Sannikau: Szuszkiewicz w panteonie wolnej Białorusi
Zapraszamy do lektury rozmowy Oleksandra Shevchenki z *Andrejem Sannikauem, która odbyła się w ramach cyklu "Ukraina 2022". Organizatorem jest Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, a patronem medialnym Portal Spraw Zagranicznych psz.pl. Rozmowa dotyczyła pierwszego przywódcy niepodległej Białorusi Stanisława Szuszkiewicza. Rozmowa dostępna także w formie audiowizualnej na naszym kanale w serwisie YouTube.
Kiedy i w jakich okolicznościach poznał Pan Stanisława Szuszkiewicza oraz jakie wywarł on na Panu pierwsze wrażenie?
Osobiście poznałem go, kiedy był już głową Rady Najwyższej. Oczywiście wiedziałemkim on jest. Pierwszy raz widziałem go kiedy został wybrany na posłaRady Najwyższej ZSRR. Był jednym z deputowanych z Białorusi. Już sam jego wybór to ciekawa historia. Doszło do tegopo katastrofie w Czarnobylu, kiedy utworzono państwowąkomisję śledczą do zbadania tej sprawy, w jej skład wszedł przysłany z Białorusi Szuszkiewicz. Od razu zorientował się,że komisja utworzona została nie po to, by odkryćprawdę, lecz żeby tą prawdę ukryć, żeby nikt o niej nie wiedział. Natomiast on był zwolennikiem linii, zgodnie z którą powinno się mówić ludziom prawdę, ponieważ [skutki awarii wCzarnobylu] są niebezpieczne dla ich życia i zdrowia. Został wykluczony ze składu komisji, ale był już wtedy znany z tego, że potrafił wyjść"naprzeciw linii partyjnej", jak wówczas mawiano. Od tego momentu wszedł w politykę, został deputowanym. Później spotykałem się z nim, gdy był już na stanowisku. Ja pracowałem na pierwszych szczytach Wspólnoty Niepodległych Państw, którazostała utworzonapo spotkaniu w Wiskulach. Pracowałem jako doradca ds. bezpieczeństwa – broń, uzbrojenie itp. Dlatego byłem obecny i mogłem rozmawiać ze Stanisławem Stanisławowyczem żeby wyjaśniać co oznacza ta czy inna kwestia. Tak się poznaliśmy.
Szuszkiewicz był dość nietypowym politykiem, ponieważ był w zasadzie naukowcem i trafił do polityki niemal przypadkiem. Czy można powiedzieć, że jego naukowy tokmyśleniai doświadczenie w jakimśsensie wyznaczyły jego dalszą polityczną karierę i jego kroki w polityce?
Myślę że można tutaj zarówno się zgodzić, jak i nie. faktycznie,wykorzystywał on swoją wiedzę. To dobrze że był on specjalistą od fizyki jądrowej, jest to nauka, w której wykorzystujesię bardzo dokładneinformacje, a nie teoretyczneroważania. Ale to, że nie miał on żadnego doświadczenia [w polityce] też wpłynęło na jego życie polityczne, ponieważ w tym czasie, kiedy mocna była jeszcze partyjna nomenklatura, ciężko mu było kierować się tymi schematami które były rozegrywane przeciw niemu i przeciw państwu. Faktycznie, był on postacią nietypowąi uważam, że było to dla nas dobre, ponieważ był on zorientowanym narodowo politykiem, który mówił w języku białoruskim, co było wówczas bardzo ważne dla ludzi, którzy mogliod razu poczuć, że żyją w niepodległym państwie, że są inni. Ale wiązało się to również ztrudnościami, ponieważ nie zawsze podejściedobre przyfizyce jądrowej działałow polityce. Nie zawsze taka dokładność była potrzebna w polityce.
Rola Szuszkiewicza podczas Porozumień Białowieskich - wiemy, że dokument z tym sformułowaniem – "Związek Radziecki przestaje istnieć jako rzeczywistość polityczna" zaproponował Burbulis, ale mawiająteż, że Szuszkiewicz z Krawczukiem mieli namawiać Jelcyna, którynie był w pełni na ten krokzdecydowany, żeby podpisałten dokument. Jak ocenia Pan rolę Szuszkiewicza podczas tych wydarzeń?
