Adam Lelonek: Banks, drugs and rock&roll czyli słowo o HSBC
Zamiast tego, HSBC ogłosił na początku grudnia, że zgodzi się zapłacić 1,92 mld dolarów, oczywiście jak już było to praktykowane w przeszłości – na zasadzie ugody. Z tej kwoty 1,25 mld USD to faktyczna kara, którą wpłaci on na rachunek Federalnego Sądu Dystryktowego w Brooklynie (Federal District Court in Brooklyn). 500 mln USD wypłacone będzie do Biura Kontrolera Waluty (the Office of the Comptroller of the Currency, OCC), jako część kary cywilnej. Rezerwa Federalna natomiast otrzymać ma 165 mln USD, także w ramach kary z powództwa cywilnego (http://dealbook.nytimes.com/2012/12/11/hsbc-to-pay-record-fine-to-settle-money-laundering-charges/).
Czy jest to właściwa formuła postępowania, biorąc pod uwagę fakt, że brytyjski gigant oskarżany jest o transfer miliarda USD do Iranu, pranie „brudnych” pieniędzy meksykańskich kartelów narkotykowych czy wreszcie o pomoc w transferach środków z banków Arabii Saudyjskiej, które pokrywały działalność organizacji terrorystycznych?
Prezes HSBC, Stuart T. Gulliver, w oficjalnym oświadczeniu powiedział: „akceptujemy odpowiedzialność za nasze wcześniejsze błędy. Jesteśmy oddani ochronie integralności globalnego systemu finansowego. W związku z tym, będziemy kontynuować bliską współpracę z rządami i organami kontrolnymi na całym świecie”. No łza się w oku kręci.
New York Times pisze o zwycięstwie rządu, przejawiającym się chyba jedynie tym, że sprawa istotnie została załatwiona na końcowym etapie szybko – co zdaje się być całkiem zabawne, skoro obu stronom zależało na czasie, a jedna z nich była praktycznie „pod ścianą”. Na szczęście dziennikarze dostrzegają również nowy problem z instytucjami finansowymi. Mieliśmy już „zbyt wielkich by upaść”, a teraz pojawia się jeszcze nowa kategoria – „zbyt wielcy by zostać oskarżeni”. Jeden z dziennikarzy NY Times’a pisze też o „zbyt wielkich by pójść do więzienia” („too big to fail is too big to jail”; http://www.nytimes.com/2012/12/12/opinion/hsbc-too-big-to-indict.html?_r=1&). Czy od 2008 roku organy kontrolne niczego się nie nauczyły? Obawa, że jedna instytucja może zachwiać światowy system finansowy, świadczy o tragedii nie tylko procesu globalizacji jako takiego, ale całej branży, która zdaje się być bardziej kolosem na glinianych nogach. Przy czym zakup gliny pokryty został przez meksykańską czy jeszcze inną mafię.
Jeszcze podczas wakacyjnych przesłuchań przed amerykańskim Kongresem okazało się, że Biuro Kontrolera Waluty już w 2010 roku odkryło poważne braki w dziedzinie zabezpieczeń od procederu prania pieniędzy. Wśród nich było stwierdzonych 60 bln dolarów w niejasnych transakcjach (!!!) oraz 17 tys. kont bankowych, na których stwierdzono potencjalnie podejrzane aktywności. Oczywiście nie zostało to zbadane, a instytucje kontrolne nie zdecydowały się nawet na grzywnę.
Biorąc pod uwagę ogromną liczbę regulacji międzynarodowych systemu bankowego, m.in. przepis o konieczności zgłaszania przez bank do odpowiednich organów każdej transakcji powyżej 10 tys. USD oraz wszelkich innych podejrzanych przedsięwzięć, można z całą pewnością powiedzieć, że nie tylko bank zawiódł. Mając twarde dowody w tak poważnej sprawie, zamiast podjąć w końcu odważną decyzję, aby osoby „bawiące” się w bank pieniędzmi podatników poniosły po raz pierwszy karne konsekwencje, politycy i urzędnicy debatowali przez dłuższy czas o tym, jak nie spowodować szkody na reputacji banku, który pomaga prać pieniądze kartelom narkotykowym. To nie ma nic wspólnego z kapitalizmem. Mało tego – prawem, logiką, odpowiedzialnością społeczną, a nawet zdrowym rozsądkiem.
