Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciej Konarski: Gwałt tańszy niż kule

Maciej Konarski: Gwałt tańszy niż kule


09 marzec 2007
A A A

W zeszłym miesiącu na ekranach polskich kin pojawiła się nagrodzona berlińskim Złotym Niedźwiedziem „Grbavica”. Film bośniackiej reżyserki Jasmily Žbanić przywraca pamięć o jednym z najbardziej odrażających aspektów wojny na Bałkanach – masowych gwałtach, których ofiarą padły tysiące miejscowych kobiet. Tamten koszmar skończył się już 12 lat temu, lecz trudno powiedzieć by z tragedii bośniackich kobiet świat wyciągnął jakiekolwiek konstruktywne wnioski. W ferworze rozpalającej umysły Zachodu walki o „parytety” i „prawa reprodukcyjne” los kobiet – ofiar konfliktów zbrojnych - wciąż przechodzi niezauważony. Ponure statystyki wskazują tymczasem, że we wszystkich strefach objętych konfliktami zbrojnymi kobiety i dziewczęta wciąż masowo padają ofiarą seksualnej przemocy.

Koszmar za zasłoną milczenia

Trudno powiedzieć ile kobiet padło ofiarą przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych ostatnich lat. Liczbę ofiary gwałtów jest trudniej oszacować niż liczbę uchodźców czy ofiar śmiertelnych, tym bardziej, że zgwałcone kobiety nie zawsze chcą i mogą ujawnić swą krzywdę. Dotyczy to zwłaszcza kobiet wychowanych w tradycyjnych, patriarchalnych społeczeństwach Trzeciego Świata, w których gwałt traktowany jest jako największa hańba.

Nawet niepełne i szacunkowe statystyki pokazują jednak ogrom problemu. Ofiary wojennych gwałtów idą w setki tysięcy, jeśli nie w miliony. Już podczas inwazji Iraku na Kuwejt, pierwszego poważnego konfliktu ery postzimnowojennej, blisko 5 tysięcy kuwejckich kobiet zostało zgwałconych przez irackich okupantów.
Większym echem odbiły się jednak wydarzenia w b. Jugosławii, gdzie masowe gwałty stały się zasadniczym elementem strategii czystek etnicznych. Światem wstrząsnęły wówczas relacje o tysiącach kobiet i dziewcząt przetrzymywanych w obozach koncentracyjnych i „prywatnych” więzieniach, w których gwałcono je i zmuszano do rodzenia „właściwych etnicznie” dzieci. W samej tylko Bośni ofiarą seksualnej przemocy padło wówczas ok. 60 tysięcy kobiet (w większości Muzułmanek), a tysiące innych ten sam los spotkał w czasie walk w Chorwacji i Kosowie.
Innym „podręcznikowym” przykładem stosowania gwałtu jako narzędzia etnicznej czystki stała się Rwanda. Według statystyk UNICEF-u, podczas ludobójstwa 1994 roku ofiarą gwałtów padło tam od 300 do 500 tysięcy kobiet, z których wiele zamordowano lub okaleczono.

Praktycznie w każdym z konfliktów zbrojnych ostatnich lat występowało zjawisko masowej przemocy seksualnej skierowanej przeciwko kobietom. Algieria, Czeczenia, Liberia, Sierra Leone, Kolumbia, Nepal, Aceh, Uganda – to pierwsze z brzegu przykłady. W niektórych przypadkach skala problemu przybierała jednak wyjątkowe rozmiary. Podczas orgii przemocy w Timorze Wschodnim (1999 r.) proindonezyjskie bojówki zgwałciły prawdopodobnie od 60 do 70 procent miejscowych kobiet…
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w Demokratycznej Republice Kongo. Tam, w rezultacie siedmiu lat wojny i wciąż trwającego chaosu liczba zgwałconych kobiet idzie w setki tysięcy. Wedle ostrożnych danych podawanych przez Amnesty International, tylko w pierwszych miesiącach 2003 r. liczba gwałtów wynosiła ok. 40 dziennie.

Obecnie problem przemocy seksualnej występuje w szczególnie drastycznej formie w sudańskim Darfurze. Arabscy milicjanci - dżandżawidzi - oraz wspierająca ich sudańska armia stosują gwałty jako metodę etnicznego „oczyszczania” prowincji z czarnej ludności. Ocenia się, że ich ofiarą padło już kilkadziesiąt tysięcy kobiet i dziewcząt. „Lekarze bez granic” obliczyli, że w 2005 r. w samych tylko w obozach dla uchodźców i ich okolicach dochodziło do 200 przypadków gwałtów miesięcznie…

Badacze opisujący większość współczesnych wojen są więc skłonni mówić więc o swoistej reseksualizacji przemocy. Ma ona rozmaite przejawy, począwszy od będących prawie na porządku dziennym dzikich orgii gwałtów po regularną strategię przemocy seksualnej.