Uważam, że odegrał on najważniejszą rolę, ponieważ był gospodarzem tego tak skomplikowanego spotkania, które nie było planowane jako spotkanie w celudenonsacji ZSRR. Jelcynowi zależałobardziej na tym, żeby samemu stanąćna czele w "procesie nowoogariowskim", który wcześniej uruchomił Gorbaczow. Jelcyn chciał również żeby reformowany Związek pod przywództwem Rosji kontynuował swoje istnienie. Krawczuk chciał niepodległości, ale tak samo nie wiedział co będzie dalej. Szuszkiewicz, po pierwsze,sam mówił, że interesowały goprzede wszystkim nośnikienergii, ponieważ czas był ciężki -nadchodziła zima i trzeba było uzgadniać wszelkie kwestie związane znaftąi gazemz Rosją - dlatego właśnie interesowało go to spotkanie - ze względów praktycznych. Sprzyjał temu fakt, że był on zainteresowany przede wszystkim rezultatami.
Tak naprawdę to sformułowanie zaproponował Burbulis (tylko sformułowanie, nad dokumentem pracowali już wszyscy razem) i Szuszkiewiczowi bardzo sie ono spodobało, uważał, że to jest to, co trzeba teraz zrobić. Nie miał wątpliwość. Wątpili i byli niezdecydowani Jelcyn i Krawczuk. Każdy z nich później kilkakrotnie zmieniał zdanie na temat spotkaniaw Wiskulach własnej roli w tym spotkaniu. Ale najważniejsze było to że, w ogóle się tam zebrali. Wiemy, że miał być tam również Nazarbajew, ale wybrał sobie taką rolę "zdrajcy" pojechawszy do Moskwy i powiedziawszy o wszystkimGorbaczowowi. Dlatego Gorbaczow był bardziej przygotowany na to, co miałosię wydarzyć, choćrównież nie mógł przewidzieć rezultatów. W momencie, gdybyło to już zaproponowane izaczętonad tym [traktatem białowieskim] pracować, zrozumiałe już było, że państwa bałtyckie na zawsze odeszły od imperium i wyznaczyłydrogę dla innych, przede wszystkim dla Ukrainy. Przede wszystkim dla Ukrainy. Oczywiste było, że "lokomotywą niepodległości" była Ukraina. Po państwach bałtyckich. Dla Białorusi taksamo, ponieważ była już przyjęta deklaracja o niepodległości Białorusi i dlatego zaczętopracować nad umową, nad poważną umową o denonsacji. Ale po denonsacji musieli coś proponować, dlatego zaproponowali tą Wspólnotę Niepodległych Państw. Nie za bardzo udaną, ale dzięki którejprocesy [niepodległościowe]zakończyłysię bez konfliktów. W tym widzę tak naprawdę rolę Szuszkiewicza... Pamiętamy co działo się w Jugosławii, gdy zaczęła się ona rozpadać. Można było się tego spodziewaćrównież w Związku Radzieckim. To co widzimy teraz to to, że udało się wtedy tego uniknąć. Agresja rosyjska naGruzjęi agresywna wojna teraz przeciw Ukrainie – to mogło zdarzyć się już wtedy (poza innymi konfliktami) i tak bezkonfliktowadenonsacja systemu totalitarnego, jeśli pomyśleć – jest niewiarygodnym rozwiązaniem. Naprawdę niewiarygodnym. Ze sprzecznościami, ale bez gwałtownych konfliktów. Obyła siębez używania broni. I uważam że najważniejszą rolę w tym odegrał gospodarz.
Przejdźmydo czasów. kiedy Szuszkiewicz był głową państwa. Stał Pan wtedy na czelebiałoruskiej komisji negocjującej w sprawierozbrojenia (w tym jądrowego) Białorusi. Jak odbywał się ten proces, jakie były największe wyzwaniapodczas tego procesu?
