wieloma zagrożeniami. Wydawałoby się, że Państwo Środka dokłada wszelkich starań, żeby wesprzeć tą biedną część świata. Jednak np. chińskie zaangażowanie w kryzysie sudańskim po stronie militarnego reżimu przeczy chęci pomocy. Ponadto, bliskie kontakty Pekinu z innymi afrykańskimi reżimami, które charakteryzują się naruszaniem praw człowieka - takimi jak Zimbabwe i Algieria - nie sprzyjają interesom demokratycznych społeczeństw w Afryce.
W warstwie ekonomicznej też są widoczne pewne zagrożenia. Otwarcie się na produkty chińskie, od tekstyliów po stal, poważnie zaszkodziło rodzimym producentom i lokalnemu rynkowi pracy. Nierównowaga handlowa z głównymi partnerami, do których należą Republika Południowej Afryki, Sudan, Nigeria i Angola, sprzyja Chinom, ale tego samego nie można powiedzieć o tych dużo gorzej rozwiniętych krajach. Przypadki takie jak angolska prośba o udzielenie pożyczki w wysokości 2 mld dolarów, która spotkała się z wysuniętym przez ChRL warunkiem przekazania udziału w polach naftowych, nie powinny mieć miejsca.
Zresztą bezprecedensowa obecność Chin w Afryce budzi już pierwsze emocje. Spory powstają wokół chińskich centrów handlowych, wypierających rodzimych handlowców i producentów, jak też niektórych inwestycji, prowadzonych bez należytego rozeznania i uwagi z punktu widzenia ochrony środowiska naturalnego. Powoli, przedmiotem kontrowersji staje się również fakt, że chińskie firmy angażują się w działania nielegalne, takie jak wyrąb lasu, czy poszukiwanie towarów w Chinach bardzo pożądanych, a trudno dostępnych, jak mahoń, kość słoniowa, czy płetwy rekina.
Podobnie przedstawia się sytuacja z Ameryką Łacińską. Chiny sprowadzają z niej praktycznie tylko surowce i żywność, same zaś eksportują na te rynki produkty przetworzone i zaawansowane technologicznie. Co więcej, najczęściej jest tak, że eksport państw latynoamerykańskich do ChRL jest bardzo mało zróżnicowany i zdominowany przez jeden lub co najwyżej kilka produktów. W przypadku Brazylii zaledwie 5 różnych produktów stanowi 75 proc. eksportu do Państwa Środka, w przypadku Chile i Jamajki jest to tylko jeden produkt. Ponadto, odkąd ChRL należy do WTO państwa latynoamerykańskie nie mogą wprowadzać dodatkowych obostrzeń we wzajemnych relacjach handlowych. W efekcie utrwala to globalny schemat podziału pracy, niekorzystny dla Ameryki Łacińskiej. Kraje regionu są w nim jedynie dostawcami surowców i produktów rolniczych, co z kolei sprawia, że są bardziej narażone na zmiany koniunktury międzynarodowej.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.