Tego typu statystyki i teorie ze swej natury są jednak bezduszne i nie oddają nawet w przybliżeniu prawdziwego dramatu zgwałconych kobiet. Jest on tymczasem ogromny i co gorsza, zwykle rozłożony na raty.

Gwałt w pierwszym rzędzie wiąże się z utratą zdrowia fizycznego. Perwersyjność sprawców często nie zna granic, a przemoc seksualna często staje się dla nich dającą satysfakcję formą zadawania cierpień i dręczenia. Wiele relacji ze stref konfliktów opisuje tragiczny los kobiet brutalnie torturowanych w trakcie i po gwałcie, kobiet których narządy płciowe i inne partie ciała bywają okrutnie okaleczane. Ofiary przemocy na tle seksualnym ryzykują też obrażeniami wewnętrznymi oraz zarażeniem AIDS bądź chorobami wenerycznymi.

O wiele szerszym problemem są jednak psychologiczne konsekwencje gwałtu. Skutkuje on traumą, która trwa często wiele lat. Wiele kobiet nigdy zresztą się z niej nie otrząsa.

Najbardziej długofalowym skutkiem przemocy seksualnej jest jednak ostracyzm spotykający jej ofiary. W tradycyjnych patriarchalnych społeczeństwach Trzeciego Świata (a tam toczy się większość współczesnych konfliktów zbrojnych) gwałt jest często traktowany jako największa i niezmazywalna hańba. To „plama na honorze” rodu lub plemienia, za którą w powszechnym mniemaniu większość, jeśli nie cała wina, spada na ofiarę. Zgwałcone kobiety (a zwłaszcza te które urodziły poczęte z gwałtu dzieci) są w rezultacie wyrzucane poza nawias wspólnoty. Ojcowie wypędzają z domu swe córki, a mężowie porzucają żony. Jako „zepsute” nie mogą już więcej liczyć na zamążpójście i męską opiekę. W rezultacie wegetują na marginesie swej społeczności. To samo dotyczy zrodzonych z gwałtu dzieci.

Kobieta jako łup wojenny

Opisując zjawisko wojennej przemocy wobec kobiet nie piszę niestety o niczym nowym. Gwałt od niepamiętnych czasów towarzyszy bowiem konfliktom zbrojnym. Już w Starym Testamencie, starożytnych mitach (np. o wojnie trojańskiej) i kronikach możemy znaleźć aż nadto wzmianek o tym, że kobiety wroga traktowane były jako zdobycz wojenna – premia dla zwycięzców i zdobywców. Rzymskie legiony niemal oficjalnie stosowały strategię masowych gwałtów jako metodę łamania woli oporu podbijanych przez Imperium Romanum ludów.

Przemoc seksualna była również charakterystyczną cechą wojen toczonych w późnym średniowieczu i erze nowożytnej. Ciężar walki spoczywał wówczas na niezdyscyplinowanych i iluzorycznie kontrolowanych oddziałach najemników, którzy obszar działań wojennych traktowali jako swoje terytorium łowieckie, a z zamieszkują go ludnością nie czuli żadnego związku i nie okazywali jej najmniejszych względów. Najwyraźniej ukazała to Wojna Trzydziestoletnia (1618-48).
Przemoc seksualna masowo występowała też w wojnach XX wieku. Wystarczy przypomnieć sobie tylko gwałty dokonywane przez japońskich okupantów w Chinach i Korei czy „wyzwoleńczy marsz” Armii Czerwonej na Zachód.

Skąd to wszystko się wzięło? Cóż, nie odkryję raczej Ameryki pisząc, że wojna zawsze zaraża brutalnością swych uczestników, stępia ich wrażliwość i w rezultacie czyni skłonnymi do nadużywania przemocy. Gdy w atmosferze panującej wokół przemocy maleją opory moralne, a chaos i broń w ręku daje poczucie bezkarności – żołnierz jest skłonny by traktować kobiety jako łup wojenny. Nawet dziś, nawet w tak profesjonalnych i zdyscyplinowanych siłach zbrojnych jak US Army, żołnierze mogą ulec tej pokusie. Świadczy o tym doskonale przykład sierżanta Paula Corteza, którego proces o gwałt i zabójstwo 14-letniej irackiej dziewczynki zakończył się kilka tygodni temu.