W artykule „Za duży by zostać oskarżonym” (Too Big to Indict, http://www.nytimes.com/2012/12/12/opinion/hsbc-too-big-to-indict.html?_r=1&), pada stwierdzenie, że „nie ma wątpliwości, że nieprawidłowości w HSBC były poważne i wszechobecne. Kilka zagranicznych banków zostało ukaranych grzywnami na przestrzeni ostatnich lat za lekceważenie sankcji USA za transfer pieniędzy poprzez amerykańskie filie w imieniu klientów z krajów takich, jak: Iran, Sudan czy Kuba. Działania HSBC były nawet bardziej skandaliczne”. Potwierdza to bezsprzecznie fakt, że pomimo coraz lepszej wykrywalności, banki wiedząc, że są bezpieczne, decydują się w bezczelny sposób na poświęcenie niewielkiego procenta zysków, nie rezygnując z intratnych, lecz jednocześnie nielegalnych przedsięwzięć.
Publiczne stwierdzenie, że po tej „wpadce” HSBC musi wzmocnić wewnętrzną kontrolę i „trzymać się z daleka od kłopotów” przez następne 5 lat ośmiesza amerykański system prawny. Powołany został także niezależny audytor, który kontrolować ma postęp banku w dziedzinie wzmacniania owej międzynarodowej kontroli, którego zadaniem będzie także sporządzanie regularnych ocen z postępów firmy. Trudno powstrzymać się od złośliwych komentarzy – to nie jest nawet profilaktyka. Na pewno inne banki wezmą sobie tą „brutalną lekcję” do serca…
Ale żeby to był koniec. Zarząd HSBC ma na swoim koncie znacznie więcej. Amerykański Senat, po serii przesłuchań, stworzył raport, który mówi o tym, że w latach 2000-2009 bank zaangażowany był w transakcje prania pieniędzy, jednak były one zaliczone do kategorii niskiego ryzyka. Oprócz tego, jeden z członków zarządu, już po ujawnieniu skali problemu, jak podaje jeden z raportów kongresu, próbował argumentować, że nie HSBC nie może przestać współpracować z saudyjskim Al Rajhi Bank, który w sposób oficjalny wspierał Al-Kaidę (http://dealbook.nytimes.com/2012/12/10/hsbc-said-to-near-1-9-billion-settlement-over-money-laundering/). Na przestrzeni wspomnianych 9 lat, stwierdzono operacje, które opiewają na sumę 7 mld USD, a które organy ścigania przypisują przelewom zysków z handlu narkotykami. Nie zapominając o fakcie, że może to być jedynie oficjalny wierzchołek góry lodowej, a podobna działalność banku miała przemyślany i permanentny charakter, to kara w wysokości niecałej jednej trzeciej tej kwoty stawia w kłopotliwej sytuacji nawet finansowanych przez banki komentatorów i „ekspertów”.
Można rozpisywać się na temat tego, czy jest to prawdziwe oblicze XXI wieku, czy to kwestia „upadania” kapitalizmu lub systemowa dysfunkcjonalność wolnego rynku. Zapewne socjaliści czy marksiści będą mogli dopisać parę argumentów o wyższości socjalizmu nad „zgniłą ideologią wyzyskiwaczy i burżuazji”. Jednak zamiast zajmować czas antenowy tysięcy programów na całym świecie czy rozpisywać się na setki stron czy zawodzi ideologia, system czy logika, można pokusić się o stwierdzenie wprost – chciwość i zachłanność ludzka są bez dna w każdym systemie, w każdym społeczeństwie i pod każdą szerokością geograficzną. W tym akurat aspekcie ludzkość jest prawdziwie jedną globalną wioską. Podobnie jest z obietnicami przedwyborczymi, dbaniem o interes każdego obywatela czy patrzeniem w trochę dłużej perspektywie niż kolejna, potencjalna kadencja.
Pozostaje tylko pytanie, po co powoływać i opłacać instytucje kontrolne oraz polityków, którzy nie potrafią ukarać kogoś przyłapanego na gorącym uczynku, jeśli w grę wchodzą miliardy – bo przecież zwykły obywatel stanie przed sądem nawet w takiej sytuacji, gdzie koszt postępowania będzie droższy, niż kwota, o której kradzież jest oskarżany lub ta, wynikająca z wyrządzonej szkody. Banki natomiast „tworzą rynek”. Dobrym przykładem rosnącej „absurdalności skali” może tu być sprawa kalifornijskiej biolog morskiej, w głośnej sprawie ze stycznia bieżącego roku (http://news.yahoo.com/blogs/sideshow/marine-biologist-could-20-years-prison-feeding-whales-192317791.html), która za nieudowodnione jej dokarmianie orek stoi w obliczu kary 20 lat pozbawienia wolności i grzywny w wysokości 0,5 mln dolarów. Natura jest faktycznie ważna, ale chyba nie aż tak, żeby chronić „naturalnych” oszustów i złodziei – oni raczej nigdy nie wyginą…