Boliwia/ Prezydent Mesa zostaje na stanowisku
- Ewelina Biłda
Boliwijski przywódca Carlos Mesa zdecydował, że pozostanie na swoim stanowisku i zakończy kryzys polityczny, który paraliżuje kraj.
Dwa tygodnie temu Mesa chciał zrezygnować ze względu na trwające od tygodni blokady dróg w wielu rejonach kraju, protesty uliczne, groźby zajęcia pól naftowych przez lewacki ruch indiańskiej biedoty z północy. Na południu natomiast narastał bunt bogatych prowincji rządzonych przez Kreoli, którzy domagają się autonomii. Podczas siedemnastu miesięcy prezydentury Carlosa Mesy Boliwia była świadkiem już ponad 800 protestów.
8 marca, po debacie w Kongresie, udało mu się uzyskać pakiet społeczny, a jego rezygnacja została wycofana. W ciągu następnych dwóch dni uzyskał poparcie ponad 60% społeczeństwa-czyli najwięcej od momentu objęcia stanowiska.
Przeciwko Mesie i proponowanym przez niego reformom występuje lewicowa partia indiańskich radykałów(Ruch na rzecz Socjalizmu) pod przywództwem Evo Moralesa. Zwolennicy jego Ruchu występują jako przeciwnicy kapitalizmu, neoliberalizmu, a domagają się przede wszystkim nacjonalizacji zasobów gazu ziemnego, a także zwiększenia opodatkowania zagranicznych koncernów. Morales popiera działania Chaveza, ten z kolei odwdzięcza się pochwałami jako najbardziej obiecującego rewolucyjnego przywódcę kontynentu i finansowym wsparciem.
16 marca boliwijski Parlament głosował nad ustawą mającą wprowadzić zmianę stawki podatkowej dla zagranicznych firm z 18 do 50%. Projekt został odrzucony. W przeciwnym wypadku groziłoby to wycofaniem się zagranicznych inwestorów, a także bankructwem kraju, który musiałby wypłacić odszkodowania za zerwanie kontraktów. Uchwalono ponadto referendum na temat wprowadzenia regionalnej autonomii; zadecydowano o rozpisaniu wyborów do zgromadzenia narodowego, które ma przygotować nową konstytucję.
Groźba odejścia Mesy przeraziła większość partii parlamentarnych. Stwierdzono, że jeśli nie Mesa, to nikt inny nie będzie w stanie obronić instytucji demokratycznych przed atakiem ludowej demagogii, a kraju przed rozbiciem na biedną indiańską północ i bogate białe południe.
Dużego poparcia udzieliły Mesie także USA i Brazylia. W ocenie Brazylijczyków kryzys w Boliwii i występujące groźby odejścia prezydenta miałyby negatywne konsekwencje dla Brazylii i projektów współpracy między obu krajami. Poza zakontraktowanymi dostawami 30 milionów metrów sześciennych gazu, kraje łączą inne, miliardowe przedsięwzięcia. W sierpniu 2004 r. oba rządy uzgodniły wspólny plan roboczy, którego realizacja ma się rozpocząć w maju br. Zakłada on m.in. uprzemysłowienie regionu przygranicznego, poprzez budowę trzech dużych zakładów energetycznych. Sektor prywatny miał zainwestować 70% wartości projektu, państwowe przedsiębiorstwa obu krajów - 30%. Według ekspertów, brak stabilności podroży projekty, ze względu na ryzyko polityczne.
Mesa otrzymał też zdecydowane poparcie ze strony argentyńskiego prezydenta Nestora Kirchnera. Dla Buenos Aires Boliwia jest ważnym dostawcą gazu ziemnego.
Evo Morales i Felipe Quispe zapowiadają kolejne blokady i strajk, zajmowanie majątków i przedsiębiorstw dopóty, dopóki prezydent i kongres nie przyjmą ich warunków.
/źródło:www.gazeta.pl www.msz.gov.pl www.reuters.com /