Postać filmowa. Zmarł najbiedniejszy prezydent świata
José Mujica zaskarbił sobie sympatię ludzi z powodu swojego skromnego życia. Życiorys zmarłego we wtorek „najbiedniejszego prezydenta świata” był jednak o wiele bogatszy, dlatego nadaje się na scenariusz naprawdę dobrego filmu.
Mujica, nazywany przez Urugwajczyków „Pepe”, na początku roku poinformował o swojej nieuleczalnej chorobie. Były urugwajski prezydent od roku cierpiał na raka przełyku w zaawansowanym stadium. Jego problemy zdrowotne pogłębiała osłabiona odporność, na którą cierpiał od ponad dwóch dekad. Zwracając się w styczniu do opinii publicznej zaapelował jedynie, aby dano mu spokój. Mujica zmarł 13 maja, czyli dokładnie tydzień przed swoimi 90. urodzinami.
Decyzja o całkowitym wycofaniu się z debaty publicznej musiała być niezwykle trudna dla popularnego „Pepe”. Właściwie całe swoje życie był wyjątkowo aktywny, przechodząc ostatecznie na polityczną emeryturę dopiero na początku pandemii koronawirusa. Wyrósł w domu przesiąkniętym polityką. Jego ojciec był radnym z ramienia konserwatywnej Partii Narodowej, w której działał również jego wujek. Sam Mujica został nawet sekretarzem generalnym prawicowej młodzieżówki.
Później związał się jednak z lewicą. Najpierw we współpracy z Partią Socjalistyczną współtworzył Unię Ludową, aby później dołączyć do inspirującego się rewolucją kubańską, partyzanckiego Ruchu Wyzwolenia Narodowego-Tupamaros. Podczas jednej z akcji swojego ugrupowania „Pepe” został zatrzymany i w 1969 roku po raz pierwszy trafił do więzienia. Później był aresztowany jeszcze trzykrotnie, spędzając w zakładach karnych blisko piętnaście lat swojego życia. Dwukrotnie udało mu się z nich uciec. Blisko dwanaście lat był jednym z liderów Tupamaros traktowanych jako zakładnicy przez urugwajską juntę wojskową. Po przywróceniu demokratycznych rządów w 1985 roku Mujicę objęła amnestia. Cztery lata później znalazł się wśród założycieli radykalnie lewicowego Ruchu Powszechnego Uczestnictwa, będącego częścią koalicji Szerokiego Frontu.
Udział w normalnym życiu politycznym wyraźnie zmienił „Pepe”. Nie tylko zaakceptował on pokojowe metody działalności, ale dodatkowo wziął na siebie część odpowiedzialności za akty przemocy z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Zapewne spory wpływ na zmianę podejścia urugwajskiej lewicy miały przemiany z 1989 roku. Wówczas ruchy lewicowe na całym świecie zaczęły akceptować zarówno demokratyczne sposoby prowadzenia polityki, jak i zasady gospodarki rynkowej.
Mujica po objęciu prezydentury w 2010 roku wyraźnie podkreślał swoją przemianę. Krytykował wprawdzie konserwatystów za ich niechęć do jakichkolwiek zmian, ale zarazem zarzucając lewicowcom infantylność będącą efektem ich nadmiernego radykalizmu. Stał się więc zwolennikiem bardziej umiarkowanej polityki, która jego zdaniem powinna być skierowana do najliczniejszej grupy centrowych wyborców. Mówił również o twardych zasadach makroekonomii i o dużym znaczeniu sektora prywatnego.
Prezydentura „Pepe” zdaniem urugwajski komentatorów zasadniczo nie wyróżniała się niczym szczególnym. Kraj pod jego rządami wciąż odnotowywał szybki wzrost gospodarczy, będący głównie efektem polityki jego poprzednika (później także następcy), Tabaré Vázqueza. Nie powiodły się z kolei jego własne ambitne projekty infrastrukturalne. Światowy rozgłos ówczesnej głowie państwa przyniosły za to sprawy światopoglądowe. W trakcie prezydentury Mujicy Urugwaj jako pierwszy kraj zalegalizował uprawę i sprzedaż marihuany, a także zalegalizował aborcję do 12. tygodnia ciąży oraz wprowadził małżeństwa osób tej samej płci.
Ujmujące dla wielu było przede wszystkim proste życie „Pepe”. W czasie swojej prezydentury mieszkał on nie w pałacu prezydenckim, lecz w swoim skromnym domu na przedmieściach Montevideo. Poruszał się skuterem Vespa lub Volkswagenem garbusem, zaś 90 proc. swojego prezydenckiego wynagrodzenia przekazywał na cele charytatywne. Wprawdzie Mujice wbrew znanemu internetowemu „viralowi” nie czekał wraz ze zwykłymi Urugwajczykami w kolejce do zwykłego lekarza (w rzeczywistości była to uroczystość zaprzysiężenia nowego ministra), ale z pewnością cała historia pasowała do jego wizerunku „najbiedniejszego prezydenta świata”.
Dziennikarze chętnie przeprowadzali z nim wywiady, ponieważ słynął z ciętego języka i kontrowersyjnych wypowiedzi. Z tego powodu był też zresztą zapraszany na wykłady w różnych częściach świata. Dzięki swojej popularności odwiedził na przykład Kraj Basków, z którego pochodził jego ojciec. Obok „Pepe” trudno było więc przejść obojętnie, choć miał on również swoich zaprzysięgłych wrogów. Na ogół zarzucano mu unikanie przeprosin za działalność Tupamaros, a także wypominano wydarzenia z 1994 roku, gdy wraz z lewicowymi demonstrantami blokował ekstradycję działacza baskijskiego ugrupowania terrorystycznego ETA. Przedmiotem krytyki były ponadto jego bliskie relacje z przywódcami Wenezueli, Hugo Chávezem i Nicolásem Maduro.
W jednej z ostatnich rozmów z mediami Mujica powiedział, że chciałby zostać zapamiętany jako „szalony starzec”. Przejście od bojownika anarchizującej partyzantki do jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci Ameryki Południowej nadaje się z pewnością na scenariusz filmu fabularnego. Nawet nie podzielając jego poglądów można stwierdzić, że współcześni politycy mogliby wzorować się na „Pepe” zarówno w kwestii skromności, jak i zdolności do samokrytyki. Nigdy nie stronił on bowiem od krytycznego podejścia do swojego obozu politycznego oraz do własnej prezydentury.
Maurycy Mietelski
fot. Pablo Valadares/Câmara dos Deputados/Wikimedia Commons (CC BY 3.0)