Tutaj pomagało mi to, że Szuszkiewicz dobrze wiedział czym jest broń jądrowa i co oznaczaenergia jądrowa. Dlatego dość twardo stał nastanowisku,że trzeba zrezygnować z tej broni. W Ukrainie były mocniejsze naciski,żeby zachować tą broń, ale to tak samo było niemożliwie. Wiem,że ktoś próbował objąć tę broń kontrolą, ale wszystko znajdowało się w Moskwie, te tak zwane "przyciski" i "teczki", a przede wszystkim kody. Dlatego Ukraina nie mogła samodzielnie ich wykorzystać, tym bardziej. że w Ukrainie była trudna sytuacja, ponieważ znajdowały siętam pociski międzykontynentalne – silosowe, ciężka broń, która potrzebowałaregularnego obsługiwania i wykorzystywania bardzoniebezpiecznegopaliwarakietowego. "Zarin", "Zaman", "Giktil", już nie pamiętam tych wszystkich nazw, mogę się mylić. W każdym razie, to bardzo toksyczne paliwo i tak samo trzeba je było zutylizować. Krótko mówiąc, niebezpiecznie było zachowaćte rakiety bez reglamentarnychprac nad nimi, bez obsługi fachowców, ci zaśbyli w Moskwie, w Rosji.
Dlatego stanowisko Szuszkiewicza, to, że bronił statusu bezjądrowego, spzyjało pracynaszej delegacji. Kończąctodysponowaliśmystanowiskiemgłowypaństwa, zgodnie z którym trzeba jak najszybciej rozwiązać wszystkie te trudne kwestie.
Nasz cykł nazywa się "Ukraina 2022", dlatego nie mogę nie zapytać o stosunki białorusko-ukraińskie przez pierwsze lata niepodległości obu państw. Jakie były najważniejsze pytania dotyczące bieżących relacji pomiędzy państwami oraz jak wyglądały stosunki pomiędzy Białorusią Szuszkiewicza a Ukrainą Krawczuka?
W odróżnieniu od swojego stosunku do Gorbaczowa, Szuszkiewicz Krawczuk szanował, bardzo szanował do ostatnich swoich dni. Oni nawet odeszli od nas prawie jednocześnie. Spotkałem ich tutaj w Warszawie kilka lat temu, kiedy przyjeżdżali na rocznicę rozpadu ZSRR, przyjechał Burbulis oraz Szuszkiewicz z Krawczukiem. Bardzo ciekawe były to spotkania i rozmowy – było widać że darzą siebie wzajemnie szacunkiem, poważaniem itp.
Co dotyczy stosunków: mogę powiedzieć że bardzo mi pomagał fakt, że pracowaliśmy razem jeszcze nad umowami dotyczącymi rozwiązania ZSRR. Zabezpieczyli interesy Ukrainy i Białorusi w tych trudnych obszarach dotyczących broni jądrowej i nie tylko jądrowej, ale również w innych dziedzinach związanych z uzbrojeniem. Dlatego że ukraińska delegacja miała bardzo mocną pozycję, bardzo mocną: w jej skład wchodzi fabrykanci, wojskowi, dyplomaci, którzy pracowali poważnie nad tematem. W odróźnieniu od naszej delegacji, gdzie czasami występowałem jako kierownik delegacji oraz jako pojedyńcza osoba prowadząca negocjacje. Dlatego często zwracałem się do ukraińskiej delegacji o pomoc, ponieważ mieliśmy takie samo stanowisko negocjacyjne. Rosja oczywiście nie sprzyjała temu. Dla mnie była to trudność, że nasze władze i rząd miały sceptyczny stosunek do naszych praw gwarantownaych tymi umowami. I nie bardzo im się podobało że my razem z Ukrainą pracujemy i bronimy naszych praw. Ponieważ oni zamiast prowadzić negocjacje wraz z Ukrainą chcieli od razu wszystko oddać, dostać jakieś grosze i tyle. Z mojego punktu widzenia było to po prostu niemożliwe, dlatego poważnie podchodziliśmy do pracy i musze przyznać, że to była bardzo dobra współpraca.
Uważam że podczas prac nad kwestią rozbrojenia został położony bardzo dobry fundament pod nasze dwustronne relacje. Nie tylko pomiędzy Białorusią a Ukrainą, ale pomiędzy Białorusią, Ukrainą a USA. Ponieważ oni widzieli poważne podejście do sprawy: dwa państwa które chcą być niepodległe.
