Przemek Wasilewski: Dlaczego strzelają do dziennikarzy czyli jak się zmienił terroryzm
Dwóch dziennikarzy Telewizji Polskiej zostało zastrzelonych w Iraku. Kule napastników dopadły ich na szosie pod Bagdadem, w drodze do polskiego obozu Babilon. Jechali samochodem wyraźnie oznaczonym napisem "Press". Nie ulega więc wątpliwości, że ich śmierć nie była przypadkowa. Strzelano do dziennikarzy, by ich zabić. Dlaczego? Bo terroryzm dziś nie jest już podobny do terroryzmu sprzed lat. Praca dziennikarza nie zawsze jest bezpieczna. Doskonale wiedzą o tym dziennikarze śledczy potrafiący boleśnie nadepnąć na odcisk osobom, których cierpliwość jest równie mała jak hamulce moralne. Wielu dziennikarzy straciło życie lub kończyło pracę zawodową z przestrzelonymi kolanami[1], ponieważ stali się niewygodni dla osób, organizacji które opisywali. Czy można taki akt przemocy wobec dziennikarza usprawiedliwiać? Nie, nie można. Czy można zrozumieć? Do pewnego stopnia tak. Korespondent wojenny zajmuje się jednak czymś innym. Nie tropi afer i ciemnych stron publicznego życia. Jego zadaniem jest opisywanie tego co widzi. Doświadczenie uczy, że prawda nie jest korzystna dla stron prowadzących wojnę, a jeszcze częściej nie jest korzystna dla silniejszej z nich. Nie dlatego, że wojujący popełniają zbrodnie, że są okrutni, że nadużywają swojej pozycji. Powód jest dużo bardziej prozaiczny. Wojna najbardziej dotyka zwyczajnych ludzi. Korespondenci wojenni pokazują tragedię jednostek, sprawiają, że wojna nie jawi się widzom, siedzącym tysiące kilometrów dalej w wygodnych fotelach, jako statystycznie ujmowane rzędy liczb. A kto jest winny tym jednostkowym, jakże wzruszającym tragediom? Ten silniejszy, bo przecież słabszy nie ma możliwości pomóc, słabszy przegrywa, więc jego odpowiedzialność jest mniejsza. A jeżeli do tego ten silniejszy nierozważnie dopuszcza w swoim kraju istnienie wolnej prasy, to dziennikarze wydają się być naturalnym sojusznikiem strony słabszej. Słabsi często nie mają problemów z wolnością prasy u siebie, bo jej najzwyczajniej w świecie nie uznają. Prawda pokazywana przez korespondentów wojennych staje się w krajach demokratycznych argumentem dla rozmaitej maści pacyfistów. Znowu zginęło dziecko pomyłkowo zastrzelone przez żołnierza. Czy ktoś pamięta, że wcześniej w tym kraju dzieci ginęły od, bynajmniej nieprzypadkowych, ataków gazami bojowymi? Znowu inteligentna rakieta[2] trafiła w szpital. Nieważne, że w jego piwnicach znajdował się punkt dowodzenia bojówkarzy. Słowa napisane powyżej nie odpowiadają na pytanie postawione w tytule. Wręcz przeciwnie. Stanowią argumenty za stwierdzeniem, że do dziennikarzy nie powinno się strzelać, a przynajmniej nie powinna robić tego strona słabsza, a tym bardziej o ustroju niedemokratycznym. Przyczyn śmierci polskich dziennikarzy w Iraku trzeba szukać w tym samym miejscu, gdzie znajdują się przyczyny ataku 11 września 2001 roku. Polscy dziennikarze, tak samo jak ofiary World Trade Center, zginęli bo skończyła się zimna wojna. To dość radykalna teza. Paradoksalnie koniec zimnej wojny przyniósł kres zagrożeniu konfliktem w tradycyjnym stylu, ale jednocześnie dramatycznie podniósł poziom zagrożenia tzw. konfilktami asymetrycznymi[3]. Gdy układ sił na Świecie stracił swój dwubiegunowy charakter, swoich mocodawców i patronów stracili również terroryści, partyzanci i inne podejrzane piony sowiecko-amerykańskiej konfrontacji. Z jednej strony oznaczało to koniec lewackiego terroryzmu w Europie Zachodniej, ale z drugiej zostawiło samych sobie ekstremistów islamskich, o względy których Moskwa i Waszyngton walczyły, ale równocześnie trzymały ich na smyczy. Nie wypada już chyba przypominać, kto jeszcze niedawno sponsorował przywódcę