Od XVIII wieku gwałt był jednak w większości armii karany z wielką surowością, do kary śmierci włącznie. Nie wynikało to jednak ze współczucia dla kobiet, lecz potrzeb machiny wojennej. W sytuacji gdy zasadniczym celem było pokonanie sił zbrojnych przeciwnika i zajęcie jego terytorium, przemoc seksualna stawała się przeszkodą, gdyż zmniejszała siłę bojową wojsk. Z jednej strony jej tolerowanie obniżało dyscyplinę i skłaniało żołnierzy do maruderstwa, a z drugiej - zwiększało zagrożenie chorobami wenerycznymi.

W wojnach ery postzimnowojennej sytuacja się jednak zmieniła. Gwałtownie zmniejszyła się bowiem liczba konfliktów międzypaństwowych, a dominować zaczęły konflikty o wewnętrzne – o charakterze etnicznym lub religijnym. Wraz ze zmianą toczących walkę podmiotów nastąpiła (zwłaszcza w przypadku konfliktów toczonych w Trzecim Świecie) degeneracja sztuki prowadzenia wojny. Teraz ciężar walki spoczywa na niewielkich, lekko uzbrojonych, oddziałach – nie rzadko nieregularnych milicjach czy zwykłych bandach. Wielkie bitwy z udziałem tysięcy żołnierzy i masy ciężkiego sprzętu powoli odchodzą do przeszłości. W zasadzie nie ma już frontów i tylko z rzadka dochodzi do potyczek, co powoduje że siłą militarna obu stron nie zużywa się.
Jak pisze Herfried Münkler „bitwę zastąpiła masakra”. Przeciwnicy oszczędzają się bowiem wzajemnie a w zamian cała przemoc skierowana jest przeciw bezbronnej ludności cywilnej. W rezultacie stanowi ona zwykle około 80 procent ofiar każdego konfliktu zbrojnego…

Ta nowa sztuka prowadzenia wojny (a w zasadzie zanik sztuki) powoduje, że gwałt nie jest już zagrożeniem dla sprawności oddziałów bojowych. Skoro głównym celem ataku jest ludność cywilna to powstrzymywanie żołnierzy przed gwałtami staje się bezcelowe. Poza tym dyscypliny i tak nie ma kto egzekwować skoro jednym z głównych aktorów w nowych wojnach stały się nieregularne milicje i partyzantki, kierowane przez samozwańczych „Warlordów”. Podobnie jak dla starożytnych wojowników czy średniowiecznych zaciężnych „kompanii” kobiety stanowią dla nich łup wojenny.
Zresztą w  „upadłych” państwach Trzeciego Świata nawet tak zwane regularne armie, które oficjalnie bronią kraju, nie są zazwyczaj niczym innym jak bandą maruderów. Wojciech Jagielski w jednym ze swych reportaży z Konga opisuje charakterystyczny przypadek - dziewczyny zgwałconej przez żołnierzy armii rządowej, wysłanych aby bronili jej miasto przed atakami plemiennych milicji...

Niektórzy wiążą wzrost przemocy wobec kobiet z masowym udziałem w konfliktach zbrojnych tzw. „dzieci-żołnierzy”. Jak pisze Michael Ignatieff: „w większości tradycyjnych społeczeństw honor kojarzony jest z powściągliwością, a męskość z dyscypliną […] szczególna brutalność wojenna lat 90-tych odwołuje się do innego wzoru męskości – dzikiej seksualności dorastających mężczyzn”. Uzbrojeni i stojący ponad prawem mogą dać upust wszystkim swoim żądzom.
Ignatieff zwraca uwagę, że seksualne barbarzyństwo pojawia się najczęściej tam, gdzie społeczności o tradycyjnej surowej moralności seksualnej ulegają w wyniku wojny rozprężeniu i rozbiciu. Miejsce dotychczasowych zasad moralnych zajmuje więc ideologia  macho rodem z zachodnich filmów akcji. Wzorują się na niej młodociani żołnierze i ludzie  marginesu, których znakiem rozpoznawczym stały się kałasznikow i okulary przeciwsłoneczne. To ich ma na myśli dziennikarz „Gazety Wyborczej” pisząc o „tysiącach gnojków, którym pozwolono odegrać w prawdziwym życiu to wszystko, co wcześniej zobaczyli na przywożonych z Zachodu kasetach z pornosami i tzw. filmami akcji”.

Gwałcąc oszczędza się bomby

Masowych gwałtów nie można jednak sprowadzać wyłącznie do ekscesów zdemoralizowanego żołdactwa. Jak pisze Herfried Münkler: „strategię przemocy seksualnej  począwszy od dzikich masowych gwałtów aż po internowanie kobiet, które są systematycznie gwałcone, a następnie deportowane, lub będąc w ciąży pokazywane publicznie – można rozumieć jako próbę przeprowadzenia polityki czystek etnicznych na wielką skalę bez uciekania się do ludobójstwa. W ten sposób tworzy się system strachu, trwogi, przemocy i demoralizacji, który ma zmusić duże części ludności do „dobrowolnego” porzucenia swych domów w raz z dobytkiem i opuszczenia kraju swoich przodków z kilkoma raptem rzeczami”.

Kierownictwo polityczno-wojskowe walczących oddziałów nie przeciwdziała i nie karze więc przemocy seksualnej wobec kobiet, lecz wręcz ją nakazuje i organizuje. Gwałty są bowiem tańsze i skuteczniejsze od mordowania. Mają niejako w „białych rękawiczkach”, bez przyciągających uwagę mediów i obcych dyplomatów masowych zabójstw, zmusić obcą etnicznie lub religijnie ludność do opuszczenia zamieszkiwanych przez nią terenów. Temu służy praktyka szczególnego okrucieństwa w trakcie gwałtów (z okaleczaniem włącznie), a także praktyka gwałcenia kobiet w miejscach publicznych lub na oczach męża, ojca czy brata. Ma to stanowić dla nich wyraźne przesłanie – nie potraficie obronić „swoich” kobiet więc musicie wraz z nimi opuścić te ziemie.

Oprawcy osiągają swój cel także w inny sposób. Jak już wspominano wcześniej, w wielu społecznościach panuje bardzo surowa moralność seksualna, a gwałt traktuje się jako największą hańbę. Poprzez masowe gwałty nie tylko upokarza się społeczność, ale także trwale usuwa poza jej nawias zgwałcone kobiety. W ten sposób rozbija się wspólnotę społeczną, zrywa więzy rodzinne, przerywa ciągłość pokoleniową i zagraża zdolności do reprodukcji.

Gwałt to ekonomia wojny” pisze Münkler wskazując, że przemoc skierowana przeciwko ludności cywilnej staję się obecnie przede wszystkim przemocą wobec kobiet. Jego zdaniem można wręcz zaryzykować tezę, że celem ataku nie są już uzbrojone organy władzy państwowej ale reprezentowana przez kobietę kulturowo-etniczna tożsamość i gwarantowana przez nią zdolność wspólnoty do reprodukcji.

Zamiast zakończenia

Na sam koniec wypadałoby napisać coś pokrzepiającego lub przedstawić drogę do wyjścia z kryzysu. Niestety jedno i drugie jest raczej niemożliwe. Przemoc seksualną stosuje się wobec kobiet dlatego, że się ona opłaca i nie koliduje ze strategią wojenną w wielu współczesnych konfliktach. Dopóki to się nie zmieni trudno by przywódcy polityczni i wojskowi wzięli w  ryzy swych żołnierzy. Nie odstraszą ich również kary, gdyż międzynarodowa sprawiedliwość już w poważniejszych sprawach wykazała się impotencją. Trybunały ds. b. Jugosławii i Rwandy traktują co prawda masowe gwałty jako zbrodnie przeciwko ludzkości, lecz kilkanaście wyroków skazujących jest niczym gdy weźmie się pod uwagę, że tysiące sprawców wciąż przebywa na wolności. Jedynym skutecznym środkiem byłoby wygaszenie konfliktów zbrojnych na całym świecie i skuteczne zapobieganie im w przyszłości. Do tego jednak daleka droga, a kto wie czy do tej szczególnej stacji końcowej w ogóle da się dojechać…

W napisaniu tego tekstu szczególnie pomocna była mi książka:
Herfried Münkler: „Wojny naszych czasów

Oraz artykuły:
Janet M. Eaton: „War and Rape: a digest of referenced articles”, www.peace.ca
Aleksander Kaczorowski: „Przypadkowi mordercy”, Gazeta Wyborcza, 4.07.2006
Rod Nordland: „More Vicious Than Rape”, Newsweek, 13.11.2006
Valerie Oosterveld: „When women are the spoils of war

Źródła internetowe:
www.msf.org (oficjalna strona „Lekarzy bez granic”)
www.hrw.org (oficjalna strona „Human Rights Watch”)
www.etan.org (oficjalna strona „The East Timor and Indonesia Action Network”)