Na początku – co jest ciekawe, oni byli po stronie Rosji, nie potrzebowali jakichś "odrębnych" umów Białorusi z Ukrainą. "Lepiej by oni oddali od razu Rosji te wszystkie swoje pełnomoctwa". To było dla nas nieakceptowalne. Dlatego po pewnych konfliktach z Amerykanami stanęli po naszej stronie i to bardzo pomogło w budowie relacji ukraińsko-amerykańskich i białorusko-amerykańskich. Uważam że mimo iż bardziej niepodległościowego ukierunkowania władz ukraińskich i w mniejszym stopniu niepodległościowego kierunku biaoruskich został wtedy położony dobry fundament. Nie mogę jednak nie przypomnieć że jednak Moskwa miała bardzo szerokie wpływy – była to po prostu gospodarcza zależność od niej.
W związku z tym może trochę odejdę od głównego tematu, ponieważ bardzo ciekawi mnie Pana perspektywa. Był Pan wiceministrem spraw zagraniczych w pierwszych latach rządów Łukaszenki. Ukraina i Białoruś dosłownie jednocześnie zmienili przywódców – z Szuszkiewicza i Krawczuka na Łukaszenkę i Kuczmę. Jak zmienił się charakter stosunków białorusko-ukraińskich w związku z tą zmianą?
Stosunki międzypaństwe to nie jest sprawa prosta. Była zależność gospodarcza od siebie nawzajem, w szczególności paliwa, prądu i innych dziedzin. Jeszcze spróbowaliśmy zbudować realcje jak najlepiej nam handlować ze sobą – nie porzez Moskwę, a bezpośrednio; pojawiały się również inne pytania.
Ale wtedy jednak był ogólny kurs i wspólne nadzieję że Moskwa będzie czymś innym. W 1994 roku jeszcze nie było tak agresywnej postawy Moskwy w stosunku do byłych republik radzieckich. Chociaż szczyty WNP przypominały jeszcze partyjne posiedzenia kierownictwa komunistycznegojuż wyznaczały się nowe kierunki współpracy. Trwał proces konstytuowania się Ukrainy i Białorusi na arenie międzynarodowej. Rozwiały się stosunki z innymi państwami. A mimo to Kuczma i Łukaszenka próbowali przede wszystkim budować dobre stosunki z Moskwą. Kuczma – przede wszystkim z praktycznego punktu widzenia, zaś Łukaszenka po prostu od razu ukierunkował się na zależność od Kremla i we wszystkich kwestiach zawsze był po stronie Kremla. I tak nadal trwa do dzisiaj.
Zmiany polityki Ukrainy w związku ze zmianą władzy nie zauważyłem, niemniej polityka Białorusi się zmieniła. Dlaczego? Bo przedtym byliśmy republiką parlamentarną. A w 1994 zostaliśmy prezydencką. Niestety. Teraz możemy to powiedzieć – niestety. To był pomysł nomenklatury komunistycznej, która była bardzo zastraszona rokiem 1991 i spróbowała wziąć rewanż. Ich liderem był wtedy premier Wiaczesłau Kiebicz. Oni wymyślili ten system i go przyjęli, ponieważ dysponowali większością w parlamencie. Potem odbyły się wybory. Były to jedyne mniej-więcej demokratyczne wybory na Białorusi, w wyniku których wygrał Łukaszenka. Na Białorusi od razu zaczął zmieniać się polityczny kurs kraju. Jeszcze wykonywano pewne międzynarodowe zobowiązania, ale było widać że Łukaszenka jest po prostu zafascynowany władzą i robi wszystko żeby ją utrzymać i podążać w kierunku dyktatury. W przestrzeni postsowieckiej już były przykłady dyktatury, przede wszystkim Uzbekistan. To był dla Łukaszenki przykład ustroju państwowego. Myślę że wciąż wiele osób pamięta jak chwalił onporządek władzy Hitlera, który odpowiada jego wizji władzy prezydenckiej. To miało miejsce w 1995 roku, on jeszcze roku nie był prezydentem, a już wypowiadał się w ten sposób.
