Polsko-rosyjska wojna pomnikowa
Kwestia demontażu sowieckich pomników w Polsce po raz kolejny rozpala emocje nie tylko w Rosji, ale także w Polsce. Nie jest to rzecz jasna przypadek, ale dobrze zaplanowana i konsekwentnie realizowana operacja informacyjna, która niechybnie pozwoli Rosjanom zapisać na swoim koncie kolejny sukces w postaci wewnętrznego skonfliktowania polskiego społeczeństwa.
Emocje, jakie wzbudza w rosyjskim społeczeństwie zapowiedź usunięcia z przestrzeni publicznej w Polsce pomników z okresu PRL, sławiących dokonania sowieckiej armii w czasie II wojny światowej, są możliwe do zrozumienia. Przywiązanie Rosjan do pamięci o zwycięstwie w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej jest zjawiskiem o skali, którą można porównać chyba z polskimi odczuciami co do Powstania Warszawskiego – przy czym o ile w Polsce nie brak dyskusji czy głosów krytycznych co do sensu tego zrywu, o tyle w Rosji przekonanie o bohaterstwie i nieskazitelności Armii Czerwonej pozostaje w zasadzie bezdyskusyjne, a każda próba jego podważenia jest traktowana jako zamach na narodową świętość. W dużej mierze z tego właśnie wynika oburzenie na Polskę i polskie władze planujące usunięcie rzeczonych pomników (z podobną reakcją spotkały się analogiczne działania państw bałtyckich niecałe dziesięć lat temu). Nie bez znaczenia jest też fakt, iż rosyjskie media przedstawiają całą sprawę w taki właśnie sposób – tj. zamachu na pamięć o bohaterach, zupełnie pomijając fakty historyczne i polską percepcję sytuacji po 1944 i 1945 roku – gdy wyzwolenie Polski spod władzy hitlerowskich Niemiec było początkiem kolejnej okupacji, która miała trwać przez kolejne dziesięciolecia.
Jak w tej sytuacji działa rosyjska machina propagandowa w odniesieniu do Polski? Otóż, wykorzystuje starą i wielokrotnie sprawdzoną metodę „dziel i rządź”: wskazując na władze i antyrosyjsko nastawioną część polskiego społeczeństwa („złych Polaków”) i dążąc do ich napiętnowania, jednocześnie przeciwstawia im „dobrych Polaków” – tych, którzy nie godzą się na demontaż radzieckich upamiętnień, rzekomo ze względu na przyjazne nastawienie wobec Rosji i Rosjan (czy jest tak naprawdę, to już sprawa marginalna, przynajmniej z punktu widzenia strony rosyjskiej). Temu właśnie celowi służby nagłaśniana w rosyjskich mediach akcja „wdzięczności” dla Rzeszowa, gdzie rada miasta negatywnie oceniła pomysł usunięcia Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej z centrum miasta: w ramach podziękowania, obywatele Federacji Rosyjskie fotografują się z napisem „Dziękujemy Rzeszowowi za pamięć” i zamieszczają zdjęcia z hashtagiem #thnx_Rzeszow w mediach społecznościowych. W akcję zaangażowały się największe rosyjskie stacje telewizyjne, m.in. „Rossija 24”, gdzie nie brak komentarzy (rzekomo) związanych z Polską „ekspertów”, którzy przekonują, że zdecydowana większość Polaków podziela taki właśnie punkt widzenia (rzecz jasna takie opinie nie są poparte żadnymi badaniami).
Mechanizm ten jest niczym innym, jak tylko powtórzeniem modelu działania z lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku – gdy „złej”, reakcyjnej i sanacyjno-faszystowskiej Polsce przeciwstawiano „dobrą”, proradziecką, socjalistyczną „Polskę Lubelską”, wierną PKWN i Moskwie. Wydaje się, iż postawienie dzisiejszych „złych” Polaków w jednym szeregu z hitlerowskimi Niemcami przez rosyjskie media jest już tylko kwestią czasu.
Dużo poważniejszym problemem niż wrzawa medialna w samej Rosji (obliczona głównie na oddziaływanie wobec wewnętrznego odbiorcy) jest jednak fakt, iż rosyjska akcja wywołuje lawinę dyskusji i (często dalekich od kulturalnych) sporów pomiędzy mieszkańcami polskich miast, gdzie wspomniane pomniki się znajdują.
