Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Polityka jądrowa Baracka Obamy - czy rzeczywiście "zmiana"?


19 kwiecień 2010
A A A

Nuclear Security Summit (NSS), szczyt poświęcony bezpieczeństwu jądrowemu w Waszyngtonie, tygodnik „Time” określił jako „największe zgromadzenie przywódców państw na amerykańskiej ziemi od czasów założenia ONZ”.
To niewątpliwe osiągnięcie prezydenta Baracka Obamy: w szczycie, który odbywał się w dniach 12-13 kwietnia, wzięły udział delegacje z 47 państw, w tym 38 z nich – pod przewodnictwem głowy państwa.

Na krótko przed szczytem administracja Obamy opublikowała Nuclear Posture Review (NPR), opisujący nową strategię jądrową USA. Miał on być przełożeniem na formę dokumentu przedstawioną w zeszłym roku w Pradze przez Baracka Obamę ideę „zakończenia myślenia zimnowojennego” i „poprowadzenia świata ku światu wolnemu od broni jądrowej”.
 
Tymczasem NPR to dokument, jakkolwiek zapowiadający zmianę w stosunku do polityki jądrowej George’a W. Busha, to jednak na pewno nie zmianę rewolucyjną. Widać jednak, że nowa strategia jądrowa ma określony cel: zmniejszenie znaczenia broni jądrowej w stosunkach między państwami: istotnie, co potwierdził później waszyngtoński szczyt – nastąpiło przesunięcie tej tematyki na problem nuklearnego terroryzmu i dysponowania bronią jądrową przez aktorów pozapaństwowych, działających transnarodowo. Zagrożenie budzi zarówno pozyskanie przez nich broni w celu wykorzystania przeciwko któremuś z państw, jak i wystąpienie w roli pośrednika proliferacji broni jądrowej na terytoria państw, które tej broni nie posiadają.

NPR zakłada ograniczenie użycia broni jądrowej w stosunku do państw, które postępują zgodnie z układem o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Non-Proliferation Treaty – NPT). Nie dotyczy to więc państw rozwijających programy broni jądrowej niezgodnie z prawem międzynarodowym, szczególnie chodzi tu o Iran i Koreę Północną.

George Schulz, sekretarz stanu za prezydentury Ronalda Reagana, porównał na łamach „Wall Street Journal” strategię przyjętą przez prezydenta Obamę do tej realizowanej przez Ronalda Reagana. Chodzi o ostateczny cel:  świat wolny od broni jądrowej, przy jednoczesnym zachowaniem zdolności do uderzenia. Ta, jak pisze Schulz, pozornie sprzeczna strategia, ma głęboki sens: wyrzeczenie się możliwości użycia broni jądrowej (czy nawet – tzw. pierwszego uderzenia) byłoby ze strony Stanów Zjednoczonych lekkomyślnością.

Warto zauważyć jednak, że Obama – jako prawnik – konstytucjonalista – idąc na pewne ustępstwa, przedstawia jasny zestaw warunków, które muszą spełniać, by nie czuć się narażone na atak jądrowy ze strony USA. Warunki te to po prostu NPT.
Jak przyznali w wywiadzie telewizyjnym zarówno Hillary Clinton, jak i Robet Gates,
Stany Zjednoczone utrzymają swoją zdolność do odstraszania i obrony zarówno siebie, jak i swoich sojuszników. Nie zostaną też obcięte środki budżetowe na programy modernizacyjne broni jądrowej ( w tym roku 5 miliardów dolarów), chociaż – jak podkreśliła Clinton, właśnie na modernizację zapasów głowic nuklearnych, a nie na produkowanie nowych, kładzie nacisk nowa strategia.
„Program modernizacji sprawi, że nowe pociski będą lepsze, bardziej celne, bezpieczniejsze” – mówił Robert Gates.  Nie chodzi o rozbudowę arsenału jądrowego przez rozbudowę ilościową, lecz o poprawę funkcjonowania i skuteczności istniejącej broni.

Wypowiedzi Gatesa, Clinton, Schulza, czy w końcu – samego Baracka Obamy, świadczą o tym , że „świat wolny od broni jądrowej” jest celem, do którego trzeba dążyć przede wszystkim konsekwentnie, swego rodzaju nadrzędną doktryną – w odróżnieniu od ideałów czy wartości, łatwiej przekładalną  na konkretne etapy, plany działania, i mającą silną podbudowę w autentycznych interesach. Ów realistyczny wymiar polityki jądrowej Baracka Obamy na pewno nie spodoba się organizacjom wzywającym do natychmiastowego rozbrojenia.
„Nie jestem naiwny” – mówił w zeszłym roku w Pradze Barack Obama – „ten cel [świat wolny od broni jądrowej] nie zostanie osiągnięty szybko – może nawet nie za mojego życia. Jego realizacja wymaga cierpliwości i wytrwałości”.

Najbardziej zauważalna zmiana w stosunku do strategii z czasów George’a W. Busha, polega więc nie na realnych, rewolucyjnych działaniach, lecz na…zmianie narracji przedstawiania problemu proliferacji broni jądrowej. Wskazując na zagrożenie jądrowym terroryzmem, Obama nie uderza w paniczne tony wobec terroryzmu „konwencjonalnego” (czego przykładem była wyważona reakcja na próbę zamachu z 25 grudnia zeszłego roku na pokładzie samolotu lecącego do Detroit).
 
George W. Bush pozycjonował broń jądrową jako środek odstraszania od wszelkiego niebezpieczeństwa, Barack Obama traktuje broń jądrową jako wymierzoną w „niegodziwych”: terrorystów i państwa, które nie działają według zasad – zgodnie z prawem międzynarodowym.

Zmiana narracyjna  polityki jądrowej Stanów Zjednoczonych to nie tylko firmowy znak Obamy, lecz „wiadomość do Iranu i Korei Północnej” , jak ujawnił Robert Gates. Przywódcy tych dwóch państw, na podstawie dokumentu, mają dojść do wniosku, że działania sprzeczne z prawem międzynarodowym po prostu im się nie opłacają.

Jakkolwiek jednak, w odniesieniu do Korei Północnej i Iranu, umiędzynarodowienie problemu ich broni jądrowej, zaczęło się już za prezydentury George’a W. Busha, a działania administracji Obamy – w tym szczyt w Waszyngtonie – to naturalna kontynuacja.

Z bardziej wymiernych sukcesów waszyngtońskiego szczytu jądrowego możemy odnotować zgodę Ukrainy na pozbycie się zapasów wysoko wzbogaconego uranu, będącego materiałem do produkcji broni jądrowej. Podobne zobowiązania podjęły Meksyk, Chile, Kazachstan, Wietnam i Kanada. USA i Rosja także zapowiedziały utylizację 34 ton wzbogaconego uranu (obiecały to już w 2000 roku, ale do dziś nie zrealizowały).

Nie osiągnięto natomiast wiążącego porozumienia w sprawie Iranu. Owszem, Chiny i Rosja zgodziły się na prowadzenie dalszych rozmów a propos sankcji, które – nałożone na Teheran – w końcu okażą się skuteczne. Jak zauważył jednak Max Fisher,  komentator „The Atlantic”, nie tylko sankcje gospodarcze będą komunikatem dla Iranu: także „wiarygodna groźba ich zastosowania”, czy szerzej – konsensus dotyczący tego, że nie można dłużej patrzeć przez palce na poczynania Teheranu, będą dla prezydenta Ahmadineżada i jego otoczenia odpowiednio czytelne.

Chociaż samo spotkanie w Waszyngtonie nie sprawiło, że świat automatycznie stał się bezpieczniejszy, to w połączeniu z nową strategią i układem START z Rosją, Stany Zjednoczone wyraźnie zarysowały pewną zmianę polityki jądrowej – opartą na jasnych zasadach gry. Za to nagrodę dostał też Barack Obama – pokojowego Nobla niczym nagrodę fair play.