Zawsze podkreślam że mimo wszystko, mimo to że była korupcja, mimo zaistnienia trudnych momentów w historii Ukrainy, to Ukraina potrafiła zachować najważniejsze – wybory. Zmienność władzy. I to najważniejsze, to sprzyjało temu, że Ukraina rozwijała się i wciąż rozwija się. Mimo tego że nastąpił tragiczny czas, widzimy, że niezależnie od tego kto co myślał o Żełeńskim przed wojną – teraz widzi że należy mu się w 100% wsparcie dla jego działań, tego, że on osobistym przykładem mobilizuje ludzi do obrony kraju: państwa i Ukraińców. To odbywa się dzięki temu że Ukraina naprawdę zachowała wartości demokratyczne i na tych wartościach demokratycznych Ukraina jeszcze zrobi ogromny skok do przodu, jestem po prostu przekonany w tym.
Niestety u nas to było zdewastowane i mimo to, że cały naród pokazał że nie uznaje Łukaszenki, wciąż jesteśmy w tak trudnej sytuacji (mam na myśli rok 2020, kiedy prawie wszyscy Białorusini powstali przeciw Łukaszence i cały świat widział że nikt nie traktuje go jako prawowitego szefa państwa).
Wróćmy do postaci Szuszkiewicza. Po wyborach w 1994 roku nie odszedł on od polityki, został posłem parlamentu, kontynuował działalność opozycyjną. Jak przebiegała wtedy jego kariera opozycyjna?
To również był ciekawy okres. Wszyscy wiemy że Szuszkiewicz był kierownikiem jednej z partii socjaldemokratycznych. Jednak nie wszyscy wiedzą, że partie w ogóle nie mogą istnieć na Białorusi przy Łukaszence. Jest to po prostu niemożliwe. Być może korzystne jest zachowanie nazwy, brandu. Lecz nie jest to partia. Nie krytykuję tych partii które istnieją, mówię tylko o umowach istnienia partii. To istnienie jest całkowicie pod kontrolą KGB i reżimu. Przede wszystkim wymagane jest, żeby wszyscy członkowie partii poszli do Ministerstwa Sprawiedliwości, to znaczy do KGB. Szuszkiewicz w tym sensie był bardzo ciekawą postacią, ponieważ on sam był partią. Jego istnienie w opozycyjnej polityce oznaczało, że istnieje partia Szuszkiewicza i że istnieje socjaldemokracja na Białorusi. To było bardzo mocne wsparcie, ponieważ on nigdy nie wahał się w tym, jak należy odbierać reżim Łukaszenki. Nigdy nie wahał się, mówił jak jest, zawsze twardo i zasadniczo oceniał też reżim i to też pomagało. Pierwszy kierownik państwa, jego stosunek do reżimu był stanowczy. Mógł zawierać pewne sojusze z siłami, które mogły być bardziej lub mniej krytyczne wobec Łukaszenki, ale co tyczy jego samego, on nigdy nie miał wątpliwości. To było bardzo dobre, i to że pozostawał on w polityce, pozostawał aktywnym, było to bardzo dobre dla opozycji i dla państwowości Białorusi. Bo kiedy pierwszy kierownik mówi że Białoruś była inna i powinna być inna to dużo znaczy i ma dużą wagę nie tylko na Białorusi, ale dla całego świata. Był on szanowny, wsłuchiwali się w jego słowa. Jestem bardzo mu wdzięczny, że uczestniczył również w mojej kampanii wyborczej, wspierał mnie. Widziałem, kiedy my z nim jeździliśmy po kraju to nawet kiedy samochodem stawaliśmy odpocząć trochę na trasie, inne samochody stawały, żeby przywitać się ze Stanisławem Stanisławowiczem! To naprawdę był szacunek narodu. Dlatego dla nas bardzo ważne było że on nigdy nie poszedł na żaden kompromis i nie mówił że z tym reżimem można normalnie żyć. A nawet więcej, mówił że będziemy żyć tylko kiedy pozbawimy się tego reżimu. Wszędzie to mówił. Dużo jeździł. W Polsce występował w wielu miejscach. Lubił podróżować. I wszędzie mówił o Białorusi.
Właśnie o 2010 roku chciałbym zapytać bardziej szczegółowo. Szuszkiewicz był Pana osobą zaufaną. Jaką rolę odegrał Szuszkiewicz w tej kampanii wyborczej, jak on ogólnie oceniał tę sytuację i jak zareagował na dalsze wydarzenia – "Ploszcza", Pana uwięźnienie itd?
