Litwa: Wyniki wyborów parlamentarnych
Nieco w cieniu zbliżających się wyborów ukraińskich i amerykańskich odbyły się wybory parlamentarne na Litwie. Nasi północno-wschodni sąsiedzi wybierali posłów do 141-osobowego Sejmu. Elekcja od początku budziła spore zainteresowanie: nie opadły jeszcze emocje po impeachmencie prezydenta Rolandasa Paksasa (który nota bene został kilka dni temu oczyszczony przez sąd z niektórych stawianych mu zarzutów). Wszyscy obserwatorzy zadawali sobie też pytanie o to jaki wynik osiągnie populistyczna, założona zaledwie rok temu przez milionera o rosyjskich korzeniach Wiktora Uspaskich Partia Pracy.
Oficjalne wyniki wyborów zostaną podane przez centralną komisje wyborczą 31 października, jednak z dużym prawdopodobieństwem można już obecnie przewidzieć skład przyszłego parlamentu. Znajdzie się w nim zapewne 6 ugrupowań. Żadne z nich nie uzyskało większości pozwalającej na samodzielne sformowanie rządu. Porażkę odnotowały partie rządzącej socjalistyczno-liberalnej koalicji, wzmocnieniu uległa natomiast pozycja prawicy. Obecnie trudno jest przewidzieć skład przyszłej koalicji, a rozmowy trwają.
Do głosowania uprawnionych było 2,48 mln obywateli. Frekwencja wyniosła 46 % w pierwszej i 40 % drugiej turze wyborów. Do parlamentu dostało się prawie dwa razy więcej kobiet niż zasiadało w parlamencie poprzedniej kadencji (29 zamiast 15).
Zwycięzcą wyborów została Partia Pracy Wiktora Uspaskich. Oskarżane o populizm ugrupowanie (obiecuje wyborcom szybkie rozwiązanie praktycznie wszystkich poważnych problemów społecznych kraju, zredukowanie bezrobocia, podwyżkę płac oraz emerytur) uzyskało jednak wynik daleki od wymarzonych 71 miejsc, zdobywając ich zaledwie 39. Lider P.P., choć rozczarowany wynikiem, ogłosił się jednak zwycięzcą wyborów i wezwał socjalistów do podjęcia rozmów koalicyjnych, powołując się na bliskość programową z lewicowymi partiami obecnie rządzącymi. Jednak w pierwszych reakcjach powyborczych socjaliści wykluczali możliwość negocjacji z P.P.
Koalicja rządzących socjal-demokratów premiera Algidrasa Brazauskasa i socjal-liberałów zdobyła 31-32 miejsca w Sejmie. Wynik ten oceniany jest jako słaby, nie obyło się też bez kilku szczególnie prestiżowych porażek (do parlamentu nie dostał się np. marszałek sejmu Arturas Palauskas przegrywając w swoim okręgu z kandydatem prawicy).
Dwie partie prawicowe: konserwatyści Andriusa Kubiliusa oraz central-liberałowie uzyskały odpowiednio po 25 i 18 miejsc (razem 43). Dokonując zabiegu zsumowania głosów, prawica ogłosiła się (również) zwycięzcą wyborów. Lider konserwatystów ocenił, że to właśnie ugrupowania prawicowe mają w obecnej sytuacji prawo sformować rząd.
Do parlamentu dostały się również "Za porządek i sprawiedliwość" byłego prezydenta Rolandasa Paksasa (11 posłów) oraz ugrupowanie agrarne kandydującej na najwyższy urząd w państwie Kazimiery Prunskiene (10 posłów).
Obecnie wydarzenia powinny potoczyć się następująco: po ogłoszeniu 31 października oficjalnych wyników wyborów, prezydent Valdas Adamkus będzie miał 2 tygodnie na desygnowanie premiera, a ten z kolei - 14 dni na sformowanie rządu.
Wg pierwszych sygnałów, możliwa jest "tęczowa koalicja" utworzona przez partie "od prawa do lewa" (tzn. socjaliści oraz prawica) w celu powstrzymania ugrupowań populistycznych. Taka konstelacja mogłaby liczyć na około w miarę stabilną 75-osobową większość. Ale również sojusz socjalistów z P.P. zapewniłby 71-osobowe poparcie (minimalne wystarczające do rządzenia). Sprawa więc teoretycznie pozostaje otwarta.
Czy wybory na Litwie udowodniły, że kroczący od sukcesu do sukcesu populizm można łatwo zatrzymać? Wydaje się, że polityczne "centrum" zdoła utrzymać się u władzy. Ugrupowania "skrajne" zdobyły jednak łącznie znaczącą ilość głosów, warto więc rozwój sytuacji na Litwie bacznie obserwować.
[na podst. Interfax.com, euractiv.com, ITAR-TASS, baltictimes.com]