Należy oczekiwać, iż podobnie jak miało to miejsce w przypadku znajdującego się do niedawna na warszawskiej Pradze Północ tzw. pomnika „Czterech Śpiących” (Pomnik Braterstwa Broni), w wielu wypadkach sprawa znajdzie także swój kontekst lokalnej walki politycznej pomiędzy partiami aktualnej władzy i opozycji, wciągając polityków i lokalne społeczności w konflikty, które zapewne nie pozostaną bez wpływu na inne obszary aktywności, często mające przecież dużo bardziej strategiczne znaczenie dla lokalnych społeczności, niż kwestia losu pomników z okresu PRL. Taki zresztą jest jak się wydaje cel działania rosyjskiej machiny informacyjnej: rozpalanie lokalnych konfliktów powoduje, przy osiągnięciu odpowiedniej skali, osłabienie aktywności w innych obszarach. Co jednak dużo bardziej istotne, u podstaw rosyjskiej polityki w sferze informacyjnej leży (poniekąd słuszne) założenie, że wewnętrznie podzielone i skonfliktowane społeczeństwo nie jest w stanie tworzyć i utrzymać silnej pozycji swojego państwa także w polityce międzynarodowej. I na osiągnięcie takiego właśnie rezultatu są obliczone rosyjskie działania informacyjne realizowane w odniesieniu do Polski – a kwestia tzw. wojny pomnikowej jest tylko jednym i to wcale nie najważniejszym z interesujących Rosjan obszarów.
Przeciwdziałanie takim zorganizowanym i zaplanowanym działaniom, realizowanym w sferze informacyjnej jest rzecz jasna możliwe, choć nie należy do łatwych. Wymaga w pierwszej kolejności aktywności samego audytorium i rozbudowy zdolności do krytycznego odbioru informacji przekazywanych przez media (to zadanie na lata, wymagające zmian przede wszystkim w systemach edukacji), jak również zdyscyplinowania samych dostawców informacji szerszym masom społecznym, tj. głównych mediów – stacji telewizyjnych, radiowych i mediów internetowych. Niestety, w Polsce tzw. media głównego nurtu działają jak dotąd raczej zgodnie z założeniami opracowanymi przez rosyjskich strategów wojny informacyjnej (co zresztą wskazuje na bardzo dobre przystosowanie zaplanowanych działań do realiów lokalnego rynku mediów w Polsce, a to z kolei świadczy o posiadaniu przez stronę rosyjską dobrego rozpoznania w tym obszarze). Szczególnie dobrze widać to na przykładzie relacjonowania incydentu z udziałem rosyjskich bombowców Su-24 i amerykańskiego niszczyciel USS „Donald Cook”, na pokładzie którego znajdował się polski śmigłowiec. Faktycznie niewiele znaczące zdarzenie (podobnych wypadków jest co roku wiele z udziałem okrętów i/lub samolotów Rosji i NATO) stało się na wiele dni jednym z ważniejszych tematów wielu polskich redakcji i urosło do skali znacznie przeszacowanego zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa (trzeba mieć na uwadze, że rosyjskie samoloty były nieuzbrojone, a nawet gdyby tak było, sprawność systemów obronnych amerykańskiego okrętu pozwalałaby na odparcie ataku dużo większych sił ewentualnego przeciwnika). Niestety, ta ostatnia informacja nie była w stanie „przebić się” w głównych wydaniach programów informacyjnych, w przeciwieństwie do obaw czy wręcz nastrojów bliskich histerii.
Należy pamiętać, że przeszacowywanie zagrożeń może mieć równie negatywne skutki co ich niedocenianie, zwłaszcza, jeżeli wpisuje się wprost w rosyjską strategię walki informacyjnej i sprawia, że własne media stają mimowolnym narzędziem w rękach obcych specjalistów od propagandy i manipulacji. Sytuacje takie jak opisane wyżej, poza ich lokalną i bieżącą szkodliwością, tworzą niebezpieczne precedensy na przyszłość i mogą mieć trudne do przewidzenia konsekwencje w warunkach realnego kryzysu.
Fot. tvp.info