Mówiłem że jestem mu bardzo wdzięczny. On w ogóle był u źródeł tej kampanii wyborczej. Za kilka lat przed tą tak zwaną kampanią prezydencką starał się zorganizować proces negocjacji pomiędzy wszystkimi siłami opozycyjnymi. Już wtedy były trudne stosunki wewnątrz opozycji, ponieważ odbył się 2006 rok i opozycyjny kandydat wtedy nie spełnił nadziei Białorusinów i rozpoczęły się pewne procesy, aby mówić o linii że z tym reżimem można żyć i małymi krokami można coś osiągnąć. Szuszkiewiczowi to się nie podobało dlatego zorganizował taki proces negocjacji w atmosferze nieformalnej, u niego, u przyjaciół. Zbieraliśmy się kilkakrotnie i rozmawialiśmy o całej sytuacji. Przed tym był pewien konflikt pomiędzy nim a mną. Nie pokłóciliśmy się, ale ktoś coś mu powiedział o mnie. On na to zareagował bardzo krytycznie. Są ludzie którzy bardzo profesjonalnie mogą utworzyć konflikt pomiędzy ludźmi. Wiemy to i wiemy gdzie ci ludzie pracują.
Te negocjacje, które on inicjował sprzyjały temu że odnowiliśmy normalne, przyjacielskie stosunki i my powiedzieliśmy że po tym wszystkim zauważyliśmy z kim można pracować, z kim nie i że pójdziemy sami i zapytaliśmy czy Stanisław Stanisławowicz nas wesprze. Od razu się zgodził i poprosił abyśmy go uważali za członka naszego zespołu. I kiedy zbieraliśmy podpisy, mieliśmy bardzo mocną grupę. Pracowali tam ludzie od 18 roku życia (to najmłodszy wiek kiedy można oficjalnie pracować). Była również jedna osoba która miała prawie 100 lat. Była to teściowa Stanisława Szuszkiewicza. I ona naprawdę pracowała! To nie była jakaś fikcyjna figura, ona zbierała podpisy! Od swoich przyjaciół zbierała podpisy i Stanisław Szuszkiewicz był dumny z niej, że wnosi taki swój wkład we wspólną sprawę.
On naprawdę dużo pomagał. Nigdy nie odmawiał w tym, żeby jeździć po kraju, sam jeździł, agitował, również jeździliśmy w podróże zagraniczne. Naprawdę mieliśmy najmocniejszy zespół. I on był przekonany że my zrobimy to, o czym mówiliśmy i że osiągniemy ten cel o którym mówiliśmy. Celem tym było pokazać, że żadnej elektoralnej przewagi Łukaszenka nie ma. Że elektoralna przewaga jest po stronie opozycji. I że nasz zespół jak najbardziej jest mocny i zdolny, aby zacząć proces reformowania Białorusi. Jeśli tam się nie zgadzają, to my jesteśmy zdolni zacząć proces negocjacji. To wszystko było już założone. Nie byliśmy naiwnymi ludźmi, żeby liczyć na poprawne wyniki wyborów. Wyników wyborów nie ma na Białorusi, już ponad ćwierć wieku nie ma. Dlatego my określiliśmy ten cel i osiągnęliśmy go. Uważam,że go osiągnęliśmy. Wtedy odbyło się takie powstanie białoruskie, które tak zastraszyło Łukaszenkę, że on (w odróżnieniu od innych kampanii) od razu użył siły. Później mówił, że to jego osobista decyzja. Musieli użyć siły w styczniu. Nie dlatego żeby nas zniszczyć, ale w styczniu już nie byłoby dziennikarzy i obserwatorów międzynarodowych. Oni wszyscy wyjeżdżali i można było bić jak się chce. Ale on tak się zastraszył że znieważył tym cały świat i zaczął używać siły. Uważam, że nasz cel my osiągnęliśmy. My pokazaliśmy że Łukaszenka nie ma wsparcia. Była to nie tak prosta sprawa. Spotykaliśmy się z przywódcami państw, którzy przyjeźdżali i mówili że Łukaszenka przecież ma mocne wsparcie, nie będzie żadnych protestów. Odpowiadaliśmy: "Kto Wam to powiedział? To Łukaszenka mówi". Ja osobiście i mój zespół mówiliśmy że duże protesty będą i wyjdą na nie tysiące osób, że Łukaszenka nie ma wsparcia. Mówię że nie łatwo było to udowadniać ponieważ taki był stosunek. Mało tego że wtedy nie uznawali go za dyktatora, ale liczyli że on ma wsparcie ponieważ gospodarka dobrze prosperuje. A już był kryzys 2008 roku i widać było że kryzys będzie trwał nadal i pogłębiał się.