Al Kaidy. Zamknięcie okresu zimnej wojny stało się impulsem do dynamicznych zmian, jakie zaszły w zjawisku międzynarodowego terroryzmu. Po pierwsze terroryzm stracił na elitarności i stał się działalnością dostępną dla mas. Jeszcze całkiem niedawno terorysta, oprócz radykalnych przekonań, musiał być wyposażony w trudno dostępny sprzęt oraz jeszcze trudniej dostępną wiedzę techniczną i operacyjną. Dziś każdy z nas na najbliższym targowisku może zaopatrzyć się w potencjalne narzędzia mordu, a szczegółowe informacje o pragmatyce zawodowej terrorysty można bez większego trudu znaleźć w internecie. Każdy z nas może zostać terrorystą. Przy tym nie musi być mniej skuteczny niż zawodowiec, a służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo mają dużo mniejsze szanse udaremnienia planowanych działań. Co więcej dzisiejszy terrorysta nie musi wysilać się by tworzyć spójny program polityczny, a to sprzyja dokonywaniu aktów przemocy bez głębszej refleksji. Co dziwniejsze osoba taka ma poczucie realizacji jakiegoś nieokreślonego celu. Prawdziwym jednak zagrożeniem staje się swoiste połączenie sił pomiędzy amatorami i zawodowcami. W takiej sytuacji efekt synergii jest przeogromny. Grupa korzysta z tego, że amatorzy są trudniejsi do neutralizacji, ale również zyskuje na tym, że za planowanie odpowiedzialni są profesjonaliści. Umożliwia to planowanie i wykonywanie operacji o niezwykle wysokim stopniu komplikacji, jak w przypadku ataku z 11 września. Terroryści zyskali również na zmianach, jaki odbyły się w naukach o zarządzaniu. Podobnie jak w najnowocześniejszych biznesowych organizacjach, shierarchizowane pionowe struktury organizacyjne zostały wśród terrorystów zastąpione przez struktury płaskie, często zmieniające kształt i przybierające charakter sieci. Poszczególne ogniwa w organizacji nie są uprzywilejowane wobec innych, a połączenia pomiędzy nimi są luźne. Zapewnia to doskonały obieg informacji, elastyczność i bezpieczeństwo. Po przerwaniu jednego ogniwa, cała organizacja doskonale funkcjonuje komunikując się z pominięciem tego brakującego. Najważniejszą zmianą jest jednak specyficzny charakter terroryzmu religijnego, nabierającego dominującego znaczenia. Terroryści czerpiący swoją motywację z przeżyć quasi-religijnych nie kierują się w swoich działaniach logiką i pragmatyzmem. Akt przemocy, jak mniemają, jest spełnieniem woli samego Boga i dlatego nie podlega kalkulacjom cena/zysk. Terroryści religijni nie chcą zmienić systemu (jak choćby terroryści lewaccy), ale chcą go unicestwić. Fundamentaliści religijni nie dbają o poparcie opinii publicznej - często ich jedynymi prawdziwymi zwolennikami są członkowie organizacji. Sprzyja to popełnianiu aktów przemocy bez jakichkolwiek hamulców, bez dbania o przychylność audytorium. To sprawia, że zamachy terrorystyczne dokonywane przez terrorystów religijnych są zdecydowanie bardziej krwawe niż zamachy ich świeckich odpowiedników. Światowy konflikt na polu ideologicznym został zastąpiony konfliktem cywilizacji, który jest jeszcze brutalniejszy. Oprócz tego, że brutalniejszy, dzisiejszy terroryzm stał się dużo mniej zrozumiały. Dlatego wiemy dlaczego polscy dziennikarze w Iraku stracili życie, ale nigdy nie zrozumiemy dlaczego. ++++++++++ Waldemar Milewicz 1956-2004 Mounir Bouamrane 1968-2004 ++++++++++ [1] - metoda z lubością stosowana przez włoskie Czerwone Brygady w latach 70. dwudziestego wieku. [2] - złośliwi mówią, że gdyby była naprawdę inteligentna, to nie leciałaby tysiąc kilometrów, żeby się rozwalić i wybuchnąć. [3] - konflikt jest asymetryczny, gdy pomiędzy siłą i możliwościami stron występuje duża dysproporcja. Stroną konfliktu asymetrycznego mogą być na przykład terroryści lub partyzanci.