Macedonia/ Fiasko referendum, odnowa konfliktu z Grecją
Z uwagi na niską frekwencję za nieważne uznano referendum przeprowadzone w minioną niedzielę w Macedonii. Głosowanie odbyło się z inicjatywy opozycji, która nie chce dopuścić do wprowadzenia korzystnych dla miejscowych Albańczyków zmian w organizacji terytorialnej kraju. Ostatecznie, chociaż więc większość z 26,2 proc. głosujących mieszkańców Macedonii wypowiedziała się przeciwko reformie terytorialnej państwa, zmiany będą kontynuowane, gdyż zgodnie z miejscowym prawem (zresztą podobnie jak od niedawna w Polsce), by referendum było ważne, musiałaby wziąć w nim udział ponad połowa dorosłych obywateli.
Niska frekwencja w niedzielnym głosowaniu była spowodowana przede wszystkim apelem partii albańskich, które wezwały do bojkotu głosowania przez mniejszość albańską, stanowiącą ponad 20 proc. ludności kraju . Z drugiej strony nie głosowało również wielu Macedończyków - stosowny apel w tej sprawie wystosowali rządzący socjaldemokraci. Co ciekawe, do bojkotu głosowania wezwały też Stany Zjednoczone, Unia Europejska i NATO.
Część obserwatorów jest zdania, że wielu niezdecydowanych mieszkańców Macedonii głosowało (lub po prostu nie głosowało) zgodnie z zaleceniem rządu pod wpływem decyzji administracji George’a W. Busha, która w zeszłym tygodniu - wbrew stanowisku Grecji - niespodziewanie uznała nazwę państwa w brzmieniu "Republika Macedonii" (nazwy używa tylko kilka państw - m.in. Turcja, Rosja i Chiny). Tymczasem Macedonia funkcjonowała dotąd (od 1993 r.) pod nazwą "Była Jugosłowiańska Republika Macedonii" - FYROM (Former Yugoslavia Republic of Macedonia); pod tą nazwą przyjęto ją do ONZ - na tym forum trwały też od 9 lat negocjacje w sprawie sporu o termin „Macedonia” między Macedonią i Grecją; ostatnio oba kraje nastawiały się na wznowienie tego dialogu. Grecka Macedonia jest mianowicie graniczącą z FYROM-em prowincją tego państwa. Decyzja władz w Waszyngtonie jest więc ewidentnym uderzeniem w debatę prowadzoną w ramach ONZ. Tej sytuacji „posmaku” dodaje fakt, że przedstawiciele administracji USA otwarcie przyznają, iż o uznaniu określenia "Republika Macedonii" sprzyjał fakt, że kraj ten uczestniczy (w liczbie 32 żołnierzy) w „Koalicji chętnych” w Iraku - Grecja nie bierze udziału w tym przedsięwzięciu. Bezpośrednim skutkiem decyzji władz USA jest więc powstanie kolejnego napięcia na linii Macedonia-Grecja. Poprzednie miało miejsce - przypomnijmy - zwłaszcza w 1994 r., gdy Grecja (obecnie największy inwestor w Macedonii) z powodu spornej nazwy wprowadziła roczne embargo na handel z sąsiednim krajem, niemal doszczętnie niszcząc w ten sposób jego gospodarkę; ówczesny spór zakończono m.in. wymianą przez FYROM używanego wcześniej godła narodowego. Po ostatniej decyzji USA konflikt między państwami znowu narasta; wiadomo np., że zgodnie z najnowszymi danymi już 85 proc. mieszkańców Grecji żąda od swojego rządu zablokowania wejścia Macedonii do UE - odpowiedni sondaż opublikował we wtorek ośrodek badań Kapa Research.
Co jednak w praktyce oznacza fiasko niedzielnego referendum? Zgodnie z nową ustawą o podziale administracyjnym we wszystkich gminach, w których Albańczycy stanowią w Macedonii co najmniej 20 proc. mieszkańców, albański staje się drugim językiem urzędowym, zaś zatrudnienie w administracji powinno odpowiadać proporcjom etnicznym. Zdaniem „wygranej-przegranej” opozycji (wygranej z racji na wynik, przegranej z racji na frekwencję i brak wiążącej siły prawnej referendum) powyższe rozwiązania grożą „albanizacją Macedonii” i/lub rozpadem państwa na część albańską i macedońską.
/Dziennik Polski, Junge Welt, Rzeczpospolita, Tirol Online, in./