Mówiąc o celach i o udziale Stanisława Stanisławowicza, my szczerze mówiliśmy sobie i ludziom jaki mamy cel i Stanisław Stanisławowicz Szuszkiewicz dobrze to rozumiał i wspierał. Później on od razu włączył się w to żeby przynieść prawdę co się stało na Ploszczy ludziom i na Białorusi i w Rosji. Przypomnę że "prezydentem-nie prezydentem" wtedy był Miedwiediew, dlatego sytuacja była nieco inna i można było się spodziewać że jakąś odpowiedź można było znaleźć.
Jestem wdzięczny mu za to że prawie w pierwszy dzień po moim aresztowaniu on wraz z żoną przyszedł do mojej matki, żeby wesprzeć ją. To co on zrobił było dla mnie najbardziej cudownym i najbardziej mocnym wsparciem. Bardzo jestem mu wdzięczny.
Nigdy nie mówiłem że ten reżim można akceptować i jego stanowcze stanowisko było bardzo ważne i przed naszą kampanią i tzw. wyborami i po tym jak trafiliśmy do więzienia. On był godny zaufania, kiedy umawialiśmy się z nim to zawsze wykonywał to o na co umawialiśmy się.
Po odejściu Szuszkiewicza wielu ludzi mówiło, że on wyprzedził swój czas. Czy zgadza się Pan z tą teza? Czy można powiedzieć że dopiero teraz, dopiero pokolenie które dokonywało rewolucji 2020 roku zaczyna sprawiedliwie oceniać Szuszkiewicza?
Nie powiedziałbym tak, ponieważ zawsze oceniałem go bardzo wysoko i nie odkrywam nic nowego kiedy mówię teraz że powinniśmy wrócić do tych czasów kiedy byliśmy liberalnym, demokratycznym i parlamentarnym państwem. Myślę że on nie wyprzedził swojego czasu, ale jego czas niestety się skończył. Było dużo postaci u podstaw naszej państwowości – Pazniak i Front Narodowy, Michas Tkaczow, Wasyl Bykow, Jehor Baradulin, nasz słynny pisarz i poeta, Hennad Buraukis, kierownik telewizji narodowej... Dużo ludzi było, ich czas tak okrutnie zakończył Łukaszenka. Dlatego oni prawie wszyscy już odeszli. Nikogo nie pozostało. Ale to są bardzo mocne postaci które leżą u podstaw naszej niepodległości, które stworzyły naszą niepodległość. Wierzę że ten czas jeszcze wróci. Nie zgadzam się więc z tym sformułowaniem. On naprawdę był dużą, mocną postacią, naprawdę bronił interesów Białorusi i wewnątrz kraju i za granicą. Ale to że musimy wrócić do tych postaci – nie. Będą inne. Ale oni mają być edukowani. Problem również polega na tym że... żeby młodzież nie zapominała o tych ludziach którzy ofiarowali się dla niepodległej Białorusi, która mimo dyktatury Łukaszenki wciąż istnieje. Tak że on jest na panteonie. To oczywiste że na panteonie wolnej, europejskiej, niepodległej Białorusi.
Czy w przyszłości na Białorusi będą pomniki Stanisława Szuszkiewicza?
To oczywiste. Nie ma żadnych wątpliwości.
Rozmawiał Oleksandr Shevchenko.
*Andrej Sannikau – białoruski działacz polityczny i społeczny, koordynator programu społecznego „Europejska Białoruś” i inicjatywy „Karta'97”; kandydat na urząd prezydenta Białorusi w wyborach